Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tommy Oliver. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tommy Oliver. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 16 stycznia 2014

Dziesiątka w czerwieni

fragment grafiki autorstwa Davida Rapozy, całość tutaj.

Po dłuższej przerwie powracam do swojego nieformalnego cyklu notek tyczących się popkulturowej archeologii. W dzisiejszym odcinku porozmawiamy o Forever Redbodaj najważniejszym odcinku w historii serialu Power Rangers. Forever Red jest dla fanów Power Rangers tym, czym The Day of the Doctor dla fanów Doctor Who. Nakręcono go z okazji dziesięciolecia marki i był bodaj najbardziej skomplikowanym przedsięwzięciem, jakiego podjęła się ekipa produkcyjna. I choć ostatecznie powstał materiał absolutnie niesamowity, to po drodze twórcy trafili na tyle turbulencji, że samo zaistnienie tego odcinka należy rozpatrywać w kategoriach cudu. Ale po kolei.

Forever Red to trzydziesty czwarty odcinek serii Power Rangers: Wild Force, fabularna samostójka, zupełnie oderwana od głównego wątku Wild Force. Epizod opowiada o doraźnie powołanej drużynie Power Rangers składającej się tylko i wyłącznie z Czerwonych Wojowników – praktycznie wszystkich Czerwonych Wojowników, jacy do tamtego czasu zagościli na ekranie. Są to, odpowiednio: Jason (oryginalny Czerwony Wojownik z Mighty Morphin Power Rangers), Aurico (kosmita z Aquitaru, jego drużyna pojawiła się pod koniec Mighty Morphin Power Rangers, gdy czasowo zastępowała głównych bohaterów podczas ich wyprawy w poszukiwaniu odłamków Kryształu Zeo – serial na moment przybrał wtedy tytuł Mighty Morhpin Alien Rangers. Później przewijali się aż do końca Ery Zordona), Tommy (Czerwony Zeo Ranger z Power Rangers: Zeo, poza tym znany jako zielony wojownik... a zresztą, nie muszę go chyba przedstawiać), T.J. (następca Tommy’ego po jego odejściu z drużyny w Power Rangers: Turbo), Andros (Czerwony Wojownik z Power Rangers: In Space), Leo (Wojownik z serii Power Rangers: Lost Galaxy), Carter (seria Power Rangers: Lightspeed Rescue), Wesley (Czerwony Wojownik z Power Rangers: Time Force), Eric (Quantum Ranger również z Power Rangers: Time Force, zaliczony na poczet Czerwonych Wojowników ze względu na barwę swojego kostiumu – choć ta klasyfikacja budzi w środowisku fanów pewne kontrowersje) oraz Cole (Power Rangers: Wild Force). Konia z rzędem osobie, która kojarzy więcej, niż trzech-czterech z powyższej wyliczanki.

Fabuła nie jest ani specjalnie odkrywcza, ani specjalnie zaskakująca – zwyczajnie nie ma czasu na żadne bizantyjskie intrygi. Andros odkrywa na ziemskim Księżycu wykopaliska mające na celu wydobycie z jego powierzchni Serpentery – gigantycznego zorda należącego onegdaj do Lorda Zedda. Wykopaliska prowadzone są przez niedobitki Mechanicznego Imperium, którym dowodzi piątka generałów w kostiumach kojarzących się z bohaterami innego serialu wyprodukowanego przez Saban – Big Bad Beetleborgs. Saban w ogóle wyprodukował całkiem sporo campowych seriali stworzonych na bazie azjatyckich (głównie japońskich) produkcji i większość z nich – Power Rangers, Masked Raider, Ninja Turtles: The Next Mutation – rozgrywała się w jednym uniwersum. Dzięki temu mogliśmy na przykład w Power Rangers: In Space zobaczyć… Wojownicze Żółwie Ninja. Inna sprawa, że wyjąwszy Power Rangers, żadna z tych produkcji nie odniosła zbyt wielkiego sukcesu i większość z nich spotkało szybkie anulowanie (notabene –wszystkie sabanowskie seriale zostały w Polsce wyemitowane przez Fox Kids pospołu z Polsatem), zaś kostiumy pozyskane na ich potrzeby wykorzystano w Power Rangers. Tak też się stało z Beetleborgami, których mundury wcześniej mignęły w kilku momentach Power Rangers: In Space, a w niniejszym odcinku posłużyły jako reprezentacja piątki potężnych generałów. Wracając do fabuły Forever Red – Andros zawiadamia Tommy’ego o posunięciach Imperium, po czym obaj rekrutują wszystkich dostępnych Czerwonych Wojowników. Używając Astro Megaship Mark II (Mark I używali Wojownicy z serialu Power Rangers: In Space) dostali się na Księżyc i tam pogonili kota niedobitkom Imperium oraz zniszczyli Serpenterę. I tyle.

Aż tyle. Zobaczenie dziesięciu Wojowników walczących ramię w ramię… jej, to było po prostu coś niesamowitego. Szczególnie, że same sekwencje walk wyreżyserowane i skomponowane były po prostu mistrzowsko – najpierw walka z mięsem armatnim (mechanicznymi odpowiednikami znanych i lubianych kitowców), w której, co ciekawe, wojownicy walczyli bez kostiumów. Nie było zatem żadnej lipy, żadnych dublerów czy kaskaderów wpakowanych w kostiumy – wszyscy nasi ulubieńcy dali popis swoich umiejętności. Należy to docenić, ponieważ tak mniej-więcej od czasu Power Rangers: In Space w serialu było coraz mniej walk „w cywilu”. Później, już po transformacji, bohaterowie podzielili się w pary – jeden Wojownik z Ery Zordona i jeden z któregoś z nowszych sezonów – i każdy duet wziął na siebie jednego z generałów. Walki były po prostu znakomite – pełne smaczków, efektownych obrotów kamery, bullet time’ów, kaskaderskich popisów… trafiło się nawet ujęcie jakby żywcem wyjęte z 300, kiedy dwóch Wojowników ukazywanych na przemian w spowolnieniu i przyspieszeniu. Chyba już wiem, skąd Snyder wziął patent na takie ukazanie walki (Forever Red wyemitowany został w 2002 roku, cztery lata przed 300). Ogląda się to znakomicie. Czy całość jest campowa, umowna i momentami wieje sztucznością? No jasne! Ale nie przeszkadza to odcinkowi w byciu bardzo spektakularnym wizualnie i po prostu świetnie nakręconym.

Świetnie wyszły też interakcje pomiędzy bohaterami. Widać, że w misji uczestniczą najlepsi z najlepszych – prawdziwi weterani zaprawieni w bojach, żywe legendy (takie jak Tommy, Jason i Andros), doświadczeni w niezliczonych bojach. Sposób, w jaki się do siebie odnoszą – z humorem, dystansem, ale też profesjonalizmem – pokazuje, jakimi są kozakami. Oni wiedzą, że są dobrzy i że są odpowiednimi ludźmi w odpowiednim miejscu. Robią olbrzymie wrażenie na Cole’u, najmłodszym z Czerwonych Wojowników, który jest dumny z faktu, iż przyszło mu stanąć ramię w ramię z najlepszymi. Sam proces przedstawiania kolejnych Czerwonych Wojowników jest przeprowadzony po prostu mistrzowsko – bohaterowie pojawiają się po kolei, każdy ma kilka fajnych kwestii, dochodzi do paru ciekawych interakcji… Kiedy pojawił się Jason i Tommy, niejednemu dzieciakowi wychowanemu w latach dziewięćdziesiątych serce zabiło szybciej. Podobnie jak pożegnanie po wykonanej misji – rozluźnieni bohaterowie przerzucają się dowcipnymi tekstami i podśmiewają z Tommy’ego oraz z samych siebie. To po prostu czysta radość widzieć ich wszystkich razem, współdziałających, współwalczących i współżartujących.

Ale to nie wszystko. Kolejnym smaczkiem są gościnne występy. I nie piszę tu tylko o Czerwonych Wojownikach – to byłoby raczej oczywiste – ale także kilku członkach obsady wcześniejszych sezonów, którzy w tym epizodzie podkładali głosy pod generałów odradzającego się Imperium Maszyn. Byli to Walter Jones (Zach, Czarny Wojownik z Mighty Morphin Power Rangers), Catherine Sutherland (Kat, następczyni Kimberly w roli Różowej Wojowniczki w Mighty Morphin Power Rangers) oraz Archie Kao (Kai, Niebieski Wojownik z Power Raners: Lost Galaxy). Nie ukrywam, że chętniej zobaczyłbym na ekranie Zacha, Kat i Kaia, ale dobre i to. Swoją obecnością odcinek uświetnili również Mięśniak i Czacha, w krótkiej scenie, w której wspominają dawne przygody. Powraca też Alpha – w nowej wersji, pod którą głos podkłada Richard Steven Horvitz, ten sam aktor, który dubbingował oryginalnego Alphę w pierwszych sezonach serialu.

Oczywiście, odcinek ten nie był bez wad. Zabrakło jednego Czerwonego Wojownika – Rocky’ego. W sumie przez przypadek – aktor odtwarzający tę rolę w czasie nagrywania zdjęć był w trakcie przeprowadzki i doszło do urwania się kontaktu w kluczowym momencie produkcji. Ostatecznie Rocky wypadł z ostatecznej wersji scenariusza, choć przewidziano jego występ w Forever Red. Co prawda tylko jako lokaj (!) Jasona, ale zawsze. Aktor odtwarzający rolę Aurico również nie był osiągalny, dlatego ten bohater nigdy nie jest pokazany bez kostiumu – zaś jego kwestie zdubbingowane się przez innego aktora. Mało brakowało, a Leo (Power Rangers: Lost Galaxy) również nie pokazałby się w Forever Red – na szczęście sceny z nim udało się nagrać nieco później, w postprodukcji, i wmontować je w odcinek – choć w kilku momentach ewidentnie widać szwy. Odcinek cierpi też na continuity errory – i to dość liczne. Choćby kwestia, skąd wzięła się Serpentera na Księżycu. Albo Tommy, który wspomina, że to Power Rangers zniszczyli Imperium Maszyn, Tak naprawdę zrobili to Rita i Zedd, choć oczywiście Wojownicy plątali się w tym czasie na arenie zdarzeń – ale nie odegrali w nich kluczowej roli. Zastanawia fakt, w jaki sposób niektórzy Wojownicy odzyskali utracone wcześniej moce – Jason oddał swoją Monetę Rocky’emu, który z kolei oddał ją Rito Revoltowi, tym samym tracąc ją bezpowrotnie. T.J. stracił moc w finałowej walce w serii Power Rangers: Turbo. Wprawdzie kontynuował swoją karierę Rangera w Power Rangers: In Space, ale już jako Niebieski Wojownik, czerpiąc moce z innego źródła. Oba przypadki mają swoje wyjaśnienia. W kwestii Jasona w grę wchodzi komiks wydany przez Marvela komiks z serii Power Rangers: Ninja Rangers, w którym Jason walczy ze złą inkarnacją Wojowników i przejmuje Monetę Mocy złej wersji Czerwonego Wojownika, choć kanoniczność komiksów jest w najlepszym wypadku dyskusyjna. T.J. z kolei mógł odzyskać swoje moce tak, jak zrobił to Justin w odcinku  True Blue to the Rescue – dostać je od swojego samochodu, z którego korzystał jako Turbo Ranger. Tommy też niby stracił moc Zeo, ale w niejasnych okolicznościach i nigdy nie pokazane to było na ekranie – jedynie w domniemaniu. W ogóle, kwestionowanie logiki Power Rangers nie za bardzo ma sens. To trzeba po prostu łyknąć i cieszyć się, że tak wspaniale smakuje.

Ten odcinek był po prostu znakomity. Ale mało brakowało, by w ogóle się nie ukazał. Widzicie, sezon Power Rangers: Wild Force był ostatnim tworzonym przez Saban – w trakcie jego produkcji serial został przejęty przez Disney’a, który miał własny pomysł na rozwój marki. W organizacyjnym burdelu, jakiemu towarzyszył transfer, bardzo trudno było przeprowadzić tak złożone logistycznie przedsięwzięcie, jak rocznicowy odcinek z tyloma gościnnymi występami. Szczególnie, że tego typu crossovery były dla producentów bardzo kosztowne – najczęściej trzeba było nakręcić własne sceny walk (bo nie dało się ich podkraść z sentajów), zapłacić starym aktorom, dać trochę większy budżet na efekty specjalne i dekoracje… Generalnie, masa kosztownej roboty. A Disney dał się w tym przypadku poznać jako niesamowita kutwa – dość rzec, że produkowane przez niego sezony były robione totalnie po kosztach. Przeniesiono produkcję do Nowej Zelandii (tak było taniej), silniej opierano fabuły na sentajach (żeby więcej móc z nich wykroić), na chwilę zrezygnowano z corssoverów (bo drogie). Na niekorzyść Power Rangers: Wild Force przemawiał fakt, że ten sezon miał już swojego crossa (z ekipą z Time Force).Ostatecznie ekipie produkcyjnej udało się wysępić budżet na jeden dwudziestominutowy odcinek. Mało – zwykłe crossovery były zazwyczaj dwuodcinkowe, by dać historii czas na więcej ciekawych momentów i odpowiednio wyeksponować „drużynę gości”. W tym wypadku scenarzyści musieli znacznie okroić materiał – wyleciało dużo fajnych scen rozwijających relacje pomiędzy bohaterami i łatających dziury w fabule. Planowano też epicką walkę dziesięciu Megazordów z Serpenterą, ale ostatecznie nie wystarczyło na to ani czasu, ani budżetu. Żeby w ogóle jakoś zakończyć ten odcinek, twórcy musieli zwrócić się o zapomogę do firmy zabawkarskiej Bandai – bez tego nie byliby w stanie wynająć ekipy od animacji 3D (poprzednią sparaliżowała przeprowadzana w międzyczasie restrukturyzacja ekipy produkcyjnej) koniecznej do stworzenia finałowej sceny. Bandai postawiło warunek – da kasę, jeśli w epizodzie pojawi się ich nowa zabawka, którą ów odcinek wypromuje. Twórcy ostatecznie się zgodzili, co niekoniecznie było najszczęśliwszym pomysłem, ponieważ największy i najpotężniejszy zord w historii serialu został rozwalony przez latający motocykl… który w dodatku z piskiem opon hamuje w kosmicznej próżni. Powtarzajcie za mną: Nigdy nie kwestionujemy logiki w Power Rangers. Nigdy nie kwestionujemy logiki w Power Rangers. Nigdy… Poza tym, wygenerowana w trójwymiarze Serpentera wyglądała po prostu paskudnie. W ogóle nie przypominała tego straszliwego wężowatego smoka z pierwszych sezonów serialu, miała niewłaściwy kolor i była znacznie, znacznie mniejsza. Finał odcinka jest jedynym rozczarowaniem tego epizodu.

Kiedy myślę o tym, jak wspaniały mógłby być Forever Red, gdyby jego twórcom dano potrzebne środki, ogarnia mnie irytacja. Przez głupie zamieszanie związane ze sprzedażą marki straciliśmy niepowtarzalną szansę na zobaczenie czegoś legendarnego. Z drugiej strony, ten odcinek mógłby w ogóle nie powstać. Koniec końców jest on jednak czymś unikalnym i każdy, absolutnie każdy, kto w dzieciństwie oglądał Power Rangers, powinien się z nim zapoznać.

wtorek, 29 października 2013

Największy złoczyńca mojego dzieciństwa

fragment grafiki autorstwa Igora Korotitskiego, całość tutaj.

Nie ma rady – była notka o Zordonie, był potężny wpis o Tommy’m, więc teraz czas na bezsprzecznie najsłynniejszego złoczyńcę świata Power Rangers, Lorda Zedda. Z którym wiąże się kilka ciekawych historii. Jak już wspomniałem we wpisie o Tommy’m (do którego będę w tej notce często-gęsto odsyłać), seriale ze świata Power Rangers oparte są na japońskich produkcjach z gatunku sentai, zaś większość scen walki, kostiumów, dekoracji  i tym podobnych zaczerpnięto bezpośrednio z materiałów adaptowanych. Tak też było z Ritą Repulsą, pierwszym złoczyńcą, z którym przyszło się mierzyć Wojownikom. Pierwsze sezony Mighty Morphin Power Rangers adaptowały znaczną część serialu pod tytułem Kyōryū Sentai Zyuranger – większość scen z Ritą (która w Zyuranger nosiła imię Bandora) podkradziono bezpośrednio z tej produkcji, podkładając pod nie angielski dubbing – wystąpiła w nim Barbara Godson. Pamiętacie jazgotliwy głos Rity? To właśnie zasługa tej aktorki.

Co to ma wspólnego z Lordem Zeddem? Już tłumaczę. Otóż serial Mighty Morphin Power Rangers cieszył się na tyle sporą popularnością, że Saban zdecydował się nie kończyć tej marki i wyprodukować kolejne sezony. Problem polegał na tym, że materiał z macierzystego serialu został już w znacznej mierze wykorzystany i kolejne sezony musiały opierać się na oryginalnym, nakręconym na potrzeby amerykańskiej serii materiale. Saban skontaktował się z twórcami Zyuranger, co poskutkowało nakręceniem przez Azjatów scen specjalnie na potrzeby Power Rangers. Wtedy właśnie wprowadzono do gry nowego bohatera, który zastąpił Ritę na stanowisku głównego złoczyńcy w serialu. Był nim, oczywiście, Lord Zedd. Jako jeden z nielicznych bohaterów serialu nie miał swojego odpowiednika w sentaiu, był postacią wykreowaną od początku do końca przez amerykański zespół. I to było widać – szczególnie na samym początku. O ile Rita była postacią raczej komiczną, niż złowieszczą, o tyle Zedd był już bohaterem o znacznie mroczniejszej naturze. Patrząc z perspektywy dnia dzisiejszego, aż trudno uwierzyć, że postać o takim wyglądzie, głosie i zachowaniu odgrywała tak ważną rolę w serialu dla dzieci. Nie, poważnie – spójrzcie na niego. Wysoka, postawna sylwetka, krwistoczerwone mięśnie, srebrne elementy stroju wżynające się bezpośrednio w ciało, złowieszcza maska, przewody doprowadzające płyny do kończyn i laska zmieniająca się w węża. I ten głos… wściekły, przyduszony charkot. To robiło olbrzymie wrażenie na oglądających serial dzieciakach. Owszem, przy całej swojej złowieszczości, Zedd wciąż był postacią campową i aż do przesady przerysowaną - ale i tak, w porównaniu do Rity to był duży krok naprzód.

Kiedy Lord Zedd po raz pierwszy pojawił się w serialu, wyszło na jaw, że Rita bynajmniej nie działa na własną rękę – ma zwierzchnika, który kontroluje jej poczynania i, w końcu, traci cierpliwość, widząc totalny brak efektów jej inwazji na Ziemię. Zedd postanowił wziąć sprawy we własne ręce i samoistnie poprowadzić konkwistę. Sprzątanie zaczął od Rity – obezwładnił ją, na powrót zapakował do kosmicznego śmietnika (skąd wylazła na początku serialu) i wysłał w kosmos. Sam, ku uciesze Goldara (Złotego), przejął kontrolę nad dotychczasową świtą Rity i zabrał się za walkę z Wojownikami na poważnie. Na rezultaty nie trzeba było długo czekać – wskutek działań Zedda Rangersi utracili kontrolę nad swoimi zordami. Wprawdzie ostatecznie wszystko ułożyło się dla Wojowników pomyślnie – nie tylko odzyskali stare zordy, ale też Zordonowi udało się je przemienić w nowe – ale chyba po raz pierwszy od początku trwania serialu główni bohaterowie oberwali tak mocno. I choć formuła Power Rangers nie zmieniła się, to jednak Lord Zedd różnił się w swych poczynaniach od Rity. Można było dostrzec, że jest sprawniejszym strategiem, jego plany były znacznie bardziej przemyślane, niż te Rity, które z kolei ograniczały się do prostego wysyłania kolejnych potworów, które Wojownicy pokonywali. Zedd działał nieco subtelniej – choć stosował podobną strategię, to jednak od czasu do czasy była ona tylko zasłoną dymną dla jego prawdziwych działań. Inny był też jego stosunek do Rangersów, których co najmniej kilka razy starał się – podstępem, szantażem, czarami – przeciągnąć na swoją stronę. Dobrym przykładem jest uprowadzenie Kimberly, z której chciał uczynić swoją królową (a niech mnie… kryzys wieku średniego robi straszne rzeczy z męską psychiką), co poskutkowało wieloma fajnymi rzeczami, między innymi tą sceną i tym fanartem.

Poza tym, Zedd pozbawił mocy Zielonego Wojownika i stworzył własną, mroczną wersję Power Rangers. Nie byli oni zbyt przydatni, bo ostatecznie nie doszło nawet do konfrontacji złych Wojowników z dobrymi (ponoć z powodu słabej wytrzymałości kostiumów złych Rangersów, które zwyczajnie nie przetrwałyby scen kaskaderskich). Zedd zresztą próbował bezskutecznie powtórzyć ten manewr, porywając Rocky’ego, Adama i Aishę, nim jeszcze zastąpili oni Jasona, Zacka i Trini w drużynie. Zedd był całkiem interesującym przeciwnikiem – zdradzał oznaki charakteru i poczucia nieco zgryźliwego humoru, jakich brakowało i Ricie, i wielu kolejnym czarnych charakterom. Poza tym, jako pierwszy główny łotr stanął do pojedynku z Tommy’m w jego najsilniejszej inkarnacji (White Ranger) i niemal wygrał. Lord Zedd był na tyle przerażający, że poirytowani rodzice, których dzieci oglądały serial, masowo pisali do producentów, że ta postać jest zbyt straszna dla ich pociech. Nie bardzo rozumiem tę dramę, ale cóż – różnice kulturowe robią swoje. Żaden dzieciak, który oglądał Dolinę Muminków i znał Bukę (która, mimo upływu lat, wciąż jest jakieś czterdzieści poziomów strachu ponad Slender Manem) nie miał prawa choćby zadrżeć na widok Lorda Zedda. W każdym razie, producenci rozwiązali ten dylemat, swatając Zedda z Ritą i doprowadzając do małżeństwa tej dwójki. Faktycznie, Lord Zedd nieco przez to złagodniał, stał się postacią bardziej komediową, momentami jawiąc się widzowi niemal jako pantoflarz. I choć dalej odnosił coraz większe sukcesy w walce z Wojownikami, to jednak jego niepowtarzalny urok powoli zaczął się ulatniać.

Po zakończeniu Mighty Morphin Power Rangers Zedd i Rita zostali wygryzieni z roli głównych mącicieli przez Imperium Maszyn, co sprawiło, iż przez większość Power Rangers Zeo błąkali się po trzecim planie, bezskutecznie usiłując odzyskać władzę. To było straszne, ponieważ było żałosne – Lord Zedd, wielki mistrz zła i kosmiczny konkwistador zmuszony był podkulić ogon i lizać rany. To bolało szczególnie w świetle faktu, iż nowy przeciwnik Wojowników, Król Mondo, był postacią zwyczajnie nudną, zaś jego rodzina królewska stanowiła kwintesencję absurdu. Zedd zapakował swoją ekipę na Serpenterę i udał się do odległej galaktyki, by lizać rany. Interesującym zwrotem akcji była próba uwolnienia Tommy’ego spod mentalnej kontroli Monda, podjęta właśnie z inicjatywy Lorda Zedda. Po raz kolejny widzimy, że Zedd myśli strategicznie i planuje kilka kroków do przodu – wie, że wzmocnienie Imperium jest mu wybitnie nie na rękę i dlatego jest w stanie wesprzeć wroga, jeśli tylko da mu to potencjalne korzyści.

Po Power Rangers Zeo Lord Zedd et consortes zniknął z serialu. W pełnometrażowym filmie otwierającym serię Turbo pojawia się drobne cameo Zedda i Rity. Otóż Divatox, wiodący czarny charakter z Turbo, dzwoni do Rity, z pytaniem o to, jak pozbyć się Power Rangers, na co wiedźma podtyka słuchawkę pod nos chrapiącego Zedda, konkludując, że najlepiej dać sobie spokój, bo można skończyć w niewesołej sytuacji. Nie była to specjalnie wymyślna scena, ale… Zedd i Rita pojawili się jeszcze w Power Rangers In Space, gdzie byli częścią wielkiej koalicji złoczyńców i odegrali tam nawet dość istotną strategicznie rolę. Ostatecznie Zedd, podobnie jak i Rita został „oczyszczony” ze zła przez dobroczynną emanację dogorywającego Zordona. W ostatniej scenie widzimy, jak tańczy z odmienioną Ritą. W każdym razie na tym mógłbym zakończyć, bo po finałowym epizodzie PRIS Lord Zedd już się w serialu nie pojawia. Tym niemniej – są pewne ciekawostki, o jakich chciałbym jeszcze w tym miejscu wspomnieć.

Pierwszą z nich jest gra video zatytułowana Super Legends, w której Lord Zedd odgrywa ważną rolę. Otóż, jak się dowiadujemy, oczyszczony ze zła Zedd został archeologiem, który odkopał pewne starożytne zło, które przywróciło mu jego pierwotną naturę. Za pomocą kryształów czasu cofa się do kluczowych momentów w historii uniwersum i zaczyna mocno mieszać, tworząc sojusze z różnymi złoczyńcami i dostarczając im zasobów z innych okresów czasowych. Szczęśliwie Wojownikom udaje się go powstrzymać, po czym Lord Zedd zostaje wyrzucony w otchłań poza czas. Kanoniczność gry jest w najlepszym razie dyskusyjna, zaś późniejsze wydarzenia z serialu zdają się przeczyć wydarzeniom z Super Legends.

Drugą ciekawostką jest Thrax. Kim jest Thrax – zapytacie? Thrax jest synem Lorda Zedda i Rity, który oparł się przedśmiertnemu rozbłyskowi dobra Zordona i, po wielu latach, powrócił, by rozprawić się z Power Rangers. Fani spekulują, że został spłodzony w okolicach Power Rangers Turbo, ja jednak wstrzymam się od jakichkolwiek spekulacji, bowiem sama idea seksu Zedda z Ritą jest dla mnie głęboko wstrząsająca i, na dobrą sprawę, nie chcę o tym myśleć. W każdym razie, Thrax postanowił zaatakować drużynę przedstawioną w serii Power Rangers Operation Overdrive. Junior wyraźnie wdał się w ojca – fizyczne podobieństwo jest wyraźne, choć Thrax wygląda raczej groteskowo, niż przerażająco. Nie tylko wygląd, ale i zachowanie wskazują, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Thrax postanowił stworzyć doraźny sojusz złoczyńców, z którymi zmagała się ówczesna inkarnacja Wojowników, co przyniosło spore rezultaty – Rangersi tracą dostęp do swoich mocy. Z tego powodu Sentinel Mystic, nadprzyrodzony byt będący mentorem Wojowników, przywołuje weteranów Power Rangers, którym przywraca moce w celu zastąpienia aktualnej drużyny do czasu, nim odzyska ona dostęp do własnych mocy. W drużynie znajduje się kilkoro bohaterów z poprzednich serii, którym przewodzi… Adam, Black Ranger, którego z pewnością pamiętacie z pierwszych sezonów serialu. Przyznam, że dobrze było go znowu zobaczyć. Pozostali wojownicy z Retro Rangers (bo tak fani nazwali tę efemerydę) przeciętnemu widzowi są zapewne nieznani. Wśród nich jest jednak Kira z Power Rangers Dino Thunder, która rozmawia z Adamem o Tommy’m – kolejny smaczek. Sam dwuodcinkowy epizod został nakręcony na piętnastolecie serialu i ogląda się go naprawdę przyjemnie. Jest tam scena, w której Retro Rangers walczą z przeciwnikami używając swoich mocy cywilnych (taka fanaberia nowszych zespołów – potrafią korzystać z niektórych nadprzyrodzonych umiejętności nie będąc w kostiumach), które posiadaj wszyscy, z wyjątkiem Adama, który konkluduje to słowami: „Może i robię to oldskulowo, ale i tak skutecznie”. W każdym razie, bohaterom udaje się powstrzymać Thraxa i odzyskać swoje moce.

Najlepsze zostawiłem sobie na koniec. Otóż już za chwileczkę, już za momencik… Lord Zedd powróci. I to nie w kolejnej serii Power Rangers, a w fanowskiej produkcji MMPR – alternatywnej kontynuacji serialu Mighty Morphin Power Rangers. Twórcy opisują ten projekt jako próbę stworzenia dorosłej, poważniejszej wersji Power Rangers. Akcja rozgrywa się w dwadzieścia lat po wydarzeniach z Mighty Morphin Power Rangers, w której odrodzony Lord Zedd powraca do Angel Grove z zamiarem zemsty. Co najciekawsze, w tę produkcję zaangażowani się, między innymi, ludzie pracujący przy oryginalnym serialu. Między nimi jest Ron Wasserman, kompozytor ścieżki muzycznej do Mighty Morphin Power Rangers (to on napisał i wykonał słynny temat muzyczny „Go Go Power Rangers!”, który każdy z nas potrafi zanucić do tej pory), David Fielding (głos Zordona, który w MMPR powtórzy swoją rolę) oraz… Robert Axelrod, jedyny prawdziwy, oryginalny głos Lorda Zedda. Jeśli obejrzycie trailer, to z pewnością zrozumiecie moje podekscytowanie. Będzie się działo!

poniedziałek, 2 września 2013

It's morphin' time!

fragment grafiki autorstwa Brandona McAllistera, całość tutaj.

Popkulturowej archeologii (nieustające pokłony dla Moreni za wymyślenie tego terminu) ciąg dalszy. Jakiś czas temu dosyć skrótowo przybliżyłem postać Zordona – największego mentora i duchowego przewodnika każdego dzieciaka, który wychował się w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku. Power Rangers może sobie być serialem naiwnym, naciąganym, bzdurnym i absurdalnym – nie stoi mu to jednak na przeszkodzie w byciu rzeczą absolutnie kultową, ważnym elementem przeszłości wielu z nas. Dlatego dziś chciałbym opowiedzieć o bezsprzecznie najsłynniejszym i najważniejszym Rangerze w historii tego uniwersum. Panie, panowie – przed wami Tommy Oliver.

O dzieciństwie Tommy’ego wiemy nader niewiele. Osierocony we wczesnych latach życia, został adoptowany przez Oliverów, którzy wychowali go jak rodzonego syna. Od zawsze przejawiał zamiłowanie do sztuk walki. W pewnym momencie okazało się, że Tommy ma brata imieniem David, którego z kolei adoptował Sam Trueheart, rdzenny Amerykanin. Bracia spotkali się jakiś czas po dołączeniu Tommy’ego do Power Rangers, nie jest to jednak zbyt istotne dla życiorysu bohatera, bo David pełnił relatywnie małą rolę w życiu Tommy’ego, tak przed, jak i po spotkaniu braci. Tommy dał się także poznać jako osoba, która dba o swoje indiańskie korzenie i stara się pozostawać wierny rodzimym tradycjom. Można spekulować, że to bycie sierotą w takim stopniu przywiązało Tommy’ego do etnicznych tradycji, ale to zapewne kwestia Davida, który wychował się w tym etosie. W każdym razie – mimo okazjonalnego deklarowania szacunku wobec swoich indiańskich praszczurów, Tommy niezbyt często porusza ten temat.

Gdy Tommy uczęszczał do pierwszej klasy liceum, przeprowadził się, wraz z rodziną, do Angel Grove (miasto, w którym rozgrywała się akcja pierwszych sezonów Power Rangers) i zaczął uczęszczać do tej samej szkoły, w której uczyli się Rangersi. Dość szybko zyskał okazję do wykazania się, bowiem doprowadził do remisu w pojedynku z największym mistrzem sztuk walki w Angel Grove, czyli Jasonem (oryginalnym Czerwonym Wojownikiem), czym zaskarbił sobie zarówno zainteresowanie Kimberly (Różowa Wojowniczka), jak i Rity, która postanowiła wykorzystać potencjał Tommy’ego i przerobić go na prywatnego Power Rangersa. W tym celu użyła odpowiedniego zaklęcia, które zdominowało wolę nastoletniego Tommy’ego, po czym wyposażyła go w zieloną Monetę Mocy – jedyną, jaką dysponowała. O tym, w jaki sposób weszła w jej posiadanie pisałem już przy okazji opisywania losów Zordona, więc nie będę się nad tym rozwodził. Już jako Zielony Wojownik Tommy kilka razy starł się z Power Rangers i próbował sabotować Centrum Dowodzenia. Rita sukcesywnie wyposażała go w nowe zabawki – a to Miecz Ciemności (który, oprócz pełnienia oczywistej funkcji, podtrzymywał także zaklęcie Rity, dzięki któremu Tommy pozostawał jej wierny), a to Smoczy Sztylet, którym Tommy mógł przywoływać absolutnie kozackiego Smokozorda. Koniec końców Rangersom udało się zniszczyć Miecz Ciemności i oswobodzić Tommy’ego spod wpływy czarów Rity. Po tych wydarzeniach Tommy dołączył do drużyny Power Rangers. Był to pierwszy – ale bynajmniej nie ostatni – raz w historii drużyny, kiedy oryginalny skład uległ modyfikacji.

Pamiętam, jak wielkie wrażenie zrobiło na mnie pojawienie się Zielonego Wojownika. To nie był kolejny gumowy potwór, który gości na ekranie przez jeden odcinek i eksploduje przecięty mieczem Megazorda, by nie pojawić  się nigdy więcej – a przynajmniej do chwili, w której komuś nie przyjdzie do głowy recykling kostiumu. Tommy miał osobowość, był i nadal jest badassem. W uczciwej walce niemal pokonał lidera Power Rangers, zaś jako Zielony Wojownik skopał tyłki wszystkim Wojownikom, niespecjalnie się nawet przy tym wysilając. Miał na piersi charakterystyczną tarczę, świetnego Zorda i w końcu był poważniejszym przeciwnikiem dla Rangersów. W dodatku był człowiekiem usidlonym przez zaklęcie Rity, co dodawało całej sytuacji dramatyzmu, bo widzowie wiedzieli, że Tommy nie jest w gruncie rzeczy zły. Jakby tego było mało, podkochiwała się w nim Kimberly, pierwsza popkulturowa miłość najtisowych chłopaczków, u których na wpół uśpione jeszcze libido poruszało się niespokojnie na widok odzianej w róż Wojowniczki. W porównaniu z pozostałymi Rangersami, Tommy był postacią mocno rozwiniętą, o ciekawej historii i znakomicie przedstawioną. W zasadzie duża część Mighty Morphin Power Rangers (pierwszego, legendarnego już sezonu serialu) kręciła się właśnie wokół postaci Tommy’ego, który albo walczył z Rangersami, albo walczył u ich boku, albo tracił moce, albo je odzyskiwał, albo szarpał się z własnym poczuciem winy, albo zyskiwał nowe moce. Nie twierdzę bynajmniej, że pozostali Rangersi nie mieli kompletnie nic do zaoferowania – ale to właśnie wokół Tommy’ego kręciły się najciekawsze i najbardziej rozbudowane wątki.

Ale po kolei. Po dołączeniu do oryginalnego składu Tommy wciąż trzymał się raczej z boku, jedynie okazjonalnie włączając się do walk. Było to spowodowane czymś, z czego wiele osób do dzisiaj nie zdaje sobie sprawy – Power Rangers w dużej mierze nie składa się z oryginalnego materiału. Większość walk Zordów z potworami i sekwencji bohaterów w kostiumach „podkradano” z japońskich seriali gatunku super sentai – opowiadających z grubsza o tym samym, co Power Rangers. Sprawiało to, że scenarzyści Power Rangers bardzo często uzależnieni byli od materiałów przygotowanych przez Azjatów na potrzeby ich własnych produkcji. Owszem, amerykańska ekipa produkcyjna posiadała własne komplety kostiumów i produkowała czasem własne sekwencje walk, ale o wiele taniej było nagiąć scenariusz w ten sposób, by dało się wykorzystać jak najwięcej oryginalnych nagrań. To ważna informacja, bowiem wiele zwrotów akcji powiązanych z Tommy’m będzie implikowanych właśnie brakiem japońskiego materiału. Tak też było w tym przypadku – najpopularniejszy Ranger początkowo pojawiał się sporadycznie, ponieważ jego odpowiednik z sentaia również nieczęsto gościł na ekranie.

Tommy z czasem zasymilował się z resztą głównych bohaterów. Jedyne problemy miał z zaakceptowaniem Jasona, ponieważ obaj rywalizowali ze sobą o miano największego mistrza sztuk walki w Angel Grove, ale i z nim znalazł w końcu wspólny język. Pomógł im w tym Zordon, jednak – będąc Zordonem – zrobił to na swój sposób. Zamiast przeprowadzić z obojgiem chłopaków ojcowską rozmowę, po prostu wysłał ich razem na piekielnie niebezpieczną misję w nadziei, że wzajemna przyjaźń i szacunek wykują się w ogniu walki. No cóż, Zordon nigdy specjalnie się nie patyczkował z Power Rangers. Ale wróćmy do Tommy’ego. Gdy producentom zaczęło brakować nagrań z sentaia, postanowili pozbawić bohatera mocy Zielonego Wojownika. Zrobili to rękami Rity, która stworzyła Zielną Świecę, powoli wysysającą moce Zielonego Wojownika z Tommy’ego. Był to jeden z dramatyczniejszych momentów Mighty Morphin Power Rangers – zaskakująco mroczny i pesymistyczny. Utrata mocy Tommy’ego zdawała się nieunikniona i, koniec końców, do niej doszło. Tommy oddał będącą na wyczerpaniu Monetę Mocy Jasonowi i był zmuszony opuścić szeregi Power Rangers.

Nie na długo jednak. Rita porwała rodziców piątki głównych bohaterów, po czym zmusiła ich do oddania jej Monet Mocy w zamian za ich wypuszczenie. Czego oczywiście nie zrobiła. Bohaterowie zwrócili się o pomoc do Tommy’ego, ponieważ ostała im się tylko jedna, Zielona Moneta Mocy, a jedynie Tommy był w stanie transformować się za jej pomocą. Problem polegał na tym, że była już na wyczerpaniu. Ryzykując własną egzystencję Zordon podładował ją nieco swoją siłą życiową i wysłał Tommy’ego do walki o odzyskanie pozostałych Monet. W skrócie – Zielonemu Wojownikowi udało się odebrać Ricie Monety oraz uratować rodziców Rangersów. Od tej pory Tommy zaczął brać coraz większy udział w życiu bohaterów, tak cywilnym, jak i „zawodowym”. Choć Zordon ostrzegał go przed potencjalną utratą mocy (transfer siły życiowej Zordona do Zielnej Monety był nietrwały), to przez długi czas wszystko wydawało się w porządku – Tommy brał czynny udział w walkach bez widocznego spadku mocy. Zmieniło się to w chwili, w której na arenę wydarzeń wkroczyła kolejna legenda świata Power Rangers – Lord Zedd. Zedd ponownie rzucił na Tommy’ego czar kontroli i zwrócił przeciwko pozostałym Rangersom. Szczęśliwie udało się to odkręcić, ale od tego wydarzenia moce Zielonego Wojownika zaczęły się wyraźnie wyczerpywać. Mając do wyboru bezczynność i zachowanie mocy i działanie, lecz z ryzykiem ich utraty Tommy wybrał to pierwsze i wciąż walczył u boku swoich przyjaciół. Równolegle rozwijał się jego romans z Kimberly, ale nie jest to rzecz, którą przeciętny oglądacz Power Rangers zawracałby sobie głowę. Przynajmniej do czasu.

W końcu Tommy został ostatecznie wypompowany ze swoich mocy Zielonego Wojownika. Stał za tym oczywiście Lord Zedd, który planował wykorzystać moc Zielonej Monety, by wyposażyć w nią własną drużynę Rangersów. Swego czasu szczerze żałowałem, że idea złych Power Rangers nie została należycie wykorzystana i ograniczyła się tylko do jednego odcinka, w którym Źli Wojownicy jedynie stali i wyglądali żałośnie. Na poważne wykorzystanie tego motywu musiałem czekać aż do Power Rangers in Space, ostatniego sezonu zaliczanego do Ery Zordona, ale kiedy Polsat w końcu go wyemitował moje zainteresowanie Wojownikami Mocy było już raczej szczątkowe i incydentalne – dopiero na starość (czyli teraz) jakoś mi to wróciło. W każdym razie, Tommy zniszczył kryształ, w którym Zedd skumulował moc Zielonego Wojownika, dzięki czemu na moment mógł ją odzyskać i stoczyć swoją ostatnią walkę. Jak zwykle, udało mu się uratować sytuację, jednak ostatecznie musiał rozstać się z zielonym kostiumem. Po tym wydarzeniu zamknął się na tydzień w należącej do jego wujka chatce nad jeziorem i spokojnie sobie angstował. Następnie powiadomił (listownie) pozostałych Rangersów, że wraca do swojego rodzinnego miasta.

Do powrotu w szeregi drużyny przekonał go Zordon, który miał ambitny plan stworzenia własnego Power Rangera (dla jasności – Zordon nie stworzył Monet Mocy). Korzystając z mocy Światła chciał uzyskać pewność, że siły Mroku nie przejmą nad nim kontroli. Na nosiciela wybrał Tommy’ego, doceniając jego dotychczasowe zaangażowanie i poświęcenie. Początkowo wszystko odbywało się w absolutnej tajemnicy – nawet Power Rangers nie mieli pojęcia, że Zordon na boku majstruje im nowego towarzysza. Nie bardzo wiem, czemu miałby to ukrywać przez wojownikami, ale dzięki temu widz został zaskoczony. W ogóle scena przedstawienia Białego Wojownika była po prostu świetna – Tommy spłynął z nieba w glorii i majestacie, po czym zdjął hełm, ukazując pozostałym swoje prawdziwe oblicze. Za dzieciaka zrobiło to na mnie ogromne wrażenie i nawet teraz ta scena wywołuje przyjemne mrowienie nostalgii. Zordon mianował Tommy’ego nowym liderem Wojowników, co spotkało się z zaskakującym brakiem kontry ze strony Jasona, który zresztą i tak niedługo miał opuścić szeregi drużyny – wraz z Trini i Zackiem został wybrany do uczestniczenia w konferencji na rzecz pokoju, co zmusiło całą trójkę do wyjazdu z Angel Grove. Szczęśliwie, zbiegło się to z przedstawieniem Rocky’ego, Adama i Aishy – trójki nastolatków z sąsiedniego miasta, z których Zedd chciał uczynić własnych wojowników, a którzy ostatecznie zastąpili Jasona, Zacka i Trini w szeregach Power Rangers. Wcielanie do drużyny osób, które siły zła chciały zwerbować do własnych celów jest chyba jakąś niepisaną zasadą tego serialu.

Tommy przez dłuższy czas pełnił funkcję lidera Power Rangers. Jako Biały Wojownik (zaczerpnięto go z innego sentaia, utrzymanego w podobnej stylistyce do tego, z którego czerpano dotychczasowe ujęcia) Tommy dostał tygrysiego Zorda, gadającą szablę i całkiem fajny mundurek. Był niezłym przywódcą – udało mu się przeprowadzić drużynę przez kilka kryzysów, pokonać swojego złego klona (czary Rity, jakby ktoś był ciekawy) i przeciągnąć go na swoją stronę, po czym przenieść go do przeszłości, gdzie najprawdopodobniej „zły” Tommy stał się przodkiem tego oryginalnego – tak przynajmniej głoszą co ciekawsze teorie. Noga podwinęła mu się dopiero, gdy do akcji wkroczył Rito – brat Rity, któremu jakimś cudem udało się rozwalić Zordy i pozbawić Power Rangers mocy. Piszę „jakimś cudem”, bo Rito ostatecznie okazał się irytującym comic reliefem o mocy porównywalnej z mocami Złotego (Goldara). Rangersi – w tym także i Tommy – zmuszeni byli do poszukiwań niejakiego Ninjora, „producenta” oryginalnych Monet Mocy, które zostały zniszczone (niezupełnie, jak się później okaże) przez Rito. Początkowo niechętny, Ninjor dał się w końcu przekonać do szczerych intencji nastolatków i przywrócił im moce, dorzucając w prezencie specjalny „tryb ninja” i nowe Zordy.

Niedługo potem Rita – która wyraźnie nie potrafi uczyć się na swoich błędach – umyśliła sobie zapuścić kreta w szeregi Wojowników. Kretem okazał się kot – a konkretniej, wielkooka blondynka imieniem Katherine, która pod wpływem zaklęcia Rity posiadła umiejętność metamorfozy w kota. Kat standardowo przeszła na stronę Rangersów, co elegancko zbiegło się z opuszczeniem drużyny przez Kimberly, celem rozwijania kariery zawodowej akrobatki. Wakat Różowej Wojowniczki został wypełniony, lecz na budzącym się w nastoletnich widzach libidzie Kat nie zrobiła szczególnego wrażenia. Trudno napisać, czemu – odtwarzającej Katherine aktorce trudno odmówić urody. Może to kwestia tego, że wygryzła z obsady Kimberly. Obiecuję, że jeśli kiedyś napiszę notkę o Pink Power Ranger jako pierwszym seksualnym fetyszu najntisowych chłopców, przyjrzę się tej sprawie znacznie bliżej. Kat z czasem zastąpiła też Kimberly jako obiekt romantycznych zainteresowań naczelnego ogiera drużyny Power Rangers, Tommy’ego. Oczywiście wszystko odbyło się „po bożemu” – najpierw Kim zerwała z Tommy’m… listownie. Poważnie, kto zrywa ze sobą za pomocą listu? To pewnie jakaś wyrafinowana zemsta za to, że Tommy w ten sam sposób poinformował ją oraz resztę drużyny, o opuszczeniu miasta po utracie mocy Zielonego Wojownika.

Kolejnym punktem zwrotnym w historii Tommy’ego było pojawienie się w naszym zakątku galaktyki teścia Lorda Zedda (możliwe, że pamiętacie – Rita i Zedd w międzyczasie wzięli ślub) – niejakiego Mistrza Vile. Ów potężny mag postanowił wykończyć Rangersów poprzez cofnięcie czasu za pomocą zmiany kierunku obrotowego Ziemi. Co dowodzi, że scenarzyści MMPR oglądali Supermana i uznali, że prawdopodobnie żaden pomysł nie jest tak głupi, by nie pasował do tego serialu. Co najgorsze, wszystko wskazuje na to, że mają rację. Całe to wydarzenie cofnęło Wojowników do ich dziecięcych lat i zmusiło każdego z nich do odbycia podróży w czasie celem odzyskania jednego z okruchów kryształu Zeo, które potem można było wykorzystać do odkręcenia całej tej sytuacji i nadania bohaterom nowego pakietu mocy. Tommy wylądował – oczywiście – w indiańskiej wiosce, gdzie musiał przejść duchową przemianę, wsłuchać się w głosy przodków, bla, bla, bla… Nie było to specjalnie interesujące, ale całkiem zgrabnie rozwinęło wątek korzeni Tommy’ego. W końcu odzyskano wszystkie okruchy Kryształu Zeo, przywrócono Rangersom ich właściwy wiek. W międzyczasie byli oni zastępowani przez swoich odpowiedników z Aquitaru, wodnej planety. Frutti Di Mare Power Rangers stali się częścią uniwersum, pierwszymi Rangersami spoza Ziemi i odegrali znaczną rolę w dalszych dziejach Ery Zordona. Ale to już trochę inna bajka. Warty wzmianki jest też fakt, że kolejna osoba odpadła z ówczesnego składu – Aisha została w Afryce (gdzie poniosło ją w poszukiwaniu kryształu Zeo), zaś jej rolę przyjęła niejaka Tanya.

Uff… Sporo już za nami, a to dopiero koniec Mighty Morphin Power Rangers. W Power Rangers Zeo rolę Mistrza Zła przejmuje Król Mondo, władca Imperium Maszyn. Bohaterowie zaczęli korzystać z mocy Zeo (czytaj – materiałów z innego sentaia), co sprawiło, że po raz pierwszy cała drużyna dostała nowy komplet kostiumów. Bohater niniejszej notki z Białego Wojownika stał się Czerwonym – będzie to miało znaczenie w odcinku Forever Red, ale nie uprzedzajmy wypadków. Tommy kontynuował dowodzenie Rangersami. Mniej więcej w tym okresie zrywa z Kimberly i zbliża się do Kat (patrz wyżej) i odkrywa, że posiada brata (patrz jeszcze wyżej). Ten drugi przypadek jest o tyle warty wzmianki, że David był potencjalnym Złotym Wojownikiem, tajemniczym Rangersem, którego drogi zaczęły się krzyżować z drogami znanych nam Wojowników. Był także bodaj jedyną osobą spoza drużyny, która poznała tożsamość któregoś z Rangersów, aż do finału Power Rangers in Space.

Złoty Wojownik coraz bardziej intrygował bohaterów. Podejrzewano, że jest nim Billy (który nie załapał się na moce Zeo i służył drużynie jako wsparcie logistyczne), obstawiano też Davida. Ostatecznie tajemniczym Wojownikiem okazał się być niejaki Trey z planety o nazwie Triforia. Długa i niespecjalnie znacząca dla Tommy’ego historia – w każdym razie, moce Złotego Wojownika musiał przejąć ktoś z Ziemi, bowiem z powodu niestabilności molekularnej organizmu Trey rozszczepił się na trzy osoby. Z jakiegoś wydumanego powodu nie mógł tego zrobić Billy, więc Tommy zwerbował do drużyny Jasona, który zdążył już powrócić z pokojowej konferencji. Jason przez pewien czas dzierżył moce Złotego Rangersa. Nieco później Tommy został porwany przez Księcia Gasket, syna Monda. Liderowi Power Rangersów wyprano mózg (tak, znowu…) i wmówiono mu, że jest władcą Imperium Maszyn, zaś Power Rangers są źli i muszą zostać zniszczeniu. Wojownicy zostali zmuszeni do walki na arenie, ale udało im się przełamać mentalne uwarunkowanie Tommy’ego, kiedy się odtransformowali i pokazali mu swoje twarze.

Pod koniec serii Power Rangers Zeo doszło do permanentnego odejścia z drużyny ostatniego członka jej oryginalnej obsady – Billy’ego, który musiał zostać pilnie przetransportowany na Aquitar, ponieważ zaczął się gwałtownie starzeć, co było efektem ubocznym maszyny, dzięki której pod koniec MMPR odzyskał swój naturalny wiek. W przeciwieństwie do pozostałych nie wybrał się po kryształy Zeo, bowiem już wcześniej udało mu się powrócić do swojej prawidłowej postaci za pomocą mechanizmu, który chwilę potem zniszczył Złoty. Przyczyny odejścia z serialu odtwarzającego rolę Billy’ego Davida Yosta bardzo długo nie były znane – mówiło się o nieporozumieniach w kwestii honorarium. Dopiero stosunkowo niedawno wyszło na jaw, że ekipa produkcyjna gardziła Yostem z powodu jego homoseksualnej orientacji i bardzo często tę pogardę artykułowała, co w końcu stało się dla aktora nie do zniesienia. Próbował terapii konwersyjnej (oczywiście bezskutecznej) i w końcu doznał załamania nerwowego, wskutek czego przeszło miesiąc spędził w ośrodku psychiatrycznym. Dopiero po przeprowadzce do Meksyku udało mu się pozbierać i ostatecznie zaakceptować swoją seksualność. Nie jest to raczej ciekawostka, którą chcielibyśmy znać, ale zdarzają też i takie sytuacje. Na osłodę można dodać, że Yost pojawił się na Power Morhiconie w 2012 roku, gdzie poprowadził własny panel, zaś jego byli koledzy z planu okazywali mu życzliwość i poparcie. Noż, cholera, rychło w czas.

O czym to ja…? A tak, Tommy. Po zakończeniu Power Rangers Zeo Wojownicy dostali nowe moce – zupełnie bezsensownie, bo z mocami Zeo absolutnie nic się nie stało, po prostu znowu zabrakło materiałów z sentaia i trzeba było wykupić prawa do nowego, co ponownie wymusiło zmianę kostiumów i Zordów. Na te ostatnie Linkara strasznie narzekał w swoich filmowych kronikach – że po kozackich dinozaurach, prehistorycznych bestiach, samurajach i mistycznych zwierzakach dostajemy jakieś przerośnięte resoraki – ale mnie się ta zmiana chyba podobała. Chyba, bo po tylu latach nie można już tak do końca ufać swojej pamięci. Power Rangers Turbo jest jednym z mniej lubianych sezonów serialu, ale na mnie nie zrobił aż tak złego wrażenia. Inna sprawa, że niewiele pamiętam z tej serii, bo powoli zacząłem wyrastać z Wojowników Mocy. W każdym razie – pojawiło się nowe zagrożenie. Kosmiczna piratka Divatox, z jakichś powodów uznana została za znacznie większe zagrożenie, niż magiczni konkwistadorzy i mechaniczni imperatorzy, ale uwagę przykuwał jej specyficzny, sporo odsłaniający kostium (budzące się libido zaczyna ziewać i leniwie otwiera jedno oko). Do drużyny dołączył też dwunastoletni Justin, który zastąpił kontuzjowanego na początku sezonu Rocky’ego. Justin był wiecznie zadowolonym z siebie dzieciakiem o idealnym charakterze bez ani jednej skazy, w dodatku wiernym, oddanym i pomysłowym – nic zatem dziwnego, że zaskarbił sobie szczerą nienawiść sporej części widowni.

Tommy, zdaje się, nie pokazał w Power Rangers Turbo niczego wartego wzmianki – jedynie jego zainteresowania zaczęły dryfować w stronę motoryzacji, co było w jakiejś tam mierze spowodowane charakterem nowych Zordów. Widać było, ze ta postać już się wyczerpuje – po odejściu Billy’ego stał się Rangersem o najdłuższym stażu. Większość tego, co można było o tej postaci opowiedzieć, już opowiedziano. Ostatnim ważniejszym wydarzeniem działalności tego bohatera (jeśli mówimy o Erze Zordona) było starcie z siłami Divatox, która chciała pozbyć się doświadczonego lidera drużyny w nadziei, że dzięki temu Power Rangers pójdą w rozsypkę. Z opresji wyratował Tommy’ego niejaki T.J., który... po prostu przechodził sobie obok. Tommy, będąc pod wrażeniem oddania, odwagi i hartu ducha T.J.-a namaścił go na swojego następcę w drużynie. Zbiegło się to z ukończeniem liceum przez Tommy’ego, Adama, Tanyi i Kat, wskutek czego Zordon zwolnił ich z obowiązku ratowania świata. Chwilę później nowomianowani Rangersi polecieli w kosmos ratować Zordona, ale Tommy’ego już z nimi nie było – jego rola dobiegła końca. Ale… to nie znaczy, że Tommy nie pojawił się w serialu już nigdy więcej. Nim jednak do tego przejdę – krótki, lecz konieczny wykład.

Era Zordona obejmuje serie od Mighty Morphin Power Rangers do Power Rangers in Space. Od pozostałych serii odróżnia ją fakt, że obsada wymieniana była płynnie – jedni członkowie opuszczali drużynę, by zrobić miejsce kolejnym. Istniała pewna ciągłość. Po zakończeniu Power Rangers in Space zrezygnowano z tego – od tej pory każdy sezon przedstawiał zupełnie nową, zbudowaną od zera drużynę Wojowników, poruszał inną tematykę, obracał się w innym kręgu stylistycznym. Także źródła mocy i ich genezy były za każdym razem zupełnie inne. Zakończenie sezonu nie skutkowało rozwiązaniem czy przeformułowaniem składu zespołu – w większości sytuacji drużyna z powodzeniem funkcjonowała dalej, po prostu serial przestał się na niej skupiać i przedstawiał nową, działającą równolegle inkarnację. Zazwyczaj w każdym sezonie pojawiał się crossover z drużyną, wokół której obracała się fabuła poprzedniego sezonu. W ten sposób podtrzymywano zwięzłość całego uniwersum. Nieco się to zmieniło w chwili, gdy marka Power Rangers została wykupiona przez Disney’a – początkowo producenci planowali odciąć się od sezonów stworzonych przez Saban i zrestartować całe uniwersum. W pierwszym wyprodukowanym przez Disney sezonie Power Rangers – Power Rangers Ninja Storm – główni bohaterowie rozmawiają o Power Rangers jedynie w kontekście komiksów i nie odnoszą się do wydarzeń z poprzednich sezonów. Później wycofano się z tego pomysłu i zrobiono to w najlepszy z możliwych sposobów. Domyślacie się zapewne, jaki. Ale, nim do tego przejdę, muszę najpierw wspomnieć o Forever Red.

W ostatnim kręconym przez Saban sezonie serialu, Power Rangers Wild Force, dochodzi do gigantycznego crossovera, zorganizowanego dla uczczenia dziesięciolecia marki. Forever Red to odcinek, w którym (niemal) wszyscy dotychczasowi Czerwoni Wojownicy ze wszystkich dotychczasowych sezonów spotykają się ze sobą, by razem powstrzymać odradzające się Imperium Maszyn przed odzyskaniem Serpentery – gigantycznego Zorda, z którego korzystał Lord Zedd. Andros, Czerwony Wojownik z Power Rangers in Space kontaktuje się z Tommy’m, tuż po uzyskaniu informacji o działaniach Imperium. Tommy ponownie sięga po kostium Czerwonego Wojownika Zeo i kontaktuje się ze wszystkimi Czerwonymi Wojownikami, jacy do tej pory pokazali się na ekranie telewizorów. Mając u boku dziewięciu odzianych w szkarłat wymiataczy  a wśród nich Jasona, pierwszego Czerwonego Wojownika  rozprawia się z siłami Imperium w walce, której epickość przekracza wszelkie granice wyobraźni. Polecam obejrzenie tego odcinka wszystkim "dzieciakom" wychowanym w latach dziewięćdziesiątych – daję głowę, że niejednemu i niejednej z Was zakręci się przy nim łezka w oku. Z tego epizodu można wysnuć kilka ciekawych wniosków. Po pierwsze – mimo przekazania pałeczki Tommy wciąż trzyma rękę na pulsie i uważnie obserwuje, co się dzieje na arenie wydarzeń. Świadczy o tym fakt, że utrzymuje kontakt z Androsem i jest w stanie skontaktować się z prawie wszystkimi drużynami Rangersów, nawet tymi, z którymi nie ma i nigdy nie miał żadnych relacji. Po drugie – fakt, że to właśnie on dowodzi szturmem na siły Imperium jasno pokazuje, że nie zanikły w nim zdolności przywódcze i dusza Wojownika. W sferze domniemywań jest założenie, że nawet po przekazaniu mocy Turbo T.J.-owi Tommy dalej korzystał z mocy Zeo, by aktywnie przeciwdziałać złu.

Przejdźmy teraz do najciekawszej części tego tekstu – Power Rangers Dino Thunder, w którym Tommy Oliver raz jeszcze powraca do roli Rangersa i przywódcy drużyny. Tak jest – po wielu latach Tommy powraca na ekran. Już jako dorosły mężczyzna staje się mentorem dla nowego pokolenia Power Rangers. Serial przybliża nam jego dzieje po opuszczeniu szeregów drużyny. Okazuje się, że Tommy poszedł na MIT, gdzie zdobył tytuł doktora paleontologii. Przyznam, że okazało się to dla mnie sporym zaskoczeniem, bo nigdy nie identyfikowałem Tommy’ego z akademickim intelektualizmem, no ale – w serialu kilkakrotnie było podkreślane, że dużą wagę przykłada do nauki, więc niech będzie. Poza tym, nikt przecież nie sugeruje, że lata na uczelnianych salach i korytarzach w jakimś stopniu rozmiękczyły weterana Power Rangers. Wręcz przeciwnie. Już w pierwszych chwilach, w których widzimy go na ekranie, dr. Oliver robi coś takiego. Tak , ja też przewijałem tę scenę kilka razy. Tak, mnie też gałki oczne wypłynęły na wierzch. Nie, nie przypominam sobie innej postaci popkultury, która osiągnęłaby taki poziom zajebistości w tak krótkiej scenie. Tommy nie stracił ani krzty swojej badassowości. Możliwe nawet, że nabrał jej jeszcze więcej – choć wydaje to się trudne do ogarnięcia umysłem.

Po ukończeniu studiów Tommy, w trakcie wykopalisk, wszedł w posiadanie trzech Dino Kryształów. Mając doświadczenie z podobnymi artefaktami, ukrył je, świadom ich potencjalnej mocy. Ciekawostką jest fakt, że kryształy są fragmentami ciała niebieskiego, które 65 milionów lat temu zafundowały dinozaurom apokalipsę, co jest całkiem zmyślnym zabiegiem – ukłony w stronę scenarzystów. Wraz z przyjaciółką ze studiów, Hayley Ziktor, udało mu się stworzyć urządzenia przekierowujące moc z Kryształów, dzięki czemu mogły one pełnić funkcje analogiczne do morferów. Współpracował także z Terrence Smithem i Antonem Mercerem przy pewnym eksperymencie mającym na celu połączyć technologię z DNA, ale wskutek pewnego wypadku w laboratorium wszystko poszło w diabły.

Tommy przyjął posadę nauczyciela w liceum, w fikcyjnym mieście Reefside. Troje zawieszonych uczniów – Conner, Kira i Ethan – przypadkowo odnajdują zmajstrowane przez niego transformery i Tommy, chcąc nie chcąc, wdraża ich w tajemnice Power Rangers, stając się zarazem ich przywódcą i mentorem. Sam odbiera kolejny Kryształ Mesogogowi – przedstawicielowi homo reptilia, który w Power Rangers Dino Thunder pełni rolę Tego Złego – i zostaje Czarnym Wojownikiem. Nim jednak do tego dochodzi, dowiadujemy się o nim kilku interesujących rzeczy. Przede wszystkim – ma własne Centrum Dowodzenia ukryte w piwnicy swojego mieszkania. Kiedy zostaje uprowadzony przez siły Mesogoga, nastolatki odnajdują je i odkrywają na jego komputerze pliki będące kronikami dotychczasowych poczynań wszystkich inkarnacji Power Rangers, których przybliżenie zajmuje cały odcinek. Działo się to w pięćsetnym epizodzie w historii marki, więc i okazja do wspominek była jak najbardziej adekwatna. Wracając jednak do meritum – nieco po uzyskaniu przez Tommy’ego mocy Czarnego Wojownika do drużyny dołącza niejaki Trent – adoptowany syn Antona Mercera, który niegdyś współpracował z Tommy’m. Co ciekawe, uzyskuje swoje moce niejako przez przypadek – w jakiś sposób zostaje przeniesiony do laboratorium Mesogoga i bierze do rąk urządzenie transformujące, które przejmuje nad nim kontrolę i zmienia w Białego Wojownika. Przez pewien czas Biały Wojownik (z niezupełnie świadomym sytuacji Trentem jako nosicielem) miota się pomiędzy Power Rangersami, którym okazjonalnie spuszcza łomot i siłami Mesogoga, który chce go zwerbować.  W międzyczasie więzi Tommy’ego w czymś w rodzaju masy bursztynowej, co wyłącza go na chwilę z gry – a kiedy dzieciaki (wraz ze wspomagającą ich Hayley Ziktor) w końcu go uwalniają, okazuje się, że Tommy nie jest w stanie się odtransformować i przez pewien czas musi zostać w formie Czarnego Wojownika. Spowodowane było to oczywiście urlopem odtwarzającego rolę Tommy’ego Jasona Davida Franka, który ze względu na sprawy rodzinne zmuszony był na pewien czas wrócić do kraju – bo sezony wchodzące w skład Ery Disney’a kręcono, dla oszczędności, w Nowej Zelandii.

Niedługo potem okazuje się, że Mesogog to tak naprawdę Anton Mercer – naukowiec, z którym Tommy współpracował przy eksperymencie łączenia technologii z DNA. Podobnie Terrence „Smithy” Smith, który okazał się Zeltraxem – cybernetycznym przydupasem Mesogoga, obwiniającym Tommy’ego za wszystkie swoje życiowe niepowodzenia. Zaraz po ujawnieniu tych rewelacji Trent – którego osobowość została już w znacznym stopniu zdominowana przez Białego Wojownika – przystaje do Mesogoga. Dzięki nagłej przemianie Mesogoga w Antona Mercera Trentowi udaje się ocalić życie i wydostać spod wpływu toksycznej osobowości Białego Wojownika (lecz z zachowaniem jego mocy). Po tym wydarzeniu Trent na dobre przystaje do Power Rangers, wraz z osobistą motywacją odseparowania ojczyma od Mesogoga – jego złej inkarnacji. Ale wróćmy do Tommy’ego, bo ta notka i tak już za często odbiega od głównego tematu – to dlatego, że po prostu nie mogę się powstrzymać. Ponadto, chcę też przybliżyć nieco kontekst, w jakim funkcjonuje mentor-Tommy. W każdym razie – po dziesięciu epizodach udaje się znaleźć sposób na odtransformowanie naszego bohatera. Zabieg nie przebiega jednak zgodnie z oczekiwaniami, bo Tommy może i się demorfuje – ale zostaje niewidzialny. To z kolei nasi bohaterowie starają się odkręcić metodą napompowania Tommy’ego dino-mocą. I udaje im się… prawie. Bo Tommy zapada w śpiączkę. Ech, Billy, gdzieżeś jest?

W podświadomości Tommy’ego zaczyna toczyć się walka. Doktor Oliver ściera się ze swoimi poprzednimi inkarnacjami w czymś, co można określić powerrangersową wersją The Human Equation. Tommy, walcząc z Czerwonym Wojownikiem Zeo, Białym Wojownikiem i, ostatecznie, Zielonym Wojownikiem – swoją pierwszą inkarnacją – uświadamia samemu sobie, że nigdy tak naprawdę nie zaprzestanie walki, ani się nie podda. Mnie się to wydało trochę przygnębiające – Tommy w tym świetle wygląda już jak stary żołnierz, który nie zna niczego, poza wojną i walką. Nawet po opuszczeniu drużyny Turbo, wciąż korzystał ze swoich mocy (Forever Red), by aktywnie zwalczać zło – a teraz przewodzi nowemu pokoleniu Wojowników, by walczyć ze złem, które sam omyłkowo stworzył.

Dalej – po wybudzeniu się ze śpiączki Tommy przewodzi swoim podopiecznym. W międzyczasie dochodzi do starcia Trenta z jego złym klonem dysponującym mocami Białego Wojownika – ładny ukłon w stronę klasycznej historii z życia Tommy’ego – oraz dochodzi do crossovera z drużyną Power Rangers z poprzedniego sezonu. „Nasi” Wojownicy pomagają poprzednim w pokonaniu ich odwiecznego wroga, który podstępem przejął mentalną kontrolę nad częścią drużyny. W czasie oglądania tych epizodów naszła mnie refleksja, że w nowszych sezonach nader często jedyną dziewczyną w drużynie jest wielkooka blondynka (libido… a, nieważne). Crossover jest fajny, bo ostatecznie dochodzi do sojuszu jedenastki Wojowników – z obowiązkowymi barwnymi wybuchami za plecami Rangersów tuż po transformacji. Niedługo po tych wydarzeniach dochodzi do punktu zwrotnego – Power Rangers ostatecznie poznają podwójną tożsamość Antona Mercera. Mesogog proponuje Trentowi wymianę – urządzenia transformujące wszystkich Wojowników z jego drużyny w zamian za jego ojczyma. Rangersi tworzą plan – posyłają Trenta ze swoimi Dino Kryształami do Mesogoga, którego ma oszukać i aktywować portal, dzięki któremu chwilowo pozbawieni mocy Wojownicy dostaną się do jego bazy. Plan się powodzi – Trent odzyskuje ojczyma, a Rangersi swoje moce. Zaraz potem dochodzi do epickiej ostatecznej walki z Mesogogiem (który odkleił się od Mercera), która wyczerpuje moce Power Rangers, ale na szczęście udaje się zażegnać niebezpieczeństwo. I tak kończy się Power Rangers Dino Thunder. Tommy i reszta ekipy pojawiają się jeszcze później w kolejnym sezonie Power Rangers S.P.D., ale Tommy pojawia się tam tylko i wyłącznie w swoim kostiumie i nie pokazuje twarzy – bo Disney poskąpił na bilet lotniczy dla Jasona Davida Franka.

Jakim mentorem był Tommy? Świetnym. Naprawdę zależało mu na swoich podopiecznych, nie bał się nadstawiać za nich karku i uczył etosu bycia Wojownikiem nie kazaniami, a żywym przykładem – patrz i ucz się, Zordonie. W dodatku ściął włosy, zaczął nosić koszule i ogólnie dojrzał. Dzięki odcinkowi, w którym zapadł w śpiączkę mogliśmy zgłębić jego psychikę. Generalnie polecam obejrzeć choćby kilka odcinków Power Rangers Dino Thunder. Ja wiem, że znać jakieś inne serie, niż MMPR to jak znać Pokemony od drugiej generacji wzwyż – dowodzi niezłego nerdowstwa i nawet miłośnicy popkultury patrzą na człowieka jak na oryginał – ale ten akurat sezon jest naprawdę udany. Miał ciekawe postaci, niezłe efekty specjalne, całą masę Zordów i upgrade’ów kostiumów, a także niezłe dialogi. Dalej jest to poziom plastiku i żenady charakterystyczny dla tego serialu, ale nostalgia trip spokojnie to niweluje.

Ale wiecie co? To jeszcze nie koniec. W zapowiadanej, dwudziestej pierwszej serii Power Rangers też ma się pojawić Tommy – tym razem zarówno jako Zielony, jak i Biały Wojownik. Szczegóły, póki co, nie są znane – Jason David Frank opublikował na swoim fanpage’u zdjęcie z planu, na którym widać aktora ubranego w kostium Zielonego Rangersa. Jako, że w tej serii celebrowane będzie dwudziestolecie marki, pojawi się w nim mnóstwo gościnnych występów weteranów świata Power Rangers. Ostatnia rzecz, o jakiej muszę tu wspomnieć to świąteczny odcinek specjalny serii Power Rangers Zeo zatytułowany A Season to Remember. Możemy w nim zobaczyć starego Tommy’ego, którego wnuk jest najprawdopodobniej jednym z Power Rangers. Kanoniczność tego epizodu jest, w najlepszym razie, dyskusyjna, ale jest coś krzepiącego w takiej wizji przyszłości Tommy'ego. 

A zatem... Tommy był największym wojownikiem mojego dzieciństwa. Odczuwam coś na kształt dumy, że kolejne pokolenie widzów również może go poznać. Dla nich jest on, nomen omen, dinozaurem z poprzedniej epoki – z tych przedziwnych lat dziewięćdziesiątych, których nie pamiętają i które zaczęły już być uznawane za kiczowate. I choć może to zabrzmieć ekstrawagancko, cieszę się, że to jeszcze nie jest koniec historii tego bohatera. Obecnie JDF negocjuje z Sabanem (do którego wróciły prawa do marki) film, w którym jego bohater będzie grał główną rolę. Podobno ma mieć kategorię wiekową PG-13. Co z tego wyjdzie – zobaczymy. Ale wiecie co? Trzymam kciuki i nie mogę się doczekać.

PS: Pisząc tę notkę korzystałem z filmików z serii History of Power Rangers autorstwa Linkary oraz Power Rangers Wiki, a także dostępnych w Sieci epizodów serialu i własnej pamięci.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...