Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Donald Duck. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Donald Duck. Pokaż wszystkie posty

sobota, 20 czerwca 2015

Mroczny sekret siostrzeńców Donalda... UJAWNIONY!

fragment grafiki autorstwa Michela Nadorpa, całość tutaj.

Przerywamy program, aby nadać ważną informację. Bardzo ważną - oto bowiem jedna z największych zagadek w historii archeologii popkulturowej została w końcu rozwiązana. Pytanie, które wielu i wiele z nas zadawało sobie od najwcześniejszego dzieciństwa ostatecznie znalazło odpowiedź. W końcu, po niemal osiemdziesięciu latach od czasu debiutu Hyzia, Dyzia i Zyzia w uniwersum Disneya, poznaliśmy losy ich matki i przyczynę, jaka stała za podrzuceniem ich Donaldowi. Na tę informację natrafiłem czystym przypadkiem dzisiaj rano, w trakcie robienia researchu do zupełnie innej notki na kompletnie inny temat. Lojalnie ostrzegam - poniższa notka może zniszczyć Wam dzieciństwo w stopniu, w jakim nie zrobi tego żaden materiał udowadniający, że od Rule 34 naprawdę nie ma żadnych wyjątków. Z tego też względu odradzam czytanie jej osobom o słabych nerwach. Pozostałych i pozostałe zapraszam do lektury.

Jak być może pamiętacie, dwa lata temu napisałem notkę zatytułowaną Mroczny sekret siostrzeńców Donalda, w którym przybliżyłem czytelnikom dzieje Hyzia, Dyzia i Zyzia na przestrzeni kolejnych dekad, sposób w jaki te postaci ewoluowały i wpisały się w kacze uniwersum. Musiałem też wspomnieć o tym potężnym słoniu w pokoju, jakim była absencja rodziców przesympatycznych kaczorków. Pisałem wtedy:


Zaskakujące jest, jak mało wiemy o rodzicach chłopców. Matką Hyzia, Dyzia i Zyzia jest Kaczka Della Thelma (w wersji animowanej – Dumbella), siostra bliźniaczka Kaczora Donalda. Della nigdy nie pojawiła się w żadnej animacji (z imienia, czy też raczej familiarnego przezwiska, wspomniana jest bodaj tylko w Siostrzeńcach Donalda), zaś jej występy komiksowe są nieliczne i obejmują jedynie retrospekcje, w których bohaterka ta nie wypowiada nigdy ani jednego słowa. (…) Kiedy spotykamy tych bohaterów [Hyzia, Dyzia i Zyzia] po raz pierwszy, zostają oni „podrzuceni” Donaldowi przez Dellę. (…) Nie wiemy, co się stało z rodzicami chłopców. Matka najprawdopodobniej umarła. Taki stan rzeczy sugeruje Don Rosa w komiksie Samotnik z hrabstwa McKwacz (The Recluse of McDuck Manor).


Notka powstała na początku lutego w dwa tysiące trzynastym roku i w owym czasie powyższe informacje odpowiadały faktycznemu stanowi rzeczy. Na tyle, na ile moje (mocno przeceniane przez niektórych czytelników i czytelniczki) umiejętności researchu pomogły mi to określić, los rodziców Hyzia, Dyzia i Zyzia pozostawał niedookreślony, z dość silną sugestią, że oboje nie żyją. Ale to już przeszłość - w dwa tysiące czternastym roku ukazał się bowiem komiks rzucający zupełnie nowe światło na wydarzenia, jakie doprowadziły do zaadoptowania chłopców przez Donalda. Gotowi? Gotowe? No to jedziemy. 

Niemal równo rok temu, piątego czerwca dwa tysiące czternastego roku, w Holandii ukazał się specjalny, rocznicowy numer magazynu Donald Duck w całości poświęcony celebracji osiemdziesięciolecia powstania postaci Kaczora Donalda. Uwagę przyciąga już okładka tego numeru, której fragment możecie obejrzeć w nagłówku posta - obok Hyzia, Dyzia, Zyzia, Donalda, Daisy i Skenrusa pojawia się na niej roześmiana blondwłosa kaczka - to nie kto inny, jak tylko Della, siostra Donalda i matka kaczorków. W samym numerze pojawia się natomiast licząca dwadzieścia dziewięć stron retrospektywna historia zatytułowana 80 is prachtig, w której poznajemy wczesne lata życia Donalda. Pośród szeregu mniej lub bardziej interesujących epizodów pojawia się również retrospekcja, w której poznajemy prawdziwy powód porzucenia Hyzia, Dyzia i Zyzia przez matkę.

W kaczym uniwersum Della była jedną z pierwszych kobiet zawodowo zajmujących się pilotowaniem samolotów. Była w tym tak dobra, że po pewnym czasie została zaangażowana w prężnie rozwijający program lotów kosmicznych, gdzie zajmowała się testowaniem sprzętu dla astronautów. Dlatego też, gdy tylko zaproponowano jej udział w pionierskiej wyprawie w przestrzeń kosmiczną, nie zawahała się ani chwili - poprosiła swojego brata o czasową opiekę nad synami, zapakowała się w skafander, zasiadła w kokpicie, by śmiało dążyć tam, gdzie nie dotarła jeszcze żadna kaczka. 

I od tamtej pory słuch po niej zaginął. Komiks sugeruje, że z powodu dylatacji czasu (na Ziemi mija parę lat, w kosmosie kilka minut) jej planowany na kwadrans lot z ziemskiej perspektywy ciągnie się od wielu dekad, więc to nie jest tak, że Della bezdusznie porzuciła swoje ukochane dzieci na rzecz kariery. Wciąż nic nie wiemy o ojcu siostrzeńców - nie pojawia się on, ani nie zostaje wspomniany w 80 is prachtig, więc implikacja, że zginął jakiś czas po narodzeniu Hyzia, Dyzia i Zyzia pozostaje w mocy. Ale przynajmniej zniknęło podejrzenie, że to siostrzeńcy są odpowiedzialni za śmierć męża Delli. Dwa lata temu obawiałem się, że widmo ojcobójstwa już na zawsze będzie ciążyć nad Hyziem, Dyziem i Zyziem - szczęśliwie moje przewidywania okazały się błędne. Zaczynam podejrzewać, że ojcem kaczorków jest Daffy z Looney Tunes, który uwiódł Donaldowi siostrę w zemście za to, że Donald określił go mianem stupid nigger w Who Framed Jack Rabbit?. 

80 is prachtig dotychczas ukazał się jedynie w Holandii i w Brazylii. Wciąż nie wiadomo, na ile przedstawione w nim rewelacje są kanoniczne dla uniwersum Disneya - dla komiksowego z całą pewnością są wiążące, ale animacja i komiks to dwa różne światy, nie wiadomo zatem jak to rozwiązanie (o ile w ogóle) wpływa na kreskówkową inkarnację Kaczogrodu i okolic. Wbrew pozorom może okazać się to istotne, ponieważ za dwa lata Disney planuje wznowienie emisji serialu Duck Tales, a już wiadomo, że w nowych odcinkach Donald będzie jedną z głównych postaci. Pojawi się więc okazja do poruszenia tego wątku. Czy scenarzystom wystarczy odwagi, by to zrobić? Miejmy nadzieję, że tak. Bez wątpienia, jeśli na temat któregokolwiek z rodziców Hyzia, Dyzia i Zyzia pojawią się nowe fakty, możecie mieć pewność, że natychmiast Wam o nich doniosę.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Kto wrobił Kaczora Donalda

fragment grafiki autorstwa Misty Tang, całość tutaj.

Who Framed Roger Rabbit to jeden z tych filmów, o których strach opowiadać, bo jeśli zbyt wiele osób naraz sobie o nim przypomni, zaraz ktoś wpadnie na pomysł zrobienia remake’u, co byłoby pomysłem, delikatnie mówiąc, głupim. Ten film to fenomen i absolutny klasyk, a także kopalnia anegdotek, techniczne arcydzieło i… sprawca kilku niewielkich skandali. W ramach nieformalnego cyklu notek poświęconych szeroko pojmowanej popkulturowej archeologii (dedykacja dla Moreni), przyjrzymy się dziś jednemu z nich.

Z pewnością nikomu nie trzeba przypominać kultowej sceny pojedynku fortepianowego* pomiędzy Kaczorem Donaldem (którego dubbingował Tony Anselmo, jeden z etatowych podkładaczy głosu pod tę postać)  z Disney’a i Kaczorem Daffy’m (w tej roli nie kto inny, jak Mel Blanc. Ten występ był zresztą jedną z ostatnich ról w jego życiu) z Warner Bros. Sam fakt spotkania się tych – i wielu, wielu innych – postaci na przestrzeni jednego filmu zawdzięczamy szerokim kontaktom Stevena Spielberga, który był producentem Who Framed Roger Rabbit. Ale wróćmy do rzeczy – podczas wspomnianego pojedynku dochodzi do rękoczynów i oba kaczory zostają usunięte ze sceny po zniszczeniu sobie nawzajem instrumentów. Przedtem jednak obrzucają się inwektywami i w pewnym momencie Donald swoim jazgotliwym, niezrozumiałym głosem zdaje się wypowiadać pod adresem upierzonego na czarno Daffy’ego słowo „nigger”, co jest wulgarnym, obraźliwym określeniem osoby czarnoskórej. Rzeczony fragment szybko wzbudził liczne kontrowersje. Oczywiście, z jednej strony taki zabieg mógł się wydawać logiczny. Akcja filmu rozgrywała się w 1947 roku, kiedy to amerykański problem z rasizmem był jeszcze dość nabrzmiały. Z drugiej jednak strony, trudno sobie wyobrazić, by koncern Disney’a pozwolił sobie na dopuszczenie do sytuacji, w której jedna z czołowych postaci jego kreskówek okazuje się rasistą.

Na potrzeby tej notki dokopałem się do oryginalnego skryptu scenariuszowego filmu, ale okazał się on ślepym zaułkiem – scena rzeczonego pojedynku muzycznego opisana jest tam bardzo skrótowo, bez niektórych kwestii, jakie ostatecznie znalazły się w Who Framed…. Kilkukrotne przesłuchanie danej sceny też nic nie dało – widocznie zasugerowałem się memem i cały czas słyszę tam „Goddamn stupid nigger!”. Serwis snopes.com zajmujący się obalaniem (lub potwierdzaniem) popkulturowym miejskich legend zwrócił uwagę na fakt, iż wykwakana przez Anselmo kwestia bardzo przypomina kwestię „Doggone stuborn little…”, która pada w bardzo wielu klasycznych animacjach z Donaldem w roli głównej. Disney Wiki zwraca z kolei uwagę na to, że „Doggone stuborn little…” jest wersją, która znajduje się w napisach tej wersji filmu, która ukazała się w oficjalnym wydaniu VHS i DVD.

Jak już wspomniałem, mocno powątpiewam, by Donald nazwał Daffy’ego „czarnuchem”. Renoma Disney’a nigdy nie pozwoliłaby na podobny zabieg, czego najlepszym przykładem jest inna anegdotka z filmu. Otóż dwóch animatorów Disney’a odpowiedzialnych za część scen w filmie w ramach sprośnego żartu w jednej ze scen dorysowała Jessice Rabbit… waginę. Uprzedzając pytanie – jest to ponoć scena pierwszego występu Jessiki w nocnym klubie. Piszę „ponoć”, bo ja tam żadnej waginy nie dojrzałem, a możecie mi wierzyć że przeprowadziłem pod tym kątem bardzo długie i wnikliwe badania. Widocznie z mojej wersji filmu fragment ów został wycięty. Obaj odpowiedzialni za ten żart panowie zostali w trybie natychmiastowym wydaleni z firmy.

Nim skończę tę notkę – jeszcze jedna osobista refleksja. W Who Framed Roger Rabbit jest króciutka, urzekająca scena, gdy Eddie (główny nieanimowany bohater filmu) spotyka w klubie nocnym Betty Boop, która skarży się na to, iż w dobie technikoloru czarno-biała animka nie może znaleźć przyzwoitej pracy w filmie. W rzeczywistości to nie wprowadzenie barw do świata filmów rysunkowych przyczyniło się do zniknięcia kreskówek z tą przeuroczą bohaterką. Za to odpowiedzialny jest tak zwany Motion Picture Production Code, znany także jako Kodeks Haysa, który na trzydzieści lat niemal zupełnie wykastrował amerykańską kinematografię. Ale nie o tym chciałem pisać. Otóż niezmiernie ciekawi mnie, jak wyglądałaby wykreowana na potrzeby filmu rzeczywistość w dzisiejszych czasach, gdy animowanych dwuwymiarowo bohaterów na dobre wyparli ich trójwymiarowi koledzy. Księżniczki Disney’a prostytuujące się na ulicach albo grające w japońskich kreskówkach pornograficznych? Bezdomni bohaterowie Hanna Barbera szwędający się po ulicach? W sumie nie obraziłbym się za jakiś nieformalny sequel podobnego pokroju.

_______________
*gdyby to kogoś interesowało - utwór grany przez oba kaczory to Węgierska Rapsodia Liszta.

piątek, 8 lutego 2013

Mroczny sekret siostrzeńców Donalda

fragment grafiki autorstwa Toma Hodgesa, całość tutaj.

Należę do (ostatniego już?) pokolenia, które dorastało, zaczytując się w egmontowskich komiksach z serii Kaczor Donald i niedzielnych Wieczorynkach z disnejowskimi animkami. Dziś koncern Disneya kojarzy się przede wszystkim z High School Musical i podkupowaniem kolejnych najważniejszych dla popkultury firm (Lucas Arts, Marvel), a cała nadzieja na powrót klasycznych filmów animowanych w dwuwymiarze i z piosenkami leży w sukcesie, jaki odniósł Paperman. A szkoda, bo w dobie wciskającego się dosłownie wszędzie 3D przyjemnie byłoby obejrzeć coś rysunkowego i, dla odmiany, dobrze zanimowanego. Ale nie o tym chciałem pisać.

Nim przejdę do wspomnianego w tytule mrocznego sekretu, jaki dzielą ze sobą Hyzio, Dyzio i Zyzio, najpierw mała lekcja historii. Za wymyślenie postaci małoletnich kaczorów odpowiedzialni są scenarzysta Ted Osborne i rysownik Al Taliaferro. Trzej niesforni siostrzeńcy Kaczora Donalda (ich imiona w oryginale brzmią Huey, Dewey, Louie – aczkolwiek polskie tłumaczenie imion bardzo mi się podoba i w dalszej części tekstu będę z niego korzystał) zadebiutowali w komiksowym pasku gazetowym 17 października 1937 roku. Rok później po raz pierwszy pojawili się w kolorze i ruchu w ośmiominutowej animacji zatytułowanej Siostrzeńcy Donalda.  Przedstawieni w kreskówce bohaterowie różnią się od swoich klasycznych wersji. Przede wszystkim, nie noszą ubrań w kolorach, jakie zwykliśmy ich kojarzyć (Hyzio – w kreskówkach czerwona czapeczka i koszulka, w komiksach czerwona czapeczka i czarna koszulka. Dyzio – w kreskówkach niebieska czapeczka i koszulka, w komiksach niebieska czapeczka i czarna koszulka. Zyzio – w kreskówkach zielona czapeczka i koszulka, w komiksach zielona czapeczka i czarna koszulka). W ogóle mniej więcej do lat osiemdziesiątych bracia ubierali się randomowo, jak koloryście w duszy grało. Klasyczna kolorystyka ugruntowała się ostatecznie dosyć późno, bo na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku, w kreskówce The Duck Tales, gdzie po raz pierwszy Hyzio Dyzio i Zyzio od początku do końca konsekwentnie ubierali się w ciuchy o przypisanych im kolorach.

Mimo siedemdziesiątki na karku, bracia – jak zresztą wszystkie postacie z disneyowskiego uniwersum – nie zestarzeli się ani o dzień. Dzieje się tak z przyjętego przez włodarzy Disney’a założenia powszechnie znanego jako sliding timeline – bohaterowie pozostają w tym samym wieku mimo upływu lat, choć rzeczywistość wokół nich zmienia się równolegle z naszą. Podobny zabieg wykorzystano m.in. w South Parku czy, nieco subtelniej, w uniwersum Marvela. Nie oznacza to bynajmniej, że trojaczki skazane są na wieczne dzieciństwo. W animowanym serialu Kacza Paczka (Quack Pack) Hyzio, Dyzio i Zyzio przedstawieni zostali jako nastolatki, zerwano też z tradycyjnym imagiem samego Kaczora Donalda, który marynarski mundurek zmienił na hawajską koszulkę. Pokuszono się w końcu o zróżnicowanie charakterologiczne trójki niesfornych braci – do tej pory Hyzio, Dyzio i Zyzio robili raczej za bohatera zbiorowego. I tak Hyzio to samozwańczy lider rodzeństwa, ambitny, arogancki, łatwo zakochujący się i cierpiący na ekstremalny wstręt wobec kotów (już go lubię), Dyzio stał się długowłosym geekiem i głosem rozsądku całej paczki, choć jest też zarówno największym żartownisiem, na dodatek wierzącym w teorie spiskowe odnośnie UFO, Zyzio zaś to wyluzowany, choć czasem kapryśny, nerd i zapalony obrońca praw zwierząt. Bohaterowie w końcu zaczęli też różnić się wyglądem. Niestety, Kacza Paczka nie cieszyła przesadnym zainteresowaniem widzów (serial doczekał się zaledwie trzydziestu dziewięciu odcinków) i z pomysłu dojrzewających bohaterów szybko się wycofano, zaś nieliczne występy braci w kreskówkach tworzonych już w dwudziestym pierwszym wieku obejmowały już ich klasyczne, dziecięce wersje.

Inną sprawą jest natomiast wiek bohaterów w komiksach. Według kontrowersyjnego kanonu Dona Rosy (ignorującego sliding timeline i umieszczającego naszych bohaterów w realiach połowy dwudziestego wieku) bracia urodzili się w 1940 roku. Kanon Rosy był kontrowersyjny także z wielu innych względów – w 1981 roku rysownik stworzył dla niemieckiego fandomu ilustrację przedstawiającą dorosłych siostrzeńców oraz podstarzałych Donalda i Daisy pochylających się nad grobem Sknerusa (który, wedle Rosy, zginął w 1967 roku). Tego już było za wiele – Rosa dostał po uszach od włodarzy Disney’a, przez co wycofał się ze swoich deklaracji odnośnie „sztywnej” chronologii kaczego uniwersum, choć wciąż tworzył komiksy rozgrywające się w latach pięćdziesiątych zeszłego stulecia. Komiksowi bracia są niesfornymi psotnikami, choć generalnie utrzymują pion moralny, głównie dzięki członkostwu w drużynie Młodych Skautów. Nie mają zróżnicowanych osobowości – to raczej jedna postać w trzech ciałach. Chłopcy rzadko się kłócą, a niekiedy wręcz kończą po sobie zdania.

Zaskakujące jest, jak mało wiemy o rodzicach chłopców. Matką Hyzia, Dyzia i Zyzia jest Kaczka Della Thelma (w wersji animowanej – Dumbella), siostra bliźniaczka Kaczora Donalda. Della nigdy nie pojawiła się w żadnej animacji (z imienia, czy też raczej familiarnego przezwiska, wspomniana jest bodaj tylko w Siostrzeńcach Donalda), zaś jej występy komiksowe są nieliczne i obejmują jedynie retrospekcje, w których bohaterka ta nie wypowiada nigdy ani jednego słowa. Wiemy, że Della ubiera się podobnie jak jej brat (marynarski mundurek, tyle tylko, że z postrzępionymi krawędziami) i ma gęste blond włosy. O jej mężu wiemy jeszcze mniej – nie znamy nawet jego imienia. Anonimowy kaczor nigdy nie pojawił się ani w żadnej disneyowskiej animacji, ani w żadnym komiksie. Jedynym miejscem, gdzie pojawiła się twarz ojca Hyzia, Dyzia i Zyzia jest drzewo genealogiczne, jakie na podstawie notatek Carla Barksa narysował w 1981 roku Mark Worden. Widzimy na nim przystrzyżonego po wojskowemu kaczora o dosyć szerokiej budowie ciała podpisany jako „? Duck”. Co ciekawe, drzewo genealogiczne w interpretacji Dona Rosy zawiera już inną reprezentację tajemniczego kaczora – jego twarz jest zasłonięta przez ptaka, który najwyraźniej usiadł przed obiektywem aparatu fotograficznego w chwili robienia zdjęcia do kroniki, zaś imię częściowo zostało zakryte przez liście (widać jedynie „Duck”). Choć Rosa nie uwzględnił tego w swojej wersji drzewa genealogicznego, kilka razy nadmienił, iż uważa, że ojciec trojaczków jest równocześnie bratem Kaczki Daisy, co wyjaśniałoby, czemu Hyzio, Dyzio i Zyzio mówią do niej „ciociu”. Teoria interesująca, ale w Stanach Zjednoczonych dzieci powszechnie zwracają się per „ciociu” i „wujku” nawet do niespokrewnionych przyjaciół rodziny (ten zwyczaj funkcjonuje zresztą także w naszym kraju).

Przejdźmy więc do tej mrocznej tajemnicy, jaką owiane są losy Hyzia, Dyzia i Zyzia. Kiedy spotykamy tych bohaterów po raz pierwszy, zostają oni „podrzuceni” Donaldowi przez Dellę. Powodem takiego stanu rzeczy jest fakt, iż ojciec chłopców trafił do szpitala po obrażeniach, jakich doznał wskutek jednego z psikusów, jaki wywinęli mu synowie (podłożyli fajerwerki pod krzesło, na którym siedział). Choć Donald odsyła siostrzeńców z powrotem do domu, zaczynają oni regularnie pojawiać się w paskach komiksowych. Ostatecznie Kaczor Donald adoptuje Hyzia, Dyzia i Zyzia niedługo przed Bożym Narodzeniem w 1947 roku (wersja Rosy) lub po wakacjach  1942 (wersja alternatywna). Nie wiemy, co się stało z rodzicami chłopców. Matka najprawdopodobniej umarła. Taki stan rzeczy sugeruje Don Rosa w komiksie Samotnik z hrabstwa McKwacz (The Recluse of McDuck Manor). Co do ojca… narzuca się niebezpodstawna teoria, że zmarł w szpitalu na wskutek obrażeń odniesionych w rezultacie dowcipu z fajerwerkami. Byłoby to dosyć makabryczne (nie mówiąc już o tym, że zgoła mało pedagogiczne), tym bardziej dziwi fakt, że po dziś dzień nikt w Disney’u nie kwapi się, by raz na zawsze wyjaśnić tę kwestię. Widmo ojcobójstwa ciąży więc nad sympatycznymi kaczorkami po dziś dzień i zapewne tak już zostanie na zawsze.

PS: Notka częściowo się zdezaktualizowała - rok po jej napisaniu zostały ujawnione nowe fakty na temat matki Hyzia, Dyzia i Zyzia. Po szczegóły odsyłam do notki Mroczny sekret siostrzeńców Donalda... UJAWNIONY!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...