Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kingdom Hearts. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kingdom Hearts. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 27 lutego 2011

Nostalgia


fragment grafiki autorstwa Skottiego Yonuga, całość tutaj.

Jak głosi stare porzekadło, ludziom najbardziej podoba się to, co już znają. Patrząc na niesłabnącą popularność infantylnych filmów sensacyjnych i sztampowych powieści fantasy trudno się z tym nie zgodzić – tak jak gdyby nasz umysł lubił raz po raz odtwarzać ten sam schemat ze zmienionymi jedynie szczegółami. Nie o tym jednak będzie ta notka.

Każde dziecko posiada pewien bazowy zestaw memetyczny, na którym buduje sobie profil popkulturowy. Zdecydowana większość zna klasyczne bajki i baśnie – o Czerwonym Kapturku, Królewnie Śnieżce, Ali Babie i czterdziestu rozbójnikach… Nawet teraz potrafimy streścić te fabuły. Rzecz dość ciekawa – nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek czytał którąś z tych bajek, choć oczywiście je znam, najprawdopodobniej z jakiejś animowanej adaptacji lub remiksu. Podobnie jak większość osób. Po prostu opowieści te tak mocno wryły się w naszą kulturę, że bez nich trudno ją sobie wyobrazić.

Jest pewien bardzo ciekawy trend, o którym chciałbym dzisiaj napisać kilka zdań, mianowicie – remiksowanie bajek w taki sposób, by przystosować je do jak najbardziej dojrzałego odbiorcy. Przykładów jest aż nadto – słynna komputerowa gra „American McGee’s Alice”, powieść graficzna „Pinocchio: Vampire Slayer”, komiksowa seria „Fables”… W Polsce zaś Sapkowski w wiedźmińskiej sadze, Pilipiuk w wędrowyczowej, śp. Tomasz Pacyński w „Linii Ognia”. Japończycy zdobywają serca ludzi Zachodu za pomocą disnejowkiej impresji „Kingdom Hearts”, zaś w sieci bez trudu można odnaleźć fanfiki remiksujące znane z dzieciństwa kreskówki*. Co sprawia, że twórcy tak chętnie korzystają z bajkowych motywów? Nostalgia? Po części na pewno – lubimy wracać do tego, co już znamy, jednak z perspektywy trzydziestolatka bajki są raczej niestrawne (z nielicznymi wyjątkami pokroju „Muminków”). Dlatego sięgamy po „dorosłe” wersje bajek, by wrócić do poznanych w dzieciństwie opowieści bez ryzyka posądzenia o infantylizm.

Prawda jest taka, że bajki – przynajmniej te klasyczne – są pakietem, za pośrednictwem którego dziecko nabywa informacji o świecie. Czerwony Kapturek uczy, że nie należy ufać nieznajomym, Trzy Małe Świnki uczą sumienności wypełniania obowiązków i tak dalej. Wraz z pakietami informacji o regułach rządzących światem otrzymujemy też opowieści. Zazwyczaj proste, jednak nie jest to regułą (wspomnijmy choćby „Niekończącą się opowieść” czy „Opowieści z Narni”). Opowieści te przyswajamy nader chętnie i pamiętamy do końca życia. Utalentowani autorzy potrafią umiejętnie zagrać na tych sentymentach i jednocześnie pokazać nam, w jaki sposób poznane w dzieciństwie fabuły wpłynęły na naszą psychikę, kształtując ją i modelując. Postmodernistyczna zabawa znanymi motywami, ikonami, symbolami i postaciami, urzekająca prostota materiału wyjściowego dająca olbrzymie pole do popisu twórcom reinterpretacji… Wszystko to sprawia, że bajki i baśnie są wdzięcznym tematem do przeróbek.


_______
*Częstokroć remiksy te nie tylko ocierają się o pornografię, ale wręcz są jej najgorszym (albo najlepszym – punkt widzenia zależy od punktu siedzenia) gatunkiem. Na rozmaitych portalach znaleźć można fanowskie komiksy, w których Mała Syrenka robi ustami bardzo niehigieniczne rzeczy swojemu ojcu, Brygada RR organizuje orgię, a Pokemony dokonują zbiorowego gwałtu na swojej trenerce. Przodują w tym Japończycy i Anonimy z 4chana. Internet to przerażające miejsce, jeśli błądzi się po nim bez mapy.

niedziela, 16 stycznia 2011

Zapomniani


fragment grafiki autorstwa Marka Brooksa, całość tutaj.


Kim jest Królik Oswald? Ha – nie wie prawie nikt. Za to Myszkę Miki znają prawie wszyscy. Te dwie postaci łączy więcej, niż można się spodziewać. Gdyby nie zawirowania związane z prawami autorskimi, dziś Oswald zajmowałby to miejsce w popkulturze, które od przeszło półwiecza piastuje Miki. Długouchy animek trafił do szarej strefy i został skazany na zapomnienie – aż do niedawna, kiedy Warren Spector odgrzebał tę postać i zrobił z niej jednego z głównych bohaterów gry „Epic Mickey”. Fabuła tej konsolowej produkcji opiera się właśnie na tym niepokojącym dualizmie – celebryta Miki i jego zepchnięty w cień protoplasta. Czy gdyby niektóre wydarzenia potoczyłyby się inaczej, to Królik Oswald stałby się logiem Disney’a, wystąpił w olbrzymiej ilości filmów i komiksów, stał się postacią wokół której kręci się fabuła „Kingdom Hearts”? A Miki? Czy w takiej sytuacji w ogóle by zaistniał? A może postać Myszki Miki w ogóle nie zostałaby wymyślona i błąkałaby się jedynie w szarej strefie przestrzeni fazowej, owym hipotetycznym cmentarzysku niewymyślonych postaci?

Nieco inny, choć równie interesujący dualizm występuje także na linii Kapitan Nemo – Robur Zdobywca. Obaj zostali wymyśleni przez Juliusza Verne’a, obaj są postaciami niesamowicie nośnymi, z ogromnym potencjałem, który przez samego autora został wykorzystany co najwyżej połowicznie. Kapitan Nemo - książę Dakkar, to postać zaskakująco mroczna, zwłaszcza dla ludzi, którzy znają ją z oryginalnej wersji, nie któregoś z późniejszych remiksów. Indyjski arystokrata w okrutny sposób mszczący się na Anglikach, którzy rzucili na kolana jego naród. Okrutny wyrzutek, który do samego końca nie rezygnuje ze swoich ideałów. Kiedy w ostatnich rozdziałach „Tajemniczej wyspy” kapitan godzi się w końcu z resztą ludzkości, nie prosi o wybaczenie, czy choćby zrozumienie. Zastanawia się jedynie, jak zostanie zapamiętany. Z pewnością nie mógłby narzekać – wszak stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci, choć niestety w mocno zniekształconej formie.

O Roburze natomiast nie wiemy niemal nic. Poważnie, Lovecraft więcej powiedział nam o Wielkich Przedwiecznych, niż Verne o samozwańczym „Panie Świata”, konstruktorze Nautilusa do sześcianu – pojazdu, który jeździ, lata, pływa i nurkuje. Poza ledwie zarysowanymi cechami charakteru, takimi jak zuchwałość, odwaga i własna wizja świata, postać Robura to czysta karta.
Stoimy więc przed pytaniem. Nie „Czemu jedne postacie zdobywają popularność, a inne skazane są na zapomnienie?”, bo na to składa się wiele czynników z Jego Wysokością Przypadkiem na czele. Właściwe pytanie brzmi – Ile jest takich postaci? Takich, które dziś żyłyby w świadomości wielu ludzi, gdyby motyl chaosu zatrzepotał skrzydełkami w odrobinę innym momencie? Czasem możemy gdybać – z większym, lub mniejszym prawdopodobieństwem. Wiemy, że gdyby nie naciski wydawcy, Kapitan Nemo byłby Polakiem. Możemy się domyślać, że Oswald zastąpiłby Mikiego, gdyby Disney’owi udało się go wyrwać ze szponów żywiołu praw autorskich. Ale jak wiele postaci przegapiło swoją szansę, ile znakomitych historii w ogóle jej nie dostało – możemy jedynie zgadywać.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...