Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Emilie Autumn. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Emilie Autumn. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 10 kwietnia 2011

Nie ma czegoś takiego, jak muzyka steampunkowa...


fragment grafiki autorstwa Katarzyny Witerscheim, całość tutaj.

…kategorycznie zawyrokował fan parowego science-fiction, Doktor Agon, gdy próbowałem mu podsunąć jedną z piosenek Emilie Autumn, którą to jaram się w przerwach pomiędzy Ayreonem, a The Dresden Dolls (niezły rozrzut, swoją drogą). I to mi dało do myślenia, bo cała afera tylko pozornie zamyka się w okowach semantyki.

Na dźwięk słowa „subkultura” nasz umysł zwykł przywoływać grupę siedzących na ławce dresiarzy, zamkniętych w piwnicy metali lub wesoło ujaranych rastafarian. Ot, dojrzałe subkultury solidnie ugruntowane na przestrzeni memetycznej. Warto jednak pamiętać, że subkultura jest czymś, co kształtuje się przez długie lata, czasem dekady i nie zawsze zastyga w takich formach, jak te wymienione przeze mnie zdanie wcześniej. Inne są też genezy – czasem subkultura narasta wokół jakiegoś zjawiska (słynna Generacja JP2), światopoglądu (skini, anarchiści), muzyki (wyżej przytoczeni rastafarianie, choć tu sprawa jest o wiele bardziej wieloznaczna), stylu życia (emo, hipsterzy, nerdzi). Wiem, upraszczam straszliwie, ale jest to konieczne, by uchwycić sens notki. Zarówno fani science-fiction, fantasy, horroru jak i rozmaitych odgałęzień tych gatunków mają swoje subkultury. Więcej nawet – starcia fanów Star Treka z fanami Star Wars czasem są nie mniej brutalne, niż ustawki punków i skinów. Wróćmy jednak może do muzyki steampunkowej.

Na pierwszy rzut oka taka klasyfikacja faktycznie nie ma sensu. Jeśli muzyka może być steamupnkowa, to powieść może być jazzowa, komiks operowy i tak dalej. Jest to zwyczajną bzdurą będącą rezultatem błędnego punktu widzenia i próby klasyfikacji jednego medium do kategorii innego. Sprawa nie jest jednak tak oczywista, bowiem słowa zmieniają swoje znaczenie, otrzymują szerszy kontekst. Steampunk jeszcze do niedawna mógł być tylko ciekawym nurtem w fantastyce naukowej, dziś jednak jest w pośredniej fazie przeobrażania się w subkulturę. Całe to parcie na kotły, śrubki, zegarki z dewizką, meloniki i zakurzone gogle zaczyna wylewać się poza popkulturowe opowieści i przesiąkać do naszej rzeczywistości w postaci modnych gadżetów i dużej ilości najróżniejszego kontentu. Coś podobnego stało się przed laty z cyberpunkiem, który dziś, w dobie digitalizacji wielu aspektów naszego życia, stał się czymś mocno anachronicznym. Steampunkowi to nie grozi, ten gatunek bowiem nie ma i nigdy nie miał aspiracji do wizjonerstwa, podejrzewam jednak, że – jak w przypadku cyberpunku – po czasowej inwazji fantastyki parowej na mainstream, moda przeminie i zamknie się w ograniczonym kręgu (neo)wiktoriańskich fetyszystów. Na razie zaś subkultura rozkwita, powstaje mnóstwo stron zrzeszających miłośników steampunku, organizowane są konwenty, do nabycia jest multum gadżetów stylistycznie związanych z tym nurtem… Dzieje się coś ciekawego.

Dlatego, drogi Dr.Agonie, muzyka steampunkowa nie tylko może istnieć, ale też dziwnym by było, gdyby nie istniała. Oczywiście nie tyle w sensie „muzyka należąca do gatunku steampunkowego” co raczej „muzyka należąca do steampunkowej subkultury”. A skoro sama artystka otwarcie przyznaje się do związków z tą niszą, to nie widzę powodów do kręcenia nosem. Nie widzę też niczego złego w nazwaniu niektórych podgatunków muzyki folk muzyką fantasy, pewnych zespołów, czy wręcz odłamów, techno i rocka muzyką science-fiction i tak dalej. Niech nam rosną i rozwijają się subkultury, oby jak najwięcej i jak najbardziej różnorodne.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...