fragment grafiki autorstwa Edwina H. Manchestera, całość tutaj. |
W opisywanym dziś odcinku Myka spieszy na ratunek swojemu ojcu,
który zachorował na artefakt, zaś emo-nastolatek odnajduje pióro Edgara Allana
Poego. I ściana pożera jednego ze świadków. Ale nic nie szkodzi, bo Pete
rozwala tę ścianę praktycznie gołymi rękami, cegła po cegle, co było trochę za
bardzo przegięte nawet jak na ten serial. A, i Pani Frederic, mimo zapewnień
Artiego, wątpi w wysoki kaliber Pete’a, jakkolwiek dwuznacznie by to nie
brzmiało.
W końcu rusza się coś w kwestii MacPhersona – od czasów Implosion główny zły całego sezonu nie
pojawił się ani razu, przez co jego fama wydaje się oddziaływać wyłącznie
na zasadzie fabularnego straszaka, bo właściwie nie mamy żadnego potwierdzenia tego, że MacPherson jest śmiertelnie niebezpiecznym renegatem – poza
deklaracją Artiego i podkuleniem ogona przez Regentów. Wszystko to sprawia, ze
główny mąciciel pierwszego sezonu Warehouse
13 jest strasznie, hmm, apokryficzną postacią, serfującą bardziej na
złowieszczej renomie, niż faktycznych dokonaniach, co mnie osobiście odrobinę przeszkadzało. Skoro już ten MacPherson jest taki zły, to ja chcę mieć jakieś
namacalne, empiryczne dowody jego niegodziwości, a nie mętne napomknięcia i strachy na lachy. Ale
da się zdzierżyć.
Pierwsze, co rzuca się w oczy w tym odcinku – jest strasznie
„brytyjski” (w końcu osoba Poego zobowiązuje). Większość odcinka rozgrywa się w
elitarnym liceum umiejscowionym w jakimś przypominającym zamek budynku, po
którym snują się uczniowie w mundurkach. Wszystko to wygląda bardzo fajnie,
bardzo „hogwartowo”, z tymi porośniętymi roślinnością zmurszałymi murami szkoły
i starodawną architekturą. W ogóle pod względem estetycznym to naprawdę udany
odcinek, bo drugi wątek rozgrywa się w księgarni należącej do ojca Myki, która
też przypomina jakąś tajemną bibliotekę, a kiedy Myka układa wokół swojego ojca
Stonehenge z książek to już w ogóle robi się bardzo chieromantycznie i
grymuarowo. Pływające po skórze ojca Myki napisy wyszły naprawdę bardzo fajnie,
klimatycznie i gotycko, niczym jakaś złowieszcza klątwa. Pod tym względem
odcinek jest na medal.
Trochę gorzej jest w kwestii fabuły. Przede wszystkim ojciec
Myki jest o wiele mniej odstręczający, niż to sobie wyobrażałem oglądając
poprzednie odcinki. Nie wiem, może to wynikające z przyzwyczajeń do
popkulturowych uproszczeń wyobrażenie, ale spodziewałem się raczej kogoś na
kształt nieco bardziej okrzesanego ojczyma Olivii Dunham z Fringe, niż zwykłego zrzędę – pryncypialnego wprawdzie, ale nie w
jakimś hardkorowym stopniu. Żadna patologia, co najwyżej chłód emocjonalny, a i
to nie za bardzo, bo widzimy, że podczas rozmowy z Myką, nawet gdy,
kolokwialnie pisząc, czepia się jej, to ta jego czepliwość wynika z troski, nie
chęci dominacji rodzicielskiej. Z tego też powodu – jak i nieco bzdurnego
rozwiązania wątku za pomocą power of love
z obowiązkowym happy endem – dość istotny fabularnie motyw został trochę
rozwodniony. Szkoda, bo przecież mykowe daddy
issues były i dalej są istotną częścią serialu.
Tymczasem drugi wątek realizuje tendencję do
konwencjonalnych nawiązań do innych gatunków filmowych i telewizyjnych.
Podobnie jak w Regrets mieliśmy do
czynienia z zabawą motywami rodem z dramatów więziennych, tak w tym przypadku
dostajemy teen drama z nieszczęśliwie
zakochanym nerdem, jego obowiązkowym konfliktem z osiłkiem-członkiem szkolnej
drużyny piłkarskiej, dobrodusznym nauczycielem i całym tym dobrodziejstwem
inwentarza. Wyszło bardzo fajnie, ale znów – kilka zabiegów fabularnych nie
zostało do końca przemyślanych, przez co odcinek sporo traci. Najlepszym
przykładem byłoby chyba rozwikłanie intrygi, czy też raczej fakt, że intryga
rozwiązuje się sama, bo prowadzonego przez bohaterów śledztwa równie dobrze
mogłoby nie być – konfrontacja następuje z inicjatywy opętanego piórem Poego
nastolatka, a nie dzięki dochodzeniu Pete’a i Claudii. A właśnie – jako, że
Myka zmuszona jest zostać z ojcem, zagadkę pióra (pośrednio powiązanego z
chorobą ojca Myki) rozwiązuje Pete i Claudia. Taka odmiana mogłaby podziałać
odświeżająco, gdyby nie fakt, iż Claudia zachowuje się w tym odcinku bardzo
mykowato. Odnoszę wrażenie, że ma wczesnym etapie pisania scenariusza to
właśnie Myka miała prowadzić to śledztwo, ale dołączono wątek jej ojca i trzeba
było podmienić ją na Claudię. Wyszło niespecjalnie. Z wad wymieniłbym jeszcze
zbyt małe zaangażowanie Artiego i nieco wymuszone zakończenie, będące w istocie
bezpośrednim prologiem finału.
Podsumowując – odcinek jest w porządku. Jak już wspomniałem, wizualnie bardzo, bardzo udany, fabularnie nie obyło się bez kilku irytujących
wpadek (ten nieszczęsny Pete rozwalający ścianę) i uproszczeń, ale, jak zwykle,
oglądało się w sumie przyjemnie.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz