fragment grafiki autorstwa Giuseppe Bertiniego, całość tutaj. |
Dziś klimaty więzienne – żadna tam Zielona mila ani Skazani na
Shawshank, ale i tak odpowiedni sznyt został zachowany. Poza tym, Claudia
o mało co nie niszczy Magazynu, Myka wyrywa Pete’owi włosy z uszu, zaś nasi
agenci terenowi zupełnie niespodziewanie muszą zmierzyć się z własną
przeszłością. I dowiadujemy się, że energia elektryczna potęguje działania
artefaktów, co jest motywem interesującym, ale trochę kłócącym się z continuity
(odcinek z kręgosłupem) i zdrowym rozsądkiem (standardowe wyposażenie agentów
Magazynu to strzelająca promieniami elektrycznymi tesla, więc to trochę tak,
jakby strażakom wlewać do sikawek benzynę). No, ale Warehouse 13 nie ogląda się przecież dla zdrowego rozsądku. No to
jedziemy.
Przede wszystkim – brawa za pomysł, by fabułę głównej części
odcinka osadzić w więzieniu o zaostrzonym rygorze, ze wszystkimi popkulturowymi
motywami tradycyjnie kojarzonymi z tym środowiskiem (solidarność więzienna,
agresja, rozliczanie się z własną przeszłością, bunt osadzonych, przytłaczająca
atmosfera, fanatyczny przywódca duchowy). W dodatku klimat odcinka skutecznie
podbija szalejąca za zakratowanymi oknami burza. Takie popkulturowe wyciągi z
pewnych określonych konwencji zamknięte
w pigułce jednego odcinka przewijają się przez Warehouse 13 dość często i bardzo często są jednymi z
najciekawszych epizodów serialu. Tu ten zabieg wyszedł całkiem sympatycznie –
został na tyle wyraźnie zarysowany, że przyjemnie odświeża konwencję serialu,
ale na tyle subtelnie, by nie zdominować ją całkowicie.
Silnym punktem programu są też bohaterowie epizodyczni.
Choćby naczelniczka więzienia, która jedną miną potrafi zgasić szowinistyczne
docinki Pete’a czy wyżej wspomniany samozwańczy przywódca religijny, cieszący
się w więziennej społeczności wyjątkowo wielkim prestiżem i który na
przestrzeni fabuły epizodu spełnia zaskakującą jak na tego typu postać rolę. W
dodatku obie te postaci są bardzo fajnie zagrane, ale to już w tym serialu
standard (nie licząc kilku przykrych wpadek).
Jeśli zaś chodzi o rozliczenia z przeszłością… odnoszę
wrażenie, że jest trochę nazbyt pobieżnie i skrótowo. Jako, iż artefact of the week stymuluje ludzkie
poczucie winy i przekształca je w nader realistyczne wizje, zarówno Pete, jak i
Myka stają – dosłownie – twarzą w twarz ze swoimi największymi traumami z
przeszłości. U Pete’a jest to oczywiście śmierć ojca, u Myki – utrata partnera
i kochanka w jednej osobie podczas kontrowersyjnej operacji w Denver. I super,
mamy przewijające się w tle duchy przeszłości dręczące bohaterów i kulminację pod
koniec – ale widać było, iż twórcom zabrakło czasu antenowego na odpowiednie
rozwinięcie tych wątków i zostały ona zamknięte nazbyt pospiesznie, bez należytego rozwinięcia. Z jednej strony szkoda, z drugiej – będą jeszcze
odcinki, w których powrócimy do tych kwestii, więc nie bardzo jest za czym
płakać. W sumie niby niczego nowego się
o bohaterach nie dowiadujemy, ale zyskujemy potwierdzenie, że dręczące ich
zaszłości w niemałym stopniu wpływają na ich obecne charaktery. Dobre i to.
Drugi wątek odcinka skupia się na relacjach Claudii i
Artiego. Claudia najwidoczniej niczego nie wyniosła z lekcji, jaką nasi
bohaterowie dostali w poprzednim odcinku – z artefaktami się nie igra, bo się
można sparzyć. Poprzez zabawy z magnetycznym laboratoryjnym fartuchem
Alessandra Volty dziewczyna zostaje na dobre przytwierdzona do wspornika
podtrzymującego elementy konstrukcyjne Magazynu i radośnie promieniuje polem magnetycznym,
destabilizując strukturę budynku. Sceny z Claudią są zazwyczaj zabawne,
świetnie zagrane i miłe dla oka – i tak jest także w tym przypadku. Allison
Scagliotti wykreowała postać po prostu sympatyczną i ta sympatyczność
częstokroć ratuje sceny, które w innym wypadku byłyby nie do zniesienia. Wątek
odczepienia Claudii od sklepienia Magazynu nie należy może do szczytowych
osiągnięć myśli scenopisarskiej, ale właśnie dzięki duetowi Scaglitori-Rubinek i dynamizmowi, jaki nadają relacjom pomiędzy swoimi postaciami ogląda się go bardzo dobrze i z uśmiechem na ustach. Zaś kara, jaką Artie
wyznacza dziewczynie za niefrasobliwe zachowanie też miło puentuje cały ten
wątek.
Summa summarum –
kolejny niezły odcinek. Serial generalnie rzadko kiedy schodzi z wysokiego
poziomu i ten właśnie poziom został tu potwierdzony. Może nie dzieje się w nim
zbyt wiele istotnych rzeczy, ale taki już urok Warehouse 13. Nawet zapychacze są tu całkiem smakowitymi epizodami.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz