niedziela, 13 marca 2016

Th-th-that's all, folks!

fragment grafiki autorstwa Axel13, całość tutaj

Ludzie mają tendencję do niedoceniania Porky’ego - sam przez bardzo długi czas uznawałem tę postać za raczej nudną i w zasadzie trochę niepotrzebną w panteonie zawierającym tak niesamowicie charyzmatyczne animowane osobowości, jak Bugs Bunny, Daffy Duck czy Wile E. Coyote. Na ich tle sympatyczny, twardo stąpający na ziemi prosiak o przyjaznym usposobieniu istotnie może wydawać postacią z drugiej ligi. Tym bardziej zaskakującym jest fakt, że w latach trzydziestych Porky nie tylko cieszył się niekwestionowanym statusem gwiazdy kształtującego się właśnie panteonu Looney Tunes, ale też właściwie ocalił studio animacyjne Warner Bros. od upadku.

No dobrze, może nieco przesadzam z tym upadkiem - ale trzeba przypomnieć, że był to dla tego studia okres naprawdę niewesoły. Jak być może pamiętacie z mojej notki o Bosko, w tysiąc dziewięćset trzydziestym trzecim roku Harman i Ising, właściciele praw do postaci Bosko - ówczesnej gwiazdy Looney Tunes - odeszli ze studia, oczywiście zabierając swojego pupila ze sobą i zostawiając Warner Bros. Animation… właściwie z niczym, bo cały ówczesny sukces studia opierał się na przygodach sympatycznego czarnoskórego animka. Producenci naprędce wymyślili nowego bohatera imieniem Buddy, który po dziś dzień okryty jest niesławą jako najnudniejsza, najbardziej płaska i pozbawiona charyzmy postać animowana ze stajni Looney Tunes (a kto wie, czy nie w historii animacji w ogóle). Buddy był tak okropny, nudny i odpychający, że okazał się dla Warner Bros. przysłowiową szklanką wody dla tonącego. Zaczął się zjazd w dół po równi pochyłej.

I tu do akcji wkroczył… nie, jeszcze nie Porky. Zbawcą był Fritz Freleng, który odszedł ze studia braci Warner razem z Harmanem i Isingiem, ale po pewnym czasie wrócił, gdy okazało się, że MGM nie ma mu do zaoferowania niczego interesującego. Jego pierwszym zadaniem było przeprojektowanie pierwszych kreskówek o Buddy’m, by stały się choć odrobinę strawniejsze dla widza. Oprócz tego Freleng zajął się wymyślaniem nowych postaci w nadziei, że któraś z nich chwyci i na powrót przyciągnie uwagę publiki. Większość z nich dość szybko została zapomnienia - konia z rzędem temu, kto kojarzy takie postaci jak Oliver Owl, Beans the Cat czy duet szczeniaków Ham i Ex. Wszystkie te animki - i kilka innych, w tym oczywiście główny bohater niniejszej notki - debiutowały w siedmiominutowej kreskówce I Haven’t Got a Hat z tysiąc dziewięćset trzydziestego piątego roku. Widzowie od razu zwrócili uwagę na jąkającego się prosiaka, który początkowo miał być jedynie postacią poboczną - pomagierem wspomnianego wcześniej Beansa - ale okazał się na tyle popularny, by zasłużyć na własną serię kreskówek. Dopomógł w tym Tex Avery, który tego samego roku wyreżyserował animację Gold Diggers of ’49. Avery wykorzystał w niej postaci z I Haven’t Got a Hat, jednak dał im inne role. Porky, choć wciąż był postacią poboczną, otrzymał najwięcej gagów, dzięki czemu momentalnie zdobył sympatię publiki.

Pierwotnie Porky nie przypominał postaci, którą większość z nas ma w pamięci z kreskówek z lat pięćdziesiątych. Zacznijmy od tego, że Porky był dzieckiem - uczniem szkoły podstawowej mieszkającym z rodzicami. Co prawda Avery doraźnie zrobił z niego dorosłego bohatera w Gold Diggers of ’49, generalnie jednak Porky relatywnie długo pozostawał postacią małoletnią. Bohater nosił ciemnozielony sweter, a proporcje jego ciała bliższe były naturalnemu wyglądowi świni, niż człowieka. Dopiero Bob Clampett zrobił z niego młodego dorosłego - everymana wypełniającego taką rolę, jaka akurat była potrzebna w fabule. Wtedy też właśnie - pod koniec lat trzydziestych - Porky otrzymał swój ikoniczny wizerunek antropomorficznej świni w muszce i marynarce. Pierwotnie głosu użyczał mu Joe Dougherty - co ciekawe, aktor naprawdę miał problemy z jąkaniem, co było głównym powodem, dla którego jąkał się również Porky - by później (konkretnie - w tysiąc dziewięćset trzydziestym siódmym roku) zostać zastąpionym przez Mela Blanca. Blanc w swojej interpetacji zachował wadę wymowy postaci, ale zaczął używać jej w bardziej kreatywny sposób. Do tej pory Porky jąkał się notorycznie - u Blanca jąkał się jedyni przy wypowiadaniu pewnych słów, by po kilku nieudanych próbach ich wymówienia zastępować je synonimami, często trudniejszymi do wyartykułowania. Co ciekawe rozpoznawalne hasło „Th-th-th-that’s all, folks!”, które Porky często wypowiada pod koniec różnych kreskówek Looney Tunes nie zostało wymyślone dla niego - wcześniej posługiwali się nim m.in. Bosko i Buddy.

Pod opieką Clampetta Porky umacniał status gwiazdy - jego kreskówka Porky in Wackyland do dzisiaj jest jedną z najbardziej znanych animacji Looney Tunes. Bohater stał się ciekawym świata podróżnikiem, miłym gościem o sympatycznym usposobieniu, dzięki któremu momentalnie zjednywał sobie widzów. Nie bez wpływu na popularność tej postaci był również fakt, że animacje Clampetta bywały uroczo surrealistyczne (wspomniany wyżej Porky in Wackyland jest tego najlepszym przykładem). Porky był nie tylko pierwszą postacią o mocniej zarysowanej charakteryzacji - w parze z tym bohaterem szła również bardzo oryginalna, wyrazista estetyka kreskówek coraz mocniej odróżniających się od disneyowskiej Silly Simphony. Porky okazał się symbolem przemiany - transformacji Looney Tunes z sentymentalnych muzycznych animacji w satyryczne, odważne konwencyjnie produkcje posiadające własną, unikalną poetykę.

Działo się tak aż do momentu, w którym na scenę wkroczył Daffy - bohater, który ni mniej, ni więcej debiutował w kreskówce z Porky’m w roli głównej. Świrnięty kaczor momentalnie przyciągnął uwagę widza, swoim nieokiełznanym szaleństwem i charyzmą uwodząc publiczność i błyskawicznie stając się nową gwiazdą Looney Tunes. Porky zmuszony był zejść na dalszy plan. Cudownie sparodiowano to w animacji hybrydowej (w stylu Who Framed Roger Rabbit?… dobre pół wieku przed Who Framed Roger Rabbit?) zatytułowanej You Ought to Be in Pictures, w której Daffy namawia Porky’ego do zerwania kontraktu z braćmi Warner. Po krótkiej rozmowie z granym przez samego siebie Leonem Schlesingerem Porky rusza na podbój srebrnego ekranu, by po serii spektakularnych wpadek ze spuszczoną głową wrócić na łono Warner Bros. Animation… tylko po to, by przekonać się, że Daffy zajął jego miejsce. Była to pierwsza kreskówka o Porky’m wyreżyserowana przez Frelenga i jej fabuła była oczywistym nawiązaniem do sytuacji z Bosko i tym, jak Freleng na pewien czas opuścił studio.

You Ought to Be in Pictures, oprócz tego, że było bardzo zabawną kreskówką, okazało się również kreskówką bardzo proroczą - na początku lat czterdziestych Porky okupował drugi plan, pojawiając się okazjonalnie na ekranie, czasami nawet we własnych kreskówkach, ale dla wszystkich oczywiste było, że jego pięć minut sławy dobiegło końca. Twórcy kreskówek wciąż jednak żywili bardzo duży sentyment do sympatycznego prosiaka - w końcu był on ich pierwszym spektakularnym dokonaniem i ikoną Looney Tunes - starali się więc znaleźć dla niego jakieś miejsce w swoich pracach. Paradoksalnie, dopomógł mu w tym Bugs Bunny, przez którego Daffy zmienił się z nieokiełznanego psychopaty w samolubnego dupka z przerośniętym ego. Napiszę o tym więcej przy okazji notki o Daffy’m, na tę chwilę wystarczy nam informacja, że nowy Daffy bardzo często występował w duecie z Porky’m, najczęściej w kreskówkowych parodiach różnych filmów lub gatunków filmowych (Duck Dodgers, Deduce, you say!, Robin Hood Daffy i wielu innych) jako pomagier narcystycznego kaczora. Pomagier bardzo kompetentny - choć trzeba zaznaczyć, że w porównaniu jonesowskim Daffy’m właściwie każdy jest uosobieniem kompetencji - sarkastyczny, bardzo często uciekający się do ironii sokratejskiej. Jest tam naprawdę fajną postacią, która przemyca do kreskówek wiele subtelnego humoru, czyniąc je jeszcze zabawniejszymi. Z drugiej strony mamy animacje, w których Porky występuje w duecie z kotem Sylverstrem i tam nasz prosiak jest już zupełnie inną postacią - odpornym na rzeczywistość naiwniakiem, który nie jest świadom większości dziejących się wokół niego rzeczy. 

Po tym, jak minęła Złota Era Animacji Porky na dłuższy czas zniknął z horyzontu zdarzeń (podobnie zresztą jak wiele innych klasycznych postaci animowanych), okazjonalnie zaliczając małą rolę tu i tam - nigdy już jednak nie był gwiazdą na miarę Bugsa czy Daffy’ego. Oczywiście siedemdziesiątych jego kreskówki były regularnie emitowane w telewizji, ale to tyle. Pojawił się na moment we Who Framed Roger Rabbit? wygłaszając swoją ikoniczną kwestię - po raz ostatni głosem Mela Blanca - ale ciężko to nazwać jakąś istotną rolą. Stosunkowo często pojawiał się natomiast w Tiny Toon Adventures, gdzie mentorował swojemu małoletniemu odpowiednikowi, Hamptonowi. Raz czy dwa wystąpił również w Animaniacs i mało znanym serialu edukacyjnym Histeria! twórców tegoż. W Space Jam miał nieco większą rolę, choć oczywiście nie można powiedzieć, by okupował pierwszy plan. W The Looney Tunes Show pojawiał się natomiast regularnie. Swój ostatni dotychczas występ zaliczył w przeznaczonym do dystrybucji cyfrowej pełnometrażowym filmie animowanym Looney Tunes: Rabbits Run z dwa tysiące piętnastego roku, gdzie jego rola ponownie ograniczyła się do krótkiego cameo. Generalnie można bezpiecznie założyć, że jeśli powstaje jakaś kreskówka, w której pokaże się żelazna część obsady Looney Tunes, Porky gdzieś tam będzie. Może nie zostanie protagonistą, może nie skradnie dla siebie filmu, ale już sam fakt, że jest ewidentnie najstarszą wciąż aktywną postacią studia daje mu pewien niepisany przywilej. 

Robiąc research do tej notki odniosłem wrażenie, że reżyserzy lubią Porky’ego znacznie bardziej, niż sami widzowie - pominąwszy drugą połowę lat trzydziestych to nigdy nie była postać tak adorowana przez widzów jak ukochany przez tłumy Bugs czy choćby Wile E. Coyote. W porównaniu z większością postaci Looney Tunes Porky jest niezwykle przyziemnym bohaterem, przedkładającym zdrowy rozsądek nad zabawy z dynamitem czy fortepianami zrzucanymi na bruk z dziesiątego piętra. Niejaka płynność jego osobowości sprawia, że jest znakomitym surogatem widzów - kimś, z kim możemy bardzo łatwo nawiązać nić porozumienia i z jego perspektywy oglądać wygłupy Sylvestra, Daffy’ego et consortes. Daje to również dodatkowy atut - Porky może spełniać niemal każdą dowolną rolę, jaką wymyślą dla niego scenarzyści i nie straci nic ze swego uroku. Ale to wcale nie znaczy, że Porky nie ma charakteru - ma go więcej, niż chociażby Myszka Miki z konkurencyjnego studia animacyjnego (ten to dopiero jest everymanem!). Porky jest miłym gościem, zaskakująco inteligentnym i konkretnym - jego psychiczna stabilność doskonale działa jako kontrapunkt dla co większych szaleństw pozostałych animków. Im dłużej o tym myślę, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że bez Porky’ego jako takiego punktu odniesienia wiele kreskówek z serii byłoby nieco zbyt abstrakcyjnymi. To jest naprawdę fajna, interesująca postać i zasługuje na znacznie więcej miłości, niż jej otrzymuje.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...