fragment grafiki autorstwa Alexa Kozhanova, całość tutaj. |
Niniejszym wpisem chciałbym zainaugurować nowy cykl notek na Mistycyzmie Popkulturowym. Przelazło przez Wrota opowiadać będzie o rasach i cywilizacjach, jakie przewinęły się przez seriale z uniwersum Stargate. Generalnie, jestem zdania, że Gwiezdne Wrota mają najfajniej zaprojektowanych kosmitów w historii popkultury – pod względem zróżnicowania i pomysłowości chyba tylko uniwersum Mass Effect może się z nim równać. Umyślnie napisałem „rasy i cywilizacje”, ponieważ niektórzy kosmici (jak i sami ludzie) wykształcili kilka zróżnicowanych grup w obrębie własnego gatunku, dlatego też postanowiłem nie traktować ich całościowo. Inna sprawa, że niektóre ludzkie cywilizacje pozaziemskie, jakie pokazano nam w serialu, z różnych względów także zasługują na własne notki. Początkowo zamierzałem opisywać kolejne rasy chronologicznie, w takiej kolejności, w jakiej występowały w serialu, po namyśle uznałem jednak, że pilnowanie „kolejki” byłoby za bardzo kłopotliwe, toteż notki będą się ukazywały bez ładu i składu, jak mi fantazja nakaże.
O Goa’uldach jednak trzeba napisać już na samym początku – wszak są zdecydowanie najważniejszą rasą w galaktyce Drogi Mlecznej (oczywiście do czasu). To za sprawą Goa’uldów Ziemianie (to znaczy – Amerykanie) zaczęli korzystać z Wrót i podróżować z planety na planetę w celu zaprowadzenia na Drodze Mlecznej demokracji i odnalezienia nowych złóż ropy. Wyzłośliwiam się tutaj, ale to amerykańskie podejście ukazane w kanadyjskim przecież serialu podskórnie irytowało mnie już przy pierwszym zetknięciu z serialem – w pilocie Stargate SG-1 o mało co nie zostaje wykorzystana standardowa procedura amerykańskiego wojska w kontaktach w potencjalnym wrogiem (czyt. wysłanie atomówki). Ale kończę już, bo przecież ma być o Goa’uldach.
Właściwie rasa wężopodobnych porywaczy ciał absolutnie niczym oryginalnym w sci-fi nie jest, bo przecież z podobnymi patentami spotykamy się od początku zeszłego stulecia. Znakomitym patentem okazało się za to umieszczenie ich w stylistyce starożytnego Egiptu, ze wszystkimi faraonizmami i piramidyzacjami. Ta otoczka nawiązująca do egipskiej cywilizacji bardzo ładnie koresponduje z samym podejściem Goa’uldów do wszelkich innych istot w galaktyce – władza absolutna sprawowana nad ludźmi i Jaffa, potężne, rozdmuchane pamięcią genetyczną i długowiecznością, ego, przeświadczenie o własnej nieomylności i wyjątkowości (niektórzy z przedstawionych w serialu Goa’uldów autentycznie zdają się sami wierzyć we własną boskość).
Goa’uldowie zdają się bardzo trafnie uosabiać lęki zachodnich cywilizacji przed fanatyzmem nacji bliskiego wschodu. Pragnący teokratycznej dominacji nad wszelkimi innymi cywilizacjami fanatycy, religią usprawiedliwiający przerażające okrucieństwa… żadnych bezpośrednich odwołań do islamu oczywiście w serialu nie znajdziemy, ale trudno nie oprzeć się wrażeniu, że zasłaniający się sobowtórami czy atakujący ziemskie wieżowce Baal to mocno zremiksowana hybryda Saddama i Bin Ladena. W ogóle SG-1 to serial, który (świadomie lub nie) realizuje schemat walki z fanatyzmem religijnym we wszelkich jego przejawach – czy to autorytarnym Ori-chrześcijańskim, czy to egzotycznie niebezpiecznym Goa’uld-muzułmańskim – wszystko w imię charakterystycznego dla cywilizacji Zachodu (czyli USA, które, jak wiadomo z serialu, jest jedynym zaawansowanym krajem na naszej planecie) etosu promującego indywidualizm, różnorodność i świeckość. Ale chyba znowu zbaczam z tematu, bo przecież o tym już pisałem.
W Goa’uldach nie podoba mi się ich ewidentna operetkowość – są tak źli, jak Wielki Mistrz Zła Z Podrzędnej Trzecioligowej Sagi Fantasy. Niejednokrotnie popełniają nieumotywowane niczym okrucieństwa wobec podwładnych, gardzą wszystkimi wokół, zabijają posłańca przynoszącego niepomyślne wieści i tak dalej. Owszem, z jednej strony możemy przywołać tu Lorda Actona, z drugiej jednak trudno jest uwierzyć, by osobniki tak egoistyczne i krótkowzroczne mogły na dłuższą metę stać się dominującą siłą w całej galaktyce. Zachowanie większości Goa’uldów to popkulturowa klisza sprzed czasów, gdy popkulturowi badguy’e zaczęli się stosować do zasad Katechizmu Złego Władcy, co zresztą niejednokrotnie jest złośliwie punktowane przez O’Neilla. Żeby jednak oddać sprawiedliwość, należy zaznaczyć, iż niektórzy Goa’uldowie wyłamują się z tego schematu – przywoływany już w tej notce Baal, którego elokwencja i zaradność, szczególnie w późniejszych sezonach, przysporzyła mu wielu fanów.
W kwestiach, nazwijmy to, biologicznych Goa’uldowie są natomiast zupełnie nieprzemyślani. Odnoszę wrażenie, iż scenarzyści wymyślali kolejne szczegóły specyfikacji fizjologicznych Goa’uldów ad hoc, w zależności od potrzeby chwili. Takiego na przykład cyklu rozmnażania i dorastania wężopodobnych kosmitów nie ogarniam już w ogóle. Choćby cała ta kwestia z Jaffa – larwy Goa’uldów umieszcza się w żywych inkubatorach, by dojrzały one do implementacji w organizmie nosiciela. Patrząc po liczebności Jaffa liczebność Goa’uldów zdaje się absurdalnie wysoka i nieprzystająca do tego, co widzimy na ekranie. Ale pomijając już ten mankament – jakim cudem uznano, że masowe wykorzystywanie Jaffa w charakterze mięsa armatniego jest dobrym pomysłem? Ja rozumiem, że dzięki symbiontom Jaffa mają zwiększoną siłę, ale jaką rasą trzeba być, żeby świadomie narażać własne młode na tak wysokie ryzyko śmierci? To przecież wbrew jakimkolwiek instynktom samozachowawczym. To jednak daje się niby wytłumaczyć faktem, iż Goa’uldowie są rasą totalnych egocentryków i taki zabieg może służyć kontroli liczebności populacji. Ale ja tego nie kupuję. Zastanawia mnie też, w jaki sposób Goa’uldowie radzili sobie z dorastaniem larw przed stworzeniem rasy Jaffa, bo – o ile mnie pamięć nie myli – w serialu nie padło ani jedno słowo na ten temat.
Podoba mi się za to patent na genderowość Goa’uldów, kompletnie niezależną od biologicznej płci (tu mamy do czynienia z owadzim układem królowej i jej licznego pomiotu rodzaju męskiego). Przykłady Ozyrs(a) czy niektórych Tok’Ra wyraźnie pokazują, że tożsamość płciowa jest dla Goa’uldów kwestią może nie tyle wyboru, ile podświadomej samoidentyfikacji. Najprawdopodobniej dużą rolę gra płeć nosiciela (casus Ozyrysa), ale nie tylko (casus Jolinar).
Koniec końców Goa’uldowie okazali się jednak na tyle dobrze skonstruowaną rasą, by z powodzeniem trząść serialem przez osiem sezonów. Egipska (minus wyjątki pokroju Svaroga czy Cronusa) stylistyka i szafarz były interesującym powiewem świeżości – chyba żadna inna popkulturowa franszyza nie jest tak mocno identyfikowana z estetyką starożytnego Egiptu. Generalnie, choć Goa’uldowie nie są moją ulubioną rasą z uniwersum Stargate, to jednak w ich przypadku mogło być dużo gorzej.
PS: Jako, iż Internet cierpi na zaskakująco niewielką ilość przyzwoitych fanartów ze świata Gwiezdnych Wrót, niniejszy cykl ilustrował będę niesamowitymi pracami rosyjskiego artysty Alexa Kozhanova.
"Generalnie, jestem zdania, że Gwiezdne Wrota mają najfajniej zaprojektowanych kosmitów w historii popkultury".
OdpowiedzUsuńZgadzam się w 100 procentach, mogłabym się pod tym stwierdzeniem podpisać. Takoż: ja też nie ogarniam sposobu rozmnażania Go'auldów. Kompletnie.
Stargate Wikia bredzi coś o samozapładnianiu królowych, ale to się kłóci z niektórymi odcinkami... Poczekaj, aż będzie notka o Wraith, tu są dopiero problemy z rozmnażaniem.
UsuńMam wrażenie że przed Jaffa larwy pływały w bajorkach na P-ileśtam tak sobie luzem dojrzewając, a podrośnięte czatowały na nieostrożnych unasów - patrz "Enemy Mine".
OdpowiedzUsuńOraz te wyjątki nie-egipskie wcale nie były takie rzadkie, choćby wspomniany Baal, Amaterasu, Yu, Nirrti, Kali i pewnie legion pomniejszych, których z głowy nie wymienię. To tylko ludzie jakoś tak z początku zderzyli się z frakcją egipską ;-).
"Mam wrażenie że przed Jaffa larwy pływały w bajorkach na P-ileśtam tak sobie luzem dojrzewając, a podrośnięte czatowały na nieostrożnych unasów - patrz "Enemy Mine"."
UsuńPamiętam ten odcinek. Ale to chyba były dojrzałe osobniki.
"Oraz te wyjątki nie-egipskie wcale nie były takie rzadkie"
No prawda. Ale egipskich było więcej, niż wszystkich innych razem wziętych.
"Pamiętam ten odcinek. Ale to chyba były dojrzałe osobniki."
UsuńTo był cały cykl dojrzewania. Tak mi się wydaje przynajmniej, wnioskując po odcinku Cure i tym, że Egeria przed nawróceniem była pełnoprawnym Go'auldem, a jej niedorozwinięte maluchy na Pangarze rozwijały się przez te 50 lat jej wykorzystywania w basenach bez udziału Jaffa. Skoro Tok'Ra ich nie potrzebują Go'auldzi pewnie też, a to wszystko to tylko głupi choć misterny sposób na zniewolenie sporej grupy osób W końcu liczy się przede wszystkim władza [ten motyw zresztą zawsze mnie w tym serialu bawił - nie ważne po co, ważne żeby zdobyć/odbić/zniszczyć]
A ze spraw fizjologicznych, których ja nie rozumiem wymieniłabym sposób powstawania Harcesisa. Jak bardzo zintegrowana musi być ta larwa z nosicielem, żeby przekazać dziecku pamięć genetyczną? Nie kumam na jakiej zasadzie te dwa organizmy są połączone. Ale może po prostu coś mi tam umyka.
@Ania
Usuń"To był cały cykl dojrzewania."
Możliwe. Muszę sobie widocznie jeszcze raz odświeżyć ten odcinek.
"Egeria przed nawróceniem była pełnoprawnym Go'auldem, a jej niedorozwinięte maluchy na Pangarze rozwijały się przez te 50 lat jej wykorzystywania w basenach bez udziału Jaffa."
Pangarianie znaleźli jakiś sposób, by podtrzymywać królową bez nosiciela (znaleźli w słoiku z Egerią instrukcję obsługi?), więc pewnie i z larwami daliby radę.
"sposób powstawania Harcesisa. Jak bardzo zintegrowana musi być ta larwa z nosicielem, żeby przekazać dziecku pamięć genetyczną? "
No właśnie - bo na zdrowy rozum to powinno być zwyczajne dziecko z genami nosicieli. Jak pokazuje przypadek Jolinar i Sam, wymiana wspomnień jest obustronna. Ale faktycznie, to jest już niestety głupie. Żeby chociaż miało jakieś usprawiedliwienie fabularne - ale nie, wątek ten zakończył się właściwie na niczym.
Słowo komentarza. http://zilwicki.blog.pl/
OdpowiedzUsuń