fragment grafiki autorstwa Brandona McAllistera, całość tutaj. |
Pierwszym popkulturowym mentorem i duchowym przewodnikiem mojego dzieciństwa nie był ani Pan Kleks (a szkoda), ani mistrz Yoda (też szkoda). Jak większość dzieciaków wychowanych w najtinsach, pierwszą istotą, która prowadziła mnie przez niebezpieczeństwa życia, udzielała rad i dodawała otuchy był Zordon, jeden z bohaterów kilku pierwszych serii telenoweli Power Rangers. Znamienne jest, że tak mało wiemy o tej, ikonicznej przecież, postaci, postrzegając ją jedynie jako holograficzną gadającą głowę zamkniętą w szklanej tubie ustawionej w jakimś bunkrze na środku pustyni. Tymczasem Zordon jest prawdziwym badassem, bytem, który spokojnie można porównywać z marvelowskim Silver Surferem czy Optimusem Prime z serii Transformers.
Historia Zordona rozpoczyna się jakieś 8-10 tysięcy lat temu, kiedy to Rita Repulsa zgromadziła pokaźną armię i ruszyła na międzyplanetarną konkwistę, niosąc śmierć i zniszczenie niezliczonym galaktykom. By dać jej odpór, mieszkaniec planety Eltar imieniem Zordon zaczął gromadzić wokół siebie rebeliantów, którzy w niedługim czasie zaczęli odnosić spore sukcesy w walce z Ritą. Ruch oporu Zordona okazał się na tyle skuteczny, że Rita została zmuszona do zawarcia sojuszu z Lordem Zeddem, innym międzygalaktycznym kacykiem. Temu zamarzyło się napaść na Ziemię, wskutek czego Rita założyła na ziemskim Księżycu bazę wypadową. W międzyczasie Zordon wszedł w posiadanie pięciu Power Coins (Monet Mocy). Szóstą monetę zdobyła Rita. Nie jest jasne, w jaki sposób nasi kosmiczni antagoniści zdobyli te artefakty, jednakże w dużym stopniu zaważyło to na losach wojny. Po dwóch tysiącleciach zażartej walki, Zordon i jego sprzymierzeńcy w końcu byli bliscy ostatecznego zwycięstwa.
Zdesperowana Rita postawiła wszystko na jedną kartę i uciekła się do ryzykownego podstępu – zażądała od Zordona pertraktacji na neutralnym gruncie. Rokowania okazały się oczywiście zastawioną przez Ritę pułapką, w wyniku czego Zordon został wygnany gdzieś poza czas i przestrzeń. Na szczęście Ricie nie do końca się powiodło – nie dość, że jej zaklęcie nie sprawiło, że Zordon całkowicie zniknął z płaszczyzny fizycznej, to na dodatek nasz mistrz i mentor okazał się na tyle zdeterminowany, że udało mu się zamknąć Ritę i jej popleczników w śmietniku, który umieścił na dryfującej w przestrzeni kosmicznej planetoidzie. Sam jednak na dobre utknął w czasoprzestrzennym limbo, ze światem kontaktując się jedynie za pośrednictwem gigantycznej probówki. Przewidując powrót Rity Zordon zawczasu przygotował się na kłopoty. Osiadł na Ziemi, gdzie z pomocą side-kicka Alpha 5 wybudował słynne Centrum Dowodzenia (którego wnętrze wygląda trochę jak TARDIS), skupił się na badaniach nad Power Coins i budowaniu gigantycznych robotów nazwanych zordami, co sugeruje, że do cnót naszego mentora skromność bynajmniej nie należała.
Dziesięć tysięcy lat później, zgodnie z przewidywaniami Zordona, planetoida z Ritą i spółką na pokładzie wróciła na Księżyc, a czarownica wydostała się z pojemnika, w którym została zamknięta i wróciła do swoich knowań i planów podbicia Ziemi. Wtedy Zordon zareagował, rekrutując piątkę ziemskich nastolatków „o szczególnych zdolnościach” i namaszczając ich na żołnierzy w wojnie, w jaką wplątał się dziesięć tysięcy lat temu. Rozpoczynają się wydarzenia znane z serii Mighty Morphin Power Rangers, pierwszej serii Power Rangers, doskonale znane wszystkim dzieciakom wychowanym we wczesnych latach dziewięćdziesiątych.
Historii MMPR i PRZ (Power Rangers Zeo) nie muszę chyba przybliżać, ponieważ jest ona dość powszechnie znana. Dość napisać, że w toku fabuły do piątki nastolatków dołącza szósty, Tommy Oliver – Zielony Wojownik, Ranger powołany do istnienia przez Ritę za pomocą szóstej Monety Mocy. Początkowo przeciwnik Power Rangers, później pełnoprawny członek drużyny. Tommy szybko stał się głównym bohaterem serialu, spychając pozostałą część obsady do roli barwnego tła. Nie przedłużając zatem – Zordon mentorował kolejnym Rangerom (obsada była sukcesywnie wymieniana w toku kolejnych sezonów). W obrębie serii zdarzało się też, że naszych bohaterów zastępowała drużyna rybich kosmitów (!) tworzących własną inkarnację Power Rangers. Ale wróćmy do Zordona.
Pełnił on swoją funkcję opiekuna i mentora aż do czasów Power Rangers Turbo, kiedy okazało się, iż istnieje możliwość ekshumacji Zordona ze szklanej tuby i przywrócenie go światu w jego własnej osobie. W tym celu powraca na Eltar, wskutek czego na pewien czas znika nam z radaru, zastąpiony przez swą przyjaciółkę Dimitrię, która staje się pierwszą mentorką Power Rangers w historii i drugim mentorem w ogóle. O tym, co uwolniony Zordon robił na Eltarze, wiemy mało, poza tym, że – swoim zwyczajem – władował się w kolejną międzygwiezdną kampanię wojenną. Tym razem jednak nie poszczęściło mu się. Dark Specter, kosmita stojący na czele United Alliance of Evil schwytał Zordona, na powrót wpakował go do akwarium i uwięził, traktując jako gigantyczny akumulator, co powodowało powolną śmierć Zordona.
Próba odbicia Zordona z rąk Spectera stanowiła oś fabularną ostatniej już serii Power Rangers zaliczanej do tzw. Ery Zordona. Rangersi ruszają w kosmos na ratunek swojemu byłemu mentorowi. Power Rangers in Space to zaskakująco udana space opera dla najmłodszych (oczywiście biorąc poprawkę na poziom, z jakiego serial startował) pełna kosmicznych przygód i zwrotów akcji. Seria kończy się śmiercią Zordona, który nakazuje jednemu z Rangerów zniszczenie go. Podczas tego procesu Zordon uwalnia całą swoją moc, tym samym niszcząc (bądź nawracając) całe zło, jakie panoszyło się wówczas we wszechświecie. Wraz z ostatnim tchnieniem sugeruje także, iż pewnego dnia powróci w nowym wcieleniu.
Zordonowi można zarzucać wiele – od autorytarności, aż po rasizm. Nie zmienia to jednak faktu, iż oddał on życie za cały Wszechświat i – w przeciwieństwie do Doctora – miał na tyle przyzwoitości i wyczucia własnej legendy, by nie brać go sobie z powrotem. Nie był jakimś specjalnie udanym mentorem – swoich Rangerów na ogół rozstawiał po kątach, nie rzucał bon motami na lewo i prawo. Jak na Wielkiego Zbawcę Wszechświata Zordon był istotą bardzo konkretną – bynajmniej nie wielkim romantykiem czy Mistrzem Yodą, raczej wprawnym generałem dbającym bardziej o powodzenie misji, niż swój autorytet. Jakby nie było – Zordon był moim pierwszym popkulturowym Bogiem i wciąż czekam na jego powtórne przyjście. Najlepiej w wysokobudżetowym filmie pełnometrażowym nakręconym przez J.J. Abramsa.
Och, wspomnienie o Zordonie *ociera samotną, kryształową łzę wzruszenia*
OdpowiedzUsuńFajnie, że komuś się chce odgrzebywać byłe ikony popkultury (może nawet bardziej lokalne ikony, ikonki, niż byłe ikony) - dzięki temu kilka zagadek mojego dzieciństwa zostało rozwiązanych. Zwłaszcza, że przygodę z Power Rangers zakończyłam przed sezonem Turbo i resztę akcji mgliście kojarzę z przypadkowych i nielicznych odcinków i zastanawiałam się potem, gdzie się podział Zordon, bo go nie ma.;) Będzie jeszcze jakaś szeroko pojęta archeologia?
Fenomenalny tekst! :-)
OdpowiedzUsuńRegularnie Cię czytuję, bowiem dorastanie w latach '90 to prawdziwa moc. Czas migracji w cyfrowe światy, masa znakomitych dóbr kultury. Tylko zastanawiam się, czy do końca serio traktujesz wszystko o czym piszesz, bo o ile MMPR bardzo lubiłem, Zordon również był moim mentorem, to Twoje wpisy są bardzo serio. I dziś do mnie dotarło, że nie wiem, czy w tym przypadku zrobiłeś to intencjonalnie, czy naprawdę chciałeś napisać poważny wpis o tej enigmatycznej postaci? ;)
Tak czy siak jestem stałym czytelnikiem i z pewnością szybko się to nie zmieni. Najlepszego i dzięki za znakomity "kontent", który umila mi dzień czekając na swoją kolej w Pockecie :)
Drodzy komentujący, wiedzcie, że dostarczacie mi dużo radości.
OdpowiedzUsuń@Moreni
"Będzie jeszcze jakaś szeroko pojęta archeologia?"
Będzie. I to dużo. Lubię dogrzebywać się do ciekawostek odnośnie o ikonicznych postaciach, które wszyscy kojarzą, ale mało kto zdaje sobie sprawę, jak ciekawe historie za nimi stoją. Szykuję kolejny tekst tego pokroju, który niedługo ukaże się na blogu i planuję kolejne tego typu teksty.
@Kamil
"Tylko zastanawiam się, czy do końca serio traktujesz wszystko o czym piszesz, bo o ile MMPR bardzo lubiłem, Zordon również był moim mentorem, to Twoje wpisy są bardzo serio."
Generalnie jeśli nie jesteś pewien, czy napisałem coś na poważnie czy "na żarty", przyjmij założenie, że napisałem to z przymrużeniem oka - i niemal na pewno się nie pomylisz. Samą ideę Mistycyzmu Popkulturowego traktuję raczej poważnie (choć bynajmniej nie fanatycznie), o tyle poszczególne wpisy możesz traktować dość luźno. Chyba, że wyraźnie zaznaczam, iż piszę o czymś "na poważnie".
@Misiael: zatem wszystko pod kontrolą :) I czekam na kolejne wypociny. Swoją drogą, bardzo jesteś zły kiedy ktoś atakuje Cię mailami? ;-) Z grami i serialami sobie radzę, ale miałbym kilka pytań laika związanych z komiksami.
OdpowiedzUsuńPo to na dole bloga podałem adres, żeby na niego pisać. Pisz śmiało.
Usuń