fragment grafiki autorstwa Astrid Castle, całość tutaj. |
W dziesiątym odcinku pierwszego sezonu Warehouse 13 Claudia ponownie niemal doprowadza do zniszczenia
Magazynu, Pete i Myka przybywają jej z odsieczą (i pączkiem), natomiast Artie
zostaje wezwany na dywanik szefa, a właściwie – szefów, którym nieformalnie przewodzi jeden
z towarzyszy Doctora, Canton Delaware III. A, i Claudia zakłada gogle, co
jeszcze bardziej podbija cool-factor
odcinka. I dowiadujemy się, jak ma na imię Pani Frederic. I, że technologicznie
zaawansowane elektroniczne zamki strzegące Mrocznej Krypty można rozwalić
celnym deus ex kopniakiem. Właściwie
jest to jeden z moich ulubionych odcinków całego serialu, a już na pewno –
ulubiony w pierwszym sezonie. A zatem, do dzieła.
Najciekawszym motywem odcinka jest niewątpliwie
przedstawienie grupy trzymającej władzę – opiekujący się Magazynem Regenci są
po prostu strzałem w fabularną dziesiątkę. Zacznijmy od tego, że niesamowicie
podoba mi się koncepcja zwykłych ludzi wykonujących proste zawody – kelnerki,
urzędnika, nauczycielki – i funkcjonujących na pozycjach społecznych o
niekoniecznie wysokim statusie – emeryci, ludzie przynależący do różnych
subkultur – którzy zajmują się tak potężnymi obiektami jak artefakty. Ukryci na
widoku ludzie, za którymi nikt nie obejrzałby się na ulicy poruszają tajemnymi
mechanizmami świata, o jakich nie śniło się tym wielkim i potężnym. Jak to stwierdził Benedict Valda – Jezus był cieślą,
Sokrates nauczycielem, Abraham Lincoln małomiasteczkowym prawnikiem.
Utożsamianie wykonywanego zawodu z mądrością jest nieco obraźliwe. Valda (czyli
Canton Delaware III, bo w W13 on się
trochę inaczej nazywa, ale przecież wszyscy wiemy, o kogo chodzi, prawda?) pyta także Artiego, kto inny miałby rządzić Magazynem. Papież?
Prezydent? Politycy? Generałowie? Można to trochę odczytywać jako afirmację
społeczeństwa obywatelskiego, choć z drugiej strony Regenci przedstawieni są
jako organizacja mocno skostniała i niemrawa, co zresztą butnie punktuje Artie,
wezwany przed oblicze Regentów, by wytłumaczyć się ze swoich wpadek. Okazuje
się, że ci potężni i tajemniczy Regenci, ci małomiasteczkowi Iluminaci przed
którymi nawet Pani Frederic czuje respekt obawiają się zagrożenia, jakie może
stanowić dla nich MacPherson – jeden zbuntowany agent Magazynu. Oczywiście miał
być to zabieg pokazujący nam, jak bardzo MacPherson jest niebezpieczny i
złowieszczy, ale wyszło moim zdaniem sztucznie. Trudno sobie wyobrazić, by
Regenci nie zetknęli się z podobnym problemem już w przeszłości (a, jak wiemy z kolejnych sezonów –
zetknęli się) i nie zdołali wypracować odpowiednich środków zaradczych. Choć,
jak wspomniałem, sam motyw tajemniczej organizacji ludzi z working & lower middle
class kręci mnie niesamowicie i niesie ze sobą olbrzymi potencjał,
wykorzystany zresztą w kolejnych sezonach.
Tymczasem wątek agentów Magazynu tym razem wyjątkowo nie
obraca się wokół sprawy natury kryminalnej, a wokół próby wyciągnięcia Claudii
z kłopotów, w jakie wpakowała się w czasie sprzątania Magazynu. Biorąc pod uwagę wydarzenia z Duped i Regrets można dojść do wniosku, że roztropność i profesjonalizm agentów Magazynu niekiedy sięga wręcz poziomu Torchwood. Wątek bardzo
fajny, bo pogłębia relacje Claudii z Petem i Myką. Oboje ostatecznie deklarują
słowem i czynem, że uznają dziewczynę jako pełnoprawnego członka ich rodziny,
traktując niczym młodszą siostrę. Bardzo fajnie to wygląda po rozłożeniu na
czynniki pierwsze – Pete nawiązuje z nią relacje oparte na „chłopackości” (żarty,
przekomarzania), zaś Myka relacje bardziej emocjonalne, oparte na zaufaniu,
szacunku, jakim Claudia darzy Mykę i jej (Claudii) pragnieniu akceptacji. Generalnie
wątek ten został pociągnięty bardzo dobrze – był na tyle przejrzysty, że właściwie
„wtopił się” w strukturę fabularną odcinka i dopiero pod koniec jest
podsumowany jedną niewielką sceną rozmowy obu bohaterek.
Jeszcze na chwilę wracając do wątku Claudii, Pete’a i Myki –
całym szczęściem to ich łażenie po Magazynie uniknęło grzechu wynudzenia widza
bezsensownością toczących się na ekranie wydarzeń (bo przecież wiadomo, że
bohaterowie uratują Magazyn, więc po co w ogóle?). Wszystko za sprawą aktorów,
którzy wyraźnie znakomicie bawili się podczas nagrywania tego odcinka i do
swoich ról podeszli z luzem i pewnym przymrużeniem oka, ale też kilku
sympatycznych motywów fabularnych (zamknięty w Magazynie pensjonat Leeny, piłki
do gry w zbijaka) na czele z wizytą w Mrocznej Krypcie i Petem w emo-mode pod wpływem maszyny do pisania
Sylvii Plath.
Podsumowując – zagrany ze swadą Benedict Valda, przyjemny
wątek Claudii, Myki i Pete’a oraz znakomity pomysł na grupę trzymającą władzę i
nie mniej znakomite wystąpienie niepokornego Artiego, który nie da sobie w
kaszę dmuchać nawet tak potężnym i wpływowym ludziom, jak Regenci. Zaś pod
koniec odcinka zapowiedź nadchodzących wydarzeń i otwarte wypowiedzenie wojny
MacPhersonowi. Czegóż chcieć więcej?
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz