poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Warehouse 13. 1x07 - Implosion

fragment grafiki autorstwa Felice Beato, całość tutaj.

Otwieramy szampana – w połowie sezonu w końcu pojawia się jego wątek przewodni! No dobrze, może nieco przesadzam, ale jedną z nielicznych wad pierwszego sezonu Warehouse 13 jest trochę zbyt długie rozstawianie pionków na fabularnej planszy i dość niemrawe rozwijanie się głównego wątku. Nie, żeby było to specjalnie uciążliwe, bo W13 nawet zapychacze ma w sumie sympatyczne i jakoś wplątane w podstawową opowieść, ale jednak trochę razi. Poza tym – powraca Dickinson, poprzedni szef Pete’a i Myki, Leena jakby mniej irytuje i, niestety, nie ma Claudii. Ale za to jest katana-niewidka. No to lecimy.

Zaczyna się tradycyjną już chyba sceną wygłupów Pete’a wymachującego podróbką artefaktowej katany, która jest obecnie głównym obiektem zainteresowania naszych bohaterów. W gruncie rzeczy prosta misja polegająca na podmianie artefaktu na imitację zostaje zakłócona przez tajemniczą implozję, która pozbawia przytomności wszystkich przebywających w japońskiej ambasadzie (gdzie agenci Magazynu planowali podmianę), zaś sama katana najwyraźniej została skradziona. Modus operandi budzi podejrzenia Artiego co do sprawcy całego zamieszania. Koniec końców jego przypuszczenia się potwierdzają i tajemniczym przestępcą okazuje się być James MacPherson, były agent Magazynu. Dowiadujemy się kilku ciekawych rzeczy o wewnętrznych mechanizmach działania uniwersum – otóż okazuje się, że artefakty można tworzyć (implozyjne granaty Erika Klugera), nie są zatem jakimś kosmicznym kaprysem natury. Ciekawy wątek, choć niestety nierozwinięty w dalszych odcinkach.

Lejtmotywem odcinka jest zaufanie, a raczej – jego brak. Pete i Myka rozdarci są pomiędzy lojalnością wobec byłego szefa i zobowiązaniem do zachowania tajemnicy śledztwa, pani Frederic nie ufa Artiemu w kwestii odpowiedzialności MacPhersona za kradzież katany, nieufność Myki w stosunku do Artiego, który zataja przed nią i Pete’em istotne szczegóły sprawy (w tym przypadku działanie katany), aż w końcu dochodzi do perełki odcinka. Oto MacPherson wywleka brudną przeszłość Artiego na światło dzienne. Okazuje się, że nasz sympatyczny, choć nieco zrzędliwy kustosz osobliwości był w przeszłości zamieszany w przekazywanie Sowietom państwowych tajemnic, do których – jako szyfrant NSA – miał dostęp. Ujawnienie tych rewelacji zmusza agentów Magazynu do przewartościowania swojego stosunku wobec Artiego. Muszą zdecydować, czy być lojalni wobec Artiego mimo jego co najmniej dwuznacznej moralnie przeszłości. Szczególnie Myka ma z tym problem, bo – jak widzieliśmy na przykład w Caludii – zaangażowała się w bardzo głębokie relacje ze swoim przełożonym. O ile Pete nauczony jest kochać ojca bezwarunkowo i teraz przenosi tę bezwarunkową miłość na Artiego, o tyle dla Myki sprawa jest bardziej skomplikowana. Jej relacje z ojcem zawsze układały się źle, a teraz po raz pierwszy w życiu ma kogoś na kogo może projektować swoje uczucia (z tego, co widzieliśmy do tej pory możemy wywnioskować, że z Dickinsonem wiązały ją relacje czysto zawodowe). Jak każde „dziecko", Myka idealizuje „ojca” – Artiego, dlatego tak wielkim wstrząsem jest dla niej wieść o jego przeszłości.

Słówko (akapit raczej) o MacPhersonie. Łotrem jest ciekawym, choć mocno generycznym. Ot, Jedi, który przeszedł na Ciemną Stronę Mocy, wąż i zdrajca wbijający nóż w plecy niegdysiejszym sojusznikom i przyjaciołom. Nie, żeby w odtwarzaniu utartych schematów było coś złego (cały Warehouse 13 jest na tyle elastyczny konceptualnie i postmodernistyczny, że bez trudu uchodzi mu to na sucho), ale nie obraziłbym się na trochę więcej kreatywności. Tym niemniej, trudno mi uznać Jamesa za villiana źle pomyślanego. Przeciwnie. Podobało mi się, że w tym odcinku niemal zupełnie nie widzimy jego twarzy. Początkowo to reżyser pracą kamery ukrywa jego fizjonomię, później, gdy MacPherson zdobywa katanę, czyni to jej działanie. Szczęściem pod koniec epizodu możemy się dokładnie przyjrzeć MacPhersonowi i usłyszeć jego konwersację z Artiem. Odtwarzający tę postać Roger Rees podołał swojemu zadaniu i wykreował postać interesującą i niejednoznaczną, nieco teatralną może, ale ani na moment nieprzekraczającą granicy śmieszności. W późniejszych odcinkach dowiadujemy się więcej o motywach postępowania MacPhersona i jego przeszłości, jednak już po lekturze tego odcinka można stwierdzić, że sprawi on agentom Magazynu wiele problemów.

Chociaż odcinek kończy się w sumie szczęśliwie, to jednak zaufanie w grupie zostało mocno nadwyrężone. MacPherson wyrządził wiele szkód w szeregach drużyny, zaś jego pojawienie się na arenie wydarzeń wzbudziło duży popłoch na najwyższych szczeblach Magazynowej władzy. O szczeblach tych dowiemy się więcej w jednym z kolejnych odcinków. 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...