sobota, 17 stycznia 2015

Krwawy deszcz trzeciej fali

fragment grafiki autorstwa Scotta Clarka, całość tutaj.

Adrian Chmielarz po raz kolejny zaprezentował dość - nazwijmy to - niefrasobliwe stanowisko odnośnie miejsca kobiet i kobiecych postaci w świecie gier video. Stało się to przy okazji facebookowej dyskusji o Life is Strange - grze, która z uwagi na kobiecą protagonistkę bardzo długo nie mogła znaleźć sensownego dystrybutora. Chętni dystrybutorzy powszechnie stawiali warunek, by centralną postacią produkcji uczynić postać męską, na co studio deweloperskie nie chciało się zgodzić. Dopiero Square Enix przyjęło Life is Strange pod swoje skrzydła bez wymuszania na twórcach jakichkolwiek zmian koncepcyjnych. Warto przeczytać podlinkowaną wyżej dyskusję - szczególnie bardzo sensowne komentarze Magdaleny Cieleckiej - nawet mimo tego, że niektóre wypisywane przez Chmielarza tezy mogą spowodować odruchowy zgrzyt zębów. Mała próbka: „Gry core są jednak za skomplikowane i wymagają zbyt dużej inwestycji mentalnej i czasowej dla większości kobiet”. Bo, jak wiadomo, większość kobiet z racji posiadanej płci nie dysponuje wystarczającymi rezerwami mentalnymi i czasowymi koniecznymi do ogarnięcia czegoś więcej, niż Angry Birds. Ma sens, czyż nie? Ale dość już o Chmielarzu, bo to nie o nim chciałem dzisiaj pisać. Cała przywołana wyżej dyskusja przypomniała mi o tym, że od dawna planowałem notkę o BloodRayne, zapomnianej już, a niezmiernie ciekawej produkcji gatunku hack and slash. Nie będzie to jednak recenzja, a moja karkołomna próba interpretacji tej produkcji. Osoby tropiące dorabianie ideologii do gier przez wykształciuchów z Jawnych Snów uprasza się o nieczytanie. Resztę zapraszam do krytycznej lektury.

Nie oszukujmy się - nawet w tych rzadkich przypadkach, gdy grywalną postacią wysokobudżetowej gry video jest kobieta, nie oznacza to ukłonu w stronę graczek poszukujących interesujących, charyzmatycznych postaci, z którymi mogłyby się identyfikować. Kobieca protagonistka w grach video wciąż jest stworzona dla graczy-mężczyzn, ma zaspokajać ich potrzeby (głównie estetyczne, ale nie tylko) i im ma się podobać. Ręka w górę, kto kiedykolwiek przeczytał w Internecie komentarz typu „Ja często wybieram w grach TPP kobiecą postać, bo jeśli mam przez kilkanaście godzin gapić się na czyjś tyłek, to wolę, żeby był to tyłek kobiecy”. Kobiece tyłki (plus inne trzeciorzędne cechy płciowe) są niestety niemal zawsze głównym powodem, dla którego twórcy gier video implementują do dużych tytułów żeńskie postaci grywalne. Tym bardziej należą się twórcom Life is Strange brawa za to, że w ich grze nastolatka wygląda jak nastolatka, a nie tak, jak czterdziestoletni brodaty concept artist wchodzący w kryzys wieku średniego wyobraża sobie nastolatkę. Protagonistka BloodRayne na pierwszy rzut oka wydaje się tego rodzaju cyniczną zagrywką deweloperów - hiperseksualizowana domina w lateksie uwodzicielskim krokiem przemierzająca kolejne poziomy. Ja jednak twierdzę, że to tylko powierzchowne wrażenie, które przy dogłębnej analizie gry okazuje się skrywać zgoła inne przesłanie.

Przede wszystkim ustalmy jedno - BloodRayne to gra campowa. Jej estetyka i fabuła w pełni realizują założenia gatunkowe wymienione przez Susan Sontag w jej słynnym eseju. Gra epatuje sztucznością i przesadą na każdym kroku. Ilość motywów jest niemalże barokowa - mamy nazistów latających na jetpackach, różnorakie monstra, wampiry, dieselpunkowe wariacje, otwarte nawiązania do horrorów klasy B - a każdy z nich zostaje doprowadzony do przepięknego absurdu. W BloodRayne wszystko jest cudownie przesadzone, mrok mroczniejszy, niż gdziekolwiek indziej, krwawa zemsta tak krwawa, że bardziej już być nie może, kąśliwe teksty głównej bohaterki ociekają ocierającym się o komizm ciężkim cynizmem, a sekwencje akcji przekraczają wszelkie granice zawieszenia niewiary. Rayne, główna bohaterka produkcji jest pół-wampirzycą, owocem gwałtu potężnego wampira imieniem Kagan na ludzkiej kobiecie. Motyw zemsty na wampirzym ojcu jest zresztą osią fabularną drugiej gry z serii, ja jednak chciałbym skupić się na pierwszej, w której bohaterka rozpracowuje nazistowski spisek okultystyczny.

Być może niektórych czytelników zdziwi ta deklaracja, ale ja naprawdę nie mam nic przeciwko eksponowaniu seksualności bohaterek (bohaterów też, ale to inna kwestia) gier video i popkultury w ogóle. Eksponowanie eksponowaniu jednak nierówne - wszystko zależy od kontekstu, intencji autorów, sposobu wykonania, wyważenia… Można to zrobić ciekawie, w sposób nieuwłaczający kobietom, a można w sposób zły, uprzedmiotowiający protagonistkę. Najnowszy Tomb Raider robił to źle, bo dyskretne podkreślanie niewinności (implicite również tej seksualnej) Lary miało umieścić gracza w roli opiekuna biednej, gwałconej duszyczki, rycerza w lśniącej zbroi Quick Time Eventem ratującego księżniczkę przed zbrukaniem.

Rayne nie potrzebuje ratunku z rąk gracza. Jej seksualność jest otwarta, wyzywająca, konfrontacyjna - to koherentna część charakteryzacji postaci. Znakomicie widać to w szerszym kontekście gry. Rayne walczy z nazistami, czyli frakcją ideologiczną zafiksowaną na punkcie czystości i kulcie siły. Rayne nie jest „czysta” - jest gatunkowym mieszańcem i, co gorsza, kobietą. Silną kobietą wykraczającą poza swoją przypisaną genderowo rolę pokornej żony i matki rodzącej kolejne pokolenia żołnierzy i zdobywców. Kobietą, dla której nie stanowi najmniejszych trudności wymordowanie regimentu doborowych mężczyzn-żołnierzy. Kobietą, która może pozbawić ich (symbolicznie) męskości i (dosłownie) sił witalnych poprzez wyssanie krwi. Kobieta, która nie musi się wstydzić swojej kobiecości, która może rzucić ją światu w twarz (a, że akcja gry toczy się w latach trzydziestych dwudziestego wieku, kontekst dziejów dodatkowo wzmacnia ten przekaz) i kazać mu się do niej dopasować albo dać się zmiażdżyć. Anna Maria odnalazłaby w tej grze potężny potencjał katarktyczny.

Oczywiście, męscy gracze nadal są gapiącymi się na tyłek Rayne beneficjentami takiego założenia, ale odnoszę wrażenie, że to nie do nich skierowana jest campowo przeszarżowana seksualność bohaterki. Rayne to właściwie ikona feminizmu trzeciej fali - charyzmatyczna, silna, upodmiotowiona, znająca swoją wartość kobieta biorąca aktywny udział w kluczowych wydarzeniach fabuły. To bodaj jedna z pierwszych growych heroin o wyrazistej osobowości - Rayne rzuca sarkastyczne uwagi pod adresem wrogów, pozwala sobie nawet na drobne złośliwości wobec swojej mentorki (BloodRayne bez żadnego problemu zdaje Test Bechdel już w pierwszych minutach rozgrywki. Przypominam, że mowa tu o grze sprzed trzynastu lat), jest inteligentna, ma poczucie humoru. W żadnym wypadku nie jest jedynie seksownym Tamagochi dla męskiego gracza.

Już na sam koniec dodam, że poza byciem apologią kobiecej seksualności BloodRayne (nawet tytuł jest bardzo, hmm, menstruacyjny) jest również znakomitą grą akcji, z którą warto się zapoznać nawet dziś. Oczywiście graficznie to inna epoka, jednak w kwestiach rozgrywki i czystej radości patroszenia nazistów latających na jetpackach ta produkcja wciąż spisuje się znakomicie.

14 komentarzy :

  1. Yay! Ktoś napisał o mojej ukochanej grze z dzieciństwa. Uwielbiałam jeździć robotem i zabijać nazistów.
    Choćby za odkurzenie tej ramotki masz u mnie plusa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozwolę sobie odnieść się do "Bo, jak wiadomo, większość kobiet z racji posiadanej płci nie dysponuje
    wystarczającymi rezerwami mentalnymi i czasowymi koniecznymi do
    ogarnięcia czegoś więcej, niż Angry Birds" i nieco sprostować. Mam nieodparte wrażenie, że autor niezupełnie zrozumiał o co chodziło w zdaniu "Gry core są jednak za skomplikowane i wymagają zbyt dużej inwestycji mentalnej i czasowej dla większości kobiet”. A z pewnością nie chodziło o to że są, ujmując rzecz dosadnie, głupsze niż mężczyźni. Chodziło natomiast o to, że zwyczanie mają mniej czasu, chęci, możliwości od większości graczy rodzaju męskiego na to, żeby się angażować w granie w takie gry. Dotyczy to oczywiście wybranej grupy socjalno-wiekowej, w szczególności kobiet, które założyły rodziny. Uwagi Adriana Chmielarza opierają się na obserwacjach m.in. najbliższego otoczenia, w tym mnie. Sama kiedyś byłam bowiem zaciętą graczką, a od kilku(nastu) lat po prostu nie mam na to czasu, bo jestem zaabsorbowana zbyt wieloma innymi zobowiązaniami życiowymi. Pojęcie "2-3 godzin wolnego czasu, tylko dla mnie, które mogę przeznaczyć na granie" praktycznie przestało istnieć. I jeśli zdarzy mi się grać w gry (bardzo, bardzo rzadko), to świadomie wybieram takie, które mnie nie angażują na kilka godzin, nie wymagają też, żebym musiała pamietać potem o co w nich chodziło, kiedy wrócę ewentualnie do nich po kilku tygodniach (np. boogle, scrable, itd.). I nie ma to nic wspólnego z moją kondycją intelektualną, na którą raczej ani ja, ani Adrian nie narzekamy. Szczerze powiem nie miałam nawet czasu zagrać w Zaginięcie Ethana Cartera, mimo, że jest to dość krótka gra i właściwie wypadałoby, żeby żona zagrała w grę męża. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale nie rozumiem, czemu tego typu sytuację życiową utożsamiać z płcią. Sam jestem post-studentem na śmieciówce, który też może pomarzyć o chwili wolnego czasu - o wielogodzinne maratony grania są dla mnie równie nieosiągalne, co posiadłość na Karaibach, a jestem całkiem pewien, że nie jestem kobietą.


    No i wybacz, ale wyciąganie tak daleko idących wniosków na podstawie obserwacji najbliższego otoczenia jest nieco, powiedzmy - ryzykowne intelektualnie.


    Pozdrawiam.


    PS: Przekaż Adrianowi, że uwielbiam "Ethana Cartera" i już nie mogę doczekać się kolejnej gry The Astronauts.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja absolutnie nie mówię (ani Adrian), że nie ma mężczyzn, którzy nie mają czasu na granie. Sama wielu takich znam. Natomiast statystycznie rzecz ujmując i być może dlatego, że przy obecnym powszechnym (choć są oczywiście wyjątki) modelu rodziny, mimo wszystko oprócz obowiązków zawodowych, które partnerzy często też dzielą, po prostu więcej obowiązków "domowych", w tym niemal pełna dyspozycyjność na potrzeby dziecka, szczególnie małego, spoczywa na barkach kobiety i dlatego ma ona tego czasu na granie mniej. Tym bardziej, że to ona częściej w naturalny sposób rezygnuje ze swojego czasu wolnego na rzecz dziecka (a jak już ma, to częściej poświęca ten czas na inny rodzaj rozrywki niż granie). Nie będę tutaj robiła jakiegoś wywodu na temat rodzicielstwa, niemal każdy, kto będzie posiadał dzieci, prędzej czy później dostrzega, że jest życie "przed" i "po" i wszystko to co się z tym wiąże.

    Obserwacje "na żywo" nie dotyczą tylko mnie oczywiście, ale co najmniej kilkudziesięciu, jeśli nie więcej, naszych znajomych (nie tylko z Polski), co - było nie było - już jest jakąś reprezentatywną próbką pewnej części społeczeństwa. Są też informacje docierające z mediów, czy zwykła obserwacja profili graczy/ek, grających w gry Adriana i innych znanych mu deweloperów czy udzielających się na różnych forach growych. A z tego już raczej można się pokusić o wyciąganie jakichś ogólnych wniosków czy identyfikację trendów bez "wielkiego" ryzyka intelektualnego (mimo oczywistej mnogości czynników i parametrów, które mogą na nie wpłwać).

    PS. Cieszę się i przekażę z przyjemnością.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy ja tylko mogę dorzucić, że a) jest film, b) jest campowy do bólu, c) jest Uwe Bolla, d) jest durny, e) kocham go serdecznie za wszystkie jego wady?

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie oglądałem, za dużo o nim słyszałem.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przy czym jeden z tych filmów nakręcił w trzech róznych wersjach.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jako gracz z 20 letnim stażem pozwolę się nie zgodzić z tezą, że płeć ma jakiekolwiek znaczenie przy "inwestycji mentalnej i czasowej". Przecież czy tradycyjny jak rozumiem target (młodzi mężczyźni) różni się pod kątem zobowiązań rodzinnych lub ograniczeń czasowych od młodych kobiet? Nie sądzę. I wnoszę to z obserwacji. Co więcej sugestia, że przez zobowiązania rodzinne kobiety nie grają (bo w domyśle zajmują się dziećmi) jest w mojej ocenie podwójnie kontrowersyjna. Zakłada po pierwsze, że nie mają czasu na granie bo wyręczają facetów, którzy w tym czasie ogrywają kolejnego CoDa. Po drugie osobiście mam alergię na traktowanie dzieci jako wymówki do czegokolwiek. Sam mam dwójkę. Oczywiście gram, czytam, oglądam pewnie mniej niż za czasów kawalerskich, ale niewiele, więc bez przesady. Wszystko można poukładać i to jest przede wszystkim kwestia organizacji mocno ograniczonego czasu.



    Bo moim zdaniem to właśnie ograniczenia czasowe są determinanatą tego ile możemy poświęcić na granie. I oczywistym jest, że młodzież (bez względu na płeć!) ma więcej czasu. Bo potem praca, rodzina itp. Ale czy mężczyźni nie pracują? Czy to ma wpływ na to jakie gry wybieramy? Znów powiem z obserwacji, że nie. Kupuję tyle gier co kiedyś, a od zawsze wolałem trzy tytuły krótsze niż jednego "Skyrima". Ale jak mnie najdzie ochotą to potrafię poświęcić mnóstwo czasu jakąś grę z otwartym światem. I o paradoksie to samo widzę pośród swoich znajomych płci pięknej. Te, które grały kiedyś grają teraz. Czasem zmieniło się to w co grają, ale nadal grają. A segment AAA jest po prostu skrajnie konserwatywny i tyle. Nie ma co tego uzasadniać kwestiami społeczno-kulturowymi, bo to zwykła niska skłonność do ryzyka. I ja biznesowo mogę to zrozumieć (nikt nie chce wtopić własnych $), ale nie dorabiajmy do tego ideologii.

    OdpowiedzUsuń
  9. I to jest Pana zdanie i Pana doświadczenia jako mężczyzny, które szanuję, a ja i moje znajome mamy swoje doświadczenia jako kobiety. Jak świat światem wiemy, że nic w tym dziwnego, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Gram teraz w gry bardzo krótkie i znacznie mniej absorbujące niż produkcje AAA (co nie oznacza, że są to gry, które nie stanowią wyzwania dla intelektu), ale nic nie poradzę na to, że przy chronicznym braku czasu i konieczności dokonywania wyborów, wolę np. dziecku przeczytać książkę, niż usiąść na kilka godzin przed komputerem, żeby zagrać. Przy czym nie jest to dla mnie jakaś kara czy wymówka (skąd taki pomysł?) - po prostu mam teraz inne priorytety, sprawia mi to większą radość i ma dla mnie dużo większą wartość niż granie, które kiedyś było jednym z liczących się rodzajów rozrywki - chyba mam do tego prawo (podobnie jak moje znajome) ? Być może któregoś dnia, to się jeszcze odmieni. Przy czym z pewnością nie będzie miało dla mnie znaczenia (tak jak nigdy wcześniej nie miało) czy głównym bohaterem gry jest mężczyzna czy kobieta - dobra gra to dobra gra i już (o to inicjalne chodziło w dyskusj na FBi, z której został zaczerpnięty fragment wypowiedzi AC).

    OdpowiedzUsuń
  10. Niestety w inicjalnej dyskusji chodziło dokładnie o sugestię, że gra się sprzeda jak jej bohaterem będzie mężczyzna. Czy "Life is strange" od którego się to zaczęło to dobra gra nie wiem i to się okaże, ale dla mnie sugestie ze strony wydawców - wydamy jak zmienicie płeć bohaterki sygnalizuje dość poważny problem w tym środowisku. I jeszcze raz podkreślę, jeżeli za tym stoi głównie asekuranctwo i strach, że gra z kobietą się nie sprzeda i stracimy kasę to mogą taką argumentację zrozumieć.

    Ale dyskusja poszła w innym kierunku i z sugestią, że kobiety nie grają w gry AAA bo nie stać je na "inwestycję mentalną i czasową" i ,że taki stan wynika z uwarunkowań biologicznych zgodzić się nie mogę (i żeby była jasność ja świetnie wiem, że pan Adrian nie powiedział tym samym, że kobiety są głupie). Szanuję Pani obserwacje, ale obserwacje zarówno Pani jak i moje mogą być wykorzystane do ekstrapolowania i szerszych wniosków dopiero jeżeli zostaną potwierdzone w jakimś szerszym badaniu (tym bardziej, że jak słusznie Pani wskazuje wszystko zależy od punktu widzenia). W przeciwnym razie łatwo o nadużycia i nadinterpretacje. (Można choćby dojść do wniosku badając wioskę kanibali w amazońskiej dżungli, że intensywne opady deszczu i brak telewizji powoduje kanibalizm.) Tym bardziej, że moim zdaniem, to, że kobiety nie grają w gry AAA z powodu uwarunkowań biologicznych jest nie do obronienia. Spróbujmy to sprawdzić choćby analizując popularność gry niewątpliwie AAA jaką jest "Assassin's Creed" właśnie pośród kobiet. Co więcej ja w pełni rozumiem konieczność wyboru przy ograniczonym czasie i fakt, że w Pani przypadku gry schodzą na plan dalszy. Ale moim zdaniem taka sytuacja nie jest ni jak uzależniona od płci. Każdy kto wyjdzie poza okres studencki ma nawał obowiązków i musi czas dzielić. I samo to, że mniej czasu będzie poświęcał na granie nie oznacza, że nie będzie grał w gry segmentu AAA. Co najwyżej ogra takich gier mniej. I znów ma to przełożenie na pieniądze dla wydawców. Ale gdzie tu płeć? I czy jako segment graczy Core uznajemy tylko tych, którzy poświęcają jakieś setki godzin na granie?

    O tym dlaczego jest mniej kobiet graczy możemy dyskutować, ale nie mieszajmy do tego biologii, bo to naprawdę trąci XIX wiekiem i rozmowami o choćby prawie głosu dla kobiet.

    OdpowiedzUsuń
  11. Tak tytułem wstępu: myślę, że zdecydowanie przyjemniej i efektywniej by nam się dyskutowało na żywo niż w internecie, bo wtedy łatwiej o lepsze zrozumienie i szybką korektę ewentualnych nieścisłości. Dziękuję też, że w tej dyskusji jest Pan partnerem na chłodno analizującym informacje, a nie rozgorączkowanym oponentem starającym się przeinaczać różne fakty i na siłę udowadniającym swoje racje dopasowując fakty do teorii. A dodam, że ma to dla mnie duże znaczenie, bo w dzisiejszych czasach staje się to co raz większą rzadkością.

    Wracajac do dyskusji - tak ma Pan rację, zaczęło się od tego że "gra się sprzeda jak jej bohaterem będzie mężczyzna", a to co napisałam stało się swego rodzajem skrótem myślowym dotyczącym dalszej ewolucji tego tematu i zajęcia przeze mnie pozycji do rzucanych tam tez i przypuszczeń odnośnie tego dlaczego kobiety (i mężczyźni) grają lub nie i czy ma (i jaki ew.) na to wpływ to czy głównym bohaterem jest mężczyzna czy kobieta. Bo mimo, że nie udzielałam się bezpośrednio w tym wątku prowadziliśmy też z mężem dyskusję na ten temat w domu.

    Dodam też, że jest to dla mnie kwestia na tyle interesująca, że spędziłam dzisiejszy poranek na dyskusji m.in. o tych sprawach ze znajomymi, w tym z żoną (i zapaloną graczką) innego dewelopera.

    Nie wiem, być może obracam się w jakimś nietypowym towarzystwie, ale hasło, że biologia ma wpływ na to co robimy (podkreślę, że zgadzam się, iż nie jedyny), nikogo w tym towarzystwie nie szokuje, mimo, że istnieją między nami pewne różnice światopoglądowe, np. ja jestem niewierząca.
    Jestem kobietą absolutnie liberalną, bez kompleksów, mam techniczne wykształcenie, opowiadam się za równością płci itd., ale jednocześnie jestem świadoma swojej seksualności.
    I o ile nie uważam, że kobiety są w czymś intelektualnie rzecz ujmując gorsze od mężczyzn, dostrzegam i nie ignoruję na siłę różnic wynikających z biologii, w tym z gospodarki hormonalnej, zdecydowanie innej u mężczyzn niż u kobiet, która jest ściśle związana z pracą centralnego ośrodka nerwowego. A różnice te w jakimś stopniu determinują moje zachowania i priorytety. Przy czym doskonale zdaję sobie sprawę, że człowiek różni się od zwierzęcia intelektem, dzięki czemu mimo impulsów biologicznych, może te zachowania w pewnym stopniu kontrolować. Przykładów tego jest mnóstwo, na każdym kroku i z przerażeniem patrzę, jak w imię jakiejś źle pojętej poprawności politycznej, próbujemy udawać, że tak nie jest. Gdyby nie ta gospodarka hormonalna, to myślę, że w pierwszych dwóch latach życia mojego dziecka, kiedy bez jakiejkolwiek przesady spałam po max 3 godz. na dobę (!), chyba skończyłabym w jakimś wariatkowie albo co najmniej na intensywnej terapii z wycieńczenia. Uważam (i nie mam z tym żadnego problemu), że moje priorytety życiowe, w tym ograniczenie grania w gry AAA, są w jakimś stopniu są związane z instynktem macierzyńskim.
    Doskonałym przykładem tego, że płeć ma wpływ na zachowania ludzi są choćby statystyki drogowe (http://www.motocaina.pl/artykul/kobiety-i-mezczyzni-za-kierownica-statystyki-wypadkowosci-i-zachowanie-na-drodze-7185.html). Skoro nie mamy problemu (ja nie mam) z zaakceptowaniem faktu, że jest tu jakaś korelacja płeć-zachowanie na drodze, dlaczego mamy aż takie opory ze zgodzeniem się, że może być taka korelacja w odniesieniu do grania w gry ?

    OdpowiedzUsuń
  12. Co do "Assassin's Creed" - po pierwsze, niewiele mogę na ten temat powiedzieć, bo czas, kiedy ta gra się pojawiła, zbiegł się mniej więcej z czasem kiedy przestałam grać w gry AAA, więc najzwyczajniej w świecie jej nie znam. Tak czy inaczej, po opisie i trajlerze oceniając, nie sądzę też, że byłabym wśród jej fanek - "flaki na prawo i lewo" - to nie moja bajka.
    Po drugie - interesujące byłoby zbadanie jaki jest przedział wiekowy kobiet, które w nią grają. Czy są to podobnie jak "Anna Maria" młode kobiety czy też jak ja raczej dojrzałe z rodzinnymi zobowiązaniami.

    Przy czym czytanie podlinkowanego bloga, było dla mnie o tyle zabawne, że jak widać jednak funkcjonuje w środowisku graczy coś takiego jak "gry kobiece" i "gry męskie” i autor bloga nie ma/ nie miał z tym problemu jeszcze w sierpniu tego roku. Natomiast ma już problem z tym, że mogą być "kobiece" powody, dla których jakaś część z nich nie gra w gry AAA.

    Nie ma też problemu ze stwierdzeniem " Wedle Anny Marii każda kobieta w skrytości ducha marzy o chodzeniu wokół i mordowaniu. (...) Zatem wirtualne spuszczenie łomotu facetowi przez graczkę, która wcześniej usłyszała od szefa, kolegi czy członka rodziny żeby czymś sobie nie zawracała swojej ślicznej główki może przynieść uczucie ukojenia i jest to w pełni zrozumiałe dla każdej osoby posiadającej prawidłowo działający mózg." mimo, że jest w nim kategoryczne KAŻDA kobieta i KAŻDA osoba - co jest oczywistą nieprawdą, bo ja w ciągu 5 min mogę lekką ręką wskazać co najmniej 100 kobiet z mojego otoczenia, które tak nie myślą.
    Czyżby jakieś podwójne standardy autora ?

    Ok, ja ze swej strony będę kończyła, bo mimo, że zagadnienie ciekawe, to doba nie guma i się nie rozciągnie, a obowiązków (nie tylko dzieciowych) nie ubywa

    OdpowiedzUsuń
  13. Oj myślę, że chyba musimy powiedzieć pass, bo zdecydowanie krążymy obok miast toczyć spójną dysputę. Dla mnie ten wpis o AC nie niesie za sobą sprzeczności. Właśnie dlatego, że jak wspomniałem AC jest zdecydowanie grą AAA, która ma prężny kobiecy fandom. Tak jak inna corowa seria czyli Final Fantasy. Oczywistym jest dla mnie, że istnieją gry bardziej dla kobiet i bardziej dla mężczyzn. Tak jak mamy w kinie filmy bardziej dla mężczyzn (kino wojenne) i bardziej dla kobiet (komedie romantyczne). I celowo podkreślam bardziej, bo przecież każdy z nas zna kobiety zafascynowane kinem wojennym i mężczyzn płaczących na "Titanicu". Ale proszę zwrócić uwagę, że my nie rozmawiamy o gatunkowości gier, a o tym, że jakoby gier AAA (i to ma być wyznacznik, a nie ich gatunek, rozgrywka itp) kobiety nie ogrywają ze względu na jakąś mityczną biologię. Mówię mityczną, bo moim zdaniem ta teza naprawdę jest nie do obrony. Dlatego, że gry AAA są różne, takie, które do kobiet trafiają (tematyką, podejściem, rozgrywką) i takie, które nie trafiają. Ale to zależy od bardzo różnych czynników. I w przypadku odbiorców kultury naprawdę trudno o generalizację. Przechodząc trochę bardziej na moje podwórko widać to świetnie przy okazji horrorów, które w teorii uznawane są właśnie za męskie, a z moich obserwacji wynika, że zależność płeć/lubienie bądź nie horrorów ma się nijak do siebie. Dokładnie jak z grami.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...