fragment grafiki autorstwa Aadore'a, całość tutaj. |
Czas nadrobić zaległości z zeszłego roku. Zapewne nie napiszę o This War of Mine niczego odkrywczego, ale czuję, że powinienem zostawić na Mistycyzmie Popkulturowym ślad po tej grze, ponieważ - raz - to bodaj najważniejsza gra video w historii polskiego gamedevu i - dwa - być może niektórzy moi czytelnicy i czytelniczki o grze nie usłyszeli z racji nikłego zainteresowania tą gałęzią kultury. A o istnieniu takiej produkcji jak This War of Mine powinno się przynajmniej wiedzieć. Bo to coś wyjątkowego nie tylko w skali polskiego rynku gier video.
Gra opowiada o grupce ludzi starających się przetrwać na gruzach miasta znajdującego się w strefie wojny. Zwyczajnych ludzi - nie żołnierzy, generałów, szpiegów czy snajperów. Bohaterami tej produkcji są ludzie tacy jak my, tacy jak ci, których codziennie mijamy na ulicy w drodze do pracy czy na uczelnię. Nie są wyjątkowi, charyzmatyczni, specjalnie inteligentni czy sympatyczni - są zwyczajni. Niezwyczajna jest natomiast sytuacja, w jakiej się znaleźli - uwięzieni w zdewastowanej wojenną zawieruchą miejscowości muszą przeżyć. Posłuchać tego głosu, który nie pozwala im się poddać, który pcha ich do działania, każe zbudować na gruzach najlichsze bodaj schronienie, które da jakieś szanse na przetrwanie wojennej zawieruchy. To gracz jest tym głosem.
Mechanika This War of Mine opiera się na zbieraniu zasobów i wykorzystywaniu ich do zachowania przy życiu naszych podopiecznych. W dzień bohaterowie rozbudowują swoją kryjówkę, wzbogacając ją o kolejne sprzęty i urządzenia ułatwiające przetrwanie. Naszych robinsonów trzeba utrzymywać w formie - zapewnić im ciepły kąt do spania, regularne posiłki, lekarstwa i opatrunki. Dbać też należy o ich kondycję psychiczną, bo przygnębienie może zakończyć się depresją, apatią i w końcu śmiercią. Nocami jednego z bohaterów można wysłać w któryś z udostępnionych rejonów miasta na poszukiwanie przydatnych zasobów. Te wyprawy bywają ryzykowne, bo czasami na gruzach miasta można spotkać żołnierzy, bandytów albo po prostu ludzi, których rozpacz lub desperacja zmusiły do zaatakowania bliźniego posiadającego jakiś cenny, a potrzebny zasób. To nie są źli ludzie. To po prostu ludzie. Tacy, jak my.
This War of Mine to nieprzerwany korowód wyborów, z których żaden nie jest tym jedynym właściwym, po którym nie będę czuł się źle. W czasie jednej z eskapad celem zdobycia żywności natrafiam na żołnierza usiłującego zgwałcić młodą kobietę. Powinienem nakazać mojemu podopiecznemu jej pomóc - to oczywiste. Ale mój palec zamiera nad przyciskiem myszy. Żołnierz ma karabin, a mój robinson tylko gołe pięści. Jeśli zginie, nie dostarczy swoim towarzyszom zdobytego jedzenia - a oni już i tak słaniają się z głodu. Jedna osoba mniej oznacza mniej rąk do pracy. Trudniej będzie przetrwać. Czując się obrzydliwie, nakazuję bohaterowi cichaczem opuścić lokację, pozostawiając dziewczynę jej losowi. Wiem, że postąpiłem rozsądnie - ale wiem też, że postąpiłem źle.
Na takie wybory gracz natrafia co kilka, kilkanaście minut. Pomóc spotkanemu na zgliszczach budowli mężczyźnie, dzieląc się z nim cennymi tabletkami? Wysłać kogoś ze swojej grupy do sąsiadów, by pomóc im w ochronie swojej siedziby, którą zaczęli interesować się bandyci? Okraść parę staruszków mieszkających w spokojniejszej dzielnicy? Każdy wybór ma swoje korzyści i konsekwencje. Każdy niesie też ryzyko. Najmniejszy błąd czy zaniedbanie mogą doprowadzić do katastrofy. Czasami nawet jeśli wszystko idzie zgodnie z planem, to jakieś losowe wydarzenie i tak niweczy sporą część naszych starań. This War of Mine w bezkompromisowy sposób wykorzystuje mechanikę rozgrywki, by stymulować u gracza określone dylematy i emocje - smutek, żal, ambiwalencję, gorycz, poczucie beznadziei. I robi to niemal mimochodem, bez dramatycznych wyborów moralnych o jasno określonych, zaplanowanych przez scenarzystów konsekwencjach. Automatyczny system zapisu stanu gry uniemożliwia graczowi oszustwa pokroju tworzenia „bezpiecznego sejwa” w chwili, gdy wszystko idzie pomyślnie i wczytywania go w razie niepowodzenia. Kiedy ktoś ginie albo coś się wali, nie ma ratunku - trzeba przez to przebrnąć.
Gra jest trudna - i to bardzo. Bez dogłębnej znajomości rządzących nią mechanik (i wiedzy o kilku błędach w konstrukcji upraszczających rozgrywkę) przejście jej jest niemalże niemożliwe. Mnie samemu do tej pory się to nie udało. Nie potrafiłem przeboleć śmierci choćby jednego z moich podopiecznych - łamałem się i raz za razem restartowałem rozgrywkę. To nie jest gra na moje nerwy, ani na moją wrażliwość. Ogółem grałem w This War of Mine jakieś kilkanaście godzin, nim się poddałem. Odczuwam wielki szacunek do jej twórców za tak nietypowe w tym medium przedstawienie wojny - nie jako patetyczno-patriotycznego festiwalu salutów i powiewających flag, nie jako radosna zabawa w strzelanego, tylko jako wielki dramat zwykłych ludzi. Bez naturalistycznego fetyszyzowania przemocy, bez nachalnego dydaktyzmu, bez przeszarżowanej teatralności - warszawskie 11 bit studios stworzyło grę ze wszech miar znakomitą. Grę, którą bez najmniejszej chwili wahania nazywam najważniejszą grą video 2014 roku.
O tej grze mógł usłyszeć każdy w związku z tym okropnym artykułem w Newsweeku, więc takie takie notki są bardzo potrzebne.
OdpowiedzUsuńPS. ja się cały czas zastanawiam, czy zagrać. Widziałam gameplay'e, jestem bardzo pod wrażeniem, ale chyba nie dałabym rady, za bardzo przywiązuję się do postaci.
"O tej grze mógł usłyszeć każdy w związku z tym okropnym artykułem w Newsweeku, więc takie takie notki są bardzo potrzebne."
OdpowiedzUsuńZniknijmy ten artykuł, dobrze? Tak kompletnie.
"PS. ja się cały czas zastanawiam, czy zagrać. Widziałam gameplay'e, jestem bardzo pod wrażeniem, ale chyba nie dałabym rady, za bardzo przywiązuję się do postaci."
Ja nie dałem rady. Myślałem, że jestem twardy, że będę potrafił się zdystansować, włączyć tryb obiektywnego oka... ale nie. Więc ostatecznie każdy sam musi zdecydować, czy podoła psychicznie. Ja, mimo wszystko, będę każdego przekonywał, że w TWoM powinno się przynajmniej spróbować zagrać. Bo to skarb - i pewnie dopiero z perspektywy czasu dojdzie do nas, jak wielki.
"Zniknijmy ten artykuł, dobrze? Tak kompletnie." z chęcią. W naszej wersji rzeczywistości go nie było.
OdpowiedzUsuńDlatego kupię TWoM, nawet jeśli nie będę w stanie jej przejść. Bo uważam, że to ważny temat i warto wesprzeć studio.