poniedziałek, 6 października 2014

It's, ugh... Operation Overdrive time!

fragment grafiki autorstwa Brandona McAllistera, całość tutaj.

Taa… W końcu musiało do tego dojść. Widzicie, już w chwili gdy przystępowałem do mojego blogowego cyklu notek o kolejnych inkarnacjach Power Rangers – który notabene okazał się jednym z najpopularniejszych blogowych przedsięwzięć w historii Mistycyzmu Popkulturowego – zdawałem sobie sprawę z istnienia czegoś takiego jak Power Rangers Operation Overdrive. Opisywany tutaj sezon jest bezsprzecznie najgorszą rzeczą jaka kiedykolwiek ukazała się w ciągu dwudziestoletniej historii serialu. Operation Overdrive to Plan 9 from Outer Space świata Power Rangers. Wszystko, na co zdarzało mi się utyskiwać w poprzednich notkach znajduje swoją kumulację właśnie w tym miejscu. Początkowo odnosiłem się sceptycznie do druzgoczących opinii na temat tego sezonu. Podobną złą sławą okryty jest też przecież Wild Force, który ostatecznie uznałem za przyjemny i miejscami sympatyczny sezon. W tym wypadku okazało się jednak, że to większość ma rację – Power Rangers Operation Overdrive jest koszmarny. Fabuła jest nudna, bohaterowie to banda kretynów, którzy nie zasługują na miano Power Rangers, sceny walk są skopane tak, jak jeszcze nigdy dotąd, wyważenie tempa akcji właściwie nie istnieje, bo wszystko dzieje się z teledyskową prędkością, zaś temat muzyczny z czołówki to powodująca wymioty uszne abominacja, a epizod celebrujący piętnastolecie serialu to jedno z największych rozczarowań w historii Power Rangers.

Zacznijmy może od podstaw. Power Rangers Operation Overdrive powstał na motywach sentaia GoGo Sentai Boukenger, powszechnie uznawanego przez fanów sentaiów za jedną z lepszych tego typu produkcji. Motywem przewodnim Operation Overdrive jest poszukiwanie skarbów, ten rodzaj archeologii reprezentowany przez Indianę Jonesa, Larę Croft i Nathana Drake’a. Hej, Power Rangers Uncharted – jak to się mogło nie udać? Jak można było skopać taki świetny pomysł? Okazało się, że się da – i okazało się już na etapie czołówki. Tym razem piosenka promująca sezon jest wykonana w estetyce rapu, choć słowo „estetyka” pasuje tu jak pięść do nosa. Temat muzyczny z Operation Overdrive jest po prostu koszmarny i samo przebrnięcie przez czołówkę okazało się nie lada wyzwaniem. W serialu takim jak Power Rangers, który wszak stoi świetną muzyką takie coś jest szczególnie bolesne. Linkuję do niej, ponieważ każda czytająca te słowa osoba zapewne będzie chciała się na własne uszy przekonać, czy naprawdę jest tak źle. Mimo wszystko czuję się w obowiązku ostrzec – utworek ma nieprzyjemny nawyk utykania pomiędzy zwojami mózgowymi i obijania się wewnątrz czaszki, doprowadzając bezbronną ofiarę do szaleństwa.

Seria rozpoczyna się dwuodcinkowym epizodem Kick into Overdrive. Poznajemy w nim Macka, nastoletniego syna bajońsko wręcz bogatego archeologa. Mack fantazjuje o przygodach, jakie mógłby przeżywać u boku ojca, gdyby rodziciel przestał być wobec niego nadopiekuńczy i nie przetrzymywał go w złotej klatce pod czujnym okiem wiernego lokaja imieniem Spencer. Wzmiankowany wyżej tata – Andrew Hartford – odnajduje w Starej, Zgubionej Na Krańcu Świata Świątyni legendarny artefakt znany jako Corona Aurora. Po zdjęciu go z kamiennego postumentu uruchamia się pułapka (oczywiście – co by to była za Stara, Zagubiona Na Krańcu Świata Świątynia bez pułapki?), która przesyła sygnał alarmowy do dwóch odległych planet, które budzą tajemnicze istoty. Zaraz potem na miejscu pojawia się świetlisty byt eternalny zwany Sentinel Knightem, który tłumaczy archeologowi, co powinien teraz rozbić.

Jakiś czas później. Przenosimy się na plan zdjęciowy hollywoodzkiego filmu akcji, gdzie poznajemy, ugh… Daxa, kaskadera, który otrzymuje od Hartforda propozycję pracy. Podobne propozycje dostała również kierowczyni wyścigowa imieniem Ronny, naukowczyni Rose i czarnoskóry złodziej Will. Tak, dobrze przeczytaliście – czarnoskóry złodziej. W ogóle niestereotypowe, prawda?  Może jeszcze, hahaha, będzie Czarnym Rangerem? Że co – JEST Czarnym Rangerem? Ups. Żeby uczynić sprawę jeszcze bardziej hilaryczną, dodajmy do tego fakt, że wcielający się w Willa aktor… też jest złodziejem. Parszywym złodziejem, dodajmy. Otóż grający Willa Samuel Benta pojawił się na jednym z Power Morphiconów, konwentów zrzeszających fanów Power Rangers . Z tegoż konwentu wziął sobie na pamiątkę baner reklamowy. Wziął go bez pytania, czyli de facto ukradł. Szkoda, że nie zapytał, czy może sobie go tak po prostu zabrać, bo gdyby to zrobił, dowiedziałby się, iż rzeczony baner miał być zlicytowany na aukcji, z której dochód w całości miał być przeznaczony na cele charytatywne, konkretnie na rzecz fundacji Make-A-Wish zajmującą się ciężko chorymi i umierającymi dziećmi. Gość okradł ciężko chore dzieci. Co więcej, nigdy nawet nie przeprosił za ów incydent, co sprawiło, że Benta do dziś (a sprawa rozegrała się w 2007 roku) pozostaje jedną z najbardziej nielubianych osobistości w fandomie Power Rangers. I bardzo słusznie.

Ale wróćmy do akcji serialu. Cała czwórka spotyka się w posiadłości Hartforda, który tłumaczy im, że zostali przez niego zrekrutowani do przedsięwzięcia pod kryptonimem „Operation Overdrive”. Z Hartfordem na czele będą stanowić nową drużynę Power Rangers, której głównym zadaniem będzie zdobycie klejnotów z Korony MacGuffina, o którą rozchodzi się cały hałas, a które Sentinel Knight zapobiegliwie rozrzucił po całej planecie. Zrobił to, by dwaj bracia – Flurious i Moltor – którzy kiedyś już planowali skraść koronę, nie dostali jej w swoje nikczemne łapy, gdyż jest to artefakt o potężnej mocy blablabla... Wskutek klątwy, jaka spadła na braci w czasie pierwszej próby zagarnięcia korony Flurious został zmieniony w śnieżnego demona (nie mylić ze Śnieżnym Mścicielem), zaś Moltor w ognistego. Obaj właśnie się przebudzili i ruszyli na Ziemię z zamiarem przechwycenia korony i klejnotów. Mamy zatem do czynienia z całkiem fajną koncepcją – są dwie (a później dochodzą kolejne) frakcje złoczyńców, którzy walczą nie tylko z Wojownikami, ale też ze sobą nawzajem.

Zgromadzeni odnoszą się do tych rewelacji dość sceptycznie, ale na miejscu pojawia się Sentinel Knight i potwierdza opowieść Hartforda. Tymczasem Flurous i Moltor zadomawiają się na Ziemi – ten pierwszy dostaje nawet (żałosnego) comic relifa – yeti o imieniu Norg. Hartford natomiast modyfikuje genetycznie swoich nowo zrekrutowanych kompanów, dając im tym samym moce cywilne. Nie wiem jak wy, ale ja w życiu nie dałbym się zmodyfikować genetycznie zblazowanemu multimilionerowi za pomocą jakiejś podejrzanej i najwyraźniej nieprzetestowanej maszynerii – jaką mam gwarancję, że za kilka miesięcy nie zacznę umierać na raka wszystkiego? Podczas gdy Mack rozmawia z ojcem i wyraża swoją chęć zostania Czerwony Rangerem, GMO Power Rangers wdają się w walkę z siłami Moltora, który na wieść o tym, że korona wpadła w ręce Hartforda, postanowił najechać jego posiadłość. Po krótkiej walce, w czasie której uaktywniają się ich moce cywilne (nic wymyślnego – super-szybkość, super-skoczność, super-wyostrzone zmysły i super-eee… niewidzialność) cała grupa ewakuuje się z posiadłości. W trakcie ucieczki natykają się na Flurousa i jego podwładnych. Hartford rozdaje swoim podopiecznym morphery, ale zanim sięga po swój, zostaje zaatakowany. Mack korzysta z okazji, zabiera czerwony morpher i transformuje się wraz z pozostałymi. I tak ukonstytuowała się drużyna w składzie: Mack (Czerwony Overdrive Ranger), Dax (Niebieski Overdrive Ranger), Ronny (Żółta Overdrive Rangerka), Will (Czarny Overdrive Ranger) i Rose (Różowa Overdrive Rangerka).

Wojownicy wdają się w walkę… i niewiele tej walki w sumie jest, bo wszystko poprzetykane jest tyloma kalishplozjami, że w praktyce nie da się tego oglądać! Wojownicy ledwo co nawiązują fizyczny kontakt z przeciwnikiem (zgodnie z wytycznymi Disney’a, który chciał uczynić walki mniej bezpośrednie i przez to złagodzić potencjalną brutalność serii. Oczywiście każdy, kto obejrzał choćby parę odcinków Power Rangers doskonale zdaje sobie sprawę, że tu nie chodzi o brutalność, tylko widowiskowe, złożone choreografie), przez większość czasu obserwujemy tylko jakieś podskoki, przewrotki i wybuchy w spowolnionym tempie… i generalnie jest źle. Zgodnie z tym, co powiedział Linkara i co wyczytałem na TvTropes wynika, że w Power Rangers Operation Overdrive było przeszło 250 kalishplozji! To średnio prawie osiem eksplozji na odcinek! Tamtej zimy Koichi Sakamoto musiał znaleźć pod choinką naprawdę dużą skrzynkę z fajerwerkami. Myślałem, że w S.P.D. było z tym źle, ale tutaj już w ogóle przegięli na całego.

No nic, brnijmy w to dalej. Moltor zdobywa koronę i, żeby odwrócić  uwagę Wojowników, wysadza górę w pobliskim mieście, wskutek czego zaczyna wypływać z niej lawa. Co robią Power Rangers? Olewają bezpieczeństwo cywili i lecą za Moltorem. Łot? Da? Hel? I wy ośmielacie się nazywać Power Rangers? Zordon przewraca się w grobie… to znaczy przewracałby się, gdyby miał grób. I plecy. Ale wiecie, o co mi chodzi – Power Rangers zawsze istnieli po to, by bronić słabszych. By chronić ludzi przed złem. A tymczasem ta banda nieszczęsnych idiotów ma gdzieś los niewinnych mieszkańców miasta. Gdyby Hartford nie przywołał ich do porządku, to w ogóle nie zaprzątaliby sobie głowy ratunkiem cywilów. Korona, którą przechwycił Moltor była fałszywką, więc na dobrą sprawę nic z tego bałaganu nie wynikło, poza tym, że wojownicy poznali swoich wrogów. Wojownicy wracają do posiadłości, gdzie w sejfie spoczywa prawdziwa korona. Hartford odbiera Mackowi morpher i zamyka go w sejfie (morpher, nie Macka, choć ta druga opcja przynajmniej na jakiś czas uwolniłaby nas od drewnianej gry aktora wcielającego się w Czerwonego Rangera), ale Moltor pojawia się w posiadłości i wykrada koronę oraz porywa Hartforda.

Tymczasem Mack siedzi na dziedzińcu posiadłości i płacze, że ojciec nie chce dać mu więcej swobody. Moltor przyprowadza Hartforda do swojego brata i wyjawia mu swój plan – chce odzyskać klejnoty koronne przy pomocy porwanego archeologa. Hartfor odmawia współpracy. Mack i pozostali ruszają mu na pomoc – dzięki umiejętnościom złodziejskim Willa wydobywają czerwony morpher z sejfu, zaś dzięki nadajnikowi w zegarku Hartforda wiedzą, gdzie on się obecnie znajduje. Przybywają w ostatniej chwili. Dax ratuje Hartforda przed upadkiem w przepaść pełną lawy, po czym uciekają i walczą z wielkim potworem, którego przyzwał Moltor. Megazord Overdrive jest strasznie nijaki. Poza tym, że ma łopatę, którą zakopuje wroga w wielkiej hałdzie ziemi. Naprawdę. Dochodzę do wniosku, że właściwie nie istnieje granica absurdu dla tego serialu. Nie, żeby była to jakaś odkrywcza obserwacja. Oczywiście wszystko dobrze się kończy, drużyna się ukonstytuowała, w odwód uznania za odwagę i rozsądek Hartford pozwala synowi na pozostanie na stanowisku Czerwonego Rangera i wyposaża go w super-siłę.

To nie był najlepszy odcinek premierowy w historii Power Rangers. Jasne, wciąż był niezły, ale po jego obejrzeniu ogarnęło mnie zniechęcenie, które odczuwałem aż do samego końca. Nie polubiłem bohaterów, którzy są ekstremalnie nudni. Może z wyjątkiem Willa, ale jego nie lubię programowo, z uwagi na przytroczony wyżej incydent. No i jest jeszcze Dax… Pamiętacie jak w notce o Power Rangers Lightspeed Rescue narzekałem na Joela? Dax jest gorszy. W zamierzeniu miał być zapewne comic reliefem w rodzaju Chipa, Xandera albo Bridge’a. W praktyce jest po prostu okropną postacią – karykaturalny, nieśmieszny, irytujący, fatalnie zagrany. Jedyną jaśniejszą stroną obsady jest lokaj Spencer – właściwie serial ogląda się tylko dla niego. Zgryźliwy, inteligentny, zabawny i błyskotliwy bohater, w dodatku zagrany przez aktora potrafiącego bawić się swoją rolą.

Zaciśnijmy zęby i przejdźmy do kolejnych epizodów. W The Underwater World bohaterowie wyruszają na Atlantydę i przeżywają „przygodę”. Widz się męczy, bo musi przebrnąć przez sporą ilość żenujących dialogów i klisz fabularnych. No dobra - Atlantyda zmienia się w wielkiego potwora, co jest fajne. W kolejnym odcinku, Heart of Blue, poznajemy Miratrix, przywódczynię trzeciej frakcji złoczyńców. Miratrix uwodzi Daxa, dzięki czemu zdobywa pewien pozyskany wcześniej przez wojowników artefakt. Dax, będąc idiotą, pozwala jej odejść mimo tej wiedzy. Ugh… W kolejnym epizodzie, Weather or Not. Mackowi znudziło się bycie Czerwonym Rangerem, Ot, tak – okazało się, że to trudne i odpowiedzialne zajęcie, więc oddał ojcu morpher. Oczywiście wziął się w garść pod koniec odcinka, ale w praktyce niewiele to pomaga, i tak nie mam do gościa za grosz szacunku. W Pirate in Pink bohaterowie trafiają na Wyspy Karaibskie i spotykają ducha legendarnego pirata, który zmienia Rose w rasową piratkę. To… był właściwie fajny odcinek. Widać było, że aktorka grająca Rose ma olbrzymią radochę grając stereotypowego pirata. Co jest o tym dziwniejsze, że połączenie Power Rangers  z piratami nigdy dotąd jakoś nie kończyło się dobrze. W kolejnym odcinku, At All Cost, dowiadujemy się, że Ronny nie potrafi przegrywać (najgorszy rodzaj człowieka), ale oczywiście pod koniec epizodu się tego uczy. No i mamy małe nawiązanie do poprzedniego sezonu, co jest przyjemne, jako że po raz kolejny nie dostajemy klasycznego team-upa (dostajemy nieklasyczny, ale o tym nieco później).

W Both Sides Now Will zdradza Wojowników i dołącza do Miratrix i pomaga jej uwolnić Kamdora, kosmicznego ninja (jakiś pociotek Lothora?), który ją wytrenował, ale przebywał w formie kryształu, który nosiła na szyi Miratrix. Oczywiście pod koniec okazuje się, że była to tylko podpucha zaaranżowana by zinfiltrować siły Miratrix. W bonusie Wojownicy walczą z gigantyczną portmonetką. W Follow The Ranger obaj bracia zawiązują chwilowy sojusz i porywają Megazorda z Mackiem w środku. Mack, nastawiając ich przeciwko sobie, ucieka i odzyskuje mecha. W kolejnym odcinku, Lights, Camera, Dax mamy kolejny popis głupoty Daxa, któremu… znudziło się bycie Niebieskim Rangerem i zamiast tego poszedł na casting do filmu. Co jest, do cholery, nie tak, z tą drużyną? Jasne, motyw „Ranger odpuszcza sobie swoje superbohaterskie obowiązki, ale po pewnym czasie uświadamia sobie, że to one są najważniejsze” był czasami reprodukowany w tym serialu, ale tutaj jest to jakoś szczególnie irytujące. W każdym razie – odcinek do pewnego stopnia ratuje armia złych ninja-kaskaderów.

Przejdźmy do pierwszego (nie licząc otwarcia serii) dwustrzałowca Power Rangers Operation Overdrive – epizodu pod tytułem Face to Face. A w nim – Moltor angażuje do walki potwora imieniem Tyzonn, który ma za zadanie odzyskać dlań papirus, na którym zapisane są współrzędne drugiego klejnotu (pierwszy Rangerzy odzyskali w odcinku o piratach. Generalnie cała fabuła serialu to miotanie się od jednego MacGuffina do drugiego, aż w końcu natrafią na klejnot). Tyzonn okazuje się honorowym wojownikiem, który sprzeciwia się brutalnemu traktowaniu cywili i nawet ratuje jedną kobietę przed zmiażdżeniem przez odpadający kawałek budynku. Tyzonn odbiera Wojownikom papirus. Mack rusza za nim w pościg, w trakcie którego poznaje historię tajemniczego potwora. Otóż niegdyś był on żyjącym na innej planecie człowiekiem, ale Moltor zmienił go w potwora (zaskakująco przypominającego Predatora) i obiecał cofnąć klątwę, jeśli Tyzonn będzie dla niego pracował. Po dowiedzeniu się, że Moltor chce posiąść Corona Aurora Tyzonn przechodzi na stronę Wojowników i pomaga im rozwikłać zagadkę papirusu. Po walce z siłami Moltora, przedstawieniu nowego zorda i nowej kombinacji Megazorda i pozyskaniu drugiego klejnotu dzięki brawurowej akcji Tyzonna wszystko kończy się dobrze. A nawet lepiej niż dobrze, bo na arenie wydarzeń pojawia się Sentinel Knight (po raz pierwszy od początku serii!) i za pomocą połączonej siły obu zdobytych klejnotów przywraca Tyzonnowi jego ludzką postać.

Kolejnym epizodem jest ponownie dwuodcinkowy Man of Mercury bezpośrednio kontynuujący wątki z wcześniejszego epizodu. Poznajemy w nim kolejne stronnictwo tych złych (już czwarte! A pozostałe trzy jeszcze nie miały nawet szansy jakoś specjalnie zabłysnąć) – parę humanoidalnych kotów z kosmosu (ciekawe, kiedy przywyknę do pisania takich rzeczy jak „humanoidalne koty z kosmosu” bez poczucia oszołomienia) nazywających się Fearcats. Koty próbują pozyskać energię, by za jej pomocą przyzwać do naszego świata armię swoich pobratymców. W tym celu włóczą się po Ameryce Południowej i straszą badających inkaskie artefakty archeologów. Wojownicy przybywają na miejsce zdarzenia i natykają się na Tyzonna, który również poluje na Fearcats, z którymi ma pewne zaszłe porachunki. Koty porywają Ronny i używają jej morphera jako źródła energii, dzięki czemu udaje im się wypuścić jednego ze swoich. Ronny w porę się uwalnia, rozbija lustro służące do procesu uwalniania Fearcats i dołącza do walki. Ostatecznie Wojownicy pokonują jednego z przeciwników, ale dwaj pozostali uciekają, uprzednio spuszczając Tyzonnowi taki łomot, że biedak zmienił się w kałużę rtęci. Bo wiecie, Tyzonn jest z Merkurego. Merkury, rtęć – łapiecie?

Wojownicy transportują to, co zostało z Tyzonna do posiadłości Hartforda. Po udanym procesie przywrócenia Tyzonnowi ludzkiej postaci Hartford proponuje mu dołączenie do drużyny jako szósty Wojownik. Tyzon odmawia, ale nie wyjawia powodów swojej decyzji. Mimo to, dołącza do Wojowników walczących z Fearcats i wspólnymi siłami udaje im się zażegnać niebezpieczeństwo. Ale niezupełnie – koty przeżyły i wpadły w ręce Fluriousa, który podkręcił ich moc i zmusił do służenia sobie, po czym ponownie wysłał na front. Tymczasem Tyzonn tłumaczy powody swojej niechęci dołączenia do drużyny. Otóż dawno temu był on przywódcą międzygalaktycznej ekipy ratunkowej. Pewnego razu, w czasie bardzo ryzykownej akcji wydał swoim podwładnym rozkaz ruszenia do wnętrza walącej się jaskini, by uratować Fearcats, które się tam znajdowały. Mimo, iż zdawał sobie sprawę ze złej natury kotów i ryzyka, na jakie naraża zarówno podwładnych jak i postronnych, musiał wykonać rozkaz, który brzmiał „Ratujcie wszystkich”. Koty wydostały się jednak z jaskini i zawaliły ją brygadzie Tyzonna na głowę, czyniąc go jedynym ocalałym. Z tego powodu woli się już nie angażować w podobne inicjatywy. Ronny usiłuje go przekonać, że jego poczucie winy jest bezzasadne, po czym wraz z innymi rusza do walki z Fearcats. Tyzonn ostatecznie bierze morpher od Hartforda i zmienia się w Mercury Rangera… który najgorszy wizualnie kostium w historii Power Rangers. Po prostu obleśny – dobór kolorów jest okropny, dodatki połyskujące na podobieństwo syren alarmowych wyglądają absurdalnie, a jego broń, która zmienia się w wykrywacz metali… cóż, powiedzmy, że jest jeszcze bardziej tandetna, niż zwykle są bronie Wojowników, a to już sztuka.

Szczerze? To nie był najgorszy epizod – traktuję tu oba podwójne epizody jako jedną czteroczęściową historię – ale w czasie jego oglądania zdarzało mi się przysypiać i zerkań na pasek odtwarzania. Historia Tyzonna jest całkiem nieźle pomyślana i pewnie gdzie indziej sprawdziłaby się znacznie lepiej, ale Operation Overdrive ma w sobie tak ogromną moc zabijania potencjalnie interesujących wątków, że całość oglądało mi się średnio. Ale i tak jest dobrze, jak na standardy tego sezonu. Szkoda tylko, że Tyzonn nie pobył w formie potwora trochę dłużej. Jako czujący odrazę do siebie, spaczony, ale szlachetny wojownik był niepomiernie bardziej interesujący, niż w swojej ludzkiej (o rtęciowej nie wspominając) formie.

Ale przejdźmy dalej. W Behind the Scenes wojownicy występują w talk show, co ostatecznie potwierdza, że – podobnie jak Lightspeed Rescue i S.P.D. – w tym sezonie działają jawnie. Okej, to ma sens, choć sam odcinek jest ekstremalnie nudny. Podobnie zresztą jak i kolejny, Just Like Me, w którym Tyzonn próbuje naśladować Willa, który z jakiegoś powodu mu imponuje. W It’s Hammer Time Wojownicy zdobywają młot Thora, spotykają też Lokiego, jak i samego Boga Piorunów… wstawiłbym tu jakieś zabawne nawiązanie do marvelowego filmu Thor, ale ten sezon nie zasługuje na taką nobilitację. W Out of Luck na Macka zostaje rzucona klątwa, przez którą ma potężnego pecha. W One Gets Away pojawia się kolejny klejnot, który w pada w łapy Kamdora i Miratix. A, i Willowi znudziło się bycie Rangerem… znowu! Co za banda niezmotywowanych buraków! Ale dajmy już temu spokój, ponieważ na horyzoncie pojawia się zaskakująco znajoma piątka zaskakująco znajomych ludzi w zaskakująco znajomych kostiumach. Rozpoczyna się jubileuszowy epizod Once a Ranger.

A to było tak. Po tym jak drużyna ponownie skopała tyłki podwładnym tych złych, wszystkie cztery frakcje (czyli – Flurious, Moltor, duet Kamdora i Miratrix oraz Fearcats) otrzymują tajemniczą wiadomość od niejakiego Thraxa. Thrax jest synem Lorda Zedda i Rity, który przed wiekami wojował z Sentinel Knightem i został przezeń zamknięty w kosmicznym śmietniku (podobnie jak Rita), z którego dopiero co się wydostał. Zły jak chrzan, postanowił przybyć na ziemię, by tam wywrzeć okrutną zemstę na Power Rangers w ogólności i na Sentinel Knight’cie w szczególności. By to uczynić, zaproponował wszystkim walczącym z Overdrive Rangers frakcjom chwilowy sojusz i wspólną mobilizację sił przeciwko Wojownikom.

Mogę już? Otóż historia Thraxa NIE MA SENSU! W ogóle! Skoro jest synem Rity i Zedda, oznacza to, że został spłodzony i urodził się najprawdopodobniej w okolicach Power Rangers Turbo – czyli dziesięć lat przed wydarzeniami z Power Rangers Operation Overdrive. Pomińmy milczeniem gigantyczny bullshit związany z wiekiem Thraxa, ostatecznie w Lightspeed Rescue widzimy, że dorastanie monstrów/kosmitów/demonów w Power Rangers odbywa się dosyć prędko i jestem w stanie uwierzyć, że dziesięcioletni Thrax jest dojrzałym osobnikiem w sile wieku. Ale jak to się ma do faktu, że przed kilkoma tysiącami lat walczył z Sentinel Knightem? To było wyraźnie powiedziane w odcinku i kompletnie nie trzyma się kupy z tym, co o nim wiemy. Pomijając podróże w czasie (jedna z teorii mówi, że Thraxa wychował dziadek, Master Vile, który kiedyś cofnął w czasie całą Ziemię, więc w sumie…) jedynym racjonalnym wytłumaczeniem jest to, że Zedd i Rita mieli przed tysiącami lat romans, z którego narodził się Thrax. Ale w Erze Zordona nie ma co do tego żadnych odniesień, więc z której strony by nie patrzeć i tak istnienie Thraxa jest bezsensowne.

Z pewnymi perturbacjami, ale jednak Thraxowi udaje się przekonać wszystkich zainteresowanych, że sojusz jest kluczowy do zniszczenia Power Rangers. Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania kogokolwiek  - dzięki planowi Thraxa nie tylko udało się pogonić kota Wojownikom, ale też na trwałe odciąć ich od sieci morphowania (moprhing grid), czyli źródła mocy wszelkich inkarnacji Wojowników. O sieci morphowania napiszę niedługo oddzielną, spekulatywną notkę. Na miejscu pojawia się Sentinel Knight i teleportuje pozbawionych mocy wojowników do posiadłości Hartforda, gdzie tłumaczy im co się stało. Mimo tego, że stracili swoje moce, wyruszają do Anglii, gdzie odnotowano obecność sił zła. Korzystając ze swoich mocy cywilnych nawiązują walkę, którą oczywiście przegrywają. I już-już mają zostać ostatecznie pokonani, gdy na arenie pojawia się nowa drużyna Power Rangers, w skład której wchodzą Tori (Niebieska Wind Rangerka), Kira (Żółta Dino Rangerka), Bridge (Czerwony – zaraz wytłumaczę – S.P.D. Ranger), Xander (Zielony Mystic Ranger) i Adam (Czarny Mighty Morphin Ranger). Retro Rangers (jak ochrzcili ich fani) szybko rozprawiają się z wrażymi siłami i wraz z ekipą Overdrive wracają do posiadłości. Tam Sentinel Knight tłumaczy zgromadzonym, że po utracie mocy przez Overdrive Rangers przywrócił moce Wojownikom z przeszłości (i jednemu z przyszłości), by ich zastąpili. Bridge tłumaczy też, że po tym jak Doggie został awansowany na stanowisko dowódcy sztabu, Sky został dowódcą ziemskiej sekcji S.P.D., a Bridge przejął jego stanowisko Czerwonego Rangera. Jednak prawdziwym powodem takiej sytuacji jest fakt, iż aktor grający Jacka, oryginalnego Czerwonego Rangera z S.P.D. nie chciał wrócić do tej roli ze względu na Emmę Lahana, aktorkę wcielającą się w Kirę, z którą kiedyś randkował, ale zerwali ze sobą. By uniknąć niezręcznej sytuacji na planie jedno z nich musiało zrezygnować i padło na „Jacka”.

Mogę już? Otóż powołanie nowych Rangerów NIE MA SENSU! Skoro Sentinel Knight może ot tak, przywrócić moce tym, którzy je utracili, to czemu nie zrobi tego ekipie Overdrive? Zamiast tego ściąga Wojowników z przeszłości i przyszłości (ciekawe, kto dowodzi drużyną polową S.P.D., w czasie gdy Bridge bawi się w Retro Rangera). Alternatywnie mógłby sięgnąć po drużynę z Power Rangers In Space. Albo Galaxy Rangers. Albo Lightspeed Rangers. Albo którąkolwiek z licznych inkarnacji zespołu, która nie utraciła swoich mocy. To znaczy, nie zrozumcie mnie źle, dobrze jest mieć Adama, Kirę, Xandera i Bridge’a (do Tori jakoś nigdy nie miałem przekonania) w jednej drużynie… tyle, że twórcy w ogóle nie korzystają z takiej niesamowitej okazji. Postaram się to wytłumaczyć. Widzicie, w klasycznych team-upach pojawiają się drużyny, które znamy – które mają wypracowaną pewną dynamikę, kojarzymy jakie relacje mają między sobą poszczególni jej członkowie. Dzięki temu w takich sytuacjach obserwujemy starcie dynamik dwóch różnych zespołów, które znamy. Retro Rangers tworzą drużynę po raz pierwszy – nie mają wypracowanej wewnętrznej dynamiki zespołu, a ten odcinek nie robi niemal nic, żeby taką dynamikę wypracować. Forever Red był świetny właśnie dlatego, że w tym odcinku Wild Rangers byli (poza Cole’m) nieobecni i cała uwaga skupiała się na doraźnie powołanej drużynie Czerwonych Rangerów. Widać było jak ze sobą współpracują, przekomarzają się, walczą ramię w ramię… była między nimi chemia. Tutaj? Retro Rangers nie rozmawiają ze sobą, nie wymieniają się uwagami (poza dwulinijkowym dialogiem Adama i Kiry o Tommy’m), po prostu deafultowo są zgraną drużyną. Jasne, Xander wykorzystuje swój „Plan Xander” w praktyce, Kira wspomina Tommy’ego, Adam przywołuje hasło „Morphenomenal” a Bridge robi swój kultowy numer z „Buttery”, co jest oczywiście bardzo miłe i stanowi fajne odniesienia do poszczególnych bohaterów, ale to ZA MAŁO! Co więcej, Retro Rangers prawie w ogóle nie mają interakcji z Overdrive. W ogóle retrosów prawie w ogóle w tym odcinku nie ma – większość fabuły skupia się na pozbawionych mocy Overdrive Rangers.

No właśnie. Co więcej, obecni Wojownicy prawie w ogóle nie rozmawiają ze ”starymi” Rangerami, choć mogliby się od nich mnóstwo nauczyć na temat odpowiedzialności, walki ze złem, strategii… mają na pokładzie chodzące kompendium bycia Power Rangers! Adam był jednym z pierwszych Wojowników w historii naszej planety! Tori jest nauczycielką w szkole ninja! Kira szkoliła się pod okiem samego Tommy’ego Olivera! Bridge jest dowódcą zawodowej jednostki policyjnej! A Xander… eee… on był kiedyś zamieniony w drzewo! Generalnie każde z nich ma ogromne doświadczenie i Overdrive Rangers powinni być zaszczyceni, mogąc czerpać z krynicy ich wiedzy, mądrości i doświadczenia. A co oni robią? Otóż pozwólcie, że Was oświecę – kiedy tylko okazuje się, że Retro Rangers doskonale panują nad sytuacją, dotychczasowa ekipa postanawia – trzymajcie mnie – wrócić do swoich zajęć i dać sobie spokój z byciem Power Rangers. Bo przecież jaki jest sens w byciu Power Rangers bez mocy?

Mogę już? Zachowanie Overdrive Rangers jest BEZ SENSU! A nawet gorzej – to zachowanie niegodne Power Rangers! To… to wyrzucenie na śmietnik całej piętnastoletniej historii Power Rangers. Jeszcze nigdy dotąd nie wydarzyło się, by POWER RANGERS PORZUCILI SWOJE OBOWIĄZKI Z POWODU TAKIEJ DROBNOSTKI JAK UTRATA MOCY! Jasne, można argumentować, że zostawili sytuację pod kontrolą drużyny, która spokojnie sobie poradzi ze wszystkim, co los im przyniesie, ale… TO TAK NIE DZIAŁA! Lightspeed Rangers byli w podobnej sytuacji – nawet gorszej, bo zostali oficjalnie zwolnieni z obowiązków na rzecz drużyny androidów i nie mieli mocy cywilnych – ale i tak nie mogli pogodzić się z tą sytuacją. Co tutaj.. ych… CI TUTAJ TO BANDA KOMPLETNYCH DEBILI, KTÓRZY NIE SĄ GODNI BYCIA POWER RANGERS. WIECIE, KTO JEST BARDZIEJ GODNY DO NOSZENIA TEGO MIANA? MIĘŚNIAK I CZACHA! TAK – ONI, MIMO BRAKU MOCY, MIMO BRAKU WYSZKOLENIA W FINALE POWER RANGERS IN SPACE POPROWADZILI DO WALKI OBYWATELI ANGEL GROVE! TO JEST HART DUCHA! TO JEST SZLACHETNOŚĆ I ODWAGA GODNA POWER RANGERS! A CI TUTAJ? CI TUTAJ TO NIE SĄ POWER RANGERS – TO ZGRAJA NIESZCZĘSNYCH IDIOTÓW, KTÓRYM JAKIŚ NIEODPOWIEDZIALNY KRETYN DAŁ DO RĘKI MORPHERY!

Wdech, wydech, Caps Lock Misiael mode off. Tak więc Ronny powraca do kariery kierowczyni wyścigowej, Rose na uniwersytet, Dax na plan zdjęciowy, a Will jako najemny konsultant do spraw bezpieczeństwa, który testuje zabezpieczenia banków. No, przynajmniej on znalazł sobie jakieś pożyteczne zajęcie. Mack został z ojcem, a Tyzonn… łazi po jakichś łąkach. Tymczasem Adam pomaga Hartfordowi naprawić zniszczone morphery. W tym celu zabiera ekipę Retro Rangers do Angel Grove (nie podniecajcie się, widzimy tylko wnętrze jakiegoś składziku, który podobno znajduje się w tym mieście), gdzie następuje najfajniejsza scena w odcinku, a i pewnie w serialu. Otóż Wojownicy walczą z podwładnymi Fluriousa korzystając tylko ze swoich umiejętności bojowych i mocy cywilnych. Scena jest fajna, szybka, dynamiczna, bardzo dobrze nakręcona, z muzyką z czołówek z poprzednich sezonów. I kończy się fajnym tekstem Adama, który mówi, że może i robi to po staremu (w sensie, że nie ma żadnych mocy cywilnych), ale wciąż daje radę. Otóż ta kwestia ma swoje drugie dno – jako jedyny z retrosów Johnny Young Bosch (aktor wcielający się w Adama) nie korzystał w tej scenie z dublerów podczas bardziej złożonych choreograficznie ujęć.

Adam odnajduje Alphę… co on robi zamknięty w skrzyni gdzieś w Angel Grove? Cholera wie. Jak on się w ogóle znalazł na Ziemi, skoro ostatni raz widzieliśmy go na Mirinoi pod koniec Power Rangers Lost Galaxy? Mięśniak przemycił go w walizce, gdy wracał na Ziemię, by pojawić się w Forever Red? Pojęcia nie mam. Ale dajmy już spokój temu kopaniu leżącego i dociągnijmy do końca. Otóż Mack dowiaduje się od Sentinel Knighta o mieczu, którego poszukuje Thrax. Miecz ów, o nazwie Excelsior, zostaje przez Macka odnaleziony (przy asyście pozostałych Overdrive Rangers, którzy dołączyli do niego po pewnym czasie) i wspólnymi siłami wyciągnięty przez bohaterów z rąk posągu bogini, która go dzierżyła. Mack używa miecza, by pokonać wielkiego potwora, z którym walczą Retro Rangers. Co robi Mack? Będąc w formie cywilnej, nie mając żadnych mocy (poza GMO powers) wyskakuje dwadzieścia metrów w górę i rozwala mieczem potężne monstrum. 

Mogę już? To jest BEZ SENSU! W dotychczasowej historii Power Rangers tylko kilka razy zdarzyło się, żeby Wojownik bez zorda pokonał powiększonego potwora. I nigdy nikomu nie udało się to bez transformacji. Jasne, Mack miał ten fikuśny mieczyk, ale i tak to jest kompletnie pozbawione sensu. Skoro CAŁY CZAS był takim kozakiem, że samodzielnie rozwala wielkie monstra, to czemu w ogóle kłopotał się utratą mocy? Och, ależ to dzięki mieczowi – powiedzą niektórzy z was. No dobra, załóżmy że tak jest w istocie. Ale czemu w takim razie Mack nie używa tego sposobu w kolejnych epizodach? Po co im zordy, jak mają takiego Excelsiora?

Ych… Dobra, to już prawie koniec. W telegraficznym skrócie zatem – Sentinel Knight łączy się z mieczem i dzięki temu zostaje uwolniony (nie dowiadujemy są skąd został uwolniony ani kto go uwięził), Alpha naprawia sieć morphowania i jedenastka Wojowników walczy z Thraxem i jego sojuszem. Po całkiem fajnej i widowiskowej potyczce Thrax ginie, sojusz się sypie, retrosi wracają do swoich poprzednich zajęć, a Overdrive Rangers do szukania kolejnych klejnotów. Nie napiszę o tym epizodzie już ani słowa więcej, tak mnie poirytował.

Kolejnym odcinkiem jest One Fine Day, w którym bohaterowie wybierają się na piknik, a Tyzonn stalkuje Rose, co jest ekstremalnie creepy i dopiero pod koniec odcinka oboje odbywają rozmowę, która nieźle pokazuje ich relacje. To był całkiem niezły odcinek, muszę przyznać. Kolejny epizod to dwuodcinkowy Ronny on Empty, w którym Ronny zostaje porwana i Fearcats wysysają z niej energię. Wojownicy reagują prawidłowo – chcą ruszyć jej na ratunek. Tym razem to Hartfordowi odbija – mówi coś w stylu „Ronny jest doświadczona, poradzi sobie, wy lećcie po kolejnego MacGuffina do Egiptu”. Panie Hartford, pan jest dupkiem i NAJGORSZYM MENTOREM W HISTORII POWER RANGRS. Co gorsza, tylko Will wyłamał się i ruszył na ratunek Ronny, reszta posłusznie wsiadła w samolot i poleciała na pustynię. Ostatecznie Ronny została uwolniona i Wojownicy zdobyli kolejny kryształ, ale niesmak pozostał.

Kolejny odcinek zasługuje na uwagę – i oddzielny akapit – z powodu swoich reperkusji. W Things Not Said Kamdor i Miratrix wpuszczają wirusa do centrum dowodzenia Overdrive Rangers. To sprawia, że na jaw wychodzi wstrząsający fakt – Mack nie jest człowiekiem, tylko androidem, którego Hartford wybudował, by zaspokoić swoją potrzebę posiadania syna. Wow. To jest dobry wątek! I na dodatek doskonale poprowadzony – scena, w której Mack pierwszy raz rozmawia o tym z ojcem jest bardzo dobrze napisana, bardzo dobrze zagrana i bardzo naturalna. Mack zadaje sobie pytania o własną tożsamość, egzystencję, dostajemy coś na kształt motywu Frankensteina i jego monstrum (ale w złagodzonej i zdekonstruowanej formie) i jest to po prostu bardzo dobre! Takie rzeczy chcę oglądać w Power Rangers, a nie tandetne kalishplozje! I to nie jest tak, że ten twist scenarzyści wyciągnęli nagle z nie powiem jakiego miejsca – w rozmowach Hartforda i Spencera mogliśmy zaobserwować, że uważają Macka za kogoś szczególnego, że martwią się o niego i niekiedy nawiązują do jego wyjątkowości. Gdyby każda z rzeczy w Power Rangers Operation Overdrive była tak dobrze zrealizowana jak ten wątek, mielibyśmy jeden z najlepszych sezonów w historii serialu. W Red Ranger Unplugged Mack zaczyna szukać własnej tożsamości i zadawać pytania o androidy i elektryczne owce. I dostaje tryb bojowy – zbroję zrobioną z Sentinel Knighta. Z twarzą Sentinel Knighta na piersi Czerwonego Wojownika. Mówiącą twarzą. Ekstremalnie upiorny widok.

Kolejnym epizodem jest dwuczęściowy Home and Away, w którym wyraźnie widać, że – chwała Zordonowi! – to już ostatnia prosta. Bo co my tu mamy? Zniszczenie Fearcats, to raz. Tyzonn dowiaduje się, że jego dziewczyna (o której wspominał kilka epizodów temu) żyje i jest gdzieś na Ziemi, najpewniej we władzy którejś z frakcji wrażych sił, to dwa. Ponadto możemy zaobserwować zmianę dynamiki stosunków Macka z ojcem, do którego chłopak przestał mówić „tato”, a zaczął „panie Hartford”. W dodatku Czerwony zrobił się znacznie bardziej cyniczny. Naprawdę podoba mi się ten wątek i szkoda, że scenarzyści wprowadzili go dopiero pod sam koniec. Kolejny odcinek, Way Back When, to clipshow i to jeden tych bardziej uciążliwych, bo oryginalnego materiału jest jak na lekarstwo. Choć trzeba przyznać, że dzieją się w nim ważne rzeczy – bohaterowie dowiadują się, gdzie mogą zdobyć ostatni kryształ. W kolejnym odcinku, Two Fallen Foes, wyruszają do Grecji przeprowadzić stosowny rytuał, ale zostają zaatakowani przez Kamdora i Miratrix. Tymczasem Norg wykrada klejnot od Kamdora i oddaje Fluoriusowi. Miratrix trafia do kryształu, w którym na początku serii uwięziony był Kamdor, Kamdor natomiast ginie z rąk Power Rangers.

I tak dochodzimy do dwóch ostatnich epizodów. No to jedziemy. W Nothing to Lose bohaterowie lecą do Japonii zdobyć kolejnego MacGuffina. Tam ścierają się z Moltorem i po długiej, zajmującej pół odcinka i ekstremalnie nudnej (kalishplozje) walce zdobywają artefakt, który pomoże im wydobyć z egipskiego sarkofagu ostatni klejnot. Mackowi uderzyła do głowy kwestia swojej nieśmiertelności – w pojedynkę wyrusza do siedziby Moltora, by ukraść mu koronę. Zamiast zakraść się, chwycić koronę i wiać, ile sił w nogach Mack wyzywa Moltora do walki. Walka jest okropnie nakręcona – dzieje się we wnętrzu wulkanu, a obaj walczący mają czerwone kostiumy, więc paskudnie zlewają się z tłem. Nie pomagają też trzęsąca się kamera i gęste obłoki pary (oraz skopane oświetlenie). Ech, i pomyśleć, że jeszcze kilka sezonów temu Power Rangers był mistrzem w dynamicznym ukazywaniu scen walk…

Pozostali ruszają na pomoc Mackowi i dosłownie zawalają Moltorowi na głowę jego wulkaniczną siedzibę. Moltor zwiewa i z podkulonym ogonem zwraca się do Fluriousa, oddając mu koronę i Vellę, dziewczynę Tyzonna. Flurious zmienia brata w lodową rzeźbę i zabiera Vellę oraz koronę. Hartford wysyła drużynę po ostatni klejnot i obsuwa Macka za narażanie się na niebezpieczeństwo. Mack oświadcza, że nie dba o swoje życie, ponieważ nie jest człowiekiem i tak naprawdę nie żyje. Overdrive Rangers w sarkofagu znajdują nie klejnot, tylko jakąś starą monetę. Hartford wydaje się jednak zachwycony ich odkryciem. Okazuje się, że moneta pasuje do sarkofagu z mumią, który pozyskał wiele lat temu. Po włożeniu monety w pasujące miejsce mumia zaczyna się poruszać.

Kolejny odcinek, finałowy Crown and Punishment, jest bezpośrednią kontynuacją poprzedniego. Mumia wręcz Wojownikom ostatni kryształ i znika. Na miejscu pojawia się Flurious i jego podwładni. Po bardzo fajnej cywilnej walce, w czasie której posiadłość zostaje doszczętnie zdemolowana, Flurious grozi Mackowi śmiercią, więc pozostali – mimo protestów Czerwonego Rangera – oddają klejnoty Fluriousowi. Norg broni Vellę przed podwładnymi Fluriousa, który kazał uśmiercić niepotrzebną mu już do niczego Merkuriankę. Wojownicy zbierają się do kupy – Mack nawet pojednał się z ojcem – i ruszają do ostatecznej walki z Flouriusem. Złoczyńca dopakowany mocą korony zamraża całą okolicę i Wojowników w trakcie morphowania, ale energia tego procesu rozgrzewa ich na tyle, by mogli go dokończyć i uwodnić się z lodowej pułapki. Walka jest beznadziejna – Flurious jednym ciosem rozwala megazorda w jego najsilniejszej formie i demorphuje Wojowników. Mack stawia wszystko na jedną kartę i rusza na Fluriousa, zaś pozostali zajmują się obstawą. Flurious zostaje pokonany, miasto rozmrożone. Mack ginie, bo w trakcie walki przepalają mu się wszystkie obwody i zostaje nieodwracalnie uszkodzony. Szczęściem, na miejscu pojawia się Sentinel Knight, który odzyskał swoją prawdziwą postać i za pomocą korny nie tylko przywraca Macka do funkcjonowania, ale też zmienia go w prawdziwego człowieka.

Ech… Wiecie, co tak bardzo podobało mi się w wątku Macka? Że po uświadomieniu sobie, że jest androidem, musiał oswoić się ze swoją innością i się z nią pogodzić. To była piękna lekcja dla dzieciaków oglądających serial – nieważne, że jesteś inny, wciąż możesz być dobry i kochany przez bliskich. Niestety, Power Rangers Operation Overdrive, będąc fatalnym sezonem, musiał, po prostu MUSIAŁ skopać ten wątek. Jak teraz wygląda morał? Jeśli jesteś inny, to bądź grzeczny i pewnego dnia przyjdzie do ciebie dobra wróżka i sprawi, że będziesz taki, jak wszyscy. Ale kończmy już to. Norg przyprowadza Vellę do posiadłości… rany, ta dziewczyna istniała tylko jako damsela w distresie… dzięki czemu może się ona połączyć z Tyzonnem. Pozostali rozchodzą się każde w swoją stronę, a Mack wraz z ojcem poświęcają się archeologii ekstremalnej. I wszystko kończy się szczęśliwie.

Jaki był Power Rangers Operation Overdrive?  KOSZMARNY! Myślałby kto, że ożenienie Power Rangers z konwencją typową dla Kina Nowej Przygody będzie strzałem w dziesiątkę. Nie wykluczam, że gdyby było to przeprowadzone w sposób odpowiedni, mielibyśmy fajny, lekki i przyjemny sezon. A co dostaliśmy? Dostaliśmy fabułę, która sprowadza się do odzyskiwania kolejnych nic nieznaczących artefaktów i zastanawiania się, co się stało z tymi pourywanymi, niedorobionymi wątkami (Sentinel Knight, Vella). Dostaliśmy bohaterów, których nie sposób polubić (DAX! TYZONN!) albo takich, których potencjał został zmarnowany (cała reszta). Dostaliśmy złoczyńców, którzy są nudni – było ich po prostu za dużo. Zgadzam się, że wprowadzenie kilku frakcji sił zła mogłoby być interesującym pomysłem, ale przez to że jest ich tak wiele żadna z nich nie dostaje jakiegoś pogłębienia czy ciekawej motywacji. W ogóle jedyną postacią, której losy śledziłem w tym sezonie z ciekawością był Spencer – drugoplanowa postać lokaja. Miał on w sobie więcej charyzmy, charakteru i poczucia humoru, niż wszyscy pozostali razem wzięci. Jasne, po twiście fabularnym związanym z Mackiem stał się on interesującą postacią… ale to była nie tyle zasługa jego charakteru, co rzeczy, która mu się przytrafiła.

Ale dość już o tym. Po wyemitowaniu tego sezonu oglądalność Power Rangers zaczęła lecieć na łeb, na szyję tak bardzo, że Disney zdecydował się zakończyć eksperyment zwany „Power Rangers”. Mimo to jednak, wskutek próśb i nacisków ze strony Jetix Europe oraz Bandai i Toei oficjele postanowili nakręcić i wyemitować kolejny sezon, choć już bez żadnych zapatrywań na przyszłość. Sezonem tym jest Power Rangers Jungle Fury i to o nim porozmawiamy sobie następnym razem. Przynajmniej mogę mieć słodką pewność, że nie będzie słabszy od Power Rangers Operation Overdrive. Bo przecież nie może być nic gorszego od  tego sezonu, prawda? 

…prawda?

1 komentarz :

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...