fragment grafiki autorstwa Brandona McAllistera, całość tutaj. |
Taa… W końcu musiało do tego dojść. Widzicie, już w chwili
gdy przystępowałem do mojego blogowego cyklu notek o kolejnych inkarnacjach Power Rangers – który notabene okazał się jednym z
najpopularniejszych blogowych przedsięwzięć w historii Mistycyzmu
Popkulturowego – zdawałem sobie sprawę z istnienia czegoś takiego jak Power Rangers Operation Overdrive. Opisywany
tutaj sezon jest bezsprzecznie najgorszą rzeczą jaka kiedykolwiek
ukazała się w ciągu dwudziestoletniej historii serialu. Operation Overdrive to Plan 9 from Outer Space świata Power
Rangers. Wszystko, na co zdarzało mi się utyskiwać w poprzednich
notkach znajduje swoją kumulację właśnie w tym miejscu. Początkowo odnosiłem
się sceptycznie do druzgoczących opinii na temat tego sezonu. Podobną złą sławą
okryty jest też przecież Wild Force, który
ostatecznie uznałem za przyjemny i miejscami sympatyczny sezon. W tym wypadku
okazało się jednak, że to większość ma rację – Power Rangers Operation Overdrive jest koszmarny. Fabuła jest
nudna, bohaterowie to banda kretynów, którzy nie zasługują na miano Power
Rangers, sceny walk są skopane tak, jak jeszcze nigdy dotąd, wyważenie tempa
akcji właściwie nie istnieje, bo wszystko dzieje się z teledyskową prędkością,
zaś temat muzyczny z czołówki to powodująca wymioty uszne abominacja, a epizod
celebrujący piętnastolecie serialu to jedno z największych rozczarowań w
historii Power Rangers.
Zacznijmy może od podstaw. Power Rangers Operation Overdrive powstał na motywach sentaia GoGo Sentai Boukenger, powszechnie
uznawanego przez fanów sentaiów za jedną z lepszych tego typu produkcji. Motywem
przewodnim Operation Overdrive jest
poszukiwanie skarbów, ten rodzaj archeologii reprezentowany przez Indianę
Jonesa, Larę Croft i Nathana Drake’a. Hej, Power
Rangers Uncharted – jak to się mogło nie udać? Jak można było skopać taki
świetny pomysł? Okazało się, że się da – i okazało się już na etapie czołówki.
Tym razem piosenka promująca sezon jest wykonana w estetyce rapu, choć słowo
„estetyka” pasuje tu jak pięść do nosa. Temat muzyczny z Operation Overdrive jest po prostu koszmarny i samo przebrnięcie
przez czołówkę okazało się nie lada wyzwaniem. W serialu takim jak Power Rangers, który wszak stoi świetną
muzyką takie coś jest szczególnie bolesne. Linkuję do niej, ponieważ każda
czytająca te słowa osoba zapewne będzie chciała się na własne uszy przekonać,
czy naprawdę jest tak źle. Mimo wszystko czuję się w obowiązku ostrzec – utworek
ma nieprzyjemny nawyk utykania pomiędzy zwojami mózgowymi i obijania się
wewnątrz czaszki, doprowadzając bezbronną ofiarę do szaleństwa.
Seria rozpoczyna się dwuodcinkowym epizodem Kick into Overdrive. Poznajemy w nim
Macka, nastoletniego syna bajońsko wręcz bogatego archeologa. Mack fantazjuje o
przygodach, jakie mógłby przeżywać u boku ojca, gdyby rodziciel przestał być
wobec niego nadopiekuńczy i nie przetrzymywał go w złotej klatce pod czujnym
okiem wiernego lokaja imieniem Spencer. Wzmiankowany wyżej tata – Andrew
Hartford – odnajduje w Starej, Zgubionej Na Krańcu Świata Świątyni legendarny
artefakt znany jako Corona Aurora. Po
zdjęciu go z kamiennego postumentu uruchamia się pułapka (oczywiście – co by to
była za Stara, Zagubiona Na Krańcu Świata Świątynia bez pułapki?), która
przesyła sygnał alarmowy do dwóch odległych planet, które budzą tajemnicze
istoty. Zaraz potem na miejscu pojawia się świetlisty byt eternalny zwany
Sentinel Knightem, który tłumaczy archeologowi, co powinien teraz rozbić.
Jakiś czas później. Przenosimy się na plan zdjęciowy
hollywoodzkiego filmu akcji, gdzie poznajemy, ugh… Daxa, kaskadera, który
otrzymuje od Hartforda propozycję pracy. Podobne propozycje dostała również
kierowczyni wyścigowa imieniem Ronny, naukowczyni Rose i czarnoskóry złodziej
Will. Tak, dobrze przeczytaliście – czarnoskóry złodziej. W ogóle
niestereotypowe, prawda? Może jeszcze,
hahaha, będzie Czarnym Rangerem? Że co – JEST Czarnym Rangerem? Ups. Żeby
uczynić sprawę jeszcze bardziej hilaryczną, dodajmy do tego fakt, że wcielający
się w Willa aktor… też jest złodziejem. Parszywym złodziejem, dodajmy. Otóż
grający Willa Samuel Benta pojawił się na jednym z Power Morphiconów, konwentów
zrzeszających fanów Power Rangers . Z
tegoż konwentu wziął sobie na pamiątkę baner reklamowy. Wziął go bez pytania,
czyli de facto ukradł. Szkoda, że nie
zapytał, czy może sobie go tak po prostu zabrać, bo gdyby to zrobił, dowiedziałby
się, iż rzeczony baner miał być zlicytowany na aukcji, z której dochód w
całości miał być przeznaczony na cele charytatywne, konkretnie na rzecz
fundacji Make-A-Wish zajmującą się
ciężko chorymi i umierającymi dziećmi. Gość okradł ciężko chore dzieci. Co
więcej, nigdy nawet nie przeprosił za ów incydent, co sprawiło, że Benta do
dziś (a sprawa rozegrała się w 2007 roku) pozostaje jedną z najbardziej
nielubianych osobistości w fandomie Power
Rangers. I bardzo słusznie.
Ale wróćmy do akcji serialu. Cała czwórka spotyka się w
posiadłości Hartforda, który tłumaczy im, że zostali przez niego zrekrutowani
do przedsięwzięcia pod kryptonimem „Operation Overdrive”. Z Hartfordem na czele
będą stanowić nową drużynę Power Rangers, której głównym zadaniem będzie
zdobycie klejnotów z Korony MacGuffina, o którą rozchodzi się cały hałas, a
które Sentinel Knight zapobiegliwie rozrzucił po całej planecie. Zrobił to, by
dwaj bracia – Flurious i Moltor – którzy kiedyś już planowali skraść koronę,
nie dostali jej w swoje nikczemne łapy, gdyż jest to artefakt o potężnej mocy blablabla...
Wskutek klątwy, jaka spadła na braci w czasie pierwszej próby zagarnięcia
korony Flurious został zmieniony w śnieżnego demona (nie mylić ze Śnieżnym Mścicielem), zaś Moltor w ognistego. Obaj właśnie się przebudzili i ruszyli na
Ziemię z zamiarem przechwycenia korony i klejnotów. Mamy zatem do czynienia z
całkiem fajną koncepcją – są dwie (a później dochodzą kolejne) frakcje
złoczyńców, którzy walczą nie tylko z Wojownikami, ale też ze sobą nawzajem.
Zgromadzeni odnoszą się do tych rewelacji dość sceptycznie,
ale na miejscu pojawia się Sentinel Knight i potwierdza opowieść Hartforda.
Tymczasem Flurous i Moltor zadomawiają się na Ziemi – ten pierwszy dostaje
nawet (żałosnego) comic relifa – yeti
o imieniu Norg. Hartford natomiast modyfikuje genetycznie swoich nowo
zrekrutowanych kompanów, dając im tym samym moce cywilne. Nie wiem jak wy, ale
ja w życiu nie dałbym się zmodyfikować genetycznie zblazowanemu
multimilionerowi za pomocą jakiejś podejrzanej i najwyraźniej nieprzetestowanej
maszynerii – jaką mam gwarancję, że za kilka miesięcy nie zacznę umierać na
raka wszystkiego? Podczas gdy Mack rozmawia z ojcem i wyraża swoją chęć
zostania Czerwony Rangerem, GMO Power
Rangers wdają się w walkę z siłami Moltora, który na wieść o tym, że korona
wpadła w ręce Hartforda, postanowił najechać jego posiadłość. Po krótkiej
walce, w czasie której uaktywniają się ich moce cywilne (nic wymyślnego –
super-szybkość, super-skoczność, super-wyostrzone zmysły i super-eee…
niewidzialność) cała grupa ewakuuje się z posiadłości. W trakcie ucieczki
natykają się na Flurousa i jego podwładnych. Hartford rozdaje swoim
podopiecznym morphery, ale zanim sięga po swój, zostaje zaatakowany. Mack
korzysta z okazji, zabiera czerwony morpher i transformuje się wraz z
pozostałymi. I tak ukonstytuowała się drużyna w składzie: Mack (Czerwony
Overdrive Ranger), Dax (Niebieski
Overdrive Ranger), Ronny (Żółta Overdrive Rangerka), Will (Czarny Overdrive
Ranger) i Rose (Różowa Overdrive Rangerka).
Wojownicy wdają się w walkę… i niewiele tej walki w sumie
jest, bo wszystko poprzetykane jest tyloma kalishplozjami, że w praktyce nie da
się tego oglądać! Wojownicy ledwo co nawiązują fizyczny kontakt z przeciwnikiem
(zgodnie z wytycznymi Disney’a, który chciał uczynić walki mniej bezpośrednie i
przez to złagodzić potencjalną brutalność serii. Oczywiście każdy, kto obejrzał
choćby parę odcinków Power Rangers doskonale
zdaje sobie sprawę, że tu nie chodzi o brutalność, tylko widowiskowe, złożone
choreografie), przez większość czasu obserwujemy tylko jakieś podskoki,
przewrotki i wybuchy w spowolnionym tempie… i generalnie jest źle. Zgodnie z
tym, co powiedział Linkara i co wyczytałem na TvTropes wynika, że w Power Rangers Operation Overdrive było
przeszło 250 kalishplozji! To średnio prawie osiem eksplozji na odcinek!
Tamtej zimy Koichi Sakamoto musiał znaleźć pod choinką naprawdę dużą skrzynkę z
fajerwerkami. Myślałem, że w S.P.D. było
z tym źle, ale tutaj już w ogóle przegięli na całego.
No nic, brnijmy w to dalej. Moltor zdobywa koronę i, żeby
odwrócić uwagę Wojowników, wysadza górę
w pobliskim mieście, wskutek czego zaczyna wypływać z niej lawa. Co robią Power
Rangers? Olewają bezpieczeństwo cywili i lecą za Moltorem. Łot? Da? Hel? I wy
ośmielacie się nazywać Power Rangers? Zordon przewraca się w grobie… to znaczy
przewracałby się, gdyby miał grób. I plecy. Ale wiecie, o co mi chodzi – Power
Rangers zawsze istnieli po to, by bronić słabszych. By chronić ludzi przed
złem. A tymczasem ta banda nieszczęsnych idiotów ma gdzieś los niewinnych
mieszkańców miasta. Gdyby Hartford nie przywołał ich do porządku, to w ogóle
nie zaprzątaliby sobie głowy ratunkiem cywilów. Korona, którą przechwycił
Moltor była fałszywką, więc na dobrą sprawę nic z tego bałaganu nie wynikło,
poza tym, że wojownicy poznali swoich wrogów. Wojownicy wracają do posiadłości,
gdzie w sejfie spoczywa prawdziwa korona. Hartford odbiera Mackowi morpher i
zamyka go w sejfie (morpher, nie Macka, choć ta druga opcja przynajmniej na
jakiś czas uwolniłaby nas od drewnianej gry aktora wcielającego się w
Czerwonego Rangera), ale Moltor pojawia się w posiadłości i wykrada koronę oraz
porywa Hartforda.
Tymczasem Mack siedzi na dziedzińcu posiadłości i płacze, że
ojciec nie chce dać mu więcej swobody. Moltor przyprowadza Hartforda do swojego
brata i wyjawia mu swój plan – chce odzyskać klejnoty koronne przy pomocy
porwanego archeologa. Hartfor odmawia współpracy. Mack i pozostali ruszają mu
na pomoc – dzięki umiejętnościom złodziejskim Willa wydobywają czerwony morpher
z sejfu, zaś dzięki nadajnikowi w zegarku Hartforda wiedzą, gdzie on się
obecnie znajduje. Przybywają w ostatniej chwili. Dax ratuje Hartforda przed
upadkiem w przepaść pełną lawy, po czym uciekają i walczą z wielkim potworem,
którego przyzwał Moltor. Megazord Overdrive jest strasznie nijaki. Poza tym, że
ma łopatę, którą zakopuje wroga w wielkiej hałdzie ziemi. Naprawdę. Dochodzę do
wniosku, że właściwie nie istnieje granica absurdu dla tego serialu. Nie, żeby
była to jakaś odkrywcza obserwacja. Oczywiście wszystko dobrze się kończy, drużyna
się ukonstytuowała, w odwód uznania za odwagę i rozsądek Hartford pozwala
synowi na pozostanie na stanowisku Czerwonego Rangera i wyposaża go w
super-siłę.
To nie był najlepszy odcinek premierowy w historii Power Rangers. Jasne, wciąż był niezły,
ale po jego obejrzeniu ogarnęło mnie zniechęcenie, które odczuwałem aż do
samego końca. Nie polubiłem bohaterów, którzy są ekstremalnie nudni. Może z
wyjątkiem Willa, ale jego nie lubię programowo, z uwagi na przytroczony wyżej
incydent. No i jest jeszcze Dax… Pamiętacie jak w notce o Power Rangers Lightspeed Rescue narzekałem na Joela? Dax jest
gorszy. W zamierzeniu miał być zapewne comic
reliefem w rodzaju Chipa, Xandera albo Bridge’a. W praktyce jest po prostu
okropną postacią – karykaturalny, nieśmieszny, irytujący, fatalnie zagrany.
Jedyną jaśniejszą stroną obsady jest lokaj Spencer – właściwie serial ogląda
się tylko dla niego. Zgryźliwy, inteligentny, zabawny i błyskotliwy bohater, w
dodatku zagrany przez aktora potrafiącego bawić się swoją rolą.
Zaciśnijmy zęby i przejdźmy do kolejnych epizodów. W The Underwater World bohaterowie
wyruszają na Atlantydę i przeżywają „przygodę”. Widz się męczy, bo musi
przebrnąć przez sporą ilość żenujących dialogów i klisz fabularnych. No dobra - Atlantyda zmienia się w wielkiego potwora, co jest fajne. W kolejnym
odcinku, Heart of Blue, poznajemy
Miratrix, przywódczynię trzeciej frakcji złoczyńców. Miratrix uwodzi Daxa,
dzięki czemu zdobywa pewien pozyskany wcześniej przez wojowników artefakt. Dax,
będąc idiotą, pozwala jej odejść mimo tej wiedzy. Ugh… W kolejnym epizodzie, Weather or Not. Mackowi znudziło się
bycie Czerwonym Rangerem, Ot, tak – okazało się, że to trudne i odpowiedzialne
zajęcie, więc oddał ojcu morpher. Oczywiście wziął się w garść pod koniec
odcinka, ale w praktyce niewiele to pomaga, i tak nie mam do gościa za grosz szacunku.
W Pirate in Pink bohaterowie trafiają
na Wyspy Karaibskie i spotykają ducha legendarnego pirata, który zmienia Rose w
rasową piratkę. To… był właściwie fajny odcinek. Widać było, że aktorka grająca
Rose ma olbrzymią radochę grając stereotypowego pirata. Co jest o tym
dziwniejsze, że połączenie Power Rangers z piratami nigdy dotąd jakoś nie kończyło się
dobrze. W kolejnym odcinku, At All Cost, dowiadujemy
się, że Ronny nie potrafi przegrywać (najgorszy rodzaj człowieka), ale
oczywiście pod koniec epizodu się tego uczy. No i mamy małe nawiązanie do
poprzedniego sezonu, co jest przyjemne, jako że po raz kolejny nie dostajemy
klasycznego team-upa (dostajemy nieklasyczny, ale o tym nieco później).
W Both Sides Now Will
zdradza Wojowników i dołącza do Miratrix i pomaga jej uwolnić Kamdora,
kosmicznego ninja (jakiś pociotek Lothora?), który ją wytrenował, ale przebywał
w formie kryształu, który nosiła na szyi Miratrix. Oczywiście pod koniec
okazuje się, że była to tylko podpucha zaaranżowana by zinfiltrować siły
Miratrix. W bonusie Wojownicy walczą z gigantyczną portmonetką. W Follow The Ranger obaj bracia zawiązują
chwilowy sojusz i porywają Megazorda z Mackiem w środku. Mack, nastawiając ich
przeciwko sobie, ucieka i odzyskuje mecha. W kolejnym odcinku, Lights, Camera, Dax mamy kolejny popis
głupoty Daxa, któremu… znudziło się bycie Niebieskim Rangerem i zamiast tego
poszedł na casting do filmu. Co jest, do cholery, nie tak, z tą drużyną? Jasne,
motyw „Ranger odpuszcza sobie swoje superbohaterskie obowiązki, ale po pewnym
czasie uświadamia sobie, że to one są najważniejsze” był czasami reprodukowany w tym serialu, ale
tutaj jest to jakoś szczególnie irytujące. W każdym razie – odcinek do pewnego
stopnia ratuje armia złych ninja-kaskaderów.
Przejdźmy do pierwszego (nie licząc otwarcia serii)
dwustrzałowca Power Rangers Operation
Overdrive – epizodu pod tytułem Face
to Face. A w nim – Moltor angażuje do walki potwora imieniem Tyzonn, który
ma za zadanie odzyskać dlań papirus, na którym zapisane są współrzędne drugiego
klejnotu (pierwszy Rangerzy odzyskali w odcinku o piratach. Generalnie cała
fabuła serialu to miotanie się od jednego MacGuffina do drugiego, aż w końcu
natrafią na klejnot). Tyzonn okazuje się honorowym wojownikiem, który
sprzeciwia się brutalnemu traktowaniu cywili i nawet ratuje jedną kobietę przed
zmiażdżeniem przez odpadający kawałek budynku. Tyzonn odbiera Wojownikom
papirus. Mack rusza za nim w pościg, w trakcie którego poznaje historię
tajemniczego potwora. Otóż niegdyś był on żyjącym na innej planecie
człowiekiem, ale Moltor zmienił go w potwora (zaskakująco przypominającego
Predatora) i obiecał cofnąć klątwę, jeśli Tyzonn będzie dla niego pracował. Po
dowiedzeniu się, że Moltor chce posiąść Corona Aurora Tyzonn przechodzi na
stronę Wojowników i pomaga im rozwikłać zagadkę papirusu. Po walce z siłami
Moltora, przedstawieniu nowego zorda i nowej kombinacji Megazorda i pozyskaniu
drugiego klejnotu dzięki brawurowej akcji Tyzonna wszystko kończy się dobrze. A
nawet lepiej niż dobrze, bo na arenie wydarzeń pojawia się Sentinel Knight (po
raz pierwszy od początku serii!) i za pomocą połączonej siły obu zdobytych
klejnotów przywraca Tyzonnowi jego ludzką postać.
Kolejnym epizodem jest ponownie dwuodcinkowy Man of Mercury bezpośrednio kontynuujący
wątki z wcześniejszego epizodu. Poznajemy w nim kolejne stronnictwo tych złych
(już czwarte! A pozostałe trzy jeszcze nie miały nawet szansy jakoś specjalnie
zabłysnąć) – parę humanoidalnych kotów z kosmosu (ciekawe, kiedy przywyknę do
pisania takich rzeczy jak „humanoidalne koty z kosmosu” bez poczucia oszołomienia) nazywających się
Fearcats. Koty próbują pozyskać energię, by za jej pomocą przyzwać do naszego
świata armię swoich pobratymców. W tym celu włóczą się po Ameryce Południowej i
straszą badających inkaskie artefakty archeologów. Wojownicy przybywają na
miejsce zdarzenia i natykają się na Tyzonna, który również poluje na Fearcats,
z którymi ma pewne zaszłe porachunki. Koty porywają Ronny i używają jej
morphera jako źródła energii, dzięki czemu udaje im się wypuścić jednego ze
swoich. Ronny w porę się uwalnia, rozbija lustro służące do procesu uwalniania
Fearcats i dołącza do walki. Ostatecznie Wojownicy pokonują jednego z
przeciwników, ale dwaj pozostali uciekają, uprzednio spuszczając Tyzonnowi taki
łomot, że biedak zmienił się w kałużę rtęci. Bo wiecie, Tyzonn jest z
Merkurego. Merkury, rtęć – łapiecie?
Wojownicy transportują to, co zostało z Tyzonna do
posiadłości Hartforda. Po udanym procesie przywrócenia Tyzonnowi ludzkiej
postaci Hartford proponuje mu dołączenie do drużyny jako szósty Wojownik. Tyzon
odmawia, ale nie wyjawia powodów swojej decyzji. Mimo to, dołącza do Wojowników
walczących z Fearcats i wspólnymi siłami udaje im się zażegnać
niebezpieczeństwo. Ale niezupełnie – koty przeżyły i wpadły w ręce Fluriousa,
który podkręcił ich moc i zmusił do służenia sobie, po czym ponownie wysłał na
front. Tymczasem Tyzonn tłumaczy powody swojej niechęci dołączenia do drużyny.
Otóż dawno temu był on przywódcą międzygalaktycznej ekipy ratunkowej. Pewnego
razu, w czasie bardzo ryzykownej akcji wydał swoim podwładnym rozkaz ruszenia
do wnętrza walącej się jaskini, by uratować Fearcats, które się tam znajdowały.
Mimo, iż zdawał sobie sprawę ze złej natury kotów i ryzyka, na jakie naraża
zarówno podwładnych jak i postronnych, musiał wykonać rozkaz, który brzmiał
„Ratujcie wszystkich”. Koty wydostały się jednak z jaskini i zawaliły ją
brygadzie Tyzonna na głowę, czyniąc go jedynym ocalałym. Z tego powodu woli się
już nie angażować w podobne inicjatywy. Ronny usiłuje go przekonać, że jego
poczucie winy jest bezzasadne, po czym wraz z innymi rusza do walki z Fearcats.
Tyzonn ostatecznie bierze morpher od Hartforda i zmienia się w Mercury Rangera…
który najgorszy wizualnie kostium w historii Power Rangers. Po prostu obleśny –
dobór kolorów jest okropny, dodatki połyskujące na podobieństwo syren
alarmowych wyglądają absurdalnie, a jego broń, która zmienia się w wykrywacz
metali… cóż, powiedzmy, że jest jeszcze bardziej tandetna, niż zwykle są bronie
Wojowników, a to już sztuka.
Szczerze? To nie był najgorszy epizod – traktuję tu oba
podwójne epizody jako jedną czteroczęściową historię – ale w czasie jego
oglądania zdarzało mi się przysypiać i zerkań na pasek odtwarzania. Historia
Tyzonna jest całkiem nieźle pomyślana i pewnie gdzie indziej sprawdziłaby się
znacznie lepiej, ale Operation Overdrive ma
w sobie tak ogromną moc zabijania potencjalnie interesujących wątków, że całość
oglądało mi się średnio. Ale i tak jest dobrze, jak na standardy tego sezonu.
Szkoda tylko, że Tyzonn nie pobył w formie potwora trochę dłużej. Jako czujący
odrazę do siebie, spaczony, ale szlachetny wojownik był niepomiernie bardziej
interesujący, niż w swojej ludzkiej (o rtęciowej nie wspominając) formie.
Ale przejdźmy dalej. W Behind
the Scenes wojownicy występują w talk show, co ostatecznie potwierdza, że –
podobnie jak Lightspeed Rescue i S.P.D. – w tym sezonie działają jawnie.
Okej, to ma sens, choć sam odcinek jest ekstremalnie nudny. Podobnie zresztą
jak i kolejny, Just Like Me, w którym
Tyzonn próbuje naśladować Willa, który z jakiegoś powodu mu imponuje. W It’s Hammer Time Wojownicy zdobywają
młot Thora, spotykają też Lokiego, jak i samego Boga Piorunów… wstawiłbym tu
jakieś zabawne nawiązanie do marvelowego filmu Thor, ale ten sezon nie zasługuje na taką nobilitację. W Out of Luck na Macka zostaje rzucona
klątwa, przez którą ma potężnego pecha. W One
Gets Away pojawia się kolejny klejnot, który w pada w łapy Kamdora i
Miratix. A, i Willowi znudziło się bycie Rangerem… znowu! Co za banda
niezmotywowanych buraków! Ale dajmy już temu spokój, ponieważ na horyzoncie
pojawia się zaskakująco znajoma piątka zaskakująco znajomych ludzi w
zaskakująco znajomych kostiumach. Rozpoczyna się jubileuszowy epizod Once a Ranger.
A to było tak. Po tym jak drużyna ponownie skopała tyłki
podwładnym tych złych, wszystkie cztery frakcje (czyli – Flurious, Moltor, duet
Kamdora i Miratrix oraz Fearcats) otrzymują tajemniczą wiadomość od niejakiego
Thraxa. Thrax jest synem Lorda Zedda i Rity, który przed wiekami wojował z Sentinel
Knightem i został przezeń zamknięty w kosmicznym śmietniku (podobnie jak Rita),
z którego dopiero co się wydostał. Zły jak chrzan, postanowił przybyć na
ziemię, by tam wywrzeć okrutną zemstę na Power Rangers w ogólności i na
Sentinel Knight’cie w szczególności. By to uczynić, zaproponował wszystkim
walczącym z Overdrive Rangers frakcjom chwilowy sojusz i wspólną mobilizację
sił przeciwko Wojownikom.
Mogę już? Otóż historia Thraxa NIE MA SENSU! W ogóle! Skoro
jest synem Rity i Zedda, oznacza to, że został spłodzony i urodził się
najprawdopodobniej w okolicach Power
Rangers Turbo – czyli dziesięć lat przed wydarzeniami z Power Rangers Operation Overdrive. Pomińmy
milczeniem gigantyczny bullshit związany z wiekiem Thraxa, ostatecznie w Lightspeed Rescue widzimy, że dorastanie
monstrów/kosmitów/demonów w Power Rangers
odbywa się dosyć prędko i jestem w stanie uwierzyć, że dziesięcioletni
Thrax jest dojrzałym osobnikiem w sile wieku. Ale jak to się ma do faktu, że
przed kilkoma tysiącami lat walczył z Sentinel Knightem? To było wyraźnie
powiedziane w odcinku i kompletnie nie trzyma się kupy z tym, co o nim wiemy.
Pomijając podróże w czasie (jedna z teorii mówi, że Thraxa wychował dziadek,
Master Vile, który kiedyś cofnął w czasie całą Ziemię, więc w sumie…) jedynym
racjonalnym wytłumaczeniem jest to, że Zedd i Rita mieli przed tysiącami lat
romans, z którego narodził się Thrax. Ale w Erze Zordona nie ma co do tego
żadnych odniesień, więc z której strony by nie patrzeć i tak istnienie Thraxa
jest bezsensowne.
Z pewnymi perturbacjami, ale jednak Thraxowi udaje się
przekonać wszystkich zainteresowanych, że sojusz jest kluczowy do zniszczenia
Power Rangers. Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania kogokolwiek - dzięki planowi Thraxa nie tylko udało się
pogonić kota Wojownikom, ale też na trwałe odciąć ich od sieci morphowania
(moprhing grid), czyli źródła mocy wszelkich inkarnacji Wojowników. O sieci
morphowania napiszę niedługo oddzielną, spekulatywną notkę. Na miejscu pojawia
się Sentinel Knight i teleportuje pozbawionych mocy wojowników do posiadłości
Hartforda, gdzie tłumaczy im co się stało. Mimo tego, że stracili swoje moce,
wyruszają do Anglii, gdzie odnotowano obecność sił zła. Korzystając ze swoich
mocy cywilnych nawiązują walkę, którą oczywiście przegrywają. I już-już mają
zostać ostatecznie pokonani, gdy na arenie pojawia się nowa drużyna Power
Rangers, w skład której wchodzą Tori (Niebieska Wind Rangerka), Kira (Żółta
Dino Rangerka), Bridge (Czerwony – zaraz wytłumaczę – S.P.D. Ranger), Xander (Zielony
Mystic Ranger) i Adam (Czarny Mighty Morphin Ranger). Retro Rangers (jak
ochrzcili ich fani) szybko rozprawiają się z wrażymi siłami i wraz z ekipą
Overdrive wracają do posiadłości. Tam Sentinel Knight tłumaczy zgromadzonym, że
po utracie mocy przez Overdrive Rangers przywrócił moce Wojownikom z
przeszłości (i jednemu z przyszłości), by ich zastąpili. Bridge tłumaczy też,
że po tym jak Doggie został awansowany na stanowisko dowódcy sztabu, Sky został
dowódcą ziemskiej sekcji S.P.D., a Bridge przejął jego stanowisko Czerwonego
Rangera. Jednak prawdziwym powodem takiej sytuacji jest fakt, iż aktor grający
Jacka, oryginalnego Czerwonego Rangera z S.P.D. nie chciał wrócić do tej roli
ze względu na Emmę Lahana, aktorkę wcielającą się w Kirę, z którą kiedyś randkował,
ale zerwali ze sobą. By uniknąć niezręcznej sytuacji na planie jedno z nich
musiało zrezygnować i padło na „Jacka”.
Mogę już? Otóż powołanie nowych Rangerów NIE MA SENSU! Skoro
Sentinel Knight może ot tak, przywrócić moce tym, którzy je utracili, to czemu
nie zrobi tego ekipie Overdrive? Zamiast tego ściąga Wojowników z przeszłości i przyszłości
(ciekawe, kto dowodzi drużyną polową S.P.D., w czasie gdy Bridge bawi się w
Retro Rangera). Alternatywnie mógłby sięgnąć po drużynę z Power Rangers In Space. Albo Galaxy Rangers. Albo Lightspeed
Rangers. Albo którąkolwiek z licznych inkarnacji zespołu, która nie utraciła
swoich mocy. To znaczy, nie zrozumcie mnie źle, dobrze jest mieć Adama, Kirę,
Xandera i Bridge’a (do Tori jakoś nigdy nie miałem przekonania) w jednej
drużynie… tyle, że twórcy w ogóle nie korzystają z takiej niesamowitej okazji.
Postaram się to wytłumaczyć. Widzicie, w klasycznych team-upach pojawiają się
drużyny, które znamy – które mają wypracowaną pewną dynamikę, kojarzymy jakie
relacje mają między sobą poszczególni jej członkowie. Dzięki temu w takich
sytuacjach obserwujemy starcie dynamik dwóch różnych zespołów, które znamy.
Retro Rangers tworzą drużynę po raz pierwszy – nie mają wypracowanej
wewnętrznej dynamiki zespołu, a ten odcinek nie robi niemal nic, żeby taką
dynamikę wypracować. Forever Red był
świetny właśnie dlatego, że w tym odcinku Wild Rangers byli (poza Cole’m)
nieobecni i cała uwaga skupiała się na doraźnie powołanej drużynie Czerwonych
Rangerów. Widać było jak ze sobą współpracują, przekomarzają się, walczą ramię
w ramię… była między nimi chemia. Tutaj? Retro Rangers nie rozmawiają ze sobą,
nie wymieniają się uwagami (poza dwulinijkowym dialogiem Adama i Kiry o
Tommy’m), po prostu deafultowo są zgraną drużyną. Jasne, Xander wykorzystuje
swój „Plan Xander” w praktyce, Kira wspomina Tommy’ego, Adam przywołuje hasło
„Morphenomenal” a Bridge robi swój kultowy numer z „Buttery”, co jest
oczywiście bardzo miłe i stanowi fajne odniesienia do poszczególnych bohaterów,
ale to ZA MAŁO! Co więcej, Retro Rangers prawie w ogóle nie mają interakcji z
Overdrive. W ogóle retrosów prawie w ogóle w tym odcinku nie ma – większość
fabuły skupia się na pozbawionych mocy Overdrive Rangers.
No właśnie. Co więcej, obecni Wojownicy prawie w ogóle nie
rozmawiają ze ”starymi” Rangerami, choć mogliby się od nich mnóstwo nauczyć na
temat odpowiedzialności, walki ze złem, strategii… mają na pokładzie chodzące
kompendium bycia Power Rangers! Adam był jednym z pierwszych Wojowników w
historii naszej planety! Tori jest nauczycielką w szkole ninja! Kira szkoliła
się pod okiem samego Tommy’ego Olivera! Bridge jest dowódcą zawodowej jednostki
policyjnej! A Xander… eee… on był kiedyś zamieniony w drzewo! Generalnie każde
z nich ma ogromne doświadczenie i Overdrive Rangers powinni być zaszczyceni,
mogąc czerpać z krynicy ich wiedzy, mądrości i doświadczenia. A co oni robią?
Otóż pozwólcie, że Was oświecę – kiedy tylko okazuje się, że Retro Rangers
doskonale panują nad sytuacją, dotychczasowa ekipa postanawia – trzymajcie mnie
– wrócić do swoich zajęć i dać sobie spokój z byciem Power Rangers. Bo przecież
jaki jest sens w byciu Power Rangers bez mocy?
Mogę już? Zachowanie Overdrive Rangers jest BEZ SENSU! A
nawet gorzej – to zachowanie niegodne Power Rangers! To… to wyrzucenie na
śmietnik całej piętnastoletniej historii Power Rangers. Jeszcze nigdy dotąd nie
wydarzyło się, by POWER RANGERS PORZUCILI SWOJE OBOWIĄZKI Z POWODU TAKIEJ
DROBNOSTKI JAK UTRATA MOCY! Jasne, można argumentować, że zostawili sytuację
pod kontrolą drużyny, która spokojnie sobie poradzi ze wszystkim, co los im
przyniesie, ale… TO TAK NIE DZIAŁA! Lightspeed Rangers byli w podobnej sytuacji
– nawet gorszej, bo zostali oficjalnie zwolnieni z obowiązków na rzecz drużyny
androidów i nie mieli mocy cywilnych – ale i tak nie mogli pogodzić się z tą sytuacją. Co tutaj.. ych… CI
TUTAJ TO BANDA KOMPLETNYCH DEBILI, KTÓRZY NIE SĄ GODNI BYCIA POWER RANGERS.
WIECIE, KTO JEST BARDZIEJ GODNY DO NOSZENIA TEGO MIANA? MIĘŚNIAK I CZACHA! TAK
– ONI, MIMO BRAKU MOCY, MIMO BRAKU WYSZKOLENIA W FINALE POWER RANGERS IN SPACE POPROWADZILI DO WALKI OBYWATELI ANGEL GROVE!
TO JEST HART DUCHA! TO JEST SZLACHETNOŚĆ I ODWAGA GODNA POWER RANGERS! A CI
TUTAJ? CI TUTAJ TO NIE SĄ POWER RANGERS – TO ZGRAJA NIESZCZĘSNYCH IDIOTÓW,
KTÓRYM JAKIŚ NIEODPOWIEDZIALNY KRETYN DAŁ DO RĘKI MORPHERY!
Wdech,
wydech, Caps Lock Misiael mode off. Tak więc Ronny powraca do kariery
kierowczyni wyścigowej, Rose na uniwersytet, Dax na plan zdjęciowy, a Will jako
najemny konsultant do spraw bezpieczeństwa, który testuje zabezpieczenia
banków. No, przynajmniej on znalazł
sobie jakieś pożyteczne zajęcie. Mack został z ojcem, a Tyzonn… łazi po jakichś
łąkach. Tymczasem Adam pomaga Hartfordowi naprawić zniszczone morphery. W tym
celu zabiera ekipę Retro Rangers do Angel Grove (nie podniecajcie się, widzimy
tylko wnętrze jakiegoś składziku, który podobno znajduje się w tym mieście),
gdzie następuje najfajniejsza scena w odcinku, a i pewnie w serialu. Otóż
Wojownicy walczą z podwładnymi Fluriousa korzystając tylko ze swoich
umiejętności bojowych i mocy cywilnych. Scena jest fajna, szybka, dynamiczna,
bardzo dobrze nakręcona, z muzyką z czołówek z poprzednich sezonów. I kończy się fajnym tekstem Adama, który
mówi, że może i robi to po staremu (w sensie, że nie ma żadnych mocy
cywilnych), ale wciąż daje radę. Otóż ta kwestia ma swoje drugie dno – jako
jedyny z retrosów Johnny Young Bosch (aktor wcielający się w Adama) nie
korzystał w tej scenie z dublerów podczas bardziej złożonych choreograficznie
ujęć.
Adam odnajduje Alphę… co on robi zamknięty w skrzyni gdzieś
w Angel Grove? Cholera wie. Jak on się w ogóle znalazł na Ziemi, skoro ostatni
raz widzieliśmy go na Mirinoi pod koniec Power
Rangers Lost Galaxy? Mięśniak przemycił go w walizce, gdy wracał na Ziemię,
by pojawić się w Forever Red? Pojęcia
nie mam. Ale dajmy już spokój temu kopaniu leżącego i dociągnijmy do końca.
Otóż Mack dowiaduje się od Sentinel Knighta o mieczu, którego poszukuje Thrax.
Miecz ów, o nazwie Excelsior, zostaje przez Macka odnaleziony (przy asyście
pozostałych Overdrive Rangers, którzy dołączyli do niego po pewnym czasie) i
wspólnymi siłami wyciągnięty przez bohaterów z rąk posągu bogini, która go
dzierżyła. Mack używa miecza, by pokonać wielkiego potwora, z którym walczą
Retro Rangers. Co robi Mack? Będąc w formie cywilnej, nie mając żadnych mocy
(poza GMO powers) wyskakuje dwadzieścia metrów w górę i rozwala mieczem potężne
monstrum.
Mogę już? To jest BEZ SENSU! W dotychczasowej historii Power Rangers tylko kilka razy zdarzyło
się, żeby Wojownik bez zorda pokonał powiększonego potwora. I nigdy nikomu nie
udało się to bez transformacji. Jasne, Mack miał ten fikuśny mieczyk, ale i tak
to jest kompletnie pozbawione sensu. Skoro CAŁY CZAS był takim kozakiem, że
samodzielnie rozwala wielkie monstra, to czemu w ogóle kłopotał się utratą
mocy? Och, ależ to dzięki mieczowi – powiedzą niektórzy z was. No dobra,
załóżmy że tak jest w istocie. Ale czemu w takim razie Mack nie używa tego
sposobu w kolejnych epizodach? Po co im zordy, jak mają takiego Excelsiora?
Ych… Dobra, to już prawie koniec. W telegraficznym skrócie
zatem – Sentinel Knight łączy się z mieczem i dzięki temu zostaje uwolniony
(nie dowiadujemy są skąd został uwolniony ani kto go uwięził), Alpha naprawia
sieć morphowania i jedenastka Wojowników walczy z Thraxem i jego sojuszem. Po
całkiem fajnej i widowiskowej potyczce Thrax ginie, sojusz się sypie, retrosi
wracają do swoich poprzednich zajęć, a Overdrive Rangers do szukania kolejnych
klejnotów. Nie napiszę o tym epizodzie już ani słowa więcej, tak mnie
poirytował.
Kolejnym odcinkiem jest One
Fine Day, w którym bohaterowie wybierają się na piknik, a Tyzonn stalkuje
Rose, co jest ekstremalnie creepy i
dopiero pod koniec odcinka oboje odbywają rozmowę, która nieźle pokazuje ich
relacje. To był całkiem niezły odcinek, muszę przyznać. Kolejny epizod to
dwuodcinkowy Ronny on Empty, w którym
Ronny zostaje porwana i Fearcats wysysają z niej energię. Wojownicy reagują
prawidłowo – chcą ruszyć jej na ratunek. Tym razem to Hartfordowi odbija – mówi
coś w stylu „Ronny jest doświadczona, poradzi sobie, wy lećcie po kolejnego
MacGuffina do Egiptu”. Panie Hartford, pan jest dupkiem i NAJGORSZYM MENTOREM W
HISTORII POWER RANGRS. Co gorsza, tylko Will wyłamał się i ruszył na ratunek
Ronny, reszta posłusznie wsiadła w samolot i poleciała na pustynię. Ostatecznie
Ronny została uwolniona i Wojownicy zdobyli kolejny kryształ, ale niesmak
pozostał.
Kolejny odcinek zasługuje na uwagę – i oddzielny akapit – z
powodu swoich reperkusji. W Things Not
Said Kamdor i Miratrix wpuszczają wirusa do centrum dowodzenia Overdrive
Rangers. To sprawia, że na jaw wychodzi wstrząsający fakt – Mack nie jest
człowiekiem, tylko androidem, którego Hartford wybudował, by zaspokoić swoją
potrzebę posiadania syna. Wow. To jest dobry wątek! I na dodatek doskonale
poprowadzony – scena, w której Mack pierwszy raz rozmawia o tym z ojcem jest
bardzo dobrze napisana, bardzo dobrze zagrana i bardzo naturalna. Mack zadaje
sobie pytania o własną tożsamość, egzystencję, dostajemy coś na kształt motywu
Frankensteina i jego monstrum (ale w złagodzonej i zdekonstruowanej formie) i
jest to po prostu bardzo dobre! Takie rzeczy chcę oglądać w Power Rangers, a
nie tandetne kalishplozje! I to nie jest tak, że ten twist scenarzyści
wyciągnęli nagle z nie powiem jakiego miejsca – w rozmowach Hartforda i
Spencera mogliśmy zaobserwować, że uważają Macka za kogoś szczególnego, że
martwią się o niego i niekiedy nawiązują do jego wyjątkowości. Gdyby każda z rzeczy w Power Rangers Operation
Overdrive była tak dobrze zrealizowana jak ten wątek, mielibyśmy jeden z
najlepszych sezonów w historii serialu. W Red
Ranger Unplugged Mack zaczyna szukać własnej tożsamości i zadawać pytania o
androidy i elektryczne owce. I dostaje tryb bojowy – zbroję zrobioną z Sentinel
Knighta. Z twarzą Sentinel Knighta na piersi Czerwonego Wojownika. Mówiącą
twarzą. Ekstremalnie upiorny widok.
Kolejnym epizodem jest dwuczęściowy Home and Away, w którym wyraźnie widać, że – chwała Zordonowi! – to
już ostatnia prosta. Bo co my tu mamy? Zniszczenie Fearcats, to raz. Tyzonn
dowiaduje się, że jego dziewczyna (o której wspominał kilka epizodów temu) żyje
i jest gdzieś na Ziemi, najpewniej we władzy którejś z frakcji wrażych sił, to
dwa. Ponadto możemy zaobserwować zmianę dynamiki stosunków Macka z ojcem, do
którego chłopak przestał mówić „tato”, a zaczął „panie Hartford”. W dodatku
Czerwony zrobił się znacznie bardziej cyniczny. Naprawdę podoba mi się ten
wątek i szkoda, że scenarzyści wprowadzili go dopiero pod sam koniec. Kolejny
odcinek, Way Back When, to clipshow i
to jeden tych bardziej uciążliwych, bo oryginalnego materiału jest jak na
lekarstwo. Choć trzeba przyznać, że dzieją się w nim ważne rzeczy – bohaterowie
dowiadują się, gdzie mogą zdobyć ostatni kryształ. W kolejnym odcinku, Two Fallen Foes, wyruszają do Grecji
przeprowadzić stosowny rytuał, ale zostają zaatakowani przez Kamdora i
Miratrix. Tymczasem Norg wykrada klejnot od Kamdora i oddaje Fluoriusowi. Miratrix
trafia do kryształu, w którym na początku serii uwięziony był Kamdor, Kamdor
natomiast ginie z rąk Power Rangers.
I tak dochodzimy do dwóch ostatnich epizodów. No to
jedziemy. W Nothing to Lose bohaterowie
lecą do Japonii zdobyć kolejnego MacGuffina. Tam ścierają się z Moltorem i po
długiej, zajmującej pół odcinka i ekstremalnie nudnej (kalishplozje) walce
zdobywają artefakt, który pomoże im wydobyć z egipskiego sarkofagu ostatni
klejnot. Mackowi uderzyła do głowy kwestia swojej nieśmiertelności – w pojedynkę
wyrusza do siedziby Moltora, by ukraść mu koronę. Zamiast zakraść się, chwycić
koronę i wiać, ile sił w nogach Mack wyzywa Moltora do walki. Walka jest
okropnie nakręcona – dzieje się we wnętrzu wulkanu, a obaj walczący mają
czerwone kostiumy, więc paskudnie zlewają się z tłem. Nie pomagają też trzęsąca
się kamera i gęste obłoki pary (oraz skopane oświetlenie). Ech, i pomyśleć, że
jeszcze kilka sezonów temu Power Rangers był
mistrzem w dynamicznym ukazywaniu scen walk…
Pozostali ruszają na pomoc Mackowi i dosłownie zawalają
Moltorowi na głowę jego wulkaniczną siedzibę. Moltor zwiewa i z podkulonym
ogonem zwraca się do Fluriousa, oddając mu koronę i Vellę, dziewczynę Tyzonna.
Flurious zmienia brata w lodową rzeźbę i zabiera Vellę oraz koronę. Hartford
wysyła drużynę po ostatni klejnot i obsuwa Macka za narażanie się na
niebezpieczeństwo. Mack oświadcza, że nie dba o swoje życie, ponieważ nie jest
człowiekiem i tak naprawdę nie żyje. Overdrive Rangers w sarkofagu znajdują nie
klejnot, tylko jakąś starą monetę. Hartford wydaje się jednak zachwycony ich
odkryciem. Okazuje się, że moneta pasuje do sarkofagu z mumią, który pozyskał
wiele lat temu. Po włożeniu monety w pasujące miejsce mumia zaczyna się
poruszać.
Kolejny odcinek, finałowy Crown and Punishment, jest bezpośrednią kontynuacją poprzedniego.
Mumia wręcz Wojownikom ostatni kryształ i znika. Na miejscu pojawia się Flurious
i jego podwładni. Po bardzo fajnej cywilnej walce, w czasie której posiadłość
zostaje doszczętnie zdemolowana, Flurious grozi Mackowi śmiercią, więc
pozostali – mimo protestów Czerwonego Rangera – oddają klejnoty Fluriousowi.
Norg broni Vellę przed podwładnymi Fluriousa, który kazał uśmiercić
niepotrzebną mu już do niczego Merkuriankę. Wojownicy zbierają się do kupy –
Mack nawet pojednał się z ojcem – i ruszają do ostatecznej walki z Flouriusem.
Złoczyńca dopakowany mocą korony zamraża całą okolicę i Wojowników w trakcie
morphowania, ale energia tego procesu rozgrzewa ich na tyle, by mogli go
dokończyć i uwodnić się z lodowej pułapki. Walka jest beznadziejna – Flurious jednym
ciosem rozwala megazorda w jego najsilniejszej formie i demorphuje Wojowników.
Mack stawia wszystko na jedną kartę i rusza na Fluriousa, zaś pozostali zajmują
się obstawą. Flurious zostaje pokonany, miasto rozmrożone. Mack ginie, bo w trakcie
walki przepalają mu się wszystkie obwody i zostaje nieodwracalnie uszkodzony.
Szczęściem, na miejscu pojawia się Sentinel Knight, który odzyskał swoją
prawdziwą postać i za pomocą korny nie tylko przywraca Macka do funkcjonowania,
ale też zmienia go w prawdziwego człowieka.
Ech… Wiecie, co tak bardzo podobało mi się w wątku Macka? Że
po uświadomieniu sobie, że jest androidem, musiał oswoić się ze swoją innością
i się z nią pogodzić. To była piękna lekcja dla dzieciaków oglądających serial –
nieważne, że jesteś inny, wciąż możesz być dobry i kochany przez bliskich.
Niestety, Power Rangers Operation
Overdrive, będąc fatalnym sezonem, musiał, po prostu MUSIAŁ skopać ten
wątek. Jak teraz wygląda morał? Jeśli jesteś inny, to bądź grzeczny i pewnego
dnia przyjdzie do ciebie dobra wróżka i sprawi, że będziesz taki, jak wszyscy. Ale
kończmy już to. Norg przyprowadza Vellę do posiadłości… rany, ta dziewczyna istniała
tylko jako damsela w distresie… dzięki czemu może się ona połączyć z Tyzonnem.
Pozostali rozchodzą się każde w swoją stronę, a Mack wraz z ojcem poświęcają
się archeologii ekstremalnej. I wszystko kończy się szczęśliwie.
Jaki był Power Rangers Operation Overdrive? KOSZMARNY! Myślałby kto, że
ożenienie Power Rangers z konwencją typową dla Kina Nowej Przygody będzie
strzałem w dziesiątkę. Nie wykluczam, że gdyby było to przeprowadzone w sposób
odpowiedni, mielibyśmy fajny, lekki i przyjemny sezon. A co dostaliśmy?
Dostaliśmy fabułę, która sprowadza się do odzyskiwania kolejnych nic
nieznaczących artefaktów i zastanawiania się, co się stało z tymi pourywanymi, niedorobionymi wątkami (Sentinel Knight, Vella). Dostaliśmy bohaterów, których nie sposób polubić
(DAX! TYZONN!) albo takich, których potencjał został zmarnowany (cała reszta).
Dostaliśmy złoczyńców, którzy są nudni – było ich po prostu za dużo. Zgadzam
się, że wprowadzenie kilku frakcji sił zła mogłoby być interesującym pomysłem,
ale przez to że jest ich tak wiele żadna z nich nie dostaje jakiegoś
pogłębienia czy ciekawej motywacji. W ogóle jedyną postacią, której losy
śledziłem w tym sezonie z ciekawością był Spencer – drugoplanowa postać lokaja.
Miał on w sobie więcej charyzmy, charakteru i poczucia humoru, niż wszyscy
pozostali razem wzięci. Jasne, po twiście fabularnym związanym z Mackiem stał
się on interesującą postacią… ale to była nie tyle zasługa jego charakteru, co
rzeczy, która mu się przytrafiła.
Ale dość już o tym. Po wyemitowaniu tego sezonu oglądalność Power Rangers zaczęła lecieć na łeb, na
szyję tak bardzo, że Disney zdecydował się zakończyć eksperyment zwany „Power
Rangers”. Mimo to jednak, wskutek próśb i nacisków ze strony Jetix Europe oraz
Bandai i Toei oficjele postanowili nakręcić i wyemitować kolejny sezon, choć
już bez żadnych zapatrywań na przyszłość. Sezonem tym jest Power Rangers Jungle Fury i to o nim porozmawiamy sobie następnym razem.
Przynajmniej mogę mieć słodką pewność, że nie będzie słabszy od Power Rangers Operation Overdrive. Bo
przecież nie może być nic gorszego od
tego sezonu, prawda?
…prawda?
A kto jest nielubiany w środowisku Power Rangers
OdpowiedzUsuń