sobota, 12 listopada 2016

Raz, dwa, trzy, Wielki Brat patrzy!

fragment grafiki autorstwa Angela Alonso, całość tutaj.

Na Orwella po raz pierwszy natknąłem się kilka miesięcy temu, gdy przeglądałem nowinki ze świata niezależnych gier video i w oczy rzucił mi się minimalistyczny, błyskotliwy trailer opowiadający o demokratycznym kraju zwanym Nacją, który niską przestępczość i brak niepokojów społecznych zawdzięcza, nazwijmy to, bardzo liberalnemu podejściu do kwestii prywatności swoich obywateli. Mówiąc prosto z mostu – rząd Nacji udzielił stróżom porządku prawa do wglądu w poufną korespondencję każdej mieszkającej w tym kraju osoby bez przeciągającej się w nieskończoność biurokracji i mozolnego dochodzenia, czy tego typu środki są aby na pewno konieczne. Wszystko po to, by zapewnić bezpieczeństwo ludziom, oczywiście. Zwiastun gry kończył się bardzo perfidnym zwrotem akcji, który z miejsca mnie zachwycił i utwierdził w przekonaniu, że twórcy gry bynajmniej nie potraktują tematu inwigilacji w sposób miałki i bezrefleksyjny. 

Orwella miałem w planach zakupić już po premierze, więc tym bardziej ucieszył mnie fakt, że pierwszy epizod gry udostępniony został nieodpłatnie, w formie wersji demonstracyjnej – kolejne odcinki będą natomiast ukazywać się cotygodniowo. To kolejne przyjemne zaskoczenie, przywykliśmy bowiem, że gry wydawane epizodycznie są na ogół strasznie rozwleczone w czasie i czekanie czasami nawet pół roku na kolejną część jest raczej regułą, niż wyjątkiem. W chwili, w której piszę tę notką mam już za sobą drugi epizod – możecie się więc domyślać, że gra przekonała mnie do zawarcia z nią dłuższej znajomości. Naprawdę, gorąco zachęcam do pobrania premierowego odcinka i zapoznania się z nim najlepiej jeszcze przed przeczytaniem tej notki. Nie będę w niej spoilerował, ale naprawdę warto zaznajomić się z tą grą samodzielnie – jeśli oczywiście lubi się produkcje narracyjne, w których elementy rozgrywkowe są zaledwie szczątkowe, a główną atrakcją jest czytanie. 

Orwell jest produkcją bardzo kameralną i zwartą fabularnie. Po obejrzeniu zwiastuna podejrzewałem, że gra polegać będzie na podglądaniu postronnych przez kamery i samodzielnym wyłapywaniu podejrzanych, których potem będzie się inwigilować w czasie rzeczywistym. Tymczasem sprawa ma się inaczej – gracz pracuje nad jedną, bardzo konkretną sprawą, którą jest atak terrorystyczny w samym sercu Nacji. Jedną z podejrzanych jest Cassandra Watergate, młoda artystka i działaczka społeczna wizualnie przypominająca nieco Annę Dryjańską z niebieskimi włosami (to głupie skojarzenie towarzyszyło mi przez całą rozgrywkę i czyniło ją, no cóż, indywidualnie głębszą – tak to chyba należy określić), którą kamery monitoringu miejskiego namierzyły na miejscu zdarzenia tuż przed wybuchem. Gracz wciela się w jednego z researcherów pracujących dla rządu, którego zadaniem jest wyłapanie wszelkich kluczowych informacji o wskazanej osobie. Przez większość czasu korzystamy w tym celu z informacji, do których dostęp jest całkowicie, bezwarunkowo publiczny – konta w mediach społecznościowych Cassandry, portale internetowe, blog, komentarze jej znajomych, strona internetowa firmy należącej do jej rodziców… to aż niepokojące, jak wiele można się dowiedzieć zbierając strzępy informacji z całkowicie publicznych źródeł i na tej podstawie stworzyć jakiejś osobie „teczkę”. Dodatkowo mamy również wgląd w prywatny komunikator internetowy panny Watergate, dzięki czemu możemy śledzić jej prywatne rozmowy i wyławiać stamtąd kolejne elementy układanki. 

W czym pomaga nam tytułowy Orwell, czyli opracowany przez programistów Nacji system kojarzenia i archiwizowania danych – gdy tylko sztuczna inteligencja oprogramowania wyłapie jakąś potencjalnie istotną informację, zakreśli ją dla gracza na niebiesko. Naszym zadaniem jest odsianie rzeczy w oczywisty sposób nieprawdziwych albo pozbawionych znaczenia dla sprawy, co już samo w sobie stanowi pewien problem. Orwell jest bowiem bardzo inteligentny w tym sensie, że sprawnie wyłapuje wszelkie budzące podejrzenia rzeczy… ale, jak każdy program internetowy, jest bardzo głupi, kiedy przychodzi do ich interpretacji. Do tego potrzebny mu jest człowiek, który rozpozna czy jakaś groźba nie jest tylko towarzyskim żartem, wiadomość zwykłą pomyłką, a podejrzana rozmowa – przekomarzaniem kochanków. Tyle tylko, że w niektórych sytuacjach pojawiają się niuanse trudne do jednoznacznej interpretacji nawet przez mózg ludzki – trzeba zdać się na intuicję, czytać między wierszami, starać się zdobyć na obiektywność, co jest wybitnie trudne, bo przecież zaglądamy ludziom w ich prywatne życia, oceniamy ich zachowanie przez pryzmat wszystkich tych rzeczy, których się od nich dowiadujemy. To, że prywatnie uznaję kogoś za dupka jeszcze nie znaczy, że jest on zamachowcem, nawet jeśli wiele poszlak zdaje się na to wskazywać. Dlatego gracz musi ostrożnie wybierać dane, które umieści w systemie. 

Cały czas piszę „gracz”, „ja”, ponieważ główny bohater – składający się jedynie z samodzielnie wymyślonego imienia oraz awatara wybranego z bardzo niewielkiej puli – jest absolutnie przejrzysty, zaś Orwell robi wszystko, by skrócić dystans pomiędzy osobą grającą, a toczącymi się na monitorze wydarzeniami. To mocno oddziałuje na wyobraźnię i zwiększa realizm gry, bo gdy siedzę przy laptopie z kubkiem herbaty z miodem i czytam prasowe doniesienia o zamachu próbując rozgryźć, kto jest winowajcą, jestem dokładnie w takiej samej sytuacji, jak postać, w którą się wcielam. Immersja jest tu totalna – w pewnym momencie zawieszenie niewiary zaszło tak daleko, że niemal zapomniałem, iż śledzę nie prawdziwych ludzi, tylko automatycznie generowane przez grę komunikaty, zaś w momentach większego napięcia (na przykład śledząc „na żywo” czat dwojga podejrzanych, w którym lawirują oni wokół kluczowego tematu) siedziałem jak na szpilkach. 

Wspomniałem, że gra próbuje być zarazem komentarzem społecznym – i wychodzi jej to całkiem nieźle, choć czasami sposób, w jaki to sygnalizuje jest dość toporny. Sam tytuł gry nie pozostawia wątpliwości co do jej tematyki, a to dopiero początek. Tytuły poszczególnych odcinków bardzo otwarcie nawiązują do Roku 1984, nazwisko Cassandry (wiadomo) oraz wiele nazw własnych z gry – czasami stężenie mało subtelnych nawiązań do rzeczywistości osiąga stężenie niemal parodystyczne, co trochę zaburza i spłaszcza samą wymowę Orwella. Nie jest to jednak jakiś potężny problem – podejrzewam, że ludzie, którzy nie czytali Roku 1984 nawet nie zwrócą na to uwagi. Podoba mi się fakt, że – mimo powyższego – gra unika jednoznacznych analogii bieżącymi wydarzeniami na świecie. Jasne, pojawiają się ataki terrorystyczne, niestabilna sytuacja ekonomiczno-społeczna sąsiedniego państwa, radykalizacja środowisk studenckich i kilka innych motywów znanych z pierwszych stron gazet, ale wszystko jest odpowiednio stonowane i skomponowane w taki sposób, by uciekać od prostych porównań i jeszcze prostszych odpowiedzi. 

Poza tym, Orwell nie bombarduje graczy morałami o subtelności kreskówkowego kowadła, a stara się realistycznie niuansować sytuację – naruszanie prywatności zwykłych obywateli może pomóc w walce z terrorem i na przykład umożliwić udaremnienie zamachu… ale to miecz o obosiecznym ostrzu i czasami może to poskutkować czyimś życiem rujnowanym tylko dlatego, że podejrzenie padło na niewłaściwą osobę. Twórcy niczego nie mówią wprost ani nie narzucają jedynego słusznego morału – pytania o granice prywatności i sens powszechnej inwigilacji wyłaniają się z gry w trakcie jej trwania. A odpowiedzi? Te, póki co, zależą od przemyśleń i interpretacji każdego gracza i mam nadzieję, że tak już zostanie. Czasami – jak choćby w przypadku gry Bioshock: Infinite czy filmu Captain America: Winter Soldier – krytykuję niektóre teksty kultury za to, że najpierw pozorują jakiś zawarty w fabule komunikat do odbiorców, a pod koniec uciekają w symetryzm rozwadniając przekaz. Orwell, choć nie narzuca (póki co?) jedynej słusznej interpretacji, nie twierdzi też, że „prawda leży pośrodku” – zamiast tego demonstruje, jak skomplikowana, pełna niuansów i dwuznaczności jest to sprawa. 

Czy zatem zainwestować w całość? Według mnie zdecydowanie tak – w tym konkretnym przypadku znajdujemy się w o tyle komfortowej sytuacji, że pierwszy odcinek możemy legalnie i za darmo pobrać ze Steama i samodzielnie ocenić, na ile odpowiada nam formuła gry. Twórcy podzielili Orwella na pięć odcinków, na podstawie długości dwóch pierwszych szacuję, że całość zajmie około 4-6 godzin realnej zabawy. Niby niewiele, ale trudno wyobrazić sobie, by tego typu gra była jakoś znacząco dłuższa bez nużenia odbiorców. Ciężko w ogóle nazywać Orwella grą – to raczej coś w stylu interaktywnego, multimedialnego opowiadania w odcinkach. Mnie to absolutnie nie przeszkadza, ale rozumiem, że nie każdemu może to odpowiadać. Mogę jedynie zapewnić, że Orwell to pierwsza od bardzo dawna gra, co do której nie żałuję, że wydałem na nią pieniądze.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...