piątek, 18 lipca 2014

Słuchowisko groszowe

fragment grafiki autorstwa Kena Meyera Jra, całość tutaj.

Wsiąkłem. Słuchowiska o Ósmym Doctorze sprawiły, że na dobre zainteresowałem się tym medium i postanowiłem dać szansę innym produkcjom ze stajni Big Finish. Problem – bo zawsze musi być jakiś problem – polegał na tym, że BF specjalizuje się w słuchowiskach tworzonych na licencjach różnych mniej lub bardziej popularnych franszyz. Studio produkcyjne Nicholasa Briggsa tworzy zatem dzieła rozwijające uniwersa takich znanych i lubianych marek jak Doctor Who, StarGate, Blake’s 7 czy Dark Shadows i ma w swojej ofercie bardzo niewiele słuchowisk opartych na oryginalnym pomyśle. Z jednej strony jest to zaleta – ponieważ, będąc fanką Doctor Who i fanem StarGate mogę sięgnąć po naprawdę znakomite słuchowiska, których akcja toczy się w moich ukochanych uniwersach. Dodatkową atrakcją jest fakt zaangażowania w produkcje oryginalnej obsady, więc Daniel Jackson mówi do mnie głosem Michaela Shanksa, Ósmy Doctor – głosem Paula McGanna i tak dalej. To jest super. Z drugiej jednak strony… z drugiej strony fakt, że większość rzeczy od BF osadzona jest w totalnie nieznanych mi settingach zniechęca mnie do zagłębiania się w te produkcje. Nawet mimo zapewnień, że są one przyjazne niezorientowanym słuchaczom – jakoś nie umiem się nimi cieszyć. Bez uprzedniego emocjonalnego zakotwiczenia w danym uniwersum, fabule, postaciach niechętnie sięgam po podobne rzeczy. Zresztą, nikt nie ukrywa, że słuchowiska od Big Finish to pozycje przede wszystkim dla fanów, którzy obejrzeli już wszystko, a teraz szukają czegoś więcej.

W końcu udało mi się jednak znaleźć coś dla siebie. Wszystko zaczęło się od jednego odcinka serii Bernice Summerfield. Sama Bernice jest jedną z najważniejszych postaci whoniwersum i zdaję sobie sprawę, że najpewniej żadna czytająca te słowa fanka Doctor Who nigdy wcześniej o niej nie słyszała. Nie ma się czemu dziwić – choć Benny jest obecna w świecie DW od przeszło dwudziestu lat, jest bohaterką kilkuset słuchowisk, książek i komiksów spod znaku niebieskiej budki policyjnej oraz pierwszą w historii towarzyszką, która oficjalnie uprawiała seks z Doctorem – nigdy nie pojawiła się w żadyn odcinku telewizyjnej inkarnacji Doctor Who. A szkoda. Ale wróćmy do rzeczy – o Bernice Summerfield pewnie jeszcze kiedyś napiszę. W tym momencie interesuje nas słuchowisko zatytułowane Shades of Gray, w którym pojawiła się postać Doriana Graya. Początkowo Gray miał stać się powracającą postacią w BS, jednakże ostatecznie zdecydowano się  dać mu własną serię – rozgrywającą się poza uniwersum Doctor Who, jednak wykorzystując kreację i wyjściowy pomysł zawarty w Shades of Gray. Tak właśnie powstał The Confessions of Dorian Gray. Kanonicznej historii Doriana Graya nie muszę chyba nikomu przedstawiać – zaś scenarzyści Big Finish nie mieszają w mitologii tej postaci niemal w ogóle. Największą różnicą w stosunku do Portretu Doriana Graya jest „wyciągnięcie” głównego bohatera przez okno w czwartej ścianie. W TCoDG Dorian Gray jest egzystującą w naszym świecie, jak najbardziej realną postacią, zaś Oscar Wilde – jedynie jego kronikarzem. Zmienia się też oczywiście fakt samobójczej śmierci Graya – też, jak się okazuje, wymyślony przez Wilde’a. „Prawdziwy” Dorian ma się lepiej, niż dobrze – wciąż korzysta z dobrodziejstw nieśmiertelności. My zaś mamy dzięki temu okazję śledzić jego dzieje na przestrzeni całego XX wieku.

Przystępując do lektury serii The Confessions of Dorian Gray miałem w głowie (i w uszach) pewne nawyki odbiorcy słuchowisk przyzwyczajonego do Eighth Doctor Adventures – godzinnych fabuł prezentowanych na ogół bez linii narracyjnej, jedynie za pośrednictwem dialogów. Tymczasem TCoDG, jak sama nazwa wskazuje, są „wyznaniami” głównego bohatera – oprócz tradycyjnego opowiadania dialogiem mają również wstawki pierwszoosobowej narracji Doriana. Nie lubię tego typu zabiegów w słuchowiskach – zawsze mam wtedy wrażenie, że scenarzysta nie umie subtelnie przekazywać kontekstów za pomocą dialogów i dźwięków otoczenia. Tutaj jednak w końcu przekonałem się do tej konwencji. Z dwóch powodów. Po pierwsze – taka droga na skróty ma swoje uzasadnienie, jeśli weźmie się pod uwagę półgodzinny format serii. Każdy odcinek TCoDG liczy około trzydziestu minut i żeby zmieścić w tym czasie jakąś sensowną fabułę, potrzebne były pewne kompromisy. Zrozumiawszy to, przestałem narzekać na (w sumie całkiem nieźle napisane i klimatyczne) fragmenty narracyjne. Po drugie – Doriana Graya gra w tym słuchowisku Alexander Vlahos. A tego faceta mógłbym słuchać nawet gdyby czytał książkę telefoniczną. Nie ma co ukrywać, że Vlahos, alias Mordred z Merlina od BBC, jest najjaśniejszym punktem programu (co nie oznacza, że jedynym). Jego lekko chropowaty głos i ekspresyjna gra aktorska idealnie pasują do roli cynicznego, nieśmiertelnego nihilisty, wiecznego motyla bawiącego się życiem i obserwującego ze wzgardą przemijające dekady. Czasami jednak śmiertelność uderza w niego w najmniej oczekiwany sposób – i nagle robi się bardzo ponuro, zaś wiecznie młody Gray zaczyna budzić współczucie. Doriana Graya w interpretacji Alexandra Vlahosa zarazem nie sposób polubić, jak i trudno nie pokochać.  Samym głosem potrafi nadać swojej postaci niesamowitej głębi.

Prezentowane w ramach serii fabuły nie są może jakoś specjalnie wymyślne, ale potrafią zainteresować. Dorian bierze udział w I Wojnie Światowej, spotyka Sherlocka Holmesa, Oscara Wilde’a, ściera się z golemem, napotyka innego nieśmiertelnego… ogółem scenarzystom pomysłów nie brakuje. Chyba najbardziej interesujące są epizody rozwijające mitologię Doriana Graya – te dotyczące bezpośrednio jego nieśmiertelności, ceny, jaką przyszło mu za nią zapłacić i oczywiście legendarnego obrazu. Jak to w serialach bywa, są lepsze i gorsze odcinki, jednak nie zapadł mi w pamięci żaden szczególnie kretyński, więc można spokojnie stwierdzić, iż poziom jest równy i przyzwoity. Największym problemem jest tu chyba fakt, iż odcinki nie są tworzone w porządku chronologicznym. Ma to swoje dobre strony – scenarzyści mogą wymyślać różne rzeczy ad hoc i nie przejmować się ciągłością. Jeśli komuś wpadnie do głowy dobry pomysł odnośnie fabuły osadzonej w latach trzydziestych nie musi się martwić tym, że poprzedni epizod rozgrywał się w roku dwutysięcznym. Jednak ma to swoje wady – żeby uniknąć continuity errorów żaden odcinek nie może naruszać status quo, nie ma więc żadnych bardzo znaczących rezultatów rzutujących na oś czasu. Jasne, pojawiają się jakieś drobne odniesienia, ale poza tym nic. No, prawie nic – ostatni odcinek serii drugiej naprawdę zaskakuje swoim finałem. Aż ciekaw jestem, jak scenarzyści rozwiążą to w zapowiedzianej na listopad serii trzeciej.

Czyli tak – jak najbardziej warto dać szansę. Nie jest to absolutnie żaden cud świata, który zwali słuchacza z nóg i dorobi się rzeszy fanów. Ale… jeśli kogoś, tak jak mnie, rozczarował serial Penny Dreadful, a lubi podobne klimaty, to polecam. Dodatkowo, półgodzinny format sprawia, że słuchowisko jest bardzo przyjazne ludziom uzależnionym od komunikacji miejskiej. No i jest jeszcze Vlahos. Dla niego samego warto przynajmniej rzucić uchem na trailer.

1 komentarz :

  1. Pierwszy Blake's 7 Big Finish jest remakem, wiec raczej mozna go sluchac nie znajac samego serialu. Zapewne wplynie to pozytywnie na odbior sluchowiska, gdyz wiedzac, ze Ker Avon, to Paul Darrow, zaden inny aktor nie nadaje sie do tej roli.
    Co do czasu trwania opowiesci, to chce wyraznie powiedziec, ze 30 minut, to wystarczajaco duzo czasu. Wiele lat OTR doskonale to pokazuje. Zas danie narratora jest wyborem artystycznym, czasem pasujacym do opowiesci (afair Rocky Fortune duzo mowil do sluchaczy).

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...