fragment okładki, całość tutaj. |
The Secret jest
drugim tomem, którego narratorką jest Cassie,
pięta achillesowa głównej obsady całego cyklu. To nie jest tak, że ja nie lubię
Cassie – bardzo podobają mi się wyjściowe założenia dziewczyny z farmy, która
pomoc biednym zwierzakom i ogólnie Naturze (tej przez wielkie N) przedkłada nad
doczesne przyjemności życia. Cicha, spokojna, empatyczna Cassie, której
motywacją do walki z Yeerkami jest chęć ochrony naturalnego piękna planety
Ziemi przed dewastacją, jaka czeka ją po podbiciu przez kosmitów – co
widzieliśmy w jednym z poprzednich tomów – nie jest złym archetypem. Diabeł tkwi jednak w
tym, że dziewczyna zwyczajnie miała bardzo mało miejsca na ekspozycję swojego
charakteru, przez co po ośmiu tomach jej postać nadal wydaje się ledwie
naszkicowana. Trochę trudno się dziwić, bo pomiędzy kryzys tożsamości Tobiasa, troskę Jake’a o brata i angst Marca,
którego matka jest nosicielką najważniejszego Yeerka w tej części galaktyki
trudno wcisnąć zwyczajne na ogół życie zwyczajnej dziewczyny. Cassie, jako
jedyna bohaterka w gronie Animorphów, funkcjonuje w pełnej, szczęśliwej rodzinie
bez żadnego impostora udającego brata czy matkę. Tyle, że nawet w poprzednim tomie, którego narratorką była Cassie, nie miała zbyt wiele do pokazania, bo
powieść w dużej mierze poświęcona była przedstawieniu Axa.
Powieść rozpoczyna się zwyczajową inwokacją streszczającą, o
co w całym tym bałaganie chodzi. Miło, że autorka dba o czytelników „z
doskoku”, sięgających po któryś ze środkowych tomów bez znajomości poprzednich,
ale stałego czytelnika może trochę irytować takie monotonne klepanie właściwie
tej samej mantry na początku każdej części sagi. W każdym razie – co też jest
nieformalną tradycją serii – właściwa opowieść rozpoczyna się sceną, w której
jedno z dzieciaków używa swoich mocy, na ogół dla zabawy lub ułatwienia sobie
codziennych czynności. Rachel i Cassie zostają w szkole po godzinach, by uporać
się ze szkolnym projektem, którym jest zmuszenie szczura (imieniem Courtney.
Hmm… nie spodziewałem się, że Cassie słucha grunge’u) do przejścia przez
labirynt w poszukiwaniu pożywienia. Widząc bezskuteczność swoich działań,
dziewczyny same zmieniają się w szczury, by dowiedzieć się, czemu ten głupi
gryzoń nie chce dorwać się do orzeszków czekających po drugiej stronie
labiryntu (biorąc pod uwagę imię zwierzaka, trzeba było zamiast orzechów użyć kokainy…
no dobrze, to był ostatni żart na ten temat). Okazuje się, że zapach pożywienia
nie był wyczuwalny, ale nim bohaterkom udało się skorygować ten błąd, na
miejscu zjawiło się dwóch szkolnych osiłków, którzy zaatakowali zmienione w
szczury Cassie i Rachel. Dziewczyny uporały się z nimi w iście freudowskim
stylu – wspinając się po nogach w nogawkach i gryząc. Ała.
Fabuła opiera się na jednym z motywów przewodnich serii
przypisanych Cassie – obronie środowiska naturalnego przed dewastacją. Głównym
problemem, z jakim zmagają się bohaterowie w The Secret jest wycinka pobliskiego lasu, prowadzona z woli
Yeerków, którzy chcą w ten sposób odciąć andalickich rebeliantów (za których biorą Animorphów) od ekosystemu koniecznego do ich funkcjonowania. Plan jest
dosyć sprytny – Andalici są stworzeniami leśnymi i jedynym sposobem
funkcjonowania na Ziemi jest dla nich ukrywanie się w pobliskich lasach.
Yeerkowie nie przewidzieli, że ktoś poza Andalitami może dysponować mocą
animorphii, więc wysnuwają logiczny wniosek, że walczą właśnie z grupą
andalickich partyzantów, nie zaś ziemskimi nastolatkami. Poniekąd jest to nawet prawda –
Ax żyje na łonie natury, Tobias także – więc Animorphy muszą coś z tym zrobić.
Cassie ma dodatkowy motyw w postaci swoich proekologicznych inklinacji. Interesującym faktem jest to, że pozostali członkowie drużyny, głównie Marco (That wasn't to save Bambi, all right?), ale też Jake, traktują motywację Cassie jako coś lekko ekstrawaganckiego i nie do końca istotnego. Tworzą się więc delikatne tarcia i animozje w szeregach Animorphów. Trochę rozumiem Cassie – proekologiczność jest powszechnie traktowana nieco jak feminizm, czyli szczytna idea doprowadzona do absurdu krzywdzącymi stereotypami. Bezkonfliktowy charakter bohaterki połączony jest z dość niekonwencjonalnym podejściem do kwestii ekologicznych i czasem doprowadza to do drobnych złośliwości pod adresem Cassie (przoduje w tym oczywiście Marco), które ona odczuwa dosyć mocno.
Podoba mi się sposób, w jaki Animorphy działają. To już nie
jest garstka przerażonych dzieciaków z pierwszych tomów cyklu. Po
wcześniejszych przygodach, dzieciaki nabrały wprawy w akcjach partyzanckich,
potrafią sprawnie współdziałać i koordynować swoje posunięcia, planując kilka
kroków do przodu i przewidując ewentualne trudności. Doskonale widać to w
scenie zwiadu, kiedy dzielą się na dwie grupy – naziemną, pod postacią wilków i
powietrzną, w morphach ptaków łownych. Dzięki temu obie ekipy mogły działać w
miarę niezależnie (wciąż pozostając w telepatycznym kontakcie), wymieniać się
informacjami i spostrzeżeniami oraz wzajemnie się ubezpieczając w razie
ewentualnej wpadki. Do tego postaci ptaków mają lepszy wzrok, niż wilki, które
z kolei celują w węchu i słuchu, więc takie zróżnicowanie ma dodatkowy pozytyw,
bo ogarnia pełne spektrum głównych zmysłów. Jakby tego było mało, trzymali w
odwodzie Axa, co okazało się zbawienne dla całej akcji. Poważnie, te dzieciaki
są mądrzejsze i rozważniejsze, niż większość postaci kultury popularnej. Co nie jest zresztą niczym trudnym.
Czy ten tom rozwija jakoś postać Cassie? Tak. Poznajemy jej
życie, pracę w lecznicy dla zwierząt, przyjaźń z Rachel, odwzajemnione uczucia
żywione wobec Jake’a, zapatrywania na różne kwestie. Fakt, że ta bohaterka była
słabo widoczna w poprzednich tomach jest usprawiedliwiony jej łagodnym, mało
autorytarnym charakterem – to nie jest po prostu tego typu postać, która pcha
się na świecznik. Ale to nie znaczy, że Cassie jest nieciekawa. Widać, że
zależy jej na zwierzętach na poziomie emocjonalnym – gdy do lecznicy jej
rodziców trafia samica skunksa, Cassie przyjmuje jej postać i rusza do lasu
zaopiekować się jej młodymi do czasu, aż ich prawdziwa matka nie wyzdrowieje.
Zwróciłem na to uwagę już wcześniej, przy tomie The Message – Cassie kocha zwierzęta miłością czysto ludzką, patrzy
na nie przez pryzmat swojego naiwnego, ale humanistycznego punktu widzenia.
Dlatego w czwartym tomie tak ochoczo ratowała wieloryba przed grupą rekinów i
dlatego tak bardzo przejęła się losem skazanych na śmierć głodową szczeniąt
skunksa. To ciekawy rys charakterologiczny – Cassie jest przez to bardzo ludzka
i budzi sympatię czytelnika.
Cassie napomyka o bardzo ciekawej rzeczy odnośnie Tobiasa.
Otóż emohawk, choć pogodził się ze swoim stanem, cały czas utrzymuje niektóre
swoje ludzkie nawyki. Dowiadujemy się, że od czasu do czasu przylatuje do
pokoju Rachel, by poczytać książki albo pooglądać telewizję. Mamy tu zatem
kolejną cegiełkę dorzuconą do ekspozycji stanu, w jakim znajduje się Tobias –
nie został on po prostu mówiącym myszołowem, ale nie jest też po prostu
człowiekiem w ciele ptaka (do czego pretendował w tomie trzecim). Jest czymś
pomiędzy – jego percepcja świata oscyluje pomiędzy ludzkim (czytanie książek,
oglądanie programów telewizyjnych), a zwierzęcym (polowania, mieszkanie w
lesie) punktem widzenia. Jest jedyną istotą w swoim rodzaju i musi odnaleźć
własny sposób na życie. Tobias jest chyba jednym z najciekawszych bohaterów w
literaturze młodzieżowej i bardzo fajnie, że autorka sukcesywnie rozwija i
pogłębia tę postać. Z drugiej strony, mamy jest to też świadectwo związku
Rachel i Tobiasa, o którym pisałem już w poprzednich notkach.
Z ciekawszych rzeczy – dzieciaki znowu próbują transformacji
w stworzenia działające za pośrednictwem świadomości kopca, choć po swoich
traumatycznych przeżyciach z morphami mrówek wielokrotnie podkreślali, że nigdy
więcej tego nie spróbują. Tym razem jednak konieczność (przedostanie się przez
tarczę energetyczną) zmusza ich do przemiany w termity, co było odrobinę mniej
obciążające psychicznie, niż mrówki. Ale tylko odrobinę. Najlepszym fragmentem
książki jest właśnie przebywanie w kopcu i rozpaczliwa walka o wydostanie się
spod kontroli dominującej świadomości królowej. Książka nabiera wtedy
horrorowego posmaku – okazuje się, że Natura to dość niestały sojusznik w walce
z Yeerkami, bo może służyć zarówno pomocą, jak i doprowadzić niemal do śmierci.
Uświadamiając sobie ten fakt i niszcząc całą kolonię termitów Cassie
wypracowała sobie osobistą traumę do szerokiego kompendium urazów psychicznych
Animorphów. W porównaniu z traumami Rachel i Tobiasa wypada to raczej blado,
ale… Wszystko zależy od wrażliwości danego bohatera. Cassie rewiduje część
swoich poglądów – przestaje postrzegać Naturę na tak idealistyczny sposób jak
dotychczas.
Cassie traktuje opiekę nad chwilowo osieroconymi
szczeniętami skunksa jako swego rodzaju terapię i zadośćuczynienie Naturze za
zniszczenie kolonii termitów. Znakomitym pomysłem było przedstawienie reakcji
Cassie na wieść o tym, że Tobias doskonale wie, gdzie znajduje się ich
legowisko – lęk, że jej przyjaciel mógł potraktować młode jako pożywienie.
Nagle, na moment Tobias-przyjaciel staje się Tobiasem-wrogiem. Ostatecznie
emohawk pomaga Cassie w ochronie szczeniąt, ale jej dysonans sporo mówi o samej
postaci. Podobnie jak to, że postępuje lekkomyślnie zasypiając w jamie, przez
co niemal przekracza limit dwóch godzin w morphie – gdyby nie interwencja
Tobiasa, najprawdopodobniej już na zawsze zostałaby samicą skunksa. W
emocjonalnej rozmowie z Jake’iem okazuje się, że jej naiwny idealizm był jej
potrzebny do zachowania właściwej optyki i mobilizacji do działania – w
przeciwnym wypadku zaczyna postrzegać Yeerków jako zwyczajnych drapieżników,
zaś ludzi jako ofiary, a cała sytuacja to zwyczajna w przyrodzie konfrontacja
drapieżcy z ofiarą. Nagle opieka nad szczeniętami staje się dla Cassie bardzo
ważna – pomaga jej bowiem odzyskać właściwą, ludzką perspektywę. Co więcej,
wciąga w to przedsięwzięcie pozostałych, co doprowadza do absurdalnej sytuacji,
w której Animorphy, zamiast walczyć z Yeerkami, na zmianę zmieniają się w
samicę skunksa i podejmują się opieki nad jej szczeniętami. W jakiś sposób
wszyscy zaczynają dzięki temu rozumieć Cassie i jej pragnienie ochrony
środowiska. Rozumieją też, że choć walczą o przyszłość całej planety, to tak
naprawdę walczą o jednostki – starszego brata Jake’a, matkę Marca… albo czwórkę
szczeniąt skunksa, którym Marco nadał imiona członków zespołu Ramones. Kiedy
walczy się o wielkie sprawy, łatwo zapomnieć o tych małych. A to właśnie rzeczy
małe sprawiają, że jesteśmy ludźmi. Muszę przyznać, że bardzo podoba mi się to
przesłanie – jest niegłupie, pasuje do postaci Cassie i ukazuje nową,
interesującą perspektywę działania bohaterów.
Podoba mi się także sposób, w jaki bohaterowie usiłują
zabiec wycince drzew. Nie robią tego typowymi działaniami bojowymi, tylko
uniemożliwiają Yeerkom zdominować jednego z członków rady nadzorczej, którego
głos jest decydujący w kwestii podjęcia decyzji odnośnie wycinki. Dzięki temu
schematyzm po raz kolejny został złamany w ciekawy sposób – nie chodzi o prostą
bójkę, tylko bardziej subtelne, złożone działania. Choć ostatecznie i tak
dochodzi do bójki, która kończy się patową sytuacją. Impas przełamuje Cassie,
korzystając z prawdopodobnie pierwszego w historii literatury Skunksa Czechowa.
Nie zdradzę, jak dokładnie skończyła się ta historia, ale sam pomysł oscyluje
na samej granicy groteski i najprawdopodobniej nie spodoba się wszystkim. Mnie
się spodobał. Poza tym, całkiem nieźle pasował do złowieszczego przerysowania
Vissera Trzy.
Powiem tak – to był średni tom. Czytało się go przyjemnie, ale
bez rewelacji. Cassie nabrała charakterologicznych rumieńców i pociągnęła
nieco proekologiczne motywy sagi, ale wciąż nie należy do bardziej lubianych przeze
mnie postaci cyklu (czyli Tobiasa, Rachel i Marca). Nie dlatego, że coś jest z
nią nie tak. Podejrzewam, że są czytelnicy, dla których ta bohaterka jest
ulubioną. To jest właśnie siła Animorphs – ma tyle zróżnicowanych postaci, że
każdy czytelnik znajdzie kogoś, komu będzie kibicował i z kim będzie się
utożsamiał. Sama fabuła obyła się natomiast bez rewelacji, zaś finał może być
dla co poniektórych kontrowersyjny. To nie znaczy, że była jakaś koszmarna – po
prostu przyzwoita. Dosyć prosta, wziąwszy pod uwagę, na co stać autorkę, ale w
gruncie rzeczy przyjemna. Po lekturze nie czuję rozczarowania, co najwyżej
lekki niedosyt. Tym niemniej, lektura The
Secret była pozytywnym doświadczeniem.
Urwało Ci od zdania na końcu czwartego akapitu.
OdpowiedzUsuńHm, motyw z przemianą w skunksa wydaje mi się cokolwiek przekombinowany. Nie prościej byłoby wywęszyć małe, zapakować w karton i dostarczyć do lecznicy, aby tam się nimi zająć? Skunksy są dość łatwe w odchowie i zwracaniu naturze. Ale wtedy odpadłby motyw z Tobiasem (choć naginanie logiki dla wciśnięcia wątku w fabułę zawsze mnie boli).
W ogóle postać Cassie wydaje mi się tu trochę nienaturalna - serio, takie skrajne przestawienie optyki z "kocham każde stworzenie z osobna i najchętniej kazałabym wszystkim drapieżnikom jeść sałatę" na "jesteśmy ofiarami, więc dajmy się zeżreć"? Raz, że do układ Yeerki-ludzie pasowałaby mi raczej konkurencja niż drapieżnictwo (co i Cassie powinna dostrzec jako osoba interesująca się ekologią), dwa, że bardziej naturalne w tej sytuacji jest raczej zastosowanie optyki "my vs.oni". Trochę mi to wygląda na przekształcanie charakteru bohatera na potrzeby fabuły, bo tak. Choć z drugiej strony twierdzisz, że Cassie niespecjalnie miała charakter, więc...
@Urwało Ci od zdania na końcu czwartego akapitu.
UsuńDzięki za czujność, już poprawione.
@Nie prościej byłoby wywęszyć małe, zapakować w karton i dostarczyć do lecznicy, aby tam się nimi zająć?
Trudno byłoby wytłumaczyć, jak udało się je odnaleźć, a dzieciaki niebezpodstawnie świrują na punkcie konspiracji - co nie przeszkadza im w korzystaniu z mocy w ramach doraźnych potrzeb.
@W ogóle postać Cassie wydaje mi się tu trochę nienaturalna
Ja częściowo kupuję ten jej naiwny idealizm, bo mieści się w ramach charakteru postaci. Fakt, że refleksje Cassie są na ogół dosyć płytkie - autorka wyraźnie nie wie, co zrobić z tą postacią. A szkoda, bo dało się ją rozrysować znacznie lepiej. No nic, może z czasem będzie lepiej.
@Trudno byłoby wytłumaczyć, jak udało się je odnaleźć
UsuńMożnaby było ściemnić, że kolega podczas spaceru znalazł, bo się głodne darły. Ludzie znajdują młode, porzucone zwierzaki w lesie, więc takie tłumaczenie wcale nie byłoby mało wiarygodne.
W Cassie nawet nie tyle przeszkadza jej naiwny idealizm (bo to raczej w tym weku naturalne),ale jakaś taka nieudolnie tłumaczona bezrefleksyjność tego idealizmu. Cóż, może jak postać się rozwinie, sprawa się jakoś rozwiąże...