środa, 6 listopada 2013

Animorphs. 07 - The Stranger

fragment okładki, całość tutaj.

The Strangerbo taki właśnie tytuł nosi siódmy tom Animorphs – skupia się na postaci Rachel i rozwija motywy empatii, relacji w rodzinie czy szerzej, relacji międzyludzkich. To fajne, że każdy bohater ciągnie jakieś odmienne motywy - dla Rachel jest to właśnie międzyludzka empatia, dla Tobiasa - chęć pogodzenia się z własną odmiennością, dla Cassie - wątek proekologiczny i tak dalej. Ciekawie pogłębia to cały cykl i rozszerza spektrum dylematów poruszanych na jej gruncie. Poza tym, fabuła wprowadza nową, istotną postać do mitologii uniwersum i po raz kolejny w bardzo interesujący sposób łamie (no dobrze – nagina) sztampowy schemat pod tytułem „problem – dyskusja – infiltracja – eliminacja”, który można było odczuć w kilku poprzednich tomach cyklu.

W tym tomie Rachel staje przed niełatwym dylematem. Jak dowiedzieliśmy się w poprzedniej powieści dedykowanej tej bohaterce, rodzice Rachel jakiś czas temu się rozwiedli. W The Stranger ojciec dziewczyny dostaje lukratywny awans, który wiąże się z przeprowadzką do innego stanu. Dylemat Rachel polega na tym, że jej tata chce ją zabrać ze sobą. Dziewczyna z jednej strony rozdarta jest pomiędzy lojalnością wobec matki i sióstr, a ojcem, z którym utrzymuje kontakty znacznie słabsze, niżby tego chciała. Z drugiej strony, jeśli zdecyduje się na wyjazd z ojcem – który, dzięki swoim kontaktom, byłby w stanie pchnąć dziewczynę w stronę zawodowej akrobatyki – będzie musiała opuścić swoich przyjaciół i zrezygnować z walki z Yeerkami. To dosyć dużo jak na nastolatkę, nawet tak wyemancypowaną i niezależną jak Rachel. W związku z tym dostajemy porcję całkiem niegłupiej psychologii postaci, która pokazuje nam, iż brawura i ryzykanctwo jest dla Rachel tym, czym sztubackie dowcipkowanie dla Marca – barierą, za którą może schować się wrażliwa osobowość. Nie znaczy to oczywiście, iż jej silny charakter jest udawany – to jest po prostu jedna z jej cech charakteru, które stara się eksponować przed innymi, ale i przed samą sobą, by odsunąć od siebie złe myśli. Co do sytuacji życiowej Rachel – początkowo miałem wrażenie, iż służy ona autorce za konserwatywną krytykę rozwodów jako takich, ale okazało się, że to nazbyt pospiesznie wysnuty wniosek. Rodzice Rachel żyją ze sobą w zgodzie, nie kłócą się, nie starają się przeciągnąć dzieci na swoją stronę. Problemy Rachel są problemami dziecka żyjącego w rozbitej rodzinie, nawet jeśli oboje rodziców zachowują się wobec siebie bez zarzutu. Wielki plus dla autorki za ten wątek. widać, że Applegate po prostu czuje postać Rachel i potrafi wiarygodnie opisać jej rozterki – niekiedy infantylne i emocjonalne, ale przecież nastolatki takie właśnie są.

Co ciekawe – możemy zauważyć zacieśniającą się więź pomiędzy Marco i Tobiasem. Kilka tomów wcześniej ten drugi wspominał, że on i Marco raczej niespecjalnie za sobą przepadają – żadne tam animozje, po prostu mieli do siebie towarzyski dystans – a tutaj razem układają plany i przeprowadzają wspólne operacje. To z inicjatywy tej dwójki bohaterom udało się namierzyć kolejne wejście do podziemnego kompleksu Yeerków, znajdującego się pod miastem, w którym rozgrywa się akcja cyklu. Naprawdę fajnie, że autorka subtelnie rozwija i zacieśnia relacje pomiędzy bohaterami, którzy przed uzyskaniem mocy nie byli przyjaciółmi. Teraz są kimś więcej, niż tylko znajomymi ze szkoły – są żołnierzami walczącymi na wojnie. W dodatku wojnie, o której wiedzą tylko oni. Domyślam się, że coś takiego musi sprawiać, że się do siebie w jakiś sposób zbliżą.

Główny wątek fabularny obraca się wokół Ellimista – potężnego kosmicznego bytu, który ratuje głównych bohaterów przed Taxxonem w czasie ich kolejnej misji mającej na celu zniszczenie generatora promieni, jakimi co kilka dni muszą podładowywać się najeźdźcy. Ellimist proponuje bohaterom układ – może przenieść Animorphów, ich rodziny oraz pewną grupę ludzi i zwierząt na podobną do Ziemi planetę, by ocalić niektóre ziemskie gatunki przed beznadziejną walką z Yeerkami. Swoją ofertę uzasadnia umiłowaniem do wszelkiego życia we Wszechświecie i zachwytem różnorodnością i pięknem ziemskiej przyrody. Brzmi to raczej kiczowato, zaś mentalna wycieczka po najpiękniejszych zakątkach naszej planety, jaką Ellimist funduje bohaterom, wypada strasznie pretensjonalnie, ale… na tym etapie mogę tylko podpowiedzieć, że sprawa nie jest tak oczywista, ani jednoznaczna, jak mogłoby się początkowo wydawać. Ponadto, rozwija to nieco motyw proekologiczny, jaki przewija się w tej serii od samego początku. W każdym razie, bohaterowie stają przed kolejnym dylematem – nieoczekiwanie los Ziemi zostaje złożony w ich rękach, od ich decyzji zależy, czy zrezygnują z walki i wybiorą zamieszkanie w bezpiecznym rezerwacie czy zrezygnują z życia w swoistym raju i spróbują ocalić całą planetę, choć realnych szans nie mają na to zbyt wielkich. Książka podejmuje w ten sposób bardzo ciekawy temat egoizmu i altruizmu.

Co prawda dzieciaki odmawiają – ale sama propozycja dała im do myślenia. Co miłe, podczas pospiesznej dyskusji (Ellimist zażądał natychmiastowej odpowiedzi) Cassie wykazała trochę charakteru i jako jedyna zagłosowała za przyjęciem propozycji. Jej pobudki były całkiem sensowne i nieźle pomyślane, bo dziewczyna dostrzegła analogię pomiędzy zwierzętami, które atakują ludzi chcących im pomóc z Animorphami, którzy zachowują się identycznie w stosunku do Ellimista. Tobias głosuje przeciw, motywując swoją decyzję tym, że Ellimist wyraźnie manipuluje bohaterami, zadając im takie pytanie w momencie, gdy są o włos od śmierci. Rachel odruchowo popiera Tobiasa, dodając do tego swoją impulsywność i chęć odwetu na wrogu – choć, pod wpływem argumentów Cassie, zaczyna mieć wątpliwości. Ax nie chce się mieszać, ponieważ gra idzie nie o jego rasę i planetę, więc nie czuje się władny w podejmowaniu takiej decyzji. Marco nie lubi manipulacji, zaś Jake powątpiewa w wszechwiedzę Ellimista, wyraźnie sugerującego, że Ziemię czeka nieuchronna porażka. Ellimist odchodzi, deklarując wszakże, iż jego oferta wciąż jest aktualna, zaś bohaterowie wracają do momentu, sprzed rozmowy. Okazuje się, że zostali pożarci przez Taxxona, który połakomił się na karaluchy, w które byli zmienieni. Dzieciaki wracają do ludzkich postaci i rozsadzają kosmitę od środka. Okej, przyznam, że to było mocne, nawet jeśli obrzydliwe. Ale tak to bywa na wojnie. W czasie ucieczki jest sporo krwi i latających kończyn… Bardzo sporo, nawet jeśli nie weźmiemy pod uwagę faktu, że to seria dla młodzieży. Jeśli weźmiemy, to mamy tu do czynienia z poruszaniem się po bardzo cienkiej linii, bo te krwawe dekapitacje i brutalne starcia pasują bardziej do niskobudżetowych slasherów, niż książek dla młodzieży.

Scena, w której Ellimist zatrzymuje czas i zmusza Animorphów do powrotu do swoich pierwotnych postaci bardzo ładnie pokazuje więź łączącą Tobiasa i Rachel. Kiedy wszyscy powracają do ludzkich, bazowych form (z wyjątkiem, oczywiście, Axa, który wraca do postaci Andality) Rachel w pierwszym odruchu rzuca się do Tobiasa, by go przytulić. Relacja tej dwójki jest zaskakująca, dzieli ich niemal wszystko – on jest samotny, ona ma liczną i kochającą, choć rozbitą, rodzinę. Ona jest przebojowa i pewna siebie, on – nieśmiały i wycofany. Właściwie trudno jednoznacznie określić, na czym opiera się ich obopólna bliskość. Może trochę na współczuciu, jakim Rachel darzy Tobiasa, może na wzajemnej lojalności, a może jest trochę prawdy w stwierdzeniu, że przeciwieństwa się przyciągają. Jeszcze co do tej sceny – niespodziewanie przywrócony (chwilowo) do ludzkiej postaci Tobias przez chwilę zachowuje jeszcze odruchy myszołowa. Fajny zabieg, dający wskazówkę co do tego, iż chłopiec zaczyna przyjmować formę myszołowa jako swoją „podstawową”. To trop, którym podążać będziemy przez następne tomy, więc zapamiętajmy go.

The Stranger podejmuje też wątek obciążenia psychicznego, jakimi poddani są bohaterowie serii. Biorąc pod uwagę, że wcześniej ten sam motyw podjęty był w drugim tomie oraz kilka napomknięć z innych tomów, wychodzi na to, że Rachel jest bohaterką, na której najmocniej odbija się uczestnictwo w walce. W tym tomie dziewczyna, po szczególnie wyczerpującej akcji, odpuszcza sobie szkołę i zostaje w domu, spędzając dzień na bezproduktywnym gapieniu się w telewizor. Wcześniej widzimy, jak Rachel robi głupie, lekkomyślne rzeczy, by odreagować – pobiera morpha niedźwiedzia, lata po okolicy pod postacią sowy, czym śmiertelnie wystraszyła Tobiasa, zmienia się w „nieprzetestowane” zwierzę w czasie walki, przez co niemal atakuje Jake’a w jego tygrysiej formie. Ostatecznie puszczają jej nerwy na „naradzie wojennej”. Widać, że życie Animorpha negatywnie odbija się na jej psychice, co w przyszłości może mieć negatywne skutki. Wydaje się nieuniknione, że prędzej czy później któreś z dzieciaków „pęknie” i wiele wskazuje na to, że to będzie właśnie Rachel. W ogóle podczas wspomnianej narady bohaterowie, jedno po drugim, przyznają, że są już psychicznie wycieńczeni i ich decyzja zaczyna dryfować w stronę zaniechania walki na rzecz dostania się do obiecywanego przez Ellimista raju. Marco zmienia zdanie, pod warunkiem wszakże, że będzie mógł zabrać ze sobą swoich najbliższych. Możemy się domyślić, że kardynalnym warunkiem będzie uwolnienie jego matki spod wpływu Vissera Jeden, ale nie wypowiada tego wprost. Dochodzi do impasu – dwa głosy przeciwko dwóm. I w chwili, w których Rachel ma wygłosić swój decydujący głos… Dzieje się coś ciekawego.

Mianowicie – Ellimist przenosi bohaterów do (jednej z potencjalnych) przyszłości, w której Yeerkowie podbili Ziemię. Okolica sprawia iście apokaliptyczne wrażenie z tymi wszystkimi ruinami zabudowań i szkieletami jawi malowniczo, acz odrobinę kiczowato. Znacznie mniej pretensjonalnie przedstawia się sytuacja ludzkości, która została zredukowana do garstki bezwolnych nosicieli, zaś sama planeta została wyjałowiona i przystosowana do potrzeb najeźdźców. Visser Trzy dochrapał się awansu i został Visserem Jeden, Animorphowie zostali ujęci i zdominowani przez Yeerków jako nosiciele, o czym dowiadujemy się z ust starszej wersji Rachel, która (właściwie, nie ona, tylko jej pasożyt) została pierwszym przybocznym Vissera. Bohaterowie dość szybko zostają zdekonspirowani, następuje jednak ciekawy impas – Visser nie chce ich skrzywdzić w obawie, że zmieni to pomyślną dla niego przyszłość. Nie chcę zagłębiać się w różne popkulturowe interpretacje linii czasowych, teorii wieloświata czy innych podobnych wymysłów związanych z podróżami w czasie, bo nie mają one w kontekście tej książki większego znaczenia, ale i tak ciekawi mnie, jakie prawa związane z chrononautyką panują we wszechświecie Animorphs. Cóż, ten motyw będzie się jeszcze przewijał, więc pewnie się dowiem. Nim dochodzi do konfrontacji, bohaterowie wracają do swojej linii czasowej. Wiedzą już, jaka przyszłość ich czeka, więc podejmują decyzję, by zaufać Ellimistowi. Ten jednak nie reaguje.

Koniec końców okazuje się, że Ellimist miał na celu nie uratowanie Animorphów, tylko wskazanie im czułego punktu najeźdźców – po to była ta wycieczka w przyszłość, by bohaterowie mogli się dowiedzieć, gdzie obecnie znajduje się generator życiodajnych dla Yeerków promieni. Czemu nie zrobił tego wprost, tylko bawił się w jakieś piętrowe kalambury i próby charakteru– nie wiadomo. Bohaterowie zakładają, że obowiązywały go jakieś zasady, które musiał sprytnie obejść, by pomóc Animorphom w walce. Coś jak Ascendenci ze Stargate SG-1, którym nie wolno było bezpośrednio ingerować w świat istot żyjących na niższej płaszczyźnie egzystencji. Później się to zapewne wyjaśni, bo płytki research, jaki poczyniłem sugeruje, że Ellimist będzie ważną postacią na arenie wydarzeń. W każdym razie, bohaterowie atakują generator (rozmowa o Keanu Reevesie, jaką bohaterowie przeprowadzają w windzie mnie rozbroiła) i wszystko kończy się happy endem z obowiązkową krwawą rozwałką w finale.

Pozwoliłem sobie przybliżyć fabułę tego tomu w dość szczegółowy sposób, głównie z tego powodu, że ta historia naprawdę mi się podobała. Nie jest może jakoś specjalnie odkrywcza, ale cały wątek Ellimista zindywidualizował schematyzmy, o których pisałem wcześniej. Nagle fabuła przenosi się o jeden poziom wyżej, do wersji makro – z jakiegoś powodu tym, co się dzieje na Ziemi interesują się potężne kosmiczne byty. O ile nie jest to jednorazowy wyskok (a płytki research, o którym pisałem wcześniej, zdaje się temu przeczyć) coś takiego bardzo fajnie pogłębia całą opowieść, nadając jej dodatkowy wymiar. Lubię, jak science fiction przechodzi na taki wyższy, mistyczny wymiar, więc i ten wątek bardzo przypadł mi do gustu. Sam tom jest zaś świetnie napisany i czytało mi się go z dużą przyjemnością. Oby tak dalej.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...