fragment grafiki autorstwa Lewisa Carrolla, całość tutaj. |
Może mi ktoś wyjaśnić, o co chodzi z tym umrocznianiem Alicji w Krainie Czarów Lewisa Carrolla?
Przecież to wyjściowo jest bardzo
wesoła, kolorowa książka, może miejscami makabryczna, ale przecież nie
wybijająca się pod tym względem na tle innych tego typu utworów z epoki.
Tymczasem prawie każdy znany mi popkulturowy remiks Alicji w jakimś stopniu zapuszcza się w rejony psychodelicznego
horroru i makabry. Czy to film Burtona, czy to gra McGee’a, czy to opowiadanie Sapkowskiego, czy to fantasy Piekary. Czy to w tym odcinku Warehouse 13.
Cała ta afera, którą spowodowało niefrasobliwe zachowanie
Pete’a (znowu grał w ping-ponga ze swoim odbiciem w lustrze Carrolla) i w
wyniku której ciało Myki opętała demoniczna Alicja służy za całkiem przyzwoicie pomyślaną podkładkę pod proces odnawiania relacji na linii Myka-Artie. Jak
pamiętamy, w poprzednim odcinku zaufanie agentów do Artiego zostało poważnie
nadszarpnięte. Zdaje się, że Pete nie ma z tym większego problemu, ale w tym
wypadku nie ma się czemu dziwić – on stracił rodziciela we wczesnym dzieciństwie,
więc jego wyobrażenie ojca wciąż pozostaje wyidealizowane i nierealistyczne.
Dla Pete’a ojciec to ktoś, kogo kocha się bezwarunkowo. Z Myką jest inaczej –
jej daddy issues (które zauważa i
punktuje w tym odcinku Pete) polegają na
niedostatku miłości i zaufania ze strony biologicznego rodziciela i dlatego
projektuje te oczekiwania na Artiego. Gdy Artie zawodzi ją w tym względzie,
Myka odbiera to bardzo personalnie i długo nie jest w stanie się z tym
pogodzić.
W tym odcinku Myka uwięziona jest w lustrze, zaś Artie
uznaje to za podstęp Alicji, pobudzonej dyskotekową kulą ze Studio 54. Starania Claudii i Leeny doprowadzają do porozumienia się z Myką, ale nawet
wtedy Artie nie daje się przekonać. Dopiero emocjonalna wypowiedź Myki o
wzajemnym zaufaniu uświadamia Artiemu, jak bardzo zawiódł. Nie bez znaczenia
jest fakt, iż Artie dostrzega nieświadome nawyki agentki, dzięki którym
zyskał pewność, że odbicie w lustrze nie jest próbą manipulacji ze strony
Alicji tylko Myką. Warto też zauważyć emocjonalne zaangażowanie w tę sprawę
Claudii, która już wcześniej pokazała, na ile potrafi się zdobyć, by wyciągnąć
bliską osobę z nadnaturalnego więzienia. W tym akurat momencie widać naturalną
ewolucję tej bohaterki w kierunku pełnoprawnego członka rodziny i drużyny.
Tymczasem wątek prowadzonego przez Pete’a i Mykę/Alicję śledztwa
wiedzie naszych bohaterów do Las Vegas. Sama intryga nie jest może zbyt
porywająca – bo większość odcinka zjada wątek Alicji – ale w ramach śledztwa
udało się scenarzystom kategorycznie podkreślić rzecz, którą sugerowali już od
pierwszych odcinków – nie mają zamiar wikłać pary głównych bohaterów w żaden
romantyczny związek, bo to po prostu nie jest ten typ relacji. Pete dość szybko
nabiera podejrzeń, że z Myką jest coś nie tak, ale pewność uzyskuje dopiero po
pocałunku – ponieważ doskonale wie, że Myka nigdy by go nie pocałowała. To dobrze, że tak wyraźnie zasygnalizowano to
już na początku serialu (i później wielokrotnie powtarzano). Warehouse 13 to serial o rodzeństwie –
niekiedy mocno dysfunkcyjnym, ale mimo wszystko – a nie o kochankach i to jedna
z tych rzeczy, które wyróżniają go z oceanu podobnych produkcji.
Całość kończy się niestety w nieco naciągany sposób, ale Warehouse 13 to się wybacza ze względu
na konwencję. I na to, że w scenie ostatecznej konfrontacji wykorzystano
doskonale tam pasujący utwór White Rabbit
z repertuaru Jefferson Airplane (ostatnimi czasy znany między innymi z
remiksu umieszczonego na ścieżce muzycznej Sucker Punch). W ogóle pod względem muzycznym to chyba jeden z najbardziej udanych
odcinków serialu – oprócz White Rabbit możemy
w nim usłyszeć jeszcze I Will Survive Glorii
Gaynor, który to utwór emituje dyskotekowa kula ze Studio 54. Między innymi właśnie
za takie smaczki uwielbiam ten serial.
Ogółem, odcinek bardzo sympatyczny, chyba jeden z moich ulubionych
w pierwszym sezonie serialu. Dynamizm opowieści zostaje utrzymany do samego
końca, ładunek emocjonalny jest na tyle duży, by nie pozostawić widza
obojętnym, zaś sam klimat też jest bez zarzutu. A, i byłbym zapomniał –
dowiadujemy się o istnieniu Mrocznej Krypty (Dark Vault), gdzie po złapaniu i skatalogowaniu trafiają wyjątkowo
niegrzeczne artefakty.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz