piątek, 5 czerwca 2020

Animorphs. 36 - The Mutation

fragment grafiki okładkowej, całość tutaj.


The Mutation to trzydziesty szósty tom serii i zarazem jedenasty, którego narratorem jest Jake. Jest to również dziesiąty tom, którego autorem jest nie Katherine A. Applegate (oraz jej mąż), tylko wynajęty przez wydawnictwo Scholastic autor widmo. Tym razem za pióro chwyciła Erica Ferencik, amerykańska stand-uperka, pisarka i scenarzystka. Jej portfolio nie prezentuje się jakoś szokująco jeśli chodzi o ilość napisanych rzeczy, ale autorce zdarzyło się pracować, między innymi, przy programie Davida Lettermana, a kilka jej tekstów zyskało umiarkowaną rozpoznawalność i wygrało parę nagród. Jak na autorkę widmo Animorphs to zdecydowanie niezłe osiągnięcie. Ferencik (w czasie pisania The Mutation posługująca się nazwiskiem Erica Bobone) stworzyła tylko jedną pozycję z tego cyklu i, prawdopodobnie, tylko raz pracowała jako autorka widmo. Ciekawie więc będzie sprawdzić, jak udał się ten eksperyment.

I jeszcze, zanim zaczniemy. Jak pewnie pamiętacie, poprzedni tom głównej serii zakończył się cliffhangerem wiodącym do pobocznej książki, w której dzieją się umiarkowanie istotne dla rozwoju fabuły rzeczy. Mimo wszystko uznałem, że będę trzymał się pierwotnego planu i opisywał wyłącznie numerowane odsłony cyklu. Pozostałe – prequele, spin-offy, książki poboczne i rozmaite dodatki – zostawię sobie na deser, gdy dotrę już do finału całości. Bez obaw, postaram się dostarczyć niezbędny kontekst w chwilach, w których będzie to wymagane do zrozumienia sytuacji. Jeśli ktoś czytający moje blognotki jest purystą… cóż, cyfrowe wersje całej serii są powszechnie dostępne za darmo w Internecie, przy aktywnej aprobacie autorki oraz milczącym przyzwoleniu wydawnictwa Scholastic. Zapraszam do samodzielnego uzupełniania białych plam.

Powieść otwiera scena, gdy do Jake’a o trzeciej w nocy dzwoni Cassie. Dziewczynę dręczą koszmary, ponieważ… no cóż, ponieważ przez kilka ostatnich miesięcy przeżyła tyle traumatycznych wydarzeń, że równo obdzielone doprowadziłyby do załamania nerwowego cały pluton wojskowy. Jake postanawia wykorzystać ostatnie nocne godziny by ją odwiedzić. Na miejscu – w międzyczasie następuje obowiązkowe streszczenie poprzednich przygód i nakreślenie kontekstu całej serii – spotyka Cassie oraz Toby Hamee, pierwszą od lat przedstawicielkę Hork-Bajir narodzoną na wolności. Historia emancypacji Hork-Bajirów od dłuższego czasu był stosunkowo istotnym wątkiem pobocznym serii. W stodole – tradycyjnym miejscu spotkania Animorphów – obecny jest również ojciec Toby oraz inny, genetycznie zmodyfikowany Hork-Bajir, który wyraźnie cierpi z niedotlenienia. Visser Trzy, jak się okazuje, prowadził eksperymenty genetyczne na zniewolonych Hork-Bajirach celem przystosowania ich do działania pod wodą i dobrania się w ten sposób do zanurzonego w oceanicznych głębinach statku Pemalitów (to ci od androidów spod znaku Ereka Kinga). Poprzednia próba – w tomie The Exposed – zakończyła się porażką, więc to dobra okazja do odgrzania tego fabularnego kotleta.

Eksperyment jednak się nie powiódł, więc Visser rozkazał Yeerkom opuścić ciała obiektów doświadczalnych i rzucić je na pożarcie Taxxonom. Jeden ocalał i udało mu się odnaleźć wolnych Hork-Bajirów. To dopiero drugi rozdział, a już mamy na koncie eksperymenty na niewolnikach, tortury, masowe morderstwo, kanibalizm i body horror. Zabawne, do tej pory ta nonszalancka hardkorowość Animorphs powinna mnie już przestać zaskakiwać, a jednak nadal to robi.

Zmodyfikowany Hork-Bajir umiera, ponieważ młoda nastolatka umiarkowanie zainteresowana weterynarią najzwyczajniej w świecie nie jest w stanie pomóc nieudanemu eksperymentowi genetycznemu stworzonemu przez naukowców z kosmosu. Niedługo później cała ekipa spotyka się w tym samym miejscu, by omówić to zdarzenie. Wypływa też informacja, że Yeerkowie posiadają nowy uniwersalny pojazd będący w stanie podróżować w morskich głębinach bez ryzyka wykrycia przez Ziemian. A umożliwienie im położenia łap na technologii Pemalitów nie wchodzi w rachubę. Bohaterowie dyskutują nad morphem, który pozwoli im dostać się na statek Pemalitów przed Yeerkami. Cassie, ku zaszokowaniu Jake’a, oznajmia, że powinni rozwalić nowy statek Yeerków w drobny mak (w domyśle – z całą załogą na pokładzie) za to, co zrobili Hork-Bajirom.

Dziewczyna proponuje wybrać się o ogrodu zoologicznego, w którym pracują jej rodzice i pobrać morpha pozyskanej niedawno orki.  Jest przy tym wyraźnie wstrząśnięta tym, do czego posunęli się Yeerkowie. Bohaterowie patrolują teren nad basenem Yeerków. Udaje im się wypatrzeć zaparkowany nieopodal (zamaskowany kamuflażem) statek, który Yeerkowie planują wykorzystać w celu odzyskania technologii Pemalitów. Pojazd odlatuje i Jake niemal zakleszcza się w formie ptaka, próbując doścignąć go i wyśledzić. Na szczęście udaje mu się przemorphować w orkę zanim utonął. Przez pewien czas Jake i Sea Blade (jak Yeerkowie nazwali swój statek) bawią się w głębinowe chowanego. W międzyczasie reszta Animorphów dołącza do niego i udają się we wspólny pościg. Statek dostrzega ich i atakuje. Ginie jedna z dzikich ork, która towarzyszyła dzieciakom w podróży, myląc je z prawdziwymi orkami. Jake dość mocno obrywa, ale na szczęście obywa się bez katastrofy. Całość przypomina raczej desperacką szamotaninę, jednak udaje im się uszkodzić Sea Blade. Statek wpada w ręce… jakichś dziwacznych, tajemniczych podmorskich istot, z którymi Animorphy nie miały dotąd do czynienia.

Bohaterowie zmieniają się w rekiny młoty i ruszają w pościg za tajemniczymi istotami. Natrafiają na podwodne cmentarzysko wraków statków. Okazuję się – i nie robię sobie w tym momencie jaj – że w oceanicznych głębinach naszej planety żyje sobie cała cywilizacja inteligentnych istot. Animorphy zostają schwytane i dostarczone przed oblicze królowej tej dziwnej amfibiczej rasy. Okazuje się, że cywilizacja – która najpewniej zainspirowała legendy o Atlantydzie – powstała w rezultacie powolnego zanurzania się zamieszkiwanej przez nią wyspy w oceanie. Wyspiarze zamiast migrować na stały ląd budowali coraz wyższe mury wokół nabrzeża i rozwijali inne sposoby na odepchnięcie wody, aż w końcu stworzyli technologię i społeczeństwo, dzięki któremu ich kultura mogła przetrwać pod wodą. Szczęściem Ax natychmiast podważa tę historyjkę jako oczywisty mit, bo coś takiego ciężko by mi było kupić nawet w tej serii książkowej.

Królowa chce wykorzystać technologię ze statku Yeerków celem podbicia powierzchni planety. Przesłuchuje Animorphów, by wyciągnąć z nich informacje o tym, co się tak właściwie dzieje i jak grupce dzieciaków z powierzchni udało się okryć podwodne miasto, po czym więzi. Ax teoretyzuje, że podwodna cywilizacja jest na skraju upadku z powodu chowu wsobnego. To sprawia, że są naprawdę zdesperowani i będą próbowali za wszelką cenę dokonać ekspansji na powierzchnię. Bohaterowie decydują się odbić statek Yeerków i zniszczyć go. Podwodniaki zabierają Animorphy do kliniki, by pokroić je na narządy (czy coś w tym rodzaju, narracja nie do końca to precyzuje), ale na szczęście Tobias – który zgubił się w międzyczasie – przybył im na ratunek. Bohaterowie wdają się w walkę z tubylcami i porywają Sea Blade.

Wewnątrz natykają się Vissera Trzy, który najwyraźniej siedział na pokładzie przez cały ten czas (gwoli uczciwości – Ax teoretyzował wcześniej, że mogą go tam spotkać). Animorphy zawiązują z nim chwilowy sojusz celem odparcia nacierających sił wroga i wydostania się na powierzchnię. Udaje im się to, po drodze następuje oczywisty rozłam i starcie z Visserem zakończone oczywistym remisem i… książka się kończy.

Powiem tak – to był bardzo zły tom. Posunę się do stwierdzenia, że najgorszy z dotychczasowych w serii. Przedstawienie kolejnego fantastycznego elementu uniwersum nie jest niczym złym, o ile ten element stanowi część większej, spójnej całości. Starożytna podwodna cywilizacja zmutowanych ludzi jej nie stanowi. To dziwaczny, zupełnie zbędny motyw, który nie pasuje do reszty serii i nigdy więcej nie zostaje nawet wspomniany. Sama Applegate (która stworzyła ogólny zarys fabuły) przyznała później, że najzwyczajniej w świecie zaczęło jej już brakować pomysłów na kolejne tomy. Cóż, to widać – The Mutation naszpikowane jest kliszami fabularnymi, niczego nie wnosi do ogólnej narracji i nie przedstawia żadnych istotnych wydarzeń.

Samo w sobie nie byłoby to może takie złe, gdyby powieść była lepiej napisana. A nie jest. Ferencik to zdecydowanie najgorsza do tej pory autorka widmo. Odnoszę wrażenie, że nie czytała żadnych poprzednich książek z cyklu, a jedynie streszczenia i dokumenty podsumowujące charaktery każdej z postaci, bo Animorphy przypominają tu uproszczone karykatury samych siebie. Nie mają między sobą żadnych interesujących interakcji, ich zachowania często wykraczają poza to, do czego przyzwyczaili nas poprzedni autorzy (krwiożercza Cassie domagająca się zemsty to coś, co w dzisiejszych czasach skończyłoby jako mem) i nie nabywają żadnych doświadczeń, które pogłębiałyby ich sylwetki charakterologiczne. Całość przypomina bardzo słaby fanfik, którego nie tknęło redaktorskie oko. Co mogło być zresztą prawdą, bo animorphowa linia wydawnicza od początku nękana była niedoróbkami – a era autorów widm jedynie pogłębiła chaos. Słowem – można sobie darować.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...