fragment grafiki okładkowej, całość tutaj. |
The Mutation to trzydziesty szósty
tom serii i zarazem jedenasty, którego narratorem jest Jake. Jest
to również dziesiąty tom, którego autorem jest nie Katherine A. Applegate (oraz
jej mąż), tylko wynajęty przez wydawnictwo Scholastic autor widmo. Tym razem za
pióro chwyciła Erica Ferencik, amerykańska stand-uperka, pisarka i
scenarzystka. Jej portfolio nie prezentuje się jakoś szokująco jeśli chodzi o
ilość napisanych rzeczy, ale autorce zdarzyło się pracować, między innymi, przy
programie Davida Lettermana, a kilka jej tekstów zyskało umiarkowaną
rozpoznawalność i wygrało parę nagród. Jak na autorkę widmo Animorphs to zdecydowanie niezłe
osiągnięcie. Ferencik (w czasie pisania The
Mutation posługująca się nazwiskiem Erica Bobone) stworzyła tylko jedną
pozycję z tego cyklu i, prawdopodobnie, tylko raz pracowała jako autorka widmo. Ciekawie więc będzie sprawdzić, jak udał się ten eksperyment.
I jeszcze, zanim zaczniemy. Jak pewnie pamiętacie,
poprzedni tom głównej serii zakończył się cliffhangerem wiodącym do pobocznej
książki, w której dzieją się umiarkowanie istotne dla rozwoju fabuły rzeczy.
Mimo wszystko uznałem, że będę trzymał się pierwotnego planu i opisywał
wyłącznie numerowane odsłony cyklu. Pozostałe – prequele, spin-offy, książki
poboczne i rozmaite dodatki – zostawię sobie na deser, gdy dotrę już do finału
całości. Bez obaw, postaram się dostarczyć niezbędny kontekst w chwilach, w
których będzie to wymagane do zrozumienia sytuacji. Jeśli ktoś czytający moje
blognotki jest purystą… cóż, cyfrowe wersje całej serii są powszechnie dostępne
za darmo w Internecie, przy aktywnej aprobacie autorki oraz milczącym
przyzwoleniu wydawnictwa Scholastic. Zapraszam do samodzielnego uzupełniania
białych plam.
Powieść otwiera scena, gdy do Jake’a o trzeciej w
nocy dzwoni Cassie. Dziewczynę
dręczą koszmary, ponieważ… no cóż, ponieważ przez kilka ostatnich miesięcy
przeżyła tyle traumatycznych wydarzeń, że równo obdzielone doprowadziłyby do
załamania nerwowego cały pluton wojskowy. Jake postanawia wykorzystać ostatnie
nocne godziny by ją odwiedzić. Na miejscu – w międzyczasie następuje
obowiązkowe streszczenie poprzednich przygód i nakreślenie kontekstu całej
serii – spotyka Cassie oraz Toby Hamee, pierwszą od lat przedstawicielkę
Hork-Bajir narodzoną na wolności. Historia emancypacji Hork-Bajirów od
dłuższego czasu był stosunkowo istotnym wątkiem pobocznym serii. W stodole –
tradycyjnym miejscu spotkania Animorphów – obecny jest również ojciec Toby oraz
inny, genetycznie zmodyfikowany Hork-Bajir, który wyraźnie cierpi z
niedotlenienia. Visser Trzy, jak się okazuje, prowadził eksperymenty genetyczne
na zniewolonych Hork-Bajirach celem przystosowania ich do działania pod wodą i
dobrania się w ten sposób do zanurzonego w oceanicznych głębinach statku
Pemalitów (to ci od androidów spod znaku Ereka Kinga). Poprzednia próba – w
tomie The
Exposed –
zakończyła się porażką, więc to dobra okazja do odgrzania tego fabularnego
kotleta.
Eksperyment jednak się nie powiódł, więc Visser
rozkazał Yeerkom opuścić ciała obiektów doświadczalnych i rzucić je na pożarcie
Taxxonom. Jeden ocalał i udało mu się odnaleźć wolnych Hork-Bajirów. To dopiero
drugi rozdział, a już mamy na koncie eksperymenty na niewolnikach, tortury,
masowe morderstwo, kanibalizm i body horror. Zabawne, do tej pory ta
nonszalancka hardkorowość Animorphs powinna
mnie już przestać zaskakiwać, a jednak nadal to robi.
Zmodyfikowany Hork-Bajir umiera, ponieważ młoda
nastolatka umiarkowanie zainteresowana weterynarią najzwyczajniej w świecie nie
jest w stanie pomóc nieudanemu eksperymentowi genetycznemu stworzonemu przez
naukowców z kosmosu. Niedługo później cała ekipa spotyka się w tym samym
miejscu, by omówić to zdarzenie. Wypływa też informacja, że Yeerkowie posiadają
nowy uniwersalny pojazd będący w stanie podróżować w morskich głębinach bez
ryzyka wykrycia przez Ziemian. A umożliwienie im położenia łap na technologii
Pemalitów nie wchodzi w rachubę. Bohaterowie dyskutują nad morphem, który pozwoli
im dostać się na statek Pemalitów przed Yeerkami. Cassie, ku zaszokowaniu
Jake’a, oznajmia, że powinni rozwalić nowy statek Yeerków w drobny mak (w
domyśle – z całą załogą na pokładzie) za to, co zrobili Hork-Bajirom.
Dziewczyna proponuje wybrać się o ogrodu
zoologicznego, w którym pracują jej rodzice i pobrać morpha pozyskanej niedawno
orki. Jest przy tym wyraźnie
wstrząśnięta tym, do czego posunęli się Yeerkowie. Bohaterowie patrolują teren
nad basenem Yeerków. Udaje im się wypatrzeć zaparkowany nieopodal (zamaskowany
kamuflażem) statek, który Yeerkowie planują wykorzystać w celu odzyskania
technologii Pemalitów. Pojazd odlatuje i Jake niemal zakleszcza się w formie
ptaka, próbując doścignąć go i wyśledzić. Na szczęście udaje mu się
przemorphować w orkę zanim utonął. Przez pewien czas Jake i Sea Blade (jak
Yeerkowie nazwali swój statek) bawią się w głębinowe chowanego. W międzyczasie
reszta Animorphów dołącza do niego i udają się we wspólny pościg. Statek
dostrzega ich i atakuje. Ginie jedna z dzikich ork, która towarzyszyła
dzieciakom w podróży, myląc je z prawdziwymi orkami. Jake dość mocno obrywa,
ale na szczęście obywa się bez katastrofy. Całość przypomina raczej desperacką
szamotaninę, jednak udaje im się uszkodzić Sea Blade. Statek wpada w ręce…
jakichś dziwacznych, tajemniczych podmorskich istot, z którymi Animorphy nie
miały dotąd do czynienia.
Bohaterowie zmieniają się w rekiny młoty i ruszają w
pościg za tajemniczymi istotami. Natrafiają na podwodne cmentarzysko wraków
statków. Okazuję się – i nie robię sobie w tym momencie jaj – że w oceanicznych
głębinach naszej planety żyje sobie cała cywilizacja inteligentnych istot. Animorphy
zostają schwytane i dostarczone przed oblicze królowej tej dziwnej amfibiczej
rasy. Okazuje się, że cywilizacja – która najpewniej zainspirowała legendy o
Atlantydzie – powstała w rezultacie powolnego zanurzania się zamieszkiwanej
przez nią wyspy w oceanie. Wyspiarze zamiast migrować na stały ląd budowali
coraz wyższe mury wokół nabrzeża i rozwijali inne sposoby na odepchnięcie wody,
aż w końcu stworzyli technologię i społeczeństwo, dzięki któremu ich kultura
mogła przetrwać pod wodą. Szczęściem Ax
natychmiast podważa tę historyjkę jako oczywisty mit, bo coś takiego ciężko by
mi było kupić nawet w tej serii książkowej.
Królowa chce wykorzystać technologię ze statku
Yeerków celem podbicia powierzchni planety. Przesłuchuje Animorphów, by
wyciągnąć z nich informacje o tym, co się tak właściwie dzieje i jak grupce
dzieciaków z powierzchni udało się okryć podwodne miasto, po czym więzi. Ax
teoretyzuje, że podwodna cywilizacja jest na skraju upadku z powodu chowu
wsobnego. To sprawia, że są naprawdę zdesperowani i będą próbowali za wszelką
cenę dokonać ekspansji na powierzchnię. Bohaterowie decydują się odbić statek
Yeerków i zniszczyć go. Podwodniaki zabierają Animorphy do kliniki, by pokroić
je na narządy (czy coś w tym rodzaju, narracja nie do końca to precyzuje), ale
na szczęście Tobias – który zgubił się w międzyczasie – przybył im na ratunek.
Bohaterowie wdają się w walkę z tubylcami i porywają Sea Blade.
Wewnątrz natykają się Vissera Trzy, który
najwyraźniej siedział na pokładzie przez cały ten czas (gwoli uczciwości – Ax
teoretyzował wcześniej, że mogą go tam spotkać). Animorphy zawiązują z nim
chwilowy sojusz celem odparcia nacierających sił wroga i wydostania się na
powierzchnię. Udaje im się to, po drodze następuje oczywisty rozłam i starcie z
Visserem zakończone oczywistym remisem i… książka się kończy.
Powiem tak – to był bardzo zły tom. Posunę się do
stwierdzenia, że najgorszy z dotychczasowych w serii. Przedstawienie kolejnego
fantastycznego elementu uniwersum nie jest niczym złym, o ile ten element
stanowi część większej, spójnej całości. Starożytna podwodna cywilizacja
zmutowanych ludzi jej nie stanowi. To dziwaczny, zupełnie zbędny motyw, który
nie pasuje do reszty serii i nigdy więcej nie zostaje nawet wspomniany. Sama
Applegate (która stworzyła ogólny zarys fabuły) przyznała później, że
najzwyczajniej w świecie zaczęło jej już brakować pomysłów na kolejne tomy.
Cóż, to widać – The Mutation naszpikowane
jest kliszami fabularnymi, niczego nie wnosi do ogólnej narracji i nie
przedstawia żadnych istotnych wydarzeń.
Samo w sobie nie byłoby to może takie złe, gdyby powieść
była lepiej napisana. A nie jest. Ferencik to zdecydowanie najgorsza do tej
pory autorka widmo. Odnoszę wrażenie, że nie czytała żadnych poprzednich
książek z cyklu, a jedynie streszczenia i dokumenty podsumowujące charaktery
każdej z postaci, bo Animorphy przypominają tu uproszczone karykatury samych
siebie. Nie mają między sobą żadnych interesujących interakcji, ich zachowania
często wykraczają poza to, do czego przyzwyczaili nas poprzedni autorzy
(krwiożercza Cassie domagająca się zemsty to coś, co w dzisiejszych czasach
skończyłoby jako mem) i nie nabywają żadnych doświadczeń, które pogłębiałyby
ich sylwetki charakterologiczne. Całość przypomina bardzo słaby fanfik, którego
nie tknęło redaktorskie oko. Co mogło być zresztą prawdą, bo animorphowa linia
wydawnicza od początku nękana była niedoróbkami – a era autorów widm jedynie
pogłębiła chaos. Słowem – można sobie darować.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz