fragment okładki, całość tutaj. |
The Exposed to dwudziesty siódmy tom serii i zarazem
szósty, którego narratorką jest Rachel. Jest to również drugi tom,
którego autorem jest nie Katherine A. Applegate (oraz jej mąż), tylko wynajęty
przez wydawnictwo Scholastic autor widomo. W tym przypadku była to niejaka
Laura Battyanyi-Weiss, która obecnie jest samodzielną pisarką powieści young-adult. Nie ma w tym niczego
dziwnego – wielu autorów rozpoczynało swoje kariery jako ghostwritterzy
popularniejszych twórców. Sama Applegate początkowo była bezimiennym
generatorem fabularnego kontentu (między innymi dla Disneya), potem pisała
Harlequiny (poważnie), by później stać się twórczynią jednego z najlepiej
sprzedających się cykli literatury młodzieżowej w latach dziewięćdziesiątych XX
wieku i skończyć jako autorka książek, do których prawa ekranizacji wykupuje
Disney. Zabawne jak historia zatacza kręgi. Kariera Laury Weiss nie potoczyła
się może z aż takim rozmachem, co nie zmienia faktu, że pisarka ma skromne
grono fanek. Ale przejdźmy już może do treści dzisiejszego tomu Animorphs.
Po
obowiązkowej introdukcji wplecionej w pierwsze akapity dołączamy do Rachel w
trakcie jej treningu gimnastycznego. Chłopak imieniem T.T. rozprasza dziewczynę
jakimś głupim (i dość creepsterskim) komentarzem i Rachel spada z drążka na
matę. T.T. zaczyna ją podrywać. Rachel ma co do tego sprzeczne uczucia, bo
chłopak jest ładny. Poza tym, jest normalny. W przeciwieństwie do Tobiasa, który w przypadku randki z
Rachel musiałby co półtorej godziny udawać się do toalety, by w pośpiechu
dokonywać tej zawstydzającej czynności, dzięki której będzie w stanie usiedzieć
przy swojej ślicznej dziewczynie dłużej, niż dwie godziny – demorphować się do
bazowej postaci, by zresetować swój limit przebywania w ludzkim ciele. To
raczej naturalne w tej sytuacji myśli – rozpaczliwe poszukiwanie
najdrobniejszych skrawków normalności w takiej sytuacji, w jakiej znajduje się
Rachel jest całkowicie zrozumiałe. Bohaterka określa Tobiasa mianem swojego
chłopaka i to chyba pierwszy raz w całej tej serii, gdy otwarcie i
jednoznacznie określa ich relację w taki sposób. Szczerze pisząc, mam co do
tego mieszane uczucia. Jeśli czytacie ten cykl notek to wiecie, że jestem
ogromnym shipperem tej dwójki, z drugiej jednak strony dotychczasowa relacja na
linii Rachel-Tobias zawierała w sobie więcej niuansów, nieoczywistości i
wieloznaczności, a kategoryzowanie jej w taki sposób, że są parą trochę wpycha
tę ich więź w sztywne ramy. To niekoniecznie musi być problem – nadal bowiem
nie wiemy, w jaki sposób Tobias konkretyzuje ich relację – jednak fakt, że w
tekście padła otwarta informacja, iż są parą może wtrącić ich wspólny wątek w
utarte koleiny, których do tej pory udawało się z gracją unikać.
Ostatecznie
Rachel zbywa adoratora, bo lojalność wobec Tobiasa jest jednak większa, choć po
fakcie nadal bije się z myślami. Po treningu dziewczyna udaje się na zakupy. W
centrum handlowym spotyka Cassie. Po
krótkiej rozmowie dostrzegają, że w tłumie znajduje się… Erek. Oho, ciekawe w
co tym razem będzie ich chciał wciągnąć. Misja samobójcza? Infiltracja silnie
strzeżonego posterunku Yeerków? Przechwycenie jakiegoś artefaktu? Nie… okazuje
się, że nawet androidy wychodzą czasem na zakupy, bo Erek w żaden sposób nie
kontaktuje się z dziewczynami. Przeciwnie, stoi nieruchomo niczym kołek i
zaczyna glitchować. Jak pewnie pamiętacie, Erek jest co najwyżej średnio
człekokształtny i jedynie zewnętrzny hologram pozwala mu zachować anonimowość w
tłumie ludzi. I ten hologram zaczyna właśnie się psuć. Dziewczyny błyskawicznie
wyprowadzają go gdzieś z dala od potencjalnych spojrzeń kontrolerów – do sklepu
z nerdowskimi gadżetami, w którym jego robotyczna postać będzie mogła ująć za
atrapę albo jakiś model. Rachel przykleja mu nawet metkę z ceną. Samoświadomy,
potężny, liczący tysiące lat twór dawno zniszczonej cywilizacji sprowadzony
zostaje do makiety wystawionej na sprzedaż w jakimś centrum handlowym. Zważywszy
na swój stan Erek ma dość sarkastyczny nastrój i – trochę nietypowo dla siebie
– jest dla próbujących mu pomóc dziewczyn strasznym dupkiem. Z drugiej strony
dziewczyny mają trochę za dużo zabawy ze sprowadzaniem androida do roli towaru
kolekcjonerskiego, więc… oko za oko?
Rachel
dzwoni po Jake’a. W międzyczasie
ekspedient pracujący w dziale z fanowskimi gadżetami zaczyna nabierać podejrzeń
co do Ereka, bo sprzedana mu przez dziewczyny bajeczka o robocie kuchennym (no
cóż… technicznie rzecz biorąc Erek potrafi gotować, więc nie skłamały) przestaje trzymać się kupy. Na szczęście w
tej samej chwili na miejscu pojawia się Jake w obstawie swojego goryla, Marca. Tak – najwyraźniej z jakiegoś
powodu Marco władował się do centrum handlowego na pełnym morphie i udawał
człowieka w kostiumie goryla reklamującego jakiś film o King Kongu. Wspólnymi
siłami Animorphy opanowują sytuację, przebierają sarkającego nieprzerwanie
Ereka w ludzkie ciuchy i wyprowadzają z centrum handlowego. Idzie im
zaskakująco gładko – można by pomyśleć, że trójka dzieciaków i goryl niosący
androida będącego w przebraniu i masce Billa Clintona na twarzy przyciągać będą
znacznie więcej uwagi. Co więcej, Jake wspomina, że w czasie ich przybycia do
centrum handlowego wokół kręcili się elektrycy mówiący coś o tym, że w budynku
siadł monitoring. Szczęśliwy przypadek czy ktoś tuszuje incydent z mającym
awarię Erekiem?
Dzieciaki –
do których chwilę później dołącza Tobias
– odstawiają Ereka do domu. Okazuje się, że „ojciec” Ereka jest w dokładnie
takim samym stanie, co oznacza, że najprawdopodobniej wszystkie androidy uległy
jakiejś awarii. Wszystkie ich funkcje, poza motorycznymi oraz kamuflażem,
działają bez zarzutu. To bardzo fajne nawiązanie akcji – Chee, rasa androidów,
zawsze była trochę niewykorzystywanym narzędziem narracyjnym w Animorphs. Jasne, Erek pojawiał się od
czasu do czasu by zlecić naszym bohaterom jakiegoś questa, a inne androidy
zastępowały naszych bohaterów w razie potrzeby (na przykład gdy udawali się na
wielodniowe eskapady), ale po ich przedstawieniu w jednym z początkowych tomów
niewiele mieliśmy opowieści o Chee jako o rasie. The Attack, poprzedni tom, mocno to zmienił i nieco dziwi, że już w
następnym dostajemy kolejną powiązaną z androidami opowieść, bo mitologia serii
jest stosunkowo bogata i spokojnie można byłoby pociągnąć jakiś inny wątek –
choćby Toma, brata Jake’a, który nadal pozostaje pod całkowitą kontrolą
siedzącego mu w głowie pasożyta. Ale nie narzekam, bo i tak jest ciekawie.
Android
symulujący ojca Ereka teoretyzuje, że ktoś włamał się na statek kosmiczny,
którym przez mileniami Chee przylecieli na naszą planetę i pomajstrował w
ustawieniach, co unieczynniło wszystkie androidy. Jest to o tyle dziwne, iż
rzeczony statek leży głęboko pod wodą i żaden człowiek nie dałby rady się tam
dostać nie zostając wcześniej zgniecionym przez ciśnienie wody. Póki co trzeba
jednak zająć się androidami, które utknęły gdzieś na widoku i stanowią
potencjalnie zagrożenie dla tajemnicy istnienia społeczności Chee na naszej
planecie. Nie wspominając nawet o tym, co by się stało gdyby Yeerkowie położyli
łapy na technologii Chee. Na szczęście tylko dwa androidy znalazły się w
potencjalnie ryzykownej sytuacji. Jeden z nich pracuje jako woźny w elektrowni
nuklearnej i zdołał zabarykadować się w schowku na narzędzia, ale gdy nadejdzie
koniec jego zmiany, zostanie odkryty. Drugi – właściwie druga, choć gender
robotów nie jest czymś, do czego miałbym aktualnie głowę, więc po prostu
przyjmijmy, że Chee dla wygody zaadaptowali ludzkie pojmowanie płciowości i tak
to zostawmy – została unieruchomiona na slumsach w opuszczonym pustostanie.
Który jest zarazem paserską dziuplą. Prowadzoną przez gościa podejrzewanego o
bycie kontrolerem. W dodatku androidy dotarły do informacji, że policja planuje
przeszukanie budynku. Za dwadzieścia minut. A w brygadzie przeprowadzającej
najazd na melinę jest co najmniej jeden potwierdzony kontroler. W dodatku
pustostan stoi na szczelinie międzywymiarowej, która od czasu do czasu wyrzuca z
siebie zmutowane potwory z rzeczywistości alternatywnych. No dobra, to ostatnie
zmyśliłem, ale nie sposób zaprzeczyć, że sytuacja jest absurdalnie wręcz
skomplikowana. Animorphy mają prawdziwego pecha – a mówimy tu o dzieciakach,
dla których potyczki z porywaczami ciał czy infiltracje wrogich kosmicznych
posterunków to w zasadzie rutyna.
Bohaterowie
wysyłają Tobiasa po Axa i lecą
ratować tego drugiego androida. Błyskawicznie lądują na slumsach i orientują
się, że nie ma co się bawić w subtelności – przybierają morphy bojowe i
ścierają się ze SWATem, jednocześnie próbując dostać się do zamkniętego w
komórce pod schodami Chee. Cassie zostaje postrzelona, a Marco dźgnięty nożem.
Rachel – w swoim tradycyjnym morphie słonia – ma już tego wszystkiego
serdecznie dosyć i postanawia rozwalić cały ten cyrk w drobny mak. Przedziera
się w stronę pasera-kontrolera i również zostaje postrzelona. Słyszy głosy
policjantów, którzy wezwali posiłki oraz kogoś z miejskiego ogrodu
zoologicznego – najpewniej rodziców Cassie – do opanowania sytuacji. Na
szczęście w porę przybywają Ax z Tobiasem i Animorphom udaje się ujść z życiem
oraz unieruchomionym androidem. Ale tylko ledwo, bo w pewnym momencie jeden z
policjantów ujawnia się jako Yeerk i trzyma w szachu naszych bohaterów. Rachel
wpada w furię, ale nie może pozwolić sobie na utratę panowania. Szczęściem na
miejscu zjawia się Ax w morphie skunksa, of
all animals, i używa wiadomej umiejętności tego zwierzęcia do
obezwładnienia Yeerka. Misja kończy się szczęśliwie bez ofiar.
Niedługo
później bohaterowie spotykają się, by omówić następne posunięcie. Dostanie się
do pogrążonego w oceanicznych głębinach statku kosmicznego to nie lada wyzwanie
– bohaterowie decydują się na morphy kałamarnic, bo niewiele innych istot
będzie w stanie przetrwać w takich warunkach. Problem – bo to Animorphs, oczywiście, że jest jakiś
problem – polega jednak na tym, że bohaterowie nie mają szans na zetknięcie się
z żadną kałamarnicą by pobrać jej DNA. Na pewno nie przed tym, gdy ujawniony
zostanie drugi android – ten z elektrowni atomowej. To zmienia ich priorytety –
decydują się najpierw uratować wzmiankowanego androida, a dopiero potem
pomyśleć, co dalej. Tyle tylko, że włamanie się do elektrowni atomowej –
prawdopodobnie najlepiej strzeżonego budynku w całej okolicy – również jest
niemożliwe, przynajmniej bez dłuższego planowania, na co z oczywistych względów
nie mają czasu, bo uwięziony tam Chee zostanie odkryty za niecałe osiem godzin,
gdy nastąpi wieczorna zmiana. Czyli klops.
Mocno
przybita Rachel wraca do domu i razem z siostrami ogląda telewizję. Na kanale
lokalnym lecą wiadomości – między innymi relacja z incydentu z centrum
handlowego… oraz informacja o tym, że na pobliski brzeg wyrzucony został
wieloryb, dokładnie taki, jakiego morph przydałby się naszym bohaterom w
trakcie ich głębinowej eskapady do statku Chee – bo to jedno z niewielu
stworzeń, dzięki którym będą w stanie upolować kałamarnicę. To nie może być
zbieg okoliczności – najwyraźniej Animorphom ktoś lub coś bardzo mocno sprzyja.
I to ktoś potężny, zważywszy na fakt, że był w stanie dostarczyć im niemal
dosłownie pod sam nos wieloryba. Dziewczyna dzwoni do Cassie i informuje swoją
przyjaciółkę o tym wszystkim. Rachel jest poirytowana – ktoś manipuluje nią i
jej przyjaciółmi dla własnych celów. Dziewczyny zbierają całą ekipę i wspólnie
udają się na plażę, by pobrać morpha od wieloryba. Jest to przedstawiciel
podgatunku wieloryba spermacetowego (sperm
whale) i zastanawiam się, jak wielkiej pokusie opierać się autorka tego
tomu, by w żaden dowcipny sposób tego nie skomentować.
Animorphy –
dość rozsądnie – bardzo podejrzliwie podchodzą do całej tej sytuacji. Zgadzają
się, że ktoś nimi manipuluje i prawdopodobnie nie robi tego Ellimist, bo on
zazwyczaj działa bardziej otwarcie. Rachel niepokoi się, że coś, co nie ma
skrupułów, by poświęcić życie wieloryba dla osiągnięcia własnych korzyści może
mieć ich równie mało w stosunku do samych Animorphów. Bohaterowie dowiadują
się, że The Sharing – organizacja, dzięki której Yeerkowie werbują nowych
nosicieli – wysłała swoich ludzi, by zbadali czy wieloryb nie ma czegoś
wspólnego z Animorphami, co podnosi ryzyko ich sukcesu. Ustalają, że tylko
część z nich uda się na plażę i zaryzykuje pobranie morpha. Dochodzi do
losowania, w trakcie którego Rachel stara się wymusić na Tobiasie, by
podpowiedział jej, którą słomkę wybrać, by udać się na tę eskapadę. Tobias
początkowo odmawia, ale ostatecznie daje się złamać i telepatycznie zdradza jej
położenie właściwej słomki. Sama Rachel otwarcie przyznaje sama przed sobą, że
boi się ewentualnej głębinowej wyprawy, ale – właśnie dlatego, że ten strach
tak bardzo ją ekscytuje – chce się tego podjąć. Oprócz niej do akcji z
pobraniem morpha wylosowany zostaje Tobias – piszę „wylosowany”, choć po
prawdzie nie było tu żadnego elementu losowego, bo sokoli (myszołowowy?) wzrok
Emohawka gwarantuje mu, że zna położenie krótszej słomki. Rachel jest
poirytowana – wie, że Tobias nienawidzi wody i dołączył do tej eskapady wyłącznie
ze względu na nią. Dołącza do nich również Cassie, której obecność w takim
miejscu i przy takiej sytuacji na pewno nie obudzi niczyjego podejrzenia. Razem
z nią Rachel pomagają w zepchnięciu wieloryba z powrotem do wody i, przy
okazji, pobrania morpha. Tobias ma z tym nieco więcej problemów, ale i jemu
udaje się tego dokonać.
Bohaterowie
udają się na głęboką wodę – dosłownie i w przenośni – po czym przybierają
postaci wielorybów. Rachel trochę gubi się w nowym morphie, bo jego spokojna,
nieskomplikowana świadomość jest bardzo komfortowa, ale pozostałym udaje się
przywrócić ją rzeczywistości. Bohaterowie mogą udać się na polowanie na
kałamarnicę – jedyne stworzenie, które będzie w stanie dotrzeć na głębokość, na
której znajduje się statek Chee. By jakoś urozmaicić sobie polowanie Cassie
nawiązuje rozmowę, w trakcie której Rachel – z zaskoczeniem dla samej
siebie wspomina, że T.T. chciał się z
nią umówić. Tobias, co było do przewidzenia, jest tym poirytowany. Wywiązuje
się między nimi kłótnia, ale Rachel szybko zmienia temat. Poszukiwania
kałamarnicy kończą się sukcesem – to kałamarnica znalazła ich. Rachel i Tobias
zostają zaatakowani, ale ostatecznie udaje im się pokonać napastnika i zdobyć
jego DNA. Bohaterowie zmieniają się w kałamarnice i – po zwyczajowych
problemach związanych z okiełznaniem instynktów nowego morpha – ruszają w
stronę położonego na dnie oceanu statku kosmicznego Chee. Udaje im się go
odnaleźć, jednak najwyraźniej Yeerkom także udało się ustalić jego położenie,
ponieważ prowadzą poszukiwania na własną rękę. Animorphy resetują ustawienia
komputera pokładowego… uruchamiając równocześnie mechanizm samozniszczenia
wszystkich Chee w zasięgu radaru. Wszystko wskazuje na to, że androidy oparły
swój system komputerowy o Windowsa Vistę.
Jakby tego
było mało, statek odnaleźli również Yeerkowie – z Visserem Trzy na czele. W
trakcie gdy próbują wedrzeć się na statek Animorphy słyszą jakiś nowy głos.
Okazuje się on należeć do sadystycznej nadistoty, która od samego początku
pociągała za sznurki, by doprowadzić do takiej, a nie innej sytuacji.
Tajemniczy demiurg kpi z poszczególnych członków drużyny, na przykład
przypominając Marco o tym, że jego matka – o ile nadal żyje – ma w głosie
Yeerka oraz nazywając Cassie hipokrytką. Istota przedstawia się w końcu jako
Drode i przyznaje, że jest jednym z pomagierów Crayaka, a cała ta szarada jest
rodzajem wyrafinowanej zemsty za pokrzyżowanie jego planów związanych z
Howlerami (patrz poprzedni tom). Bohaterowie uchodzą z życiem rozpylając wokół
siebie atrament i ukrywając się w ten sposób przed Yeerkami na tyle długo, by
móc się przemorphować i nawiązać walkę, którą Animorphy zaczynają przegrywać. W
tym samym czasie Drode odstawia przed Rachel szatańskie kuszenie i nęci ją, by
zabiła Jake’a i przeszła tym samym na stronę Crayaka. Dziewczyna oczywiście
odmawia i gdy już Animorphy mają ponieść ostateczną porażkę, w statku pojawia
się Erek, robi… coś i wszystko dobrze się kończy – Visser ze swoimi
przybocznymi zostaje przez statek Chee usunięty z powrotem do jego własnego
pojazdu, a bohaterowie wracają do domu. Strasznie to było pospieszne zamknięcie
i zdecydowanie finał książki jest jej najsłabszym punktem. W epilogu T.T.
ponownie zaprasza Rachel na randkę i dziewczyna niemal się godzi, ale
ostatecznie ponownie daje mu kosza.
Powiem tak
– to był naprawdę dobry tom. Gdy oceniam poszczególne książki z serii Animorphs, zwykle biorę pod uwagę trzy
czynniki. Po pierwsze – czy opowiadają interesującą historię? Po drugie – czy
rozwijają w jakiś znaczący sposób postać prowadzącą narrację danego tomu? Po
trzecie – czy rozwijają wewnętrzną mitologię świata przedstawionego. Jeśli
przynajmniej dwa z tych kryteriów są spełnione w satysfakcjonujący mnie sposób,
oceniam dany tom pozytywnie. The Exposed (po
pierwsze) miał stosunkowo przyzwoitą fabułę, która wystartowała z
interesującego punktu wyjściowego. Jedyne czego mi brakowało to jakiegoś
zaskoczenia, bo już od samego początku bohaterowie mieli jasno sprecyzowany
plan działania, który przez całą powieść odhaczali punkt po punkcie bez żadnych
znaczących zmian. W kwestii (po drugie) rozwoju charakterologicznego Rachel
również jest zadowalająco. Dziewczyna zaczyna romansować z myślą stworzenia
sobie jakiegoś intymnego życia, które nie będzie powiązane z całym tym
bałaganem związanym z inwazją kosmitów na naszą planetę – szuka komfortu
normalności, której Tobias, z oczywistych względów, nie jest w stanie jej
zapewnić. Wielokrotnie wspominałem, że shipuję tę dwójkę, nie oznacza to
jednak, że koniecznie chcę by ich wspólny wątek był przeciągany do momentu, w
którym stanie się nużąco frustrujący, dlatego nie przeszkadza mi fakt, że
pojawiają się w nim pewne komplikacja – zresztą, to przecież nawarstwiające się
komplikacje sprawiają, że relacja Rachel i Tobiasa jest tak interesująca fabularnie.
Jest też w końcu (po trzecie) kwestia rozwoju świata przedstawionego. Dostajemy
tu jednocześnie trochę więcej informacji o Chee którzy powoli wyrastają na
czwartą po ludziach, Yeerkach i Andalitach rasę rozumną pełniącą kluczową rolę
w opowieści oraz zupełnie nową postać powiązaną w nie do końca jasny jeszcze
sposób z Crayakiem. Do tego sugestia, że Crayak z jakiegoś powodu interesuje
się Rachel otwiera pole manewru do kolejnego interesującego wątku. Jestem
bardzo zadowolony z lektury tego tomu i cieszę się, że jego autorka napisała
jeszcze dwie pozycje z tej serii.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz