fragment okładki |
Trzecia
część człowieka to debiutancka
powieść autorstwa Krzysztofa Matkowskiego w całości oparta o tak zwany high-concept. Nie oznacza to – jak może
sugerować ten termin – że mamy do czynienia z jakimś wyrafinowanym pomysłem
wyjściowym albo wyjątkowo dopracowaną narracją. Przeciwnie. High-concept oznacza historię w całości podporządkowaną
jednemu, prostemu motywowi, który eksplorowany jest na płaszczyźnie fabuły.
Opowieści z gatunku „co by było, gdyby…?” na ogół są dobrymi przykładami tego
typu dzieł.
W tym konkretnym przypadku mamy do
czynienia z motywem „co by było, gdyby jakiś człowiek rozszczepił się na trzy
duplikaty”. Nie jest to w żadnym wypadku oryginalny punkt wyjścia dla fabuły –
każdy szanujący się telewizyjny serial fantastyczny albo cykl książkowy ma na
swoim koncie historię opartą na tym pomyśle. Od Star Trek: The Original Series po Animorphs, od Strefy Mroku po Warehouse
13. Wydawnictwo Marvel ma nawet superbohatera z taką mocą, co zresztą było intensywnie (i
bardzo zajmująco) eksplorowane przez
scenarzystę Petera A. Davida w komiksie X-Factor
wydawanym w pierwszej dekadzie XXI wieku. Prawdopodobnie nie da się wycisnąć z
tego motywu nic ciekawego.
Ale też nie trzeba niczego wyciskać – niekoniecznie. Historie o dosłownych
rozszczepieniach osobowości (poprzez naukę, magię albo inne nadprzyrodzone
siły) na fizyczne duplikaty dziedziczące osobowość i wspomnienia oryginału mogą
posłużyć jako znakomite narzędzie narracyjne do opowieści o złożoności
ludzkiego istnienia. Historie piszą się niemal same – co, jeśli po
rozszczepieniu jeden duplikat pójdzie w swoją stronę i zacznie rozwijać cechy,
które u oryginału były ledwie zasygnalizowane i doprowadzi to do konfliktu z
duplikatem, który nadal żyje życiem oryginału? To może być cokolwiek.
Orientacja polityczna. Pogląd na rzeczywistość. Nieleczone zaburzenie
psychiczne, które nasili się w nowych warunkach. Wypierana orientacja
seksualna, która wreszcie odnajduje przestrzeń do oddechu. Życie duchowe, które
nagle rozwinie się w ramach nowych wydarzeń albo odwrotnie – uduchowiona do tej
pory osobowość przekonstruuje się i skłoni ku agnostycyzmowi lub ateizmowi.
Albo odnajdzie inną religię. W ten sposób drugi duplikat, kontynuujący żywot
oryginału – a wraz z nim czytelnik – będzie musiał skonfrontować się z tymi
aspektami własnego potencjału, których do tej pory nie rozważał albo się nie
podejrzewał. Umiejętnie opowiedziana, historia o duplikatach może opowiedzieć
nam coś interesującego o tym, jak wiele – albo jak niewiele – zależy od
podejmowanych przez nas decyzji, w jakim stopniu środowisko wpływa na naszą
naturę i jak nasze unikalne doświadczenia czynią z nas osoby, którymi jesteśmy.
I to jest punkt, z którego można wyjść we
właściwie każdym kierunku, w zależności od tego, co dany autor chce powiedzieć.
Olga Tokarczuk pewnie zrobiłaby z tego absolutnie zachwycające opowiadanie o
egzystencjalistycznym zabarwieniu. King – zapewne mocny, przejmujący horror na
tysiąc stron. Ja prawdopodobnie utkałbym z tego subwersywny queerowy erotyk o
eksploracji indywidualnej seksualności. Matkowski nie jest jednak ani
egzystencjalistą (jak Tokarczuk) ani gawędziarzem (jak King) ani świntuchem
(jak ja). Kim jest zatem? Ciężko, do cholery, powiedzieć. Ostrożnie zgaduję, że
odpowiedź brzmi „moralistą”, bo Trzecia
część człowieka zdaje się zawierać w sobie życiową lekcję odnośnie
niebezpieczeństw związanych ze ściganiem własnych marzeń… prawdopodobnie.
Trzecia
część człowieka to studium charakteru
postaci pozbawionej charakteru. Główny bohater jest niesamowicie banalny. Ot,
stosunkowo dobrze ustawiony polski mężczyzna pod trzydziestkę z wyższej klasy
średniej, z typowymi dla tej grupy demograficznej zainteresowaniami, ambicjami,
potknięciami oraz aspiracjami życiowymi. Z zawodu lekarz, niespełniony artysta,
ma narzeczoną. Nie ma żadnych interesujących cech, refleksji albo przekonań.
Samo w sobie nie byłoby to może aż tak bardzo złe, ale banalność protagonisty
mocno podważa jego motywację. Damian podjął decyzję o rozszczepieniu się,
ponieważ miał przekonanie, że posiada tyle potencjału, iż nie zdołałby się
zrealizować życiowo egzystując wyłącznie jako jedna osoba. Problem polega na
tym, że z narracji nijak to nie wynika. Połowa moich znajomych widzie znacznie
bogatsze, bardziej interesujące żywoty niż główny bohater tej książki. Pewną
wskazówkę może stanowić informacja o tym, że Damian ma na koncie
prawie-że-zdradę swojej partnerki… ale jeśli wyłącznie na tym buduje swoje
przekonanie o swoim ponadprzeciętnym potencjale, to ewidentnie brakuje mu
samoświadomości.
Możliwe, że o to właśnie chodzi – że
autor chce pokazać, jak jego bohater przecenia samego siebie – ale też Damian
nie wykazuje osobowości narcystycznej. On w ogóle nie wykazuje jakiejkolwiek
zauważalnej osobowości i to jest dużą częścią problemu, jaki mam z tą książką.
Gdyby Matkowski zbudował ze swojego bohatera interesującą, wyrazistą
charakterologicznie osobowość o wielu wymiarach i niuansach, znaczących
relacjach towarzyskich i zawodowych, po rozszczepieniu sytuacja stałaby się
znacznie bardziej interesująca. Tymczasem mamy młodego mężczyznę z wyższym
wykształceniem, który ma narzeczoną (później żonę) lubi podróże i hobbystycznie
interesuje się rysownictwem. To nie jest osobowość. To CV prekariusza
szukającego pracy w młodym, dynamicznym zespole. Ciężko opowiedzieć jest o kimś
takim zajmującą historię, jeszcze trudniej – historię o rozszczepieniu, w
której z jednego smutnego nudziarza otrzymujemy aż trzech.
I każdy z nich jest tak samo nijaki.
Autor wysyła dwa duplikaty w podróż za marzeniami oryginalnego Damiana, a
trzeci duplikat kontynuuje życie pierwowzoru. Z czasem oczywiście sytuacja
zaczyna się komplikować. Kto ma prawo do wspólnych znajomych pierwowzoru? Do
jego przeszłości? Znaczących relacji międzyludzkich, które nawiązał oryginał?
Autor eksploruje tu raczej „techniczną” część toposu. Źródłem konfliktów jest
nie zaburzona tożsamość duplikatów (które zaskakująco gładko obstawiają się z
tą sytuacją) czy starcia silnych osobowości, które miały szansę rozkwitnąć w
nowych warunkach (bo żaden z duplikatów ani się nie różni od pierwowzoru na
starcie, ani nie nabywa tych różnic w ramach nowych doświadczeń), ale to, że
plan okazał się kompletnym niewypałem. Realizacja aspiracji życiowych obu
duplikatów, które odeszły w świat skończyła się utknięciem w życiowym zaułku i
desperacką chęcią powrotu do poprzedniego życia.
Najgorsze jest w tym wszystkim to, że
ostatecznie fabuła nie prowadzi do niczego satysfakcjonującego. Po zakończeniu
fabuły Damian nie wykazuje żadnej zauważalnej przemiany. Nie ma zresztą szansy
jej przejść, bo finałowy konflikt rozwiązuje za niego jego ojciec, w
międzyczasie wtajemniczony w całą sprawę. I to prawdopodobnie w sposób
najgorszy z możliwych. Puentą tekstu zdaje się być przestroga przed ściganiem
marzeń oraz indywidualnego spełnienia, ponieważ doprowadzi to do
nierozwiązywalnego impasu gdy różne aspekty naszego życia zaczną się ze sobą
mieszać i sabotować pozostałe.
Prawdą jest, że niektóre elementy naszego
życia – hobby, wychowywanie dziecka, realizacja zawodowa albo cokolwiek innego
– mogą zmienić się w niebezpieczne obsesje mające wyniszczający stosunek dla
otoczenia i samej zainteresowanej osoby poprzez to, w jaki sposób konsumują
całe jej życie. Nie oznacza to jednak, że powinniśmy rezygnować z naszych
życiowych aspiracji, nawet jeśli będziemy musieli iść na pewne kompromisy. To
jest właśnie problem z Damianem – chce być jednocześnie rysownikiem w całości
poświęconym karierze artystycznej, podróżnikiem zwiedzającym świat oraz głową
rodziny w sielskiej rzeczywistości wyższej klasy średniej. Dar rozszczepienia
się (odziedziczony po dziadku, który na łożu śmierci wyjawia wnukowi ten
sekret) ma mu posłużyć jako narzędzie do realizacji tych celów. Rezultat jest
jednak tragiczny – oba duplikaty ścigające marzenia o karierze artystycznej czy
podróżniczej po trzech latach pragną powrotu do bezpiecznego, stabilnego życia.
Duplikat, który pozostał, by żyć życiem oryginalnego Damiana znajduje się zatem
pod potężną presją i nie ma pojęcia, jak wyjść z tej sytuacji. Sytuacje
rozwiązuje więc za niego ojciec, otruwając jego konkurentów i, wraz z
pozostałym przy życiu duplikatem, pozbywając się ciał.
I… to tyle. Ostatni, epilogiczny rozdział
nie dostarcza żadnych informacji, że Damian cokolwiek wyniósł cokolwiek z tych
doświadczeń, zmienił podejście do życia. Historia nie ma żadnego sensownego
zamknięcia, co całą ją czyni pozbawioną sensu. Damian dowiedział się o
możliwości rozszczepienia, dokonał tego, sytuacja nabrzmiała i została
rozładowana. Nikt niczego się nie nauczył, smutny nudziarz pozostał smutnym
nudziarzem, tyle tylko że okaleczonym (najpewniej trwale), ale wcale nie
mądrzejszym życiowo. Lekturę Trzeciej
części człowieka zakończyłem z poczuciem zmarnowanego czasu.
I lekką frustracją, bo niewiele było
trzeba, by zapobiec temu problemowi. Wystarczyło dać Damianowi (duplikatowi,
który odziedziczył jego imię oraz dotychczasowe życie po oryginalnym Damianie)
decyzyjność w kwestii uporania się z tym problemem, którą to decyzyjność w
kluczowym momencie wyjął mu z rąk ojciec. Niech podejmie samodzielną decyzję,
nawet jeśli miałaby być taka sama. Pokazałoby to, że Damian – któryś Damian – w jakiś sposób dojrzał i
gotów jest podjąć trudną decyzję oraz żyć z jej ciężarem. A potem pokazać ten
ciężar w ostatnim rozdziale, który rozgrywa się kilka lat po głównych
wydarzeniach.
Czyli Trzecia
część człowieka jest słabą książką, tak? Cóż… nie, niezupełnie. To
powieściowy debiut Matkowskiego, a tego typu utwory nauczyłem się mierzyć nieco
inną miarką. Pozytywnie zaskoczył mnie wyrobiony warsztat autora, z umiejętnym
wprowadzaniem motywów i bohaterów budujących całą opowieść. Dlatego tak mocno
uderzyła mnie konkluzja powieści, w której z jakiegoś powodu tego zabrakło.
Wydaje mi się, że rozumiem, co autor miał do przekazania (w polskiej prozie
fantastycznej autor mający cokolwiek do przekazania to już jest spory ewenement)
po prostu po drodze nastąpiło rozejście. Matkowski wie też, w jaki sposób
funkcjonuje symbolika oraz w jaki sposób pogłębia opowieść. Z oczywistych
powodów nie ma jednak wprawy o operowaniu nią i dlatego jednym z powracających
motywów jest… pizza pepperoni podzielona na dziewięć kawałków symbolizująca
dziewięć żyć głównego bohatera. Tja. Ogółem widać tu zaczątki obiecującego
powieściopisarza i bardzo bym nie chciał, by ta recenzja zniechęciła go do
dalszej twórczości.
Tekst powstał w ramach współpracy z producentem czytników książek elektronicznych PocketBook
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz