piątek, 19 lipca 2019

Star Trek - od czego zacząć

fragment grafiki autorstwa slicedmangos, całość tutaj.

Kultura popularna, szczególnie w przypadkach, gdy mówimy o serializowanych formach kulturowych trwających od wielu dekad, ma tendencję do nawarstwiania się i kumulowania w sposób, który z czasem doprowadzić może do pewnej konfuzji. W dzisiejszych czasach – czasach obsesji na punkcie sequeli, prequeli i różnorakich reinkarnacji popkulturowych – jest to zresztą strategią, za pomocą której producenci wywierają presję na grupy konsumenckie, by sprzedać im cały pakiet, zamiast tylko jednego segmentu. Dość dogłębnie opisałem już ten proces w moim studium wydanego przez wydawnictwo Egmont komiksu Avengers. Impas – Atak na Pleasant Hill, więc nie będę się powtarzał. Dość powiedzieć, że – do pewnego przynajmniej stopnia – Star Trek zdecydowanie jest takim przypadkiem. W momencie, w którym piszę te słowa wyemitowanych zostało siedem seriali telewizyjnych oraz trzynaście filmów kinowych składających się na spójną, luźno powiązaną ze sobą strukturę narracyjną. Część z tych rzeczy emitowana była w niechronologiczny sposób, część emitowała była równolegle, niektóre seriale i filmy nawiązywały do siebie w sposób niemal obligujący do znajomości obu tekstów. Nic dziwnego, że dla wielu osób zainteresowanych wejściem w uniwersum Star Treka wydaje się ono niemal niemożliwe do sensownego spenetrowania. 

Kilka lat temu postanowiłem obejrzeć całego Star Treka – wszystkie filmy oraz seriale uznawane powszechnie za kanoniczne, w takiej kolejności, w jakiej były emitowane w czasie rzeczywistym. Było to interesujące i, przez większość czasu, bardzo pozytywne doświadczenie, które zakończyło się sukcesem. Na bieżąco relacjonowałem ten proces na moim fanpage’u (zapraszam) i, w międzyczasie, wiele osób zadawało mi pytania, od czego najlepiej zacząć oglądanie Star Treka. Dziś, gdy jestem w stanie udzielić kompetentnej odpowiedzi, postanowiłem napisać blognotkę tłumaczącą zawiłości tego uniwersum. Przybliżę w niej kluczowe elementy świata przedstawionego i postaram się opisać poszczególne filmy i seriale w taki sposób, by dać zainteresowanym osobom jakiś racjonalny punkt wejścia albo przynajmniej podstawowego zrozumienia, o co właściwie chodzi w tym całym Star Treku. 

Zacznijmy od podstaw. Uniwersum Star Treka prezentuje nam wizję utopijnej przyszłości, w której rodzaj ludzki odrzucił rasizm, seksizm, kapitalizm i ksenofobię na rzecz pokojowego współistnienia oraz badania kosmosu ramię w ramię z innymi rozumnymi rasami. Nie stało się to jednak bez pewnym perturbacji po drodze. W latach dziewięćdziesiątych XX wieku przez naszą planetę przetoczyła się seria konfliktów znana jako Wojny Eugeniczne, w ramach których grupa usprawnionych genetycznie superludzi próbowała przejąć władzę nad światem. W połowie XXI wieku wybuchła Trzecia Wojna Światowa, która pozostawiła naszą planetę w stanie radioaktywnego chaosu. Tuż po tym konflikcie jeden z ziemskich naukowców wynalazł napęd nadprzestrzenny, który umożliwia podróżowanie na niewyobrażalne do tej pory odległości w przestrzeni kosmicznej. To doprowadziło Ziemian do kontaktu z rasą Vulcan, pomogło ludzkiej cywilizacji wydźwignąć się z kryzysu i ostatecznie doprowadziło do powstania Zjednoczonej Federacji Planet, założonej przez ludzi, Vulcan i kilka innych obcych cywilizacji poznanych później. Nie wszystkie napotkane gatunki rozumne okazały się jednak pokojowo nastawione. Do najbardziej agresywnych i niebezpiecznych przeciwników Federacji należy rasa wojowniczych Klingonów oraz makiaweliczni, lubujący się w złożonych intrygach Romulanie. 

Star Trek: The Original Series – pierwszy, oryginalny serial, którego akcja rozgrywa się w tym uniwersum – przenosi nas XXIII wieku, gdy Federacja zajęta jest głównie eksploracją Kosmosu, zawiązywaniem stosunków dyplomatycznych z nowymi rasami, badaniem kosmicznych fenomenów oraz konfliktami z Klingonami i Romulnami. Akcja serialu skupia się na załodze statku gwiezdnego USS Enterprise i pięcioletniej misji eksploracyjnej. Serial powstał w schyłkowych latach sześćdziesiątych i wykazuje większość cech charakterystycznych dla telewizji tamtego okresu – od bardzo autonomicznych fabularnie odcinków (niemal wszystkie można oglądać w dowolnej kolejności bez ryzyka utraty jakiegoś istotnego kontekstu sytuacji) po specyficzny sposób narracji i gry aktorskiej. Nie dla każdej osoby będzie to strawne, ja będę jednak zachęcał do sięgnięcia po ten serial, bo co najmniej kilka odcinków to absolutna klasyka telewizyjnej narracji, a Leonard Nimoy w roli Spocka jest niesamowicie czarujący. Serial jest też zresztą bardzo istotny dla ogólnej narracji franczyzy – w ten czy inny sposób nawiązują do niego wszystkie kolejne seriale, najczęściej rozwijając i rozbudowując motywy, które Star Trek: The Original Series jedynie zasygnalizował albo potraktował na zasadzie jednorazowej „koncepcji odcinka”. Dobrym przykładem jest Mirror Universe – alternatywne uniwersum równoległe, w którym zamiast demokratycznej, pacyfistycznej Federacji ludzkość stworzyła faszystowskie Imperium Terran, brutalnie podbijające i podporządkowujące sobie wszystkie napotkane rasy. W Star Trek: The Original Series Mirror Universe pojawiło się tylko raz, jednak kolejne seriale wracały czasami do tej koncepcji, eksplorując historię tej rzeczywistości w ramach okazjonalnych, regularnych odwiedzin (Star Trek: Deep Space 9) czy wręcz włączenia tego motywu do struktury fabularnej całego sezonu (Star Trek: Discovery). 

Warto w tym miejscu wspomnieć od „Cage” – pierwszym pilotowym odcinku serii, który prezentuje inną wersję załogi Enterprise i innego głównego bohatera, kapitana Christophera Pike’a. Odcinek ten został później włączony do fabuły Star Trek: The Original Series na zasadzie prequela rozgrywającego się dziesięć lat przed serią – jego wydarzenia (zaprezentowane w formie długich segmentów retrospektywnych) stały się podstawą jedynego dwuodcinkowego epizodu serialu, The Menagerie. W oryginalnej, pierwotnej formie odcinek wyemitowany został dopiero w latach osiemdziesiątych. 

Po zakończeniu trwającego trzy sezony Star Trek: The Original Series ukazał się serial animowany kontynuujący jego fabułę, z (niemal całą) główną obsadą powracającą do swoich ról. Animowany format pozwolił na znacznie większą różnorodność w wyglądzie postaci i otoczenia – z drugiej jednak strony produkcję serialu zlecono studiu Filmation znanemu z bardzo niskiej jakości produkcji i silnemu bazowaniu na ograniczonej animacji. Istnieją sprzeczne informacje co do kanoniczności Star Trek: The Animated Series, ja jednak uznaję go za kanoniczny, bo co najmniej kilka motywów przedstawionych w tej kreskówce powróciło później w serialach i filmach kinowych. Nie zmienia to jednak faktu, że ze wszystkich seriali wymienionych w tej notce, ten konkretny można sobie darować w zasadzie bez większych konsekwencji dla zrozumienia szerszego megatekstu. 

Historia załogi z obu tych seriali kontynuowana była w serii filmów. Sześć pierwszych obrazów kinowych (Star Trek: The Motion Picture, Star Trek II: The Wrath of Khan, Star Trek III: The Search for Spock, Star Trek IV: The Voyage Home, Star Trek V: The Final Frontier oraz Star Trek VI: The Undiscovered Country). Filmy drugi, trzeci, czwarty i szósty tworzą coś w rodzaju ciągłej, zamkniętej narracji. Pierwszy i piąty stanowią natomiast indywidualne (i, w mojej opinii, niespecjalnie udane) opowieści, które spokojnie można sobie darować, nie tracąc przy tym zbyt wiele. 

Kolejny serial telewizyjny, Star Trek: The Next Generation, przenosi nas sto lat w przyszłość względem Star Trek: The Original Series. Federacja wciąż istnieje, stosunki dyplomatyczne z dotychczasowymi wrogimi rasami nieco się poprawiły. Ponownie śledzimy losy załogi (nowej) statku gwiezdnego Enterprise (również nowego) eksplorującego kosmos (ten sam). Pierwsze sezony tego serialu były… no cóż… złe. Bardzo złe. To był ten typ słabej telewizji, który wymaga alkoholu i znajomych rzucających żartami z pozycji kanapy, by jakoś je przetrwać. Nie zmienia to jednak faktu, że z każdym kolejnym sezonem Star Trek: The Next Generation stawał się coraz lepszy, aż do momentu, w którym z czystym sumieniem można było go nazwać klasyką telewizyjnej fantastyki naukowej. To sprawia, że mimo wszystko warto przecierpieć niedorzecznie fatalny początek (albo przeskoczyć od razu do trzeciego sezonu, bo mniej więcej tam zaczyna robić się znośnie), bo ten proces bardzo szybko się zwraca. 

Serial przedstawia całkiem sporo wątków i koncepcji istotnych dla zrozumienia późniejszych iteracji Star Treka. Prawdopodobnie najważniejszym jest wojna Federacji z nowo przedstawioną kosmiczną potęgą – faszystowskimi Cardassianami. Wojna zakończyła się bardzo niestałym paktem o nieagresji, w ramach którego część terytoriów do tej pory zamieszkiwanych przez obywateli Federacji włączona została do Unii Cardassian. Niektórym mieszkańcom tych obszarów nie spodobał się przymus opuszczenia miejsc, które zdążyli już nazwać domem. Wskutek tego powstała niezależna od Federacji organizacja terrorystyczna znana jako Maquis walcząca o niepodległość terytoriów, do których prawo rości sobie Unia. 

Kolejnym istotnym wątkiem jest przedstawienie kolektywu Borg – nie „rasy” w ścisłym tego słowa znaczeniu, ale pewnej świadomości zbiorowej, która rozwija się poprzez asymilację napotkanych po drodze inteligentnych istot żywych oraz technologii. Jako taka przypomina raczej siłę natury niż stronnictwo, z którym można pertraktować i nawiązywać dyplomatyczne stosunki. Kolektyw Borg jako jedna z niewielu sił była w stanie poważnie zagrozić istnieniu Federacji. 

Jest też Kontinuum Q – kosmiczna rasa istot obdarzonych niemal boskimi mocami, która postawiła ludzkość przed swego rodzaju sądem mającym rozstrzygnąć czy nasz gatunek godzien jest dalszej egzystencji czy też samo jego istnienie jest zbyt niebezpieczne dla Wszechświata i jednak należy go prewencyjnie wymazać. Jeden z jej przedstawicieli (nazywany po prostu Q) pojawia się średnio raz na sezon, najczęściej w odcinkach związanych z rozwojem tego wątku. O Q wspominam, ponieważ pojawia się on również kilku kolejnych serialach, choć już w znacznie mniej istotnej roli. 

Po zakończeniu liczącego siedem sezonów serialu Star Trek: The Next Generation historia statku oraz jej załogi kontynuowana była w serii filmów kinowych – analogicznie do sytuacji z Star Trek: The Original Series. Pierwszy z nich, Star Trek: Generations, stanowi swoisty pomost między obiema epokami Star Treka – powracają w nim zarówno bohaterowie Star Trek: The Original Series jak i załoga ze Star Trek: The Next Generation. Kolejne filmy – Star Trek: First Contact, Star Trek: Insurrection oraz Star Trek: Nemesis – skupiają się już wyłącznie na nowszej generacji. Ich fabuła stanowi w znacznej mierze domknięcie niektórych wątków przewijających się przez cały serial i nie wydaje mi się, by był jakikolwiek sens sięgania po filmy bez choćby pobieżnej znajomości serialu. 

Następnym serialem ze świata Star Treka jest Star Trek: Deep Space 9 – swoisty ewenement w tradycyjnej formule tej franczyzy, bo skupia się nie na załodze statku gwiezdnego przemierzającego galaktykę, a na mieszkańcach stacji kosmicznej wiszącej nad planetą Bajor, do niedawna znajdującej się pod okupacją Cardassian (patrz wyżej), do której wzmiankowana stacja do tej pory należała. Teraz zajmuje ją Federacja, która jest tam po to, by zadbać o suwerenność Bajoran. Ci jednak dość podejrzliwie patrzą na nowych rezydentów tytułowej Deep Space 9, zastanawiając się, czy nie zamienili jednego okupanta na innego. Jakby tego było mało, nieopodal stacji pojawił się tunel podprzestrzenny wiodący do odległego, niezbadanego dotąd zakątka galaktyki. 

Takie podejście – skupienie się na sytuacji politycznej konkretnego regionu zamiast podróżowania z jednego zakątka Kosmosu w inny – ułatwiło stworzenie serialu o znacznie bardziej spójnej narracji niż którykolwiek z poprzednich. O ile Star Trek: The Next Generation miewał okazjonalne powracające motywy i wątki przewijające się przez całe sezony (a nawet cały serial), o tyle wciąż narracja bazowała na autonomicznych, zamkniętych fabułach. Star Trek: Deep Space 9 odwraca te proporcje, dzięki czemu prezentuje chyba najbardziej spójne narracyjnie doświadczenie ze wszystkich seriali spod znaku Star Treka. Chronologicznie (zarówno w wewnętrznej chronologii świata przedstawionego jak i chronologii emisji poszczególnych odcinków) dwa pierwsze sezony Star Trek: Deep Space 9 pokrywają się z dwoma ostatnimi sezonami Star Trek: The Next Generation, ale nawiązania są nieliczne i bardzo łatwe do zrozumienia z kontekstu nawet dla osób, które nie widziały Star Trek: The Next Generation. 

Najistotniejszym dla szerszego uniwersum dodatkiem do mitologii Star Treka jest w tym przypadku Sekcja 31 – głęboko zakonspirowana organizacja szpiegowska działająca skupiająca się na dbaniu o dobro cywilizacji ludzkiej wykorzystując do tego metody stojące w sprzeczności z humanistyczną filozofią Federacji. Zabójstwa polityczne, ludobójstwa, szantaże, tortury, sabotaże… Sekcja 31 była w Star Trek: Deep Space 9 bardzo frapującym motywem prowokującym wiele pytań o granice moralne, w ramach których można poruszać się celem zachowania pokoju, nic zatem dziwnego, że pozostała popularnym motywem, który powracał w innych serialach i filmach spod znaku Star Treka jeszcze kilka razy. 

Star Trek: Deep Space 9 przetrwał siedem lat i jest prawdopodobnie najbardziej spójnym jakościowo serialem tej franczyzy i jego oglądanie od pierwszego do ostatniego odcinka zwraca się znacznie szybciej niż w przypadku Star Trek: The Next Generation. Z uwagi na fabułę opartą na przenikających się wzajemnie, konsekwentnie rozwijanych wątkach jest też bardzo strawny dla współczesnego widza – warto wspomnieć tu również o bardzo dobrym finale, który wieńczy całość w naprawdę świetnym stylu i doprowadza wszystkie najważniejsze wątki do satysfakcjonujących konkluzji, a to coś, z czym współczesne seriale mają niekiedy dość duży (ahem) problem. 

Po zakończeniu Star Trek: The Next Generation dostaliśmy jeszcze jeden serial rozgrywający się w tym okresie. Star Trek: Voyager stanowił powrót do koncepcji „planety tygodnia” w narracji opartej na zamkniętych odcinkach, jednak z dodatkowym twistem – serial opowiadał o odysei statku Gwiezdnej Floty, który tajemnicza kosmiczna siła rzuciła w odległy zakątek galaktyki. To sprawiło, że serial jest, przynajmniej początkowo, nieco bardziej oderwany od złożonej mitologii Star Treka, choć z drugiej strony połowę załogi tytułowego Voyagera stanowią Maquis (patrz wyżej) ewakuowani na jego pokład tuż przed teleportacją statku na rubieże galaktyki. Początkowo serial miał opierać się na dynamice zdyscyplinowanego, idealistycznego personelu Federacji ścierającego z cynicznym pragmatyzmem bojowników o niepodległość, ale ten wątek nigdy nie stał się jakoś specjalnie znaczący i po kilku sezonach zupełnie go porzucono. 

Star Trek: Voyager nie jest specjalnie udaną odsłoną franczyzy - serial nigdy nie wykorzystał w pełni unikalnej koncepcji wyjściowej. Niezbadany zakątek galaktyki okazał się jedynie kosmetycznie różny od tego, do czego dane nam już było przywyknąć. Scenariusze również przypominały raczej kalki ze Star Trek: The Next Generation niż cokolwiek noszącego znamiona oryginalności. Sporym problemem było także nadużywanie przez scenarzystów techno-bełkotu – bohaterowie rozwiązywali stawiane przed nimi problemy przerzucając się pseudonaukowym żargonem, a nie podejmując znaczące decyzje czy inteligentne rozwiązania dyplomatyczne. Nie oznacza to jednak, że serial nie ma absolutnie niczego interesującego do zaoferowania, bo – szczególnie w późniejszych sezonach – pojawia się kilka ciekawych motywów, do samego końca pozostaje Star Trek: Voyager ostentacyjnie rozczarowujący. Serial nie wnosi zbyt wiele unikalnych rzeczy do ogólnej mitologii świata przedstawionego, raczej wykorzystuje te przedstawione przez swoich poprzedników – zakończenie znajdują w nim wątki kontinuum Q (patrz wyżej) oraz kolektywu Borg, który z czasem przejmuje główną rolę antagonistyczną w całym serialu. Niektórzy bohaterowie Star Trek: Voyager mają bardzo drobne role gościnne w filmach kinowych kontynuujących Star Trek: The Next Generation. Serial przetrwał siedem sezonów i, na dzień dzisiejszy, jest najpóźniejszą chronologicznie telewizyjną odsłoną Star Treka. 

Następny serial, Star Trek: Enterprise, jest już natomiast prequelem rozgrywającym się sto lat przed Star Trek: The Original Series, od którego zaczął się cały ten bałagan. Tym razem dane nam będzie poznać czasy przed powstaniem Federacji, gdy ziemska Gwiezdna Flota dopiero stawia swoje pierwsze kroki w przestrzeni kosmicznej – pod czujnym okiem bardzo sceptycznych i jeszcze bardziej pryncypialnych Vulcan. Serial okazał się katastrofalnie nieprzemyślany na wielu poziomach – mimo rozgrywania się w erze dziewiczych lotów międzygwiezdnych, cierpiał na nieoryginalność w stopniu jeszcze większym niż Star Trek: Voyager. Silne skrępowanie ustanowioną już mitologią sprawiło, że istniało bardzo niewiele unikalnych opowieści, które dało się opowiedzieć w ramach narzuconych ram czasowych. By temu zapobiec, przedstawiono wątek przewodni Temporalnej Zimnej Wojny – czasoprzestrzennego konfliktu na skalę kosmiczną rozgrywającego się w odległej przyszłości, którego rezultaty sięgały epoki Star Trek: Enterprise – jednak scenarzyści nigdy nie wiedzieli, co właściwie zrobić z motywem i ostatecznie okazał się on kompletnym galimatiasem bez większego sensu. Sytuacji nie poprawiał również fakt, że większość postaci była niemal niemożliwa do polubienia. 

Po dwóch sezonach niepowiązanych ze sobą, odtwórczych i często niedorzecznych odcinków, w trzecim sezonie serial przedstawił spójny wątek wojny ludzi z enigmatyczną rasą Xindi. Serial skasowano po czwartym sezonie, który stanowił kompilację (najczęściej dwuodcinkowych) epizodów przedstawiających początki Federacji, łatających dziury w mitologii, które wyborowały poprzednie sezony (albo poprzednie seriale) lub bawiących się odwołaniami do szerszej mitologii serialu. To ostatnie było zarazem ich największą siłą – bo w końcu serial zaczął przypominać coś na kształt Star Treka – jak i największą słabością – bo by w pełni cieszyć się tymi odcinkami trzeba mieć dość dogłębną wiedzę odnośnie uniwersum. 

Póki co ostatnim serialem rozgrywającym się w podstawowym uniwersum Star Treka jest Star Trek: Discovery, który rozgrywa się po wydarzeniach ze Star Trek: Enterprise, ale (dekadę) przed tymi ze Star Trek: The Original Series. Na dzień dzisiejszy wyemitowane zostały dwa pierwsze sezony, które są bardzo mocno uwiązane do ustalonej już mitologii uniwersum i bazują na wielu motywach eksplorowanych w poprzednich serialach – powracają, w różnym stopniu, konflikt z Imperium Klingonów, Mirror Universe, Sekcja 31, Kapitan Christopher Pike z „Cage”, a nawet kilkoro bohaterów ze Star Trek: The Original Series, na czele z nieco młodszym Spockiem, którego przyszywana siostra jest zresztą główną bohaterką Star Trek: Discovery. Serial wciąż jeszcze szuka pomysłu na samego siebie – w finale drugiego sezonu dochodzi do bardzo radykalnej zmiany status quo, która w (potwierdzonym już) trzecim sezonie prawdopodobnie mocno przedefiniuje to, czym jest ten serial. 

Zostały jeszcze trzy najnowsze filmy kinowe – Star Trek, Star Trek: Into Darkness oraz Star Trek Beyond. Wszystkie trzy rozgrywają się w alternatywnej rzeczywistości (znanej jako Kelvin Timeline) stworzonej przez głównego antagonistę pierwszego filmu, który cofnął się w czasie, by zapobiec zniszczeniu swojej ojczystej planety. Zamieszanie, jakiego dokonał w przeszłości sprawiło, że wykształciła się nowa linia czasowa, w której wiele wydarzeń potoczyło się zupełnie inaczej. Filmy luźno – bardzo luźno – odtwarzają historię Star Trek: The Original Series. Ich blockbusterowa natura i fakt, że rozgrywają się w zmodernizowanym uniwersum sprawia, że spośród wszystkich wymienionych tutaj filmów i seriali te trzy najlepiej nadają się do obejrzenia w ramach niezobowiązującej rozrywki. 

Na dzień dzisiejszy to tyle. Co prawda zapowiedzianych zostało co najmniej kilka kolejnych filmów oraz seriali z serii, ale z mojej perspektywy jest jeszcze zbyt wcześnie, by napisać o nich cokolwiek konstruktywnego. Powraca zatem pytanie – od czego zacząć? Po przeczytaniu tej notki powinniście mieć już na tyle dobrze zarysowany kontekst, by bez większych problemów połapać się w założeniach dowolnego serialu spod znaku Star Treka. Osobiście rekomenduję zaczęcie od Star Trek: The Next Generation albo Star Trek: Deep Space 9, bo te seriale są po prostu najlepsze, przy czym ten drugi znacznie lepiej wpisuje się we współczesne trendy tworzenia metafabuły konsekwentnie rozwijanej przez wiele sezonów – nie wpadając przy tym w ich pułapki tego podejścia do serializowanych form opowieści.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...