Czytanie Transmetropolitan w
2019 roku to dość… pouczające doświadczenie, pokazujące w jak innym kierunku
podążała rzeczywistość jeszcze dwie dekady temu. Komiks Warrena Ellisa był
bowiem – przede wszystkim – satyrą na Amerykę przełomu tysiącleci, jeszcze
sprzed zamachu terrorystycznego na World Trade Center, wojny w Iraku, kryzysu
ekonomicznego i całego tego Sajgonu, z którym musimy sobie radzić do dnia
dzisiejszego. Była to rzeczywistość zupełnie inna od tej, którą mamy teraz –
dlatego zawarty w komiksie zjadliwy komentarz społeczny potępiający, między
bardzo wieloma innymi zjawiskami społecznymi, rozdmuchany konsumpcjonizm,
pozbawiony moralnego kręgosłupa liberalizm i seksualne transgresje jako oznakę
rozpusty, brzmi dziś odrobinę abstrakcyjnie. Wiele się zmieniło od tamtego czasu.
Niekoniecznie na lepsze.
Najmocniej uderzyło mnie to w momencie, gdy Pająk Jeruzalem, główny
bohater serii, zastanawia się, czy powodem panującej wokół niego apatycznej
dekadencji społeczeństwa nie jest fakt, że utraciła ona kontakt z własnymi
korzeniami – futurystyczna wersja USA w świecie komiksu przestała stosować
tradycyjny kalendarz i większość osób zaczęła kontekstualizować przeszłość
poprzez orientacyjne wydarzenia z historii najnowszej. „Ponieważ trudno jest
odnieść się do przeszłości, bardziej niż kiedykolwiek żyjemy w teraźniejszości”
mówi w pewnym momencie protagonista. O ile taka refleksja pod koniec lat
dziewięćdziesiątych mogła stosunkowo dobrze rezonować z ówczesną
rzeczywistością, o tyle współcześnie jest ona wyjątkowo nietrafiona. Przeszłość
nawiedza nas nieustannie, w polityce, międzyludzkich relacjach i kulturze
masowej.
Nie winię komiksu za to, że jest produktem swoich czasów. Przeciwnie –
bardzo go za to cenię. Podkreślałem to jednak wielokrotnie i będę pewnie
jeszcze podkreślał przy wielu innych okazjach – Transmetropolitan to komiks, który w wielu miejscach dość
dramatycznie się zestarzał. Znajduję to szczególnie zabawnym w świetle faktu,
że w trakcie pisania tej serii Warren Ellis tworzył równolegle inny projekt –
metanarracyjny komiks superbohaterski Planetary,
który pod wieloma względami jest przeciwieństwem Transmetropolitan. Także pod względem relewantności. Transmetropolitan był zjadliwą krytyką
społeczną, która z czasem straciła swoją aktualność. Planetary tymczasem, jako list miłosny do kultury popularnej
dwudziestego wieku, z czasem tej aktualności nabrał i dziś, w rzeczywistości, w
której kultura masowa bazuje niemal wyłącznie na formach kulturowych powołanych
do istnienia dwadzieścia, czterdzieści, siedemdziesiąt czy nawet sto lat temu, Planetary jest znacznie bardziej
aktualne niż w chwili swojej premiery. I dlatego – choć oba komiksy uznaję za
wybitne – myślę, że to ten drugi znacznie lepiej przetrwał próbę czasu.
Wróćmy jednak do Transmetropolitan.
Odbywające się w ostatnim tomie wybory spowodowały, że do władzy doszło
polityczne monstrum pozbawione jakiejkolwiek moralności i przyzwoitości, gotowe
poświęcić zdrowie i życie osób ze swojego najbliższego otoczenia, byle tylko
zapewnić sobie kadencję. Pająk, jako celebryta z relatywnie dużym wpływem na
opinię publiczną, znalazł się zatem na celowniku – szczególnie, że już
wcześniej miał na pieńku z obecnym prezydentem. Cały czwarty tom obraca się
właśnie wokół tego konfliktu. Główny bohater zmuszony jest zejść do podziemia,
porzucić swoją dotychczasową pracę i związać się z mniejszym wydawcą, zmienić
miejsce zamieszkania (kilkukrotnie), uważać na płatnych morderców i jednocześnie
prowadzić medialną kampanię wymierzoną w prezydenta, zamieniającego powoli cały
kraj w autorytarne Piekło. W międzyczasie Pająkowi przytrafia się coś, co
wymusza na nim konfrontację z własną śmiertelnością i refleksję odnośnie całego
jego życia. Równolegle Yelena, jedna z jego asystentek, przechodzi interesującą
transformację charakterologiczną – obcowanie z Pająkiem sprawia, że kobieta
przejmować niektóre jego cechy charakteru i manieryzmy. Oba te wątki
poprowadzone są umiejętnie, ale nie sposób oprzeć się wrażeniu, że nieco
pospiesznie – wątkowi Yeleny zabrakło trochę mocniejszego kontrapunktu, wątek
Pająka sprowadza się zaś do kilku nieskoordynowanych fabularnie sygnałów
ostrzegawczych zwieńczonych diagnozą w jednym z ostatnich rozdziałów. Nie jest
to w żadnym razie coś, co jakoś znacząco osłabiałoby wymowę tych narracji,
jednak dało się to zrobić lepiej.
Poza główną linią fabularną tradycyjnie mamy również całe segmenty – a
nawet rozdziały – poświęcone wyłącznie satyrze i komentarzom społecznym, w
którym główni bohaterowie schodzą na dalszy plan albo, w przypadku Pająka,
służą jako narratorzy. Tu Warren Ellis, twórca i scenarzysta Transmetropolitan, błyszczy chyba
najmocniej, wykorzystując świat przedstawiony jako soczewkę uwydatniającą
przywary zachodniego społeczeństwa z przełomu tysiącleci. Największe wrażenie
zrobił na mnie rozdział zatytułowany „Biznes”, w całości poświęcony zagadnieniu
prostytucji osób nieletnich. Ellis podszedł do tego tematu w sposób bardzo
mocny, przytłaczający i obciążający psychicznie, ale jednocześnie bez
sensacyjnego, skandalizującego zadęcia czy eksploatacji. W takich właśnie
momentach (drugim z nich jest rozdział poświęcony osobom chorym psychicznie) z
postaci Pająka wychodzi to, co trudno dostrzec na pierwszy, czy nawet na drugi
rzut oka – jego empatię w stosunku do najsłabszych i najbardziej narażonych na
skrzywdzenie. Łatwo zaszufladkować jest tę postać jako cynicznego dupka i
antybohatera z przerośniętym ego i przywilejami społecznymi umożliwiającymi mu
bezkarne łamanie norm społecznych i prawa, ale pod tą pozą kryje się znacznie
więcej. Pająk nie jest ideałem. Nie jest nawet postacią pozytywną, chyba że na
tle większości innych z jego otoczenia. Jest jednak idealistą, który troszczy
się o innych na tyle, na ile pozwala mu na to sytuacja i jego własne
ograniczenia charakteru.
Jeśli kupiliście trzy pierwsze tomy komiksu Transmetropolitan, prawdopodobnie zakupicie również i ten, więc
jakiekolwiek rekomendacje są Wam zupełnie zbędne. Warren Ellis i Darrick Robertson robią w nim dokładnie tak samo
dobrą robotę, co we wszystkich poprzednich. Tymczasem gorąco zachęcam osoby,
które nadal się wahają, by dały szansę tej serii – mając w głowie wszystkie
powyższe zastrzeżenia, to wciąż jest wybitny, znakomicie napisany i narysowany
komiks, który stanowi zarówno ważny punkt w historii tego medium, jak i
zajmującą opowieść mocno przesiąkniętą polityczną i społeczną satyrą.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz