piątek, 10 maja 2019

Pożytek z Kultury Dobra

fragment grafiki autorstwa Paula Kidby, całość tutaj.

Jeśli wejdziecie na fanpage bloga, którego teraz czytacie i wpiszecie w jego wewnętrzną wyszukiwarkę frazę „analiza marksistowska” odkryjecie jeden z najpopularniejszych cykli statusów fejsbukowej wersji Mistycyzmu Popkulturowego. Kilka miesięcy temu rozpocząłem serię analiz najpopularniejszych tekstów kultury popularnej (od Smerfów po Gwiezdne Wojny) starając się analizować je tak, jak robiłaby to jakaś karykaturalna wersja lewicowego akademika rodem z najgłębszych struktur intelektualnych Szkoły Frankfurckiej. Nie jest to w żadnym razie oryginalny pomysł. Do rozpoczęcia cyklu „analiz marksistowskich” zainspirowała mnie YouTubowa analiza Shreka z kanału Cuck Philosophy. Na wypadek gdyby - w dwa tysiące dziewiętnastym roku! - interesowała kogoś autorska intencja, spieszę zapewnić, że podchodzę do tych postów w sposób czysto żartobliwy, umyślnie szukając takich ścieżek interpretacyjnych, które będą możliwie pocieszne w swej absurdalności, ale jednocześnie stosunkowo koherentne i logicznie spójne.

Kanał Cuck Philosophy nie jest jednak moim jedynym, ani nawet głównym źródłem inspiracji. Tutaj muszę oddać stosowne honory twórcom internetowego portalu z recenzjami Kultura Dobra. To, co ja robię dla żartu z lewicową filozofią, twórcy Kultury Dobra robią na poważnie (a przynajmniej nic nie wskazuje na ironię) z bardzko konserwatywną, przedsoborową wersją rzymskiego katolicyzmu. Kultura Dobra sama w sobie jest ciekawym zjawiskiem internetowym. W dwa tysiące trzynastym roku założył ją katolicki publicysta Mirosław Salwowski, znany ze współpracy, między innymi, z portalem Fronda. Recenzje pisane są z bardzo specyficznej perspektywy – ich autorzy i autorki oceniają recenzowane pozycje wyłącznie pod kątem tego, na ile nadają się one dla, nazwijmy to, „twardych” katolików, nieakceptujących homoseksualności, nietradycyjnych form współżycia międzyludzkiego, scen erotycznych (lub też erotykę sugerujących) ani morałów idących wbrew wykładni Kościoła Rzymskokatolickiego. Każdej recenzji towarzyszy poręczna tabelka orientacyjnie oceniająca, w jakim stopniu film epatuje nieprzyzwoitym językiem, nagością, fałszywymi doktrynami, elementami grozy, przemocy i wątkami uznanymi przez autorów za antychrześcijańskie.

Prawdopodobnie dane Wam było usłyszeć o tej stronie internetowej. Do historii przeszła już recenzja filmu familijnego Happy Feet: Tupot małych stóp, ocenionego przez recenzenta (który się nie podpisał, więc zakładam, że to dzieło samego Salwowskiego) na „bardzo zły”, zarzucając filmowi – między wieloma innymi rzeczami – propagowanie religijnych transgresji oraz rozwiązłości. To dzięki tej recenzji poznałem Kulturę Dobra. Ktoś podesłał mi do niej link, przeczytałem ją, pośmialiśmy się wspólnie, po czym wróciliśmy do naszych wcześniejszych zajęć. Do dnia dzisiejszego od czasu do czasu zaglądam na tę stronę (do dnia dzisiejszego regularnie akutalizowaną) i czytam niektóre z recenzji. Owszem, żeby się pośmiać, ale niekoniecznie z powodów, które mogą wydawać się intuicyjne. Tak, recenzje z Kultury Dobra są zabawne, ale ten humor nie płynie z faktu, że są „błędne”, ale stąd, że pisane są z pozycji wartości tak dalekich od moich własnych, że ten dysonans wprowadza poczucie absurdu, które z kolei wywołuje śmiech. 

Choćby ta nieszczęsna recenzja Happy Feet. To jest w zasadzie dobry tekst, ponieważ czytelnie pokazuje mi tok rozumowania recenzenta i czyni analogie, które rozumiem na poziomie intelektualnym. Tak, film istotnie opowiada o naruszaniu norm społecznych i transgresji religijnej – ta analogia jest oczywista i nie trzeba być zacietrzewionym katolikiem, by ją dostrzec. Mnie, jako osobie niewierzącej, nie przeszkadza to, bo rozprężanie norm społecznych tak, by więcej osób mogło realizować się w ich ramach uważam za pozytywne zjawisko, a przesłanie Happy Feet – za wartościowe. Salwowski (czy ktokolwiek napisał tę recenzję) jest skrajnym konserwatystą, więc tego typu morał uderza w sam rdzeń jego światopoglądu. Nic dziwnego, że jest w swojej ocenie tak surowy.

Kultura Dobra to nie tylko potępianie współczesnych norm kultury masowej. Pozytywnie zaskoczyła mnie na przykład recenzja Going Postal, brytyjskiego miniserialu stworzonego na podstawie powieści Piekło Pocztowe. Autorka tego tekstu podchodzi do serialu w zaskakująco ciepły sposób, kontekstualizując jego fabułę przez pryzmat chrześcijańskiego nawrócenia, skruchy i dążenia do zadośćuczynienia. Mnie samemu nigdy nie przyszłoby do głowy patrzenie na Going Postal z tej strony – ale też nie jestem osobą wierzącą, więc dla mnie ta optyka nie jest intuicyjna. Dzięki Kulturze Dobra zupełnie niespodziewanie uzyskałem dostęp do zupełnie nowej interpretacji mojej ulubionej aktorskiej ekranizacji prozy Pratchetta. A to jest coś, co w dyskursie o kulturze popularnej lubię najbardziej – możliwość spojrzenia na znane sobie teksty kultury w zupełnie nowy sposób, oczyma należącymi do kogoś zupełnie innego i przez pryzmat odmiennych od moich własnych poglądów oraz doświadczeń.

Znajduję to szczególnie potrzebnym, zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Współczesna mainstreamowa krytyka kultury popularnej podlega bardzo dużej standaryzacji. Odnoszę wrażenie, że wielu współczesnych recenzentów zachowuje się tak, jakby była opłacana przez dystrybutorów nawet, jeśli tak nie jest. Nie dostrzegam w tym jednak nieczystych intencji, raczej intuicyjne wpisywanie się w aktualne trendy. Prawda jest taka, że producenci i dystrybutorzy kultury popularnej mają dziś bezprecedensowo duży wpływ na kontrolowanie przekazu związanego z ich produkcjami. I nie chodzi mi o bezpośrednie przekupywanie poszczególnych krytyków i recenzentów, bo takie manipulacje są w dzisiejszych czasach zbyt łatwe do ujawnienia i zbyt nieskuteczne, bo współczesna kultura krytyki popularnej opiera się na kolektywnym głosowaniu en masse, wyciąganiu średniej z ocen za pomocą internetowych agregatów pokroju Metacritica czy Rotten Tomatoes, nie na strategicznych liderach opinii. Istnieje jednak całe mnóstwo znacznie prostszych i skuteczniejszych sposobów na manipulowanie przekazem płynącym od krytyków i recenzentów. Faworyzowanie redakcji lub poszczególnych recenzentów, którzy w przeszłości życzliwiej odnosili się do danego producenta, organizacja ekskluzywnych wydarzeń dla prasy, wciąganie na czarną listę tych najbardziej surowych, opóźnianie wysyłania redakcjom materiałów do recenzji – to tylko część tych najbardziej bezpośrednich działań.

Pisałem niedawno o tym, w jaki sposób korporacje zawłaszczają elementy fanowskiej kultury – w tym konkretnym przypadku zwyczaj ostrzegania się nawzajem przez zdradzaniem spoilerów, kluczowych zwrotów fabularnych omawianych tekstów – i manipulują nim celem utrudnienia dyskursu krytycznego. Jeśli wszystko jest spoilerem, właściwie każda głębsza krytyka analityczna musi być obwarowana ostrzeżeniem „antyspoilerowym”, przez co nie dotrze do odbiorcy, który jeszcze nie zapoznał się z danym tekstem, a więc nie dostanie informacji, które mogą pomóc mu w podjęciu decyzji konsumenckiej. To druga strona monety, o której pisał Theodor Adorno, przestrzegając przed standaryzacją kultury masowej. W świecie, w którym kulturę produkuje się jak w fabryce i optymalizuje pod kątem jak najszerszej dostępności ten sam proces zachodzi po drugiej stronie. Gdy na ekrany kin wchodzi nowy film, większość recenzentów w Internecie i prasie drukowanej pisze o nim mniej więcej to samo, często (nieświadomie?) wchodząc w rolę doradcy konsumenckiego. Opinie dążą do bezpiecznych konsensusów – Avengers: Infinity War jest „dobry”,  Green Lantern jest „zły” – a w momencie, w którym ten konsensus jest niemożliwy do uzyskania (jak choćby, ostatnio, The Last Jedi) rozpętuje się niewyobrażalne Piekło, skwapliwie wykorzystywane przez różnych politycznych koniunkturalistów do podkręcania wojny kulturowej.

Dlatego tak mocno cenię krytykę, która odrzuca ten paradygmat, analizuje teksty kultury za pomocą intelektualnych narzędzi, które są dla tych tekstów nieintuicyjne albo patrzy na nią z perspektywy, która mnie osobiście wydaje się niemal abstrakcyjna. Teksty z Kultury Dobra bywają absurdalne, często zdradzają religijne zacietrzewienie czy wstręt do obowiązujących norm społecznych – ale z drugiej strony są miejscem, w którym mogę przyjrzeć się współczesnej kulturze z perspektywy tak mocno odbiegającej od mojej własnej. Nie ma wiele takich miejsc w Internecie, wiele z nich jest problematycznych (sama Kultura Dobra, ze swoim stosunkiem do nieheteronormatywności i innych kulturowych odchyleń czyni wiele opinii recenzentów nieakceptowalnymi dla mnie), ale dobrze, że istnieją. Dostrzegam w tym wartość daleko przekraczającą kolejną recenzję z branżowego bloga, którego redakcja musi dbać o klikalność i dobre układy z dystrybutorami oraz niealienowanie swojej grupy fanów. 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...