piątek, 29 czerwca 2018

Z wielką iniemamocą…

fragment grafiki promocyjnej, całość tutaj.

Supermoce często bywają metaforą tej czy innej cechy wyróżniającą jakąś mniejszość społeczną. Czasami, jak w przypadku X-Men, są odniesieniem do etniczności. W australijskim serialu telewizyjnym Cleverman inność tak zwanych kudłaczy – nadprzyrodzonej mniejszości etnicznej, która z niewyjaśnionych powodów z dnia na dzień pojawiła się na ulicach miast – ma podłoże rasowe. W Iniemamocnych natomiast nadprzyrodzony aspekt herosów jest metaforą przywileju. Film opowiada o rodzinie superbohaterów założonej przez zmuszonej do nudnej, codziennej egzystencji szarych zjadaczy chleba – ich wybitny potencjał tłamszony jest przez społeczeństwo, które wpycha ich w swoje sztywne ramy, co podkreślone jest przez wykonywany przez Boba „Mr. Incredible” Parra zawód – niegdysiejszy heros został pozbawionym indywidualizmu trybikiem w korporacyjnej machinie. Fakt, że odebrano mu jego przywilej – możliwość swobodnego posługiwania się nadprzyrodzonymi mocami – budzi w nim frustrację, z którą nie jest w stanie sobie poradzić. 

Jednym z najsłynniejszych sloganów powiązanych z etosem superbohaterskim jest słynne credo wujka Bena „Z wielką mocą idzie wielka odpowiedzialność”. Problem polega na tym, że żadne z Iniemamocnych nie używa swoich nadprzyrodzonych umiejętności w jakiś specjalnie odpowiedzialny sposób. Jeszcze za czasów swojej świetności Mr. Incredible kompletnie miesza priorytety swoich działać (ratuje kota, który nie potrafi zejść z drzewa zamiast łapać uciekającego przestępcę). Nie panuje nad swoimi emocjami i we frustracji niszczy własny samochód. Gdy wraz z przyjacielem z dawnych lat postanawiają uratować ludzi z płonącego budynku, marnują czas na niepotrzebne kłótnie w trakcie akcji, narażając życie osób, które ratują. O ile sytuacja, przez którą Mr. Incredible (i, wraz z nim, reszta superbohaterów) stracił możliwość swobodnego działania jako peleryniarz jest zaprojektowana tak, by odpowiedzialność za spowodowaną katastrofę nie znajdowała się po jego stronie, o tyle… trudno nie zauważyć, że i tak wiele jego zachowań niesie za sobą niepotrzebne ryzyko. 

Jednym z głównych tematów filmu jest wyjątkowość i to, w jaki sposób powinna być traktowana. Czy wybitnie uzdolnione jednostki powinno „przycinać się” do standardów społeczeństwa czy może lepiej pozwolić im rozwijać swoją wyjątkowość i w ten sposób ulepszać świat? Tak zadane pytanie obnaża jednak główny problem filmu – wyjątkowość utożsamia z przywilejem posiadania supermocy. Mr. Incredible jest sfrustrowany tym, że społeczeństwo pozbawiło go tego, co czyniło go kimś lepszym od innych – możliwości fizycznego górowania nad resztą społeczeństwa. Gdyby chodziło mu wyłącznie o to, o co w klasycznie pojmowanym superbohaterstwie najważniejsze – czyli pomaganie innym osobom – mógłby bez najmniejszego problemu znaleźć sobie zajęcia, w których byłby w stanie realizować potrzebę pomagania innym. Od wolontariatu po kampanie społeczne, od uczestnictwa w animowaniu kultury po ochotniczą straż pożarną – bohaterem jest się nie dlatego, że posiada się moce, bo one są jedynie narzędziem ułatwiającym to, o co w superbohaterstwie chodzi, czyli wywieranie pozytywnego wpływu na otoczenie. Superman nie jest „super” dlatego, że potrafi latać i strzelać promieniami z oczu, ale dlatego, że ze wszystkich sił stara się uosabiać to, co w ludziach najlepsze i najszlachetniejsze. Kapitan Ameryka (filmowy, ale ten komiksowy zresztą również) nie stał się bohaterem w momencie, gdy wstrzyknięto mu super-serum – był nim już wtedy, gdy jako zdyszane chuchro rzucił się na lipny granat w trakcie ćwiczeń na poligonie, by własnym ciałem ochronić znajdujących się w pobliżu ludzi. Bohaterowie Iniemamocnych nie myślą zbyt wiele o innych ludziach. Gdy Mirage daje Bobowi szansę na ponowne przywdzianie kostiumu, pierwszą jego misją jest nie ratowanie ludzkich istnień, tylko ocalenie wartościowej technologii, która wymknęła się spod kontroli jej właścicielom. Nie przeszkadza mu to – nie poświęca temu żadnej głębszej myśli, bo w istocie rzeczy nie o polepszanie życia innym chodzi mu w całej tej zabawie w superbohaterstwo, tylko polepszanie swojego własnego. 

To właśnie brak pryncypiów i moralnego pionu jest przyczyną wszystkich nieszczęść, jakie spadają na rodzinę Iniemamocnych oraz całą społeczność ex-superbohaterów. Gdy w prologu pojawia się Buddy – młody chłopak, który co prawda nie posiada supermocy, ale nadrabia to pomysłowością, żyłką wynalazcy i zapałem – Mr. Incredible odrzuca jego prośbę, sugerując, że osoba bez wrodzonych super-umiejętności nie może być bohaterem. Pomyślcie przez chwilę, co musiał czuć ten dzieciak, dla którego Mr. Incredible był źródłem inspiracji i marzeń, wzorem do naśladowania oraz moralnym kompasem. Chłopak wyraźnie całą swoją małoletnią identyfikację oparł na byciu takim jak on, na aspiracji do pozostania superbohaterem, w jednej z późniejszych scen widzimy zresztą jego pokój, dosłownie wytapetowany zdjęciami i plakatami z Mr. Incredible. I gdy w końcu staje twarzą w twarz z prawdopodobnie najważniejszą osobą w jego obrazie świata, co słyszy? Nigdy nie będziesz taki, jak ja. Wyobraźcie sobie, że macie tych kilkanaście lat i mówi to do was osoba, którą uznawaliście za wzór do naśladowania. Porzuć wszystko, w co do tej pory wierzyłeś, odrzuć jakiekolwiek pryncypia przyjąłeś i przestań się starać, ponieważ niektórzy ludzie rodzą się wyjątkowi – a ty do nich nie należysz. Czy nie złamałoby was to kompletnie? Nietrudno mi wyobrazić sobie tego błyskotliwego, niedoświadczonego i pełnego zapału oraz dobrych chęci chłopca, który nagle dowiaduje się, że czegokolwiek by nie uczynił, nigdy nie będzie godny stanąć w jednym szeregu z ludźmi, których kochał, szanował i podziwiał. Nie dlatego, że zrobił coś źle, że za mało się starał, że popełnił jakiś błąd – ale dlatego, że urodził się niewłaściwy. Mógł mieć błyskotliwy umysł, dzięki któremu tworzył wynalazki, za pomocą których był w stanie zniwelować różnicę potęgi między sobą, a superludźmi, mógł mieć dobre chęci, mógł być zdeterminowany (determinacji, jak pokazał prolog filmu, zdecydowanie mu nie brakowało), ale to wszystko było na nic, bo w oczach osoby, o której szacunek tak mocno zabiegał zawsze będzie niedogony miana superbohatera – ponieważ urodził się ułomny. 

Dla Mr. Incredible’a superbohaterstwo było przywilejem ludźmi posiadających supermoce – moc była jedynym, co się tak naprawdę liczy. Nic zatem dziwnego, że Buddy (już jako złoczyńca pod pseudonimem Syndrome) podświadomie przyjął ten sam wadliwy sposób myślenia, który przejawiał Mr. Incredible: niektórzy ludzie są po prostu lepsi od innych i to jest nie do przeskoczenia. Dlatego jedynym sposobem na rozwiązanie tego impasu, jedynym sposobem na zostanie czempionem jest pozbycie się wszystkich tych, którzy są lepsi. Skoro nie da się im dorównać w żaden inny sposób, skoro urodzenie i idące za nim prerogatywy determinują obiektywną „lepszość”, rozwiązanie jest tylko jedno – zniszczyć tę obiektywną lepszość, wypalić ją do gołej ziemi tak, by nie istnieli żadni obiektywnie lepsi ludzie, by każdy miał szansę być „super”, zaczynając z czystą kartą, bez kłopotliwego dziedzictwa. Syndrome jest potworem i co do tego nie ma wątpliwości – ale jest potworem ukształtowanym przez określone okoliczności. Chce być bohaterem z poczucia urażonej dumy oraz egoistycznej potrzeby zaspokojenia własnego ego – dokładnie z tych samych powodów, z których bohaterem jest Mr. Incredible. 

Wiem, co – być może – niektórzy z Was sobie myślą. „No cóż, niektórzy ludzie faktycznie są w pewnych rzeczach lepsi od innych i jest to fakt”. Co jest oczywiście prawdą – są ludzie silniejsi i słabsi fizycznie. Są tacy, którzy mają dużą odporność psychiczną i osoby ze skłonnościami do niestabilności. Są osoby utalentowane muzycznie i tacy, którzy nie potrafią śpiewać, choćby posłać ich do najlepszych szkół muzycznych. Tyle tylko, że profesja superbohatera nie jest przecież bezpośrednio uzależniona od posiadania supermocy. Tacy bohaterowie jak Batman, Hawkeye czy Iron Man fizycznie są (na ogół) stuprocentowo zwyczajnymi osobami – jednak kombinacja inteligencji, determinacji, treningu i technologii sprawiła, że są w stanie walczyć ramię w ramię z bogami, kosmitami, mutantami i superżołnierzami. I Buddy miał przecież tę kombinację – w wieku kilkunastu lat wynalazł funkcjonalne buty rakietowe i zdołał włamać się do samochodu Mr. Incredible’a. Nie istniał żaden logiczny powód, dla którego nie mógłby brać udziału w superbohaterskich eskapadach – jedyne, czego mu brakowało to doświadczenie, a tego przecież nie da się nauczyć inaczej, niż w praktyce, najlepiej pod okiem mentora. Problemem były za to irracjonalne uprzedzenia Boba, który dzielił świat na lepszych i gorszych i to w tej drugiej kategorii umieścił Syndrome’a – tylko dlatego, że urodził się on bez mocy. 

I tu musimy przejść w końcu do kwestii przywilejów. W świecie The Incredibles supermoce są przywilejem właściwym jedynie nielicznym – osobom, które się z nimi urodziły i mogą zostawać dzięki nim superbohaterami. Na marginesie swojego złowieszczego planu Syndrome wspomina o sprzedaży patentów wyprodukowanej przez siebie technologii, by upowszechnić pośród zwyczajnych ludzi substytut nadprzyrodzonych mocy, konkludując, że wszyscy będą wtedy wyjątkowi – a zatem nie będzie wyjątkowy nikt. Ta fraza – „Jeśli wszyscy są wyjątkowi, to nikt taki nie jest” przewija się przez cały film i stanowi jego wyraźny temat przewodni. W ten sposób film buduje narracje, w której upowszechnienie dotychczasowego przywileju jest ukazane jako coś negatywnego – jeszcze jedno upokorzenie dodane do porażki poniesionej przez rodzinę Iniemamocnych. Jest to o tyle frapujące, że historia niejednokrotnie pokazywała, iż demokratyzacja przywilejów wcześniej właściwych wyłącznie wąskiej grupie zawsze koniec końców prowadzi do pozytywnych rezultatów. 

Weźmy choćby edukację, która – nie licząc pieniędzy – jest jedną z największych supermocy istniejących na naszym świecie. W czasach, w których dostęp do edukacji posiadały jedynie osoby legitymujące się odpowiednią pozycją społeczną i dochodami supermoc piśmiennictwa i nadprzyrodzona umiejętność czytania były rzadkie. Przywilej edukacji oznaczał, że dostęp do wiedzy, swobodnego realizowania życiowych zamierzeń i poszerzania własnych horyzontów intelektualnych przynależny był tylko nielicznym. Niewyedukowany człowiek skazany był na prowadzenie życia swoich rodziców, bez realnych nadziei na poprawę swojego losu. Wszystko to zaczęło zmieniać się wraz z upowszechnianiem się publicznych systemów szkolnictwa – przywilej grzania się przy kaganku oświaty został upowszechniony, supermoc czytania, pisania i liczenia nagle trafiła do znacznie większej liczby ludzi. Świat zaczął się zmieniać – na lepsze. Oczywiście, nie wszyscy korzystali z tych nowo nabytych umiejętności w sposób moralny i odpowiedzialny. Wiedza to naprawdę potężna supermoc – wiele zbrodniczych ideologii czy niebezpiecznych wynalazków nie pojawiłoby się na naszym świecie, gdyby nie to, że ktoś nieodpowiedni odebrał edukację. Nie zmienia to jednak faktu, że pozytywy znacznie przeważają nad negatywami. Nie wszystkim się to oczywiście podobało – wyedukowane społeczeństwo jest mniej potulne, bardziej wymagające, świadome własnego potencjału i możliwości. Tym, którzy do tej pory cieszyli się wyłącznym przywilejem posiadania wykształcenia nie w smak było, że stracili swoją dominującą pozycję. 

Ale tak jest zawsze gdy jakaś grupa społeczna zmuszona jest podzielić się metaforycznym kawałkiem tortu, który do tej pory uważała za swój własny. Gdy, w różnych częściach świata, kobiety zyskiwały prawo do udziału w wyborach, wielu mężczyzn z niechęcią czy wręcz otwartą wrogością podchodziło do tej idei. Mało tego, było całkiem sporo kobiet wyrażających sceptycyzm do tego pomysłu. Eksperyment z podzieleniem się z kobietami przywilejem decydowania o tym, jak będzie wyglądała otaczająca nas rzeczywistość zakończył się sukcesem w każdym kraju, w którym go przeprowadzono – w rezultacie otrzymaliśmy bardziej egalitarne społeczeństwa i większe spektrum perspektyw, z których patrzymy na świat i dzięki którym dokonujemy decyzji, jak zmieniać go na lepsze.  The Incredibles sugeruje, że miarą człowieka są wyłącznie jego przywileje i odbierając mu je, odbiera mu się jakąkolwiek wartość. Dlatego Mr. Incredible niemogący używać swoich mocy jest wyłącznie niepanującym nad swoimi emocjami frustratem. W świecie, w którym wszyscy współdzielą podobne mu moce czułby się zapewnię podobnie. Jeśli wszyscy są wyjątkowi – to nikt nie jest. Jeśli jednak to rzeczy, których czystym przypadkiem nie posiadają inni definiują twoją wyjątkowość, oznacza to, że tak naprawdę nigdy nie byłeś wyjątkowy. Jedynie uprzywilejowany. 

PS: Proszę, niech nikt nie przywołuje nonsensownego kontrargumentu „No to może dajmy wszystkim broń palną?”. My wszyscy mamy prawo do posiadania broni palnej (chyba, że są racjonalne powody – na przykład zdrowotne – by nam, jako jednostce, to prawo ograniczyć). Do dwa tysiące szesnastego roku obywatelom naszego kraju wydano ponad czterysta tysięcy pozwoleń na posiadanie broni palnej. Po prostu stosunkowo niewielu i niewiele z nas z tego prawa korzysta. Inna sprawa, że bardziej precyzyjną analogią byłoby tu prawo do prowadzenia samochodu, którym też można przecież zabić człowieka (jak supermocą), ale można go nim również uratować albo wykorzystać na dziesiątki innych sposobów. Jak supermoc.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...