fragment grafiki autorstwa Harseik, całość tutaj. |
Saga o Wiedźminie pióra Andrzeja Sapkowskiego – oprócz bycia subwersywną dekonstrukcją charakterystycznych dla fantasy toposów oraz postmodernistyczną zabawą kulturowymi i popkulturowymi motywami – zawiera w sobie dość istotny wątek brutalnie egzekwowanych uprzedzeń w stosunku do innych, niż ludzkie ras. Korzystając z garnituru poręcznych analogii autor przedstawił mechanizmy rozwijania się nienawiści w stosunku do odmienności, ekstremizmów, które się z tej nienawiści rodzą i ostatecznej katastrofy, jaka jest skutkiem powyższego. To bardzo mądra, ważna lekcja tolerancji i jeden z wielu powodów, dla których wiedźmiński cykl zajmuje poczesne miejsce w kanonie polskiej literatury fantastycznej.
W dwa tysiące piętnastym roku piszący dla amerykańskiego portalu Polygon publicysta Tauriq Moosa zwrócił uwagę na fakt, iż w serii gier video stworzonej na bazie książek Sapkowskiego nie pojawiają się (z jednym wyjątkiem) postaci o innym niż biały kolorze skóry. Jego postulat o rozważenie większej różnorodności etnicznej w grze spotkał się z ostrym sprzeciwem dużej i głośnej części fandomu. O sprawie pisałem na tym blogu w tym miejscu. Część osób racjonalizowała swój sprzeciw licznymi pozamerytorycznymi argumentami. Wskazywano, między innymi, na fakt, iż saga o wiedźminie nie wspominała o istnieniu niebiałych osób (co jest nieprawdą), że oparcie świata przedstawionego o mity słowiańskie wyklucza obecność niebiałych osób (saga o wiedźminie nie jest oparta wyłącznie o mity słowiańskie, a elementy innych kultur mają w niej swoje ważne miejsce), oraz – i do tego argumentu jeszcze za chwilę wrócimy – że problemy rasizmu są w niej wyeksponowane za pośrednictwem analogii z elfami i krasnoludami, toteż obecność niebiałych osób jest tam zbędna. Padają również otwarcie rasistowskie wypowiedzi, których jednak nie będę przytaczał.
Seria książek Harry Potter – bezsprzecznie jeden z najważniejszych tekstów kultury popularnej kilku ostatnich dekad – również eksploruje motyw uprzedzeń w stosunku do osób pochodzenia z rodzin osób niemagicznych, a także do bohaterów mieszanych. Rowling włożyła naprawdę dużo pracy w zniuansowane zobrazowanie procesu formowania się i utrwalania ksenofobii, systemowe i społeczne przyzwolenie na miękką dyskryminację, które jest podstawą do wykrystalizowania się supremacyjnego ekstremizmu. Dziś Harry Potter dostarcza nam poręcznych narzędzi do opisywania rzeczywistości, wytykania realnie istniejących uprzedzeń, które przerażająco często pojawiają się w przestrzeni publicznej. Choćby spopularyzowana memetycznie analogia do zachowawczego liberalnego symetryzmu – „To, że Harry walczy z Voldemortem nie oznacza, że obaj są siebie warci” albo porównywanie niektórych polityków do Czarnego Pana, a nacjonalistycznych środowisk do Śmierciożerców. Nie są może szczególnie wymyślne rzeczy, ale przecież nie muszą – retoryka ma być wyrazista i czytelna. I, w tym przypadku, taką właśnie jest.
Kiedy rok temu ogłoszono, że w kanonicznej sztuce teatralnej Harry Potter i Przeklęte Dziecko Hermionę zagra czarnoskóra aktorka Noma Dumezweni, głosy krytyki w stosunku do tej decyzji obsadowej częstokroć miały rasistowski podtekst. Kolor skóry aktorki odgrywającej jedną z głównych bohaterek stał się nagle problemem – ponieważ nie była to skóra biała. Ten sam fandom, który dorastał z książkami o młodym czarodzieju mierzącym się z magiczną wersją Adolfa Hitlera, nagle ma problem z dopuszczeniem na pierwszy plan osoby należącej do mniejszości, która przez wiele lat traktowana była jak obiektywnie gorszy rodzaj istot ludzkich. Czemu tak jest? Czemu dzieła, które opowiadają o niebezpieczeństwach, jakie niosą za sobą uprzedzenia, dzieła, które w obrazowy, dosadny sposób pokazują, czym kończy się społeczna, kulturowa i systemowa dyskryminacja… nie uczą nas, by od tej dyskryminacji się powstrzymywać? Odpowiedź jest złożona i pewnie wielu z Was się ona nie spodoba, ale mimo wszystko postaram się ją możliwie precyzyjnie przedstawić. W największym jednak skrócie – te opowieści na ogół wcale nie są antyrasistowskie.
Oba wyżej wymienione utwory charakteryzuje bardzo podobny sposób radzenia sobie z tym motywem – zastępują realną ksenofobię jej fikcyjną wersją. W serii książek o Harrym Potterze nie istnieje rasizm. Na kartach książek pojawiają się postaci niebiałe (Cho Chang, Alicja Spinnet, Lee Jordan), żydowskiego pochodzenia (Anthony Goldstein), jednak żadne z nich nie doświadcza żądnych zauważalnych form dyskryminacji. U Sapkowskiego nie ma mowy o dyskryminacji jakiejkolwiek grupy społecznej z uwagi na odmienny kolor skóry czy "problematyczne" pochodzenie etniczne. Dyskryminacja nadprzyrodzonych istot istnieje w zastępstwie rzeczywiście istniejących w naszym świecie uprzedzeń. Samo zjawisko zostaje w ten sposób odrealnione – staje się domeną fantastyki, tak samo jak magia albo podróże międzygwiezdne. Popkultura uczy nas w ten sposób szacunku, otwartości i tolerancji – dla gnomów, elfów i czarodziei pochodzących z rodzin mugolskich. Realnie istniejące mniejszości doświadczające realnie istniejących represji społecznych albo kompletnie znikają – jak u Sapkowskiego – albo zostają bezpiecznie wtopione w strukturę narracyjną, bez jakichkolwiek ambicji skonfrontowania odbiorców z tą problematyką.
Bo i konfrontowanie ich z prawdziwym rasizmem czy prawdziwą homofobią byłoby czymś ryzykownym. Każdy człowiek lubi myśleć o sobie, że ma wysoko rozwinięte poczucie moralności – jednakże znacznie mniej chce realnie rozwijać swoje poczucie moralności. Wymazywanie mniejszości z popkultury i zastępowanie ich fikcyjnymi konstruktami jest zatem wygodnym obejściem tego problemu. Odbiorca docelowy – nadal będący najczęściej białym mężczyzną – chętniej współodczuwał będzie z pięknym elfem (na ogół białym) albo czarodziejem urodzonym w rodzinie mugoli, ponieważ są to konstrukty całkowicie nierzeczywiste i, co za tym idzie, stuprocentowo bezpieczne. Nigdy nie będziemy musieli konfrontować się z nimi i ich problemami w realnym życiu. Sami, z oczywistych względów, nigdy nie dopuścimy się dyskryminacji w stosunku do krasnoludów, więc po zobaczeniu jej na ekranie komputera czy kartach komiksu nie odczujemy dyskomfortu, przypominając sobie własne grzechy i grzeszki związane z dyskryminacją. W futurystycznej space operze bardziej, niż z osobą trans wolimy mieć do czynienia z „reprezentującym ją” zmiennokształtnym kosmitą. Czemu? Bo mamy całkowitą pewność, że możemy kibicować zmiennokształtnemu kosmicie w jego poszukiwaniu własnej tożsamości na kartach książki, po zamknięciu której on(a) tam zostanie – na zawsze. W przeciwieństwie do osób trans, które istnieją tu i teraz, tu i teraz doświadczają prześladowań oraz padają ofiarami jak najbardziej realnej przemocy. Ale myślenie o tym i eksplorowanie tego motywu w bezpośredni sposób w fikcji zmusiłoby nas do wyjścia spoza własnej strefy komfortu i przewartościowania własnych poglądów i zachowań. A to jest trudne – dlatego wolimy zostać przy zmiennokształtnym kosmicie.
Ale przecież o to właśnie chodzi w fantastyce! – oburzą się pewnie niektórzy – O pokazanie mechanizmów ksenofobii na bazie działających na wyobraźnię metafor i analogii, które pozwolą nam opowiedzieć o problemie bez przedstawiania go w sposób bezpośredni. I ja się z tym zgadzam, wątki nadprzyrodzonych mniejszości społecznych potrafią stworzyć interesujące, działające na wyobraźnie historie. Jestem wielkim fanem zarówno sagi o Gerlacie z Rivii, jak i ogromnym miłośnikiem cyklu książek o Chłopcu, Który Przeżył. To są dobre historie same w sobie i nie mam zamiaru tego negować. Problem polega na tym, że nie możemy utożsamiać opowieści o mechanizmach rasizmu z opowieściami o rasizmie, bo kończy się to takimi reakcjami, jak te związane z postulatem Moosy czy obsadzeniem czarnoskórej aktorki w roli Hermiony. Myślę, że jeśli opowieść o tym, że rasizm jest zły nie uczy jej odbiorców, że… no cóż… rasizm jest zły, pokazuje, że taka droga wiedzie do ślepego zaułka. Może być interesującą, inteligentną opowieścią - ale nie będzie przekonywującym moralitetem. Istnieją teksty kultury popularnej, które w inteligentny sposób omijają ten problem i naprawdę mają odwagę pokazać fikcyjny rasizm nie zamiast realnego, ale obok niego. O jednym z nich napiszę już niedługo, prawdopodobnie w kolejnej blognotce.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz