fragment grafiki autorstwa Jonasa De Ro, całość tutaj. |
Nie grałem w nowego Wiedźmina - jeszcze nie. Nie z powodu niechęci do samej marki (którą darzę sporym sentymentem i bardzo lubię), ale z powodu braku sprzętu, który uciągnąłby tę grę w jakiejś sensownej jakości i płynności. Kiedy tylko ta sytuacja się zmieni, oczywiście najszybciej jak to tylko możliwe nadrobię tę zaległość. Dopóki jednak jest to niemożliwe, skazany jestem na substytuty - oglądanie trailerów, czytanie recenzji i artykułów o grze.
Niedawno natrafiłem na Polygonie na arcyinteresujący tekst Colorblind: On Witcher 3, Rust, and gaming's race problem autorstwa Tauriqa Moosy. Felieton porusza problemy dywersyfikacji etnicznej w grach video - za przykład bezsensownej monochromatyczności obsady podaje The Witcher 3: The Wild Hunt. Jak to przeważnie w takich przypadkach bywa, polskim fanom gry włączył się automatyczny tryb potrząsania szabelką (nader często przepalając im przy okazji obwody logicznego myślenia czy najzwyczajniejszej w świecie ludzkiej przyzwoitości), że jak to, ktoś Wiedźmina, nasze dobro narodowe szarga. Pomiędzy jednym, a drugim absurdalnym kontrargumentem mnie też się coś przepaliło i zacząłem pisać notkę debunkującą brednie typu „w europejskim średniowieczu, na którym wzorowany jest wiedźmin, nie było niebiałych”, „to sprzeczne z tym, co napisał Sapkowski”, „to słowiańska gra!” - wyjątkowo nie przebierając w słowach i upuszczając gorycz wewnętrzną jak chyba nigdy wcześniej. To byłaby notka, której prawdopodobnie bardzo bym się wstydził i summa summarum cieszę się, że jej nie napisałem. Jak już kiedyś, przy innej okazji pisałem, rozmaite popkulturowo-socjologiczno-obyczajowe afery pokroju tej wiedźmińskiej, to paskudny kłąb, w którym wszystko splątanej jest ze wszystkim innym, a każdy tego typu incydent należy rozpatrywać indywidualnie. Nie inaczej jest i w tym przypadku - nakładają się tu na siebie bardzo różne, często bardzo skomplikowane kwestie, a sprowadzanie całej sprawy do najprostszej postaci to trywializowanie jej i przekłamywanie. W niniejszej notce postaram się, choćby częściowo, rozsupłać najważniejsze wątki ostatniej „wiedźmingate”. Nim jednak to tego dojdzie - mały, ale konieczny disclaimer.
Jak zapewne niektórzy i niektóre z Was wiedzą, nie jestem typowym etnicznie mieszkańcem naszego kraju. Otóż mam hindusko-arabsko-polskie korzenie, co dość wyraźnie odbija się na mojej fizjonomii, przez co w czasie - na przykład - wieczornego spaceru przez warszawską Pragę mogę czuć się odrobinę mniej pewnie, niż analogiczny słowiański biały nerd. Żeby było zabawniej, jestem również biseksualny, z czym jakoś specjalnie się nie kryję - czytelniczki i czytelnicy mojego bloga z nieco dłuższym stażem zapewne już dawno to wyłapali. To sprawia, że moja percepcja kultury popularnej jest pod względami etniczno-genderowymi nieco inna, niż większości polskich nerdów. Jestem bardzo wyczulony na kwestie, które spora część polskiego fandomu pogardliwie określa „polityczną poprawnością”, ponieważ dla niej są one abstrakcyjne i oderwane od rzeczywistości. No więc dla mnie nie są - punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, a w tym przypadku z oczywistych powodów nie mogę się przesiąść w bardziej komfortowe miejsce. Kiedy ktoś przy podobnych okazjach sarkastycznie mówi coś w stylu „to może niech głównym bohaterem będzie biseksualny leworęczny pół-Arab, żeby było polit-poprawnie!” to czuję się odrobinę niekomfortowo słysząc taką hiperbolę mającą w zamierzeniu obnażyć absurd terroru politycznej poprawności. Biseksualni leworęczni pół-Arabowie wbrew pozorom istnieją i czasem nawet prowadzą blogi popkulturowe. I to nawet w monochromatycznej Polsce. Cóż, dziwny jest ten świat. Ale do rzeczy.
Po pierwsze - kwestia niekompatybilności wiedźmińskiego uniwersum z rasami innymi, niż biała. To dość powszechna linia obrony, więc zajmijmy się nią na samym początku. Generalnie nie przypominam sobie, by Sapkowski jasno określił, że wszyscy ludzie mieszkający na kontynencie, na którym rozgrywa się akcja, są biali jak śnieg. Wiem, że większość czytelników odruchowo tak zakłada (z uwagi na powierzchowne podobieństwo świata Wiedźmina do europejskiego średniowiecza), ale autor nigdzie nie wyraża explicite, że mieszkańcy nie wyróżniają się kolorami skóry. W opowiadaniu Granica możliwości pojawiają się dwie Zerrikanki pochodzące z egzotycznego kraju. Ani narrator, ani Geralt nie odnoszą się do ich koloru skóry, co może oznaczać jedną z dwóch rzeczy - albo są one białe, jak wszyscy inni, albo są śniade albo wręcz czarne, ale ten fakt jest tak pozbawiony znaczenia, że Geralt nie zwraca na to uwagi. Jeśli mówimy o grze komputerowej (a w tym przypadku mówimy), to już w pierwszej jej części zostaje ustalone, iż Zerrikańczycy są śniadzi i przypominają z wyglądu „naszych” mieszkańców Bliskiego Wschodu. A zatem, składając ze sobą te dwie informacje, możemy wysnuć niebezpodstawny wniosek, że oliwkowy kolor skóry nie robi większego wrażenia na mieszkańcach wiedźmińskiej krainy. Tę hipotezę zdają się zresztą potwierdzać wpisy z dziennika z pierwszej części. Cytując za Wiedźmińską Wiki:
Czarodziej nazywa się Azar Javed. Egzotyczne imię sugeruje, że pochodzi z dalekich stron.
Geralt nie zwraca uwagi na kolor skóry Javeda, tylko na jego obco brzmiące imię. To kolejna implikacja, że karnacja złowieszczego maga nie jest dla wiedźmina i jego konfratrów żadnym elementem wyróżniającym. Bez problemów można zatem przyjąć, że świat wiedźmina zamieszkują inne, niż biała rasy (a przynajmniej arabska), ale ten fakt jest kompletnie niewspominany przez nikogo, bo jest po prostu oczywisty. I zanim ktoś wyskoczy z argumentem, że taki etniczny konglomerat nie byłby w stanie wyewoluować na tak relatywnie małym obszarze, przypominam - ludzie nie są natywnymi mieszkańcami świata wiedźmina, tylko przybyli nań wskutek Koniunkcji Sfer. Możliwe zatem, że przybyli już zdywersyfikowani etnicznie i występują we wszystkich kolorach, ale nikt nie zawraca sobie głowy rasizmem w świecie, w którym mamy elfy, gnomy i krasnoludy do dyskryminowania.
Oczywiście, powyższa teoria jest odrobinę prowokacyjna, ale chyba nieźle pokazuje, że świat wykreowany w powieściach Andrzeja Sapkowskiego i grach CD-PROJEKT RED można interpretować różnie. Ale nawet przyjmując założenie, że na terenach, na których rozgrywa się akcja gry wszyscy są biali - to czy byłoby tak trudno wprowadzić jakieś motywy - na przykład - podróżników z odległych krain, choćby i niewspomnianych w samej sadze? Scenarzyści gry (której notabene sam Andrzej Sapkowski nie uznaje jako kanonu) i tak namieszali w uniwersum sporo, zmieniając wygląd i historie wielu postaci, wymyślając nowe motywy, retconując, rozwijając, dodając nowe wiedźmińskie szkoły, nowe Znaki i tak dalej. Egzotyczna Szkoła Lwa z czarnoskórymi wiedźminami, którzy docierają do Nilfgaardu, by wspomóc Geralta w jego misji - toż to wymarzony motyw na jakiś wątek drugoplanowy! Jej, wyobrażacie sobie czarnoskórego wiedźmina, z dredami, kolczykiem w łuku brwiowym, totalnego badassa posługującego się egzotycznymi, nieznanymi wcześniej Znakami i technikami walki? Jak coś takiego może NIE BYĆ dobrym pomysłem?
Po drugie - widziałem mnóstwo narzekania na to, że świat wiedźmina wzorowany jest na wczesnym średniowieczu i słowiańskiej mitologii, więc niebiali gryzą się z przyjętą estetyką. To również jest argument pozbawiony sensu. Sapkowski czerpie mnóstwo z motywów mitologii germańskiej, skandynawskiej, śródziemnomorskiej, anglosaskiej, germańskiej, arabskiej (trudno nazwać dżina słowiańskim potworem) i wielu innych. Słowiańskość Sagi o wiedźminie została Sapkowskiemu domówiona (ku jego ogromnemu niezadowoleniu zresztą). Podobnie jak bzdury o „wczesnym średniowieczu”, które ignorują istnienie choćby ewidentnie renesansowego Oxenfurtu, rozwiniętej i niesamowicie złożonej infrastruktury ekonomicznej krasnoludzkich banków czy magów dyskutujących o genetyce.
Sapkowski we wstępie do opowiadania Droga, z której się nie wraca przytacza anegdotę, w której to opowiadanie zostało w swojej pierwotnej wersji wzbogacone przez redaktora Parowskiego archaizmami, bo „kiedyś tak nie mówili”. Sapkowski kwituje to przytomnym kontrargumentem - co z tego, skoro pisze opowiadanie fantasy, które nie musi być w żaden sposób wierne historycznym detalom? Tej zasadzie autor był wierny w całej swojej twórczości. Saga o wiedźminie naszpikowana jest anachronizmami, odwołaniami do dzieł kultury, wątkami satyrycznymi, gorzkimi komentarzami społecznymi i politycznymi - trochę jak u Terry'ego Pratchetta w cyklu o Świecie Dysku autor traktował wiedźmińskie imaginarium bardziej jako pole do postmodernistycznych zabaw, niż ukonstytuowane, spójne wewnętrznie uniwersum. Tym samym tropem poszli też twórcy gry, którzy wszystkie części serii The Witcher naszpikowali nawiązaniami do historii i popkultury. Świat wiedźmina jest bardziej elastyczny, niż wielu z Was się wydaje. I na pewno kilka postaci o innym niż biały kolorze skóry nie niszczyłoby jego spójności - tak jak nie zrobiły tego nawiązania do Gołoty, Nobla, Pudziana, Patricka Swayze i leżący obok wozu z sianem asasyn z wiadomej gry.
Ustaliliśmy już zatem, że wprowadzenie people of color do wiedźmińskiego uniwersum byłoby jak najbardziej możliwe. Ale czy potrzebne? Z mojego osobistego (a zatem - jak pisałem wyżej - niebiałego) punktu widzenia jak najbardziej tak. Musimy pamiętać, że Wiedźmin nie jest fenomenem lokalnym - już nie. The Witcher 3 to gra mająca solidne ambicje ścigać się z największymi graczami na światowym rynku gier video - to produkt skierowany zarówno do amerykańskiego czarnoskórego nastolatka, koreańskiego fana gier video, niemieckiej miłośniczki fantastyki i biseksualnego leworęcznego pół-Araba z Polski. Nie ma co się oszukiwać - największy rynek zbytu CD-PROJEKT RED ma w krajach, na ulicach których występują ludzie o najprzeróżniejszych kolorach skóry. Na przykład w USA - nieprzypadkowo krytyka tego konkretnego aspektu gry w dużej mierze pochodzi ze Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, które do dnia dzisiejszego leczą się się z traumy czasów niewolnictwa i są na te kwestie szczególnie wyczulone.
To kolejny, szalenie interesujący aspekt całej sprawy - sposób, w jaki dywersyfikacja etniczne (a raczej jej brak) postrzegana jest przez przedstawicieli różnych nacji. W mojej notce o Fullmetal Alchemist zwróciłem uwagę na wątek Ishvaru, który z wielu powodów odruchowo narzucał skojarzenia z Holocaustem. Jako Europejczyk nie mogłem mieć innych skojarzeń, szczególnie, że świat przedstawiony w tej mandze jest silnie wzorowany na przedwojennej Europie Zachodniej. Okazało się jednak, że autorka nawiązywała tym motywem do prześladowań Ajnów w jej własnej ojczyźnie. Podaję ten przykład, by pokazać, w jaki sposób różne motywy mogą być odczytywane przez przedstawicieli różnych kultur, ukształtowanych przez inne uwarunkowania historyczne i geopolityczne. Dla Amerykanów brak niebiałych osób w popkulturze silnie kojarzy się z ich wymazywaniem z przestrzeni kulturowej, co budzi zrozumiałe kontrowersje w kraju o tak burzliwej historii dyskryminacji mniejszości etnicznych. Możemy powiedzieć „To nie nasza sprawy, amerykańskie traumy historyczne nie są naszymi, Wiedźmin jest nasz, polski”, ale to nieprawda. Napiszę to raz jeszcze - gra idzie na rynek światowy. Mądrzy i odpowiedzialni twórcy powinni wziąć to pod uwagę i uczynić swój produkt możliwie najprzyjaźniejszym dla odbiorców funkcjonujących w krajach będących głównymi rynkami zbytu. Czemu więc tego nie zrobili?
To dobry moment, by przywołać starego, dobrego Gothica. Nie wiem, czy zwróciliście uwagę na to, że w Gothicu - grze w naszym kraju wręcz kultowej - od samego początku pojawiały się postaci śniade, o ciemniejszym kolorze skóry. W drugiej części gry dostaliśmy informację o tym, że pochodzą one z wzorowanego na krajach Bliskiego Wschodu Varantu, który zresztą mogliśmy zwiedzić w Gothic III. Grę stworzyli Niemcy - siedziba Piranha Bytes znajduje się w Essen, mieście mającym dużą mniejszość turecką. Twórcy Gothica żyją w miejscu, gdzie niebiałe osoby są dużą częścią społeczeństwa, widuje się ich na ulicach i w sklepach, uczą się z białymi dziećmi w tych samych szkołach. Dla nich to naturalne, że obok białych ludzi są ludzie niebiali i dlatego w naturalny sposób umieścili ich w swojej grze. Dla Polaków ze studia RED żyjących w kraju, w którym nie ma zbyt wielu niebiałych mniejszości etnicznych naturalne wydaje się, że wszyscy są biali - bo nie doświadczają na co dzień towarzystwa osób o innych kolorach skóry. A przynajmniej nie w stopniu, w którym to towarzystwo by im spowszedniało i wtopiło się w codzienność. Dlatego byłbym ostrożny z zarzucaniem REDsom rasizmu - biorę raczej za dobrą monetę ewentualne tłumaczenia, że po prostu nie pomyśleli o tym, że monochromatyczność rasy ludzkiej w The Witcher 3 może być dla kogokolwiek problemem. Boję się jednak, że cała ta afera i jej impakt w polskim Internecie uświadczy ich w przekonaniu, że postąpili słusznie, nie dając się poskromić tej straszliwej politycznej poprawności.
Jest jeszcze jeden wątek całej sprawy, której chciałbym w tym miejscu poruszyć - chodzi o argumentację, że ekwiwalentem mniejszości etnicznych są w grze krasnoludy, elfy, gnomy, niziołki i inne nieludzkie rasy, a motyw ich prześladowania jest wyraźną lekcją tolerancji i otwartości na odmienność. Ja mam z tego typu argumentem spory problem, który postaram się w miarę zrozumiale ująć - i jednocześnie proszę o wyrozumiałość w przypadku, gdy mi się nie uda, bo temat jest trudny i delikatny. Otóż tego typu analogie zakładają, że ludzie są biali i ich białość jest ważnym wyznacznikiem identyfikacyjnym. Biali gracze mogą się identyfikować z białym Geraltem, białą Ciri i białym Jaskrem. Niebiali gracze - w tym ja - są zepchnięci do statusu metafory, gnoma albo innego potworka, może i nawet sympatycznego oraz interesującego jako postać drugoplanowa, ale jednak obiektywnie nieczłowieka. Oczywiście wątki antydyskryminacyjne są w wiedźminie (zarówno książkowym, jak i growym) ważnym i niegłupim motywem, ale odgórne założenie, że ludzie są biali i tylko biali niesie za sobą szereg niefortunnych implikacji. Biały człowiek nadal pozostaje w naszej rzeczywistości jednostką (statystycznie) bardziej uprzywilejowaną, niż jego czarny odpowiednik - i ten swój uprzywilejowany status zachowuje w metaforze „nieludzie jako inne rasy”. Tymczasem osoby o innym, niż biały kolorze skóry zostają odrealnieni. Moosy w swoim artykule używa słowa „odczłowieczeni” i początkowo uważałem, że mimo wszystko przesadza - ale po przemyśleniu sprawy stwierdzam, że to słowo bardzo dobrze oddaje istotę rzeczy. Przecież wrzucenie do świata wiedźmina innych ludzkich grup etnicznych nie tylko nie zubożyłoby tej metafory, ale wręcz ją zuniwersalizowało, bo cały motyw prześladowań nieludzi byłby tym wyraźniej odczytywany jako „irracjonalna nienawiść wobec Innego” niezależnie od powodu inności. Ograniczenie go do motywu rasizmu (co bardzo często robią fani gry, by usprawiedliwić tym argumentem nieobecność w grze ludzi o innym kolorze skóry) bardzo go zubaża i do tego wprowadza zrozumiałe kontrowersje.
Przejdźmy w końcu do ostatniego, chyba najbardziej dla mnie bolesnego, aspektu całej sprawy - reakcji polskiego fandomu wiedźmina na kontrowersje związane z nieobecnością people of color w trzeciej części gry. Mam nadzieję, że w powyższej części notki dość precyzyjnie wyjaśniłem już, czemu takie kontrowersje mogą się się pojawić i z czego się one biorą. O ich istotności możemy - i powinniśmy - dyskutować, ponieważ takie dyskusje zawsze są w jakiś sposób wartościowe. Każą bowiem spojrzeć na daną sprawę z innej perspektywy, zmuszają do empatii, próby zrozumienia innych ludzi, może nawet częściowego przewartościowania własnej percepcji świata. Albo i nie. W czasie śledzenia całej tej afery na Facebooku naczytałem się tylu rasistowskich, nienawistnych komentarzy, że aż zwątpiłem (nie po raz pierwszy) w polski fandom. Poraża kompletny brak chęci zrozumienia sprawy i sprowadzanie jej do wściekłego ataku szalonej politycznej poprawności kolonizującej naszą słowiańską, białą, polską wiedźmińską markę, sugestie, że wprowadzanie osób czarnoskórych (albo jakichkolwiek niebiałych) do świata Wiedźmina zniszczyłoby go kompletnie, teksty pokroju „Dodajmy w DLC paru Murzynów wiszących na drzewach”. Mam nadzieję, że to tylko wyraz - bardzo bezmyślnego - terytorializmu kulturowego (OMG naszego wiedźmina obrażajo! Murzyny przeklęte!) niż rzeczywiste poglądy polskich graczy i fanów twórczości Andrzeja Sapkowskiego. Alternatywa jest zbyt przerażająca, by się nad nią zastanawiać.
Jak pisałem na samym początku - cała ta sprawa to konglomerat mnóstwa splątanych ze sobą problemów. Historyczne uwarunkowania, zakompleksiony polski prowincjonalizm, postkolonialne traumy ludzi Zachodu i wiele innych rzeczy mieszają się tu ze sobą i powodują, że cała ta sprawa budzi tak olbrzymie kontrowersje. Zauważmy, że nikt naszego Wiedźmina nie miesza z błotem - gra jest bardzo ciepło przyjęta na zachodzie i nawet ludzie zwracający uwagę na monochromatyczność etniczną jego bohaterów bez bicia przyznają, że się przy The Witcher 3 znakomicie bawili. Przestańmy wariować, tylko w końcu się zastanówmy. I dorośnijmy.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz