piątek, 8 stycznia 2016

Animorphs. 19 - The Departure

fragment okładki całość tutaj.

The Departure to dziewiętnasty tom serii i zarazem czwarty,  którego narratorką jest Cassie. Moją opinię (nie aż tak bardzo negatywną, ale jednak) o tej bohaterce doskonale znacie, bo już niejednokrotnie o tym pisałem - nieco zbyt naiwna, by dało się ją lubić, nieco zbyt mało wyeksponowana, by była interesująca, nieco zbyt płytka, by jakoś specjalnie obchodziły mnie jej losy i nieco zbyt niedorastająca innych głównym bohaterom i bohaterkom do pięt, bym miał dla niej jakieś ciepłe słowa częściej, niż raz na kilka tomów. Czy The Departure zmieni moją opinie o naczelnej ekoterrorystce świata Animorphs? No cóż, przekonajmy się.

Zaczyna się tak, jak zwykle - narratorka przybliża nam podstawowe informacje odnośnie świata przedstawionego i status quo… jednocześnie rzucając delikatne sugestie, że właśnie dzieje się z nią coś złego i najprawdopodobniej nie dożyje końca tej opowieści. W innym wypadku może i bym się przejął, ale format serii - a raczej fakt, że została już ona zakończona i wiem, że Cassie nie zginie w tym tomie, bo pojawia się na okładkach dalszych tomów ergo będzie ich narratorką ergo przeżyje - zabił wszelki suspens. Nie przeszkadza to jednak w lekturze - bo Applegate potrafi zaabsorbować na poziomie narracyjnym w taki sposób, że czytelnik przejmuje się nawet wiedząc, że wszystko ostatecznie dobrze się skończy.

Noc, las. Cassie w morphie wilka walczy z Hork-Bajirem. Po krótkiej potyczce pokonuje go. Nie jest sama - to grupowa akcja Animorphów i wszyscy są w swoich najsilniejszych morphach bojowych. I Tobias, w - jak to opisuje Cassie - swoim własnym ciele myszołowa. Dowiadujemy się, że rekonesans poszedł nie tak - dzieciaki infiltrowały The Sharing, młodzieżową organizację Yeerków, dzięki której kosmici pozyskują nowych nosicieli. W trakcie spotkania nowych członków tej organizacji doszło do incydentu, w którym jedna z Kontrolerek podpadła Visserowi i została odtransportowana na statek kosmiczny celem poniesienia kary. Animorphy uznały, że ocalając jej życie, Yeerk w jej głowie może być skłonny do kolaboracji. Bardzo pragmatyczne, by nie napisać - cyniczne podejście. Widać, że po osiemnastu tomach ciężkiej walki to już nie są te same naiwne dzieciaki z pierwszych części cyklu. W każdym razie - misja się udała, choć starcie było krwawe. Cassie… stwierdza, że ma dosyć i odchodzi z drużyny. Ot, tak, na wskutek przeżytych właśnie wydarzeń. Bo ma dosyć krzywdzenia i zabijania innych istot żywych. Dla jasności - to nie była jakoś szczególnie wyjątkowo krwawa potyczka. Wcześniej Animorhpy robiły bardziej szalone rzeczy, które pociągały za sobą śmierć wielu istot będących nosicielami Yeerków. W poprzednim tomie wysadzili przecież cały cholerny kontynent! No cóż, musimy przyjąć, że to była ta przysłowiowa słomka, która powaliła wielbłąda. 

Tak więc Cassie zostawia swoim przyjaciół, demorphuje się i wraca do domu. Dostajemy przypomnienie najważniejszych faktów odnośnie jej rodziny - mieszkają na farmie, kochają zwierzęta, tata prowadzi lecznicę dla okolicznej fauny, mama pracuje w pobliskim zoo opiekując się fauną nieokoliczną. Dostajemy również trochę prywatnego życia Cassie - akurat fragmenty stricte obyczajowe bardzo w tej serii lubię, więc nie mam nic przeciwko. Dziewczyna dowiaduje się od swoich rodziców, że lecznica jej ojca straciła sponsora, przez co prawdopodobnie nie będzie mogła dalej funkcjonować, co z kolei oznacza, że Cassie nie będzie mogła realizować się w roli romantycznej Matki Natury opiekującej się ptactwem z połamanymi skrzydłami i okulawionymi liskami. Biedactwo. Tak, jestem złośliwy, ale dziewczyna reaguje na te informacje w bardzo egoistyczny sposób - jęczy, że wszystko traci, najpierw Animorphów, teraz lecznicę… ehm, dziewczyno, SAMA ODESZŁAŚ OD ANIMORPHÓW, W WYJĄTKOWO CHAMSKI SPOSÓB ZRESZTĄ! Ugh, zapowiada się ciężki tom. Mama Cassie zauważa, że dziewczyna ma coś między zębami. Nie była to resztka sałatki, lecz kawałek rozszarpanego na strzępy Hork-Bajira, którego Cassie literalnie zaszczuła swoim wewnętrznym wilkiem. Okej, ta scena była fajna, bo jakoś tam pokazuje stopień brutalności i stresu, jakiemu Cassie była ustawicznie do tej pory poddawana.

Nadchodzi noc, Cassie nadal angstuje, rozpamiętując wcześniejsze wydarzenia. Bliska jest podjęciu decyzji o obróceniu całej sytuacji w żart i ponownym dołączeniu do Animorphów, ale przypomina sobie incydent z zagryzionym Hork-Bajirem - który nie był niczemu winny, bo to Yeerk w jego głowie nim sterował. Oskarża się o to, że dała się ponieść świadomości wilka, że nie zareagowała w porę na rozkaz wycofania się wydany przez Jake’a i generalnie przeżywa swój zespół stresu pourazowego w całkiem wiarygodny sposób. Jasne, czepiam się Cassie za jej postawę i nadal stwierdzam, że drama jest w tym konkretnym wypadku dość wymuszona (bo Animorphy regularnie wyczyniają podobne rzeczy, a ten przypadek nie był jakoś specjalnie gorszy od wielu wcześniejszych - że przypomnę choćby niesławną krwawą łaźnię z tomu The Stranger), bo przychodzi tak na dobrą sprawę znikąd. Sytuację ratuje znakomity dryg autorki do wiarygodnego przedstawiania wewnętrznych przeżyć bohaterów. Cassie dręczy naprawdę mocna trauma i - mimo tego wszystkiego, co napisałem wyżej - jestem w stanie uwierzyć, że jej psychika zaczyna się kruszyć. Dziewczyna zapada w sen. Śni jej się, że jest tyranozaurem (a raczej - sobą w morphie tyranozaura) walczącym z triceratopsem, który zagrażał Markowi (również w formie dinozaura) i… wiecie co? Może przytoczę mały fragment:

I roared.
"HoooRRROOOOAAARRR!"
And the Triceratops screamed. "Rrrr-EEEE-EEEEEE! Rrrr-EEEEEEEEEE!"
I shook my Tyrannosaurus head, worrying the screaming Triceratops like a dog worrying a bone.
And then the Triceratops stopped making sounds. It hung limp. I dropped it and stood over the fallen creature. And I bellowed.
"Huh-huh-huh-RRRRRROOOOOAAAARRR!" I roared in triumph. The sound shook the leaves in the trees. It seemed to shake the distant stars.
"Huh-huh-huh-RRRRRROOOOOAAAARRR!" I screamed again.

Po tej niesamowicie interesującej konwersacji (po której musiałem przypomnieć sobie, że wydawnictwo płaciło autorce wierszówki) Cassie budzi się, wybiega do toalety, barykaduje się w niej i… nie, nie wymiotuje, to już przerabialiśmy z Rachel - zaczyna szorować zęby do czasu, aż szczoteczka rani jej dziąsła. I znów - świetna scena podbudowująca przeżywaną przez dziewczynę traumę, której mimo wszystko nie jestem do końca brać na poważnie. Rooar!

Dziewczyna wraca do swojego pokoju, otwiera okno by zaczerpnąć świeżego powietrza i doznaje uczucia, że jest obserwowana. Następnego dnia Jake, na zwyczajowym spotkaniu Animorphów, pyta Cassie, czemu nie było jej w szkole. W rozmowie z nim i pozostałymi możemy dowiedzieć się, co Cassie myśli o swoich przyjaciołach - że uznaje Jake’a za trochę zbyt dojrzałego jak na zwój wiek z powodu wszystkich tych ciężkich decyzji, jakie musiał podejmować jako dowódca Animorphów, Rachel uznaje za wojowniczkę cieszącą się tym, że dzięki inwazji Yeerków na Ziemię może w końcu pokazać swoją prawdziwą wojowniczą naturę (co tylko pokazuje, że jest fatalną przyjaciółką, skoro nawet nie podejrzewa, jak bardzo straumatyzowana jest Rachel) i tak dalej. Dziewczyna tłumaczy swoim ex-towarzyszom broni, że postanowiła się wycofać z walki nie z powodu ostatniego incydentu, ale dlatego, że ma dosyć. Marco nie kupuje tego i zaczyna dociskać Cassie, usiłując wyciągnąć z niej, co tak naprawdę spowodowało jej decyzję. Pod wpływem coraz bardziej natarczywych pytań Marka i Rachel dziewczyna w końcu tłumaczy im, że przestała cokolwiek odczuwać - miesiące partyzanckiej wojny sprawiły, że z dnia na dzień robiła się coraz bardziej wyobcowana emocjonalnie, aż w końcu uznała, że ma dosyć rozszarpywania na strzępy niewinnych żywych istot zniewolonych przez Yeerków. Bez mrugnięcia okiem.

Marko nie jest przekonany - delikatnie pisząc - i wychodzi. Co zaskakujące, znacznie bardziej empatyczny Tobias również opuszcza zgromadzenie. Rachel idzie w ich ślady i zaczyna wzbraniać się przed nazywaniem Cassie jej przyjaciółką. Na końcu wychodzi Jake (Ax był nieobecny na zebraniu), ale zanim to robi nakazuje Cassie zaprzestania używania mocy transformacji w zwierzęta. I tak dziewczyna pozostaje sama ze swoim zespołem stresu pourazowego, a jej „przyjaciele” dorzucili jej do tego poczucie winy w pakiecie z obniżonym poczuciem własnej wartości. Okej, co to było? Nie, poważnie - CO TO MIAŁO BYĆ? Kiedy Animorphy zmieniły się w grupę pozbawionych empatii buców? Jasne, Cassie jest denerwująca z tym swoim naiwnym proekologizmem, a jej decyzja mogła zaboleć niektórych z grupy… ale takie zachowanie? Czy naprawdę nikt, ani Tobias, ani Jake nie uświadomił sobie, że nie wszyscy ludzie są tak samo wytrzymali psychicznie i niektórzy łamią się pod wpływem zbyt wielu traumatycznych przeżyć? I że nie ma w tym nic złego, ani wstydliwego? Że zamiast opuszczać i alienować przyjaciółkę powinni, nie wiem, POROZMAWIAĆ Z NIĄ? Pomóc uporać się z wewnętrznymi demonami, lepiej zrozumieć stan, w którym się znajduje? Nie jestem fanem Cassie, Bóg mi świadkiem, że daleko mi do tego, ale w tym wypadku jestem po jej stronie - jakkolwiek słabo przedstawiona, jej trauma jest całkowicie zrozumiała. 

Wieczorem Cassie wybiera się na przejażdżkę konną, by uspokoić zszargane nerwy. Po chwili angstowania zauważa, że jest obserwowana. Przypomina sobie, że jej ojciec wspomniał o lamparcie, który niedawno uciekł z placówki prywatnego kolekcjonera egzotycznych zwierząt i od tego momentu krąży po okolicznych lasach. Oczywiście to nie był lampart, tylko najzwyczajniejszy w świecie niedźwiedź. Który ścigał jakąś dziewczynę. Ścigana wspięła się na drzewo, ale niewiele to pomogło - niedźwiedzie również potrafią się wspinać. Cassie w pokazowej akcji ratuje dziewczynę, każąc jej zeskoczyć z drzewa na koński grzbiet. Manewr się udaje, że misio zwraca przez to uwagę na Cassie. O ile na otwartym terenie niedźwiedź nigdy nie doścignąłby galopującego konia, o tyle w lesie sytuacja wygląda nieco inaczej. W trakcie ucieczki dziewczyny spadają z konia do płynącej przez las rzeki.

Cassie budzi się w wodzie, przemarznięta w stopniu, który niemal uniemożliwia jej poruszanie się. Po chwili podwodnej szamotaniny dziewczyna znowu traci przytomność. Budzi się ponownie już na brzegu, uratowana przez dziewczynę, którą wcześniej ocaliła przed niedźwiedziem. Dziewczyna - ma na imię Karen - okazała się wcale nie taką przypadkową osobą, bo dowiadujemy się, że od pewnego czasu szpiegowała Cassie i doskonale wie o jej umiejętności morphowania. Wie o Yeerkach, morphowaniu i Andalitach. Wie też, że Cassie jest odpowiedzialna za śmierć jej brata, któremu dziewczyna rozszarpała gardło i pozostawiła na śmierć. Cassie próbuje zaprzeczać, ale na dłuższą metę nie ma to sensu - Karen jest po prostu zbyt dobrze zorientowana, a niniejsza powieść stała się właśnie o wiele bardziej interesująca, niż mogłem podejrzewać.

Karen ma złamaną kostkę, więc nie jest w stanie się poruszać (a przynajmniej nie nazbyt szybko), a las jest pełen niebezpiecznych zwierząt, toteż Cassie musi podjąć ważką decyzję. Czy zostawić Karen (a raczej - dziewczynę imieniem Karen kontrolowaną przez żeńskiego Yeerka siedzącego w jej głowie i pałającego chęcią zemsty za śmierć swojego brata) na pastwę głodu, zimna, wycieńczenia i dzikich zwierząt i uciec? A co, jeśli uda jej się przeżyć i dotrze z powrotem do cywilizacji i wyda Cassie? Co z pewnością uczyni, jeżeli Cassie jej pomoże. To prawdziwa próba charakteru i dziewczyna w trakcie opatrywania kostki Karen wciąż rozważa wszelkie możliwości, z zabiciem Karen łącznie. Szkoda, że nie pomyślała o tym, by zafundować biednej dziewczynie kuracji anty-Yeerkowej, jaką przebył Jake w tomie The Capture, ale zrzucam to na karb paniki, jaka nią owładnęła. Cassie decyduje się wybudować szałas - podróż przez gęsty las, nocą, w trakcie burzy nie jest najroztropniejszym pomysłem, więc najlepiej przeczekać do rana. Z dyszącą żądzą zemsty Kontrolerką na karku. I lampartem grasującym po lesie, który zostawił sobie na potem truchło zagryzionego jelonka odnalezione przez Cassie w czasie szukania dobrego miejsca na budowę schronienia.

Dziewczyny szukają kryjówki, a Cassie cały czas stara się przekonać Karen, że nie jest Animorphem i nie ma pojęcia o Yeerkach i całej reszcie.  W końcu znajdują jaskinię, jednak Cassie nie jest pewna, czy jama nie jest już zajęta przez jakieś dzikie zwierze, które może nie mieć ochoty na przyjęcie dwóch przybłęd, albo przeciwnie - mieć aż zbyt wielką ochotę. Korzystając z faktu, że Karen została w tyle Cassie zaczyna morphować wilka, by za pomocą węchu wybadać czy jaskinia jest bezpieczna - ale przypomina sobie słowa Jake’a i rezygnuje w połowie. No cóż, wziąwszy poprawkę na sytuację Jake raczej nie miałby nic przeciwko, więc zachowanie Cassie jest… głupie.  Ale mniejsza o to - będąc w połowie morpha ma dostęp do jego zmysłów, więc korzysta z nich, ale nie wyłapuje niczego poza zbliżającą się Karen, więc szybko wraca do swojej postaci. Postanawia zaryzykować i zbadać jaskinię, ale w tym momencie Karen zostaje zaatakowana przez lamparta. Kontrolerka próbowała postrzelić go ze swojej kosmicznej broni laserowej, którą najwyraźniej miała przy sobie od samego początku, ale pudłuje. Mało tego - z powodu skręconej kostki wywraca się i broń ląduje tuż pod nosem lamparta. Po chwili impas zostaje przełamany - lampart rzuca się na morphującą w wilka Cassie. Dziewczyna robi to samo. Po krótkiej chwili lampart ucieka, odpuszczając sobie walkę z innym przeciwnikiem.

Cassie i Karen siedzą w pustej jaskini z prowizorycznie osłoniętym wejściem, przy wątłym ognisku. Cassie rozważa swoje położenie i zastanawia się co zrobić w sytuacji gdy ujawniła swoje moce potwierdzając podejrzenia Kontrolerki. Karen tłumaczy, że nie użyła broni przeciwko niedźwiedziowi z uwagi na fakt, że spanikowała. Dziewczyny rozmawiały, a Cassie z zaskoczeniem stwierdza, że Yeerkowi przeszkadza fakt, że przydzielono mu niewinne dziecko jako nosiciela i nie na to się pisał, zdradzając tym samym pewne oznaki moralności. Nie za wielkie, ale zawsze coś. Z rozmowy wywiązuje się zresztą kłótnia odnośnie moralnego prawa Yeerków do brania sobie nosicieli. Dziewczyny decydują się pełnić na zmianę wartę, a Cassie ponownie roztrząsa swoją sytuację, zastanawiając się, co może zrobić. Gdy Karen przejmuje wartę Cassie zasypia i śni jej się kolejny koszmar - masakra, jaką Erek King urządził Yeerkom w tomie The Android. Rankiem dziewczyny ruszają w drogę powrotną. 

W trakcie wędrówki przez las Cassie usiłuje przemówić do lepszej strony Karen, którą dostrzegła w nią w trakcie rozmowy o jego nosicielce. Dowiadujemy się, że Karen - ta prawdziwa, nie Yeerk siedzący w jej głowie - głęboko współczuje swojemu pasożytowi, czego ten ostatni jest zresztą boleśnie świadom w każdej sekundzie swojej egzystencji. Cassie zwierza się Kontrolerce ze swojej konfuzji i niechęci względem walki z Yeerkami. Karen wspomina, że istnieją Yeerkowie, którzy sprzeciwiają się podbojom i przemocowemu pozyskiwaniu nosicieli. To… bardzo fajne skomplikowanie mitologii świata przedstawionego. Widzieliśmy już wcześniej pojedynczych Yeerków o bardziej skomplikowanych motywacjach, Yeerków odczuwających miłość (a przynajmniej utrzymujących, że doświadczali tego uczucia), ale to pierwsza wyraźniejsza przesłanka, że Yeerkowie nie są źli z definicji, a ich kultura dopuszcza koncepcję moralności podobnej do ludzkiego humanizmu. Dowiadujemy się również kilku ciekawych rzeczy o cyklu reprodukcyjnym i ewolucyjnym Yeerków.

Dlszą dyskusję przerywa powrót lamparta, który powala Karen. W tym samym momencie na arenę wydarzeń wkracza Marco w postaci rybołowa atakującego drapieżnika. Lampart odciąga Karen trzymając ją za kostkę, by znaleźć sobie dogodniejsze miejsce na konsumpcję. Cassie stawia mu czoła w morphie wilka. Gdyby ktoś się zastanawiał - wilk nie ma szans w starciu z leopardem. Cassie rozważa zostawienie Karen na pastwę lamparta, co rozwiązałoby bardzo wiele problemów i dziewczyna uniknęłaby rozszarpania na strzępy przez silniejszego drapieżnika, ale jej wahania przerywa przybycie Marka w morphie goryla. Lampart ucieka. Cassie morphuje się do postaci człowieka, podbiega do rannej Karen i zakazuje jej ujawniania Markowi, że jest Kontrolerką. Marco jednak bardzo szybko się tego dowiaduje. Trudno powiedzieć, by był zadowolony z tej próby oszustwa i wytyka Cassie, że nie ratuje ona małej dziewczynki, tylko cholernego Yeerka w jej głowie. Cassie, mając już dosyć, rzuca Markowi w twarz, że jego matka ma w głowie takiego samego podobnego Yeerka, więc powinien od dobrze wiedzieć, jak naprawdę wygląda tego typu sytuacja. Marco, choć dotknięty do żywego, pozostaje niewzruszony - wiedząc, o jaką stawkę toczy się gra jest zdeterminowany zabić Karen.

Cassie proponuje Yeerkowi, by dał się wypowiedzieć swojej nosicielce, ale pasożyt punktuje, że i tak nie byliby w stanie odróżnić zachowania nosiciela od Yeerka. Cassie robi zatem coś chyba najgłupszego w swojej dotychczasowej historii - użycza pasożytowi swojego ciała, by na chwilę uwolnić Karen. Marco, porażony jej głupotą, zmienia się w rybołowa i odlatuje, by powiadomić pozostałych o tym, co się stało. Pasożyt oczywiście przejmuje nad nią kontrolę, zaś Cassie ma wgląd w myśli i wspomnienia Yeerka. Okazuje się, że Aftran - tak ma na imię pasożyt - zgłosiła się do przejęcia ciała Karen, by nie musieć już uczestniczyć w krwawych, traumatyzujących walkach i wieść spokojne życie z dala od niebezpieczeństw. Oczywiście Yeerk nie pozostaje jej dłużny i wyciąga na wierzch wszelkie interesujące go informacje. Aftran zmienia się w jeden z ptasich morphów Cassie i odlatuje, a dziewczyna powoli uświadamia sobie, jak wielki idiotyzm uczyniła. Z góry Cassie i Aftran widzą ekipy poszukiwawcze wysłane za Cassie i Karen oraz odsiecz Animorphów - oczywiście beznadziejnie spóźnioną.

Cassie wciąż próbuje przemówić do moralności swojego pasożyta - i, co zaskakujące, do pewnego stopnia udaje się jej to. Aftran ostrzega znajdującego się w pobliżu Kontrolera przez Animorphami zdążającymi w to miejsce, ale nie ujawnia mu, że są oni ludzkimi partyzantami, nie zaś Andalitami, jak podejrzewają Yeerkowie. Aftran wraca do Karen, opuszcza ciało Cassie i wraca do swojej poprzedniej nosicielki. Stawia Cassie ultimatum - chce, by dobrowolnie zakleszczyła się ona w morphie gąsienicy, przekraczając dwugodzinny limit pozostawania w morphie. Pokazała, że jest w stanie odrzucić cudowną egzystencję istoty ludzkiej tak, jak domaga się od Yeerków tego, by dobrowolnie pozostali ślimakowatymi pasożytami o przytłumionych zmysłach pływających w jakichś bajorach. W zamian Aftran permanentnie opuści ciało Karen. Cassie odrzuca propozycje. Rozumie, że czasami należy podejmować trudne decyzje, nie daje się sprowokować i… Kogo ja chcę oszukać? Oczywiście, że się godzi. Wcześniej już dowiodła, że instynkty samobójcze są w niej wyjątkowo silne, więc dziwne byłoby, gdyby nie dała się zmanipulować w tego typu układ. Morphuje gąsienicę i zostaje w tej postaci.

I teraz dzieje się coś zaskakującego - narrację przejmuje Jake. To pierwsza tego typu sytuacja w dotychczasowej historii serii. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się, by w obrębie jednego tomu pojawił się więcej, niż jeden narrator. Ale hej, nie narzekam - zajęło mi to sporo czasu, ale w końcu polubiłem Jake’a, więc cieszę się, że to on przejął pałeczkę. Okazało się, że Jake i pozostali spędzili całą noc na poszukiwaniach Cassie, podobnie jak jej rodzice - oczywiście bezskutecznie. Dopiero Markowi udało się odnaleźć. Powiadamia on Jake’a, że Cassie została Kontrolerką. Animorphy ruszają jej z odsieczą, choć nie bez dyskusji. Rachel i Marco potępiają ją za to, co robiła, ale Jake i Tobias biorą jej stronę, stwierdzając, że jeśli na tym świecie nie byłoby ludzi takich jak Cassie, to ten świat nie byłby wart ratunku.

Po potyczce z Kontrolerami (zaalarmowanych przez tego, z którym wcześniej rozmawiała Aftran) Jake podejmuje decyzję, że Yeerka trzeba zabić, niezależnie od tego, w jakiej postaci się znajduje. Nawet, jeśli to postać Cassie. Panie, panowie: Jake - nie-idiota! Jasne, czuje się z tego powodu parszywie, ale wie że to była słuszna decyzja. Animorphy odnajdują zatem Karen (pod kontrolą Aftrana) i jedną gąsienicę. Co „najlepsze” Aftran po pewnym czasie chciała przekazać Cassie, że udowodniła swoje czyste intencje i odwołać ultimatum, ale gąsienice nie są znane ze swojego słuchu, więc dziewczyna nie słyszała Yeerka i wyczerpała swój limit. Ax i Rachel wręcz prześcigają się w chęci zakończenia egzystencji pasożyta. Karen ucieka i natyka się na lamparta, który po raz trzeci wkracza na arenę wydarzeń. Ratuje ją - co zaskakujące - Marco, będący w swoim morphie goryla. Aftran tłumaczy Animorphom umowę, jaką zawarł z Cassie. Jake z szacunku dla decyzji Cassie, jakkolwiek głupia by ona nie była, decyduje się ją wypełnić.

Narracja z powrotem przeskakuje do Cassie, która zaczyna przebudzać się z długiego stanu nieświadomości. Okazuje się, że gąsienica, w morphie której ugrzęzła zmienia się w motyla. Narracyjną pałeczkę ponownie przejmuje Jake, którego Tobias zawiadamia o metamorfozie Cassie. Animorphy gromadzą się prze niej i obserwują jak odlatuje. Ax jest wstrząśnięty nowo odkrytym faktem, że niektóre ziemskie stworzenia mają możliwość metamorfozy i powiadamia swoich ludzkich przyjaciół, że tego typu proces resetuje zegar morphowania - Cassie może spokojnie wrócić do swojej ludzkiej postaci. Nie bardzo pojmuję na czym to polega - wielokrotnie powtarzano, że moce animorphii opierają się na DNA - a DNA gąsienicy i motyla jest identyczne! To nie jest tak, że jedna istota zmienia się w drugą - to cały czas ta sama istota, tylko że na innym etapie rozwoju. Nie kupuję tego, ale co tam - mamy szczęśliwe zakończenie! Cassie wraca do domu, godzi się ze swoimi przyjaciółmi, na nowo odnajduje radość życia, Aftran dotrzymuje słowa, Karen jest wolna, a rodzice Cassie znajdują finansowanie dla swojej lecznicy - dzięki obrzydliwie bogatemu ojcu Karen zresztą. 

Powiem tak - to był cholernie nierówny tom, a głównym powodem jego nierówności jest jego główna bohaterka. A raczej ocierający się o marysueizm sposób, w jaki traktuje ją autorka. Applegate niejednokrotnie wspominała, że wzorowała postać Cassie na sobie samej, co dość jednoznacznie potwierdza moje obawy, że pisarka traktuje tę postać jako swojego awatara. Oczywiście nie musi to być z zasady złe i ośmielę się stwierdzić, że nie jest AŻ TAK złe w przypadku Animorphs. Naprawdę dużo zależy od tego, czy czytelnik jest w stanie identyfikować się z emocjonalnymi, dyktowanymi intuicją decyzjami Cassie i jej filozofią życiową. Niektórzy ponoć bardzo lubią tę bohaterkę. Ja uważam jej sposób bycia za skrajnie naiwny i nieodpowiedzialny, choć doceniam starania autorki, która robi wszystko, by możliwie najbardziej uprawdopodobnić i uczynić Cassie postacią, którą można przynajmniej zrozumieć. To się udało - ja ją rozumiem. I właśnie dlatego jej nie lubię.

Książka ma sporo mocnych punktów - dyskusje o moralności Yeerka i człowieka, fajnie rozegrany wątek lamparta jako dzikiej karty, kilka mocniejszych wzruszeń… ale to wszystko nie zmienia faktu, że czytało mi się dość średnio. Miejscami było naprawdę fajnie, częściej jednak irytowałem się ogłupianiem moich ulubionych postaci tylko po to, by Cassie na ich tle wypadła lepiej. Ale absolutnie nie wykluczam, że dla osób o nieco innym światopoglądzie, mniej cynicznych, niż niżej podpisany (który jest idealistą, ale wypranym z romantyzmu) The Departure będzie bardzo przyjemnym doświadczeniem. Ja, mimo wszystko, nie potrafiłem się wczuć. Ale co tam - było, minęło. Mam już za sobą ten tom, a w następnym rozpoczyna się powszechnie chwalona przez fanów Trylogia Davida. Kim, do cholery, jest David i co sprawiło, że poświęcona mu została cała trylogia? Tego dowiemy się już niebawem.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...