wtorek, 11 sierpnia 2015

Niepełne zanurzenie

fragment grafiki autorstwa Juhani Jokinena, całość tutaj.

Submerged to jedna z takich gier, które po prostu uwielbiam - kameralna, lekko niedookreślona opowieść rozgrywająca się w przepięknym świecie przedstawionym, skupiona raczej na budowaniu pewnego określonego nastoju, aniżeli zabawieniu gracza dynamiczną akcją czy porywającą, pełną zwrotów akcji opowieścią. Teoretycznie powinienem być więć zachwycony - w praktyce Submerged mnie… może nie tyle rozczarował, co przegrał z moimi oczekiwaniami, niezdrowo rozbudzonymi przepięknymi screenami z gry i równie wspaniałym trailerem. To jest całkiem niezła gra - po prostu nie aż tak dobra, jak sobie to wymarzyłem.

Pod względem konwencji Submerged przywodzi na myśl produkcje studia Team Ico oraz takie gry jak Papo & Yo czy Journey. Wcielamy się w nastoletnią dziewczynę imieniem Miku, która w towarzystwie swojego rannego młodszego brata dociera rybacką łódką do ruin na wpół zatopionej, porośniętej gęstą roślinnością metropolii. Skąd rodzeństwo wzięło się w tym miejscu? Co sprawiło, że wielkie miasto znalazło się pod wodą, a jego ruiny porosły dziwaczną florą? Odpowiedzi na te pytania poznajemy w miarę postępów w grze, towarzysząc głównej bohaterce w eksploracji otoczenia w poszukiwaniu medykamentów oraz innych zasobów koniecznych do wyleczenia jej brata. Szybko też okazuje się, że miasto bynajmniej nie jest opuszczone - tajemnicze humanoidalne istoty cały czas obserwują poczynania Miku, a ich motywy pozostają nieujawnione aż do samego finału gry. Jakby tego wszystkiego było mało, główna bohaterka z czasem zapada na dziwną chorobę, która powoduje, że na jej ciele pojawiają się wybroczyny. 

Zacznijmy może od najmocniejszego punktu gry, czyli oprawy audiowizualnej. Submerged jest po prostu przepiękne. Miasto jest bardzo szczegółowe, pełne świetnie zaprojektowanych lokacji i smaczków pokroju zanurzonego do połowy w wodzie wielkiego diabelskiego młyna albo gigantycznego żurawia (koniecznie wespnijcie się na sam szczyt!), z którego można zobaczyć niemal cały obszar gry. Dodajmy do tego znakomite efekty świetlne oraz tło dźwiękowe i już mamy grę, przy której kilka razy zdarzyło mi się powiedzieć „Łał!” w trakcie rozgrywki - na przykład gdy na horyzoncie niespodziewanie pojawił się gigantyczny wieloryb, albo gdy zza porannej mgły wyłoniła się sylwetka wielkiego pomnika. Przez pierwszą godzinę rozgrywki gracz (albo graczka) będzie w niemym podziwie obserwować rezultaty pracy projektantów poziomów. Później uważniejsze oko zacznie wyłapywać ewidentne niedoróbki czy skróty - jak choćby powtarzające się tu i ówdzie tekstury i modele, kiepskie animacje fauny i parę innych rzeczy okazjonalnie psujących dobre wrażenie. Nie jest to jakaś wielka wada, ale czasami potrafi zgrzytnąć. Czepię się też muzyki - nie dlatego, że była słaba, bo nie była (combo „fortepian plus wiolonczela” sprawdza się całkiem przyzwoicie), po prostu było jej zbyt mało. W czasie rozgrywki słyszymy trzy, może cztery różne utwory, które dość szybko się nudzą i zaczynają męczyć.

Gra cierpi również na bolesną przypadłość wielu produkcji z otwartym światem - jest to sandbox, w którym jest naprawdę niewiele do roboty. Sednem gry jest zwiedzanie świata przedstawionego za pomocą łódki oraz eksploracja ruin, na które można się wdrapać. Do zebrania jest kilka rodzajów znajdziek - części do łodzi pozwalające jej szybsze poruszanie się, kolejne dokumenty ujawniające historię zatopionego miasta oraz zasoby potrzebne do przeżycia brata głównej bohaterki. Jedynie te ostatnie są niezbędne do ukończenia gry, reszta artefaktów jest zupełnie opcjonalna i na dobrą sprawę możemy sobie nimi w ogóle nie zawracać głowy. Ponadto gra odnotowuje odkryte przez nas punkty orientacyjne oraz wizerunki zwierząt, ale i te rzeczy nie dość, że są opcjonalne to jeszcze - w przeciwieństwie do wyżej wymienionych - nie dają absolutnie żadnych profitów (poza ewentualną satysfakcją z ich odkrycia). Brak jest zadań pobocznych, odblokowywania nowych obszarów czy jakichkolwiek innych elementów ubogacających rozgrywkę. Nie przeszkadzałoby mi to, gdyby nie grzech główny Submerged…

…którym jest bardzo nużąca mechanika poruszania się. Główna bohaterka wspina się po zapuszczonych budowlach miasta niczym, nie przymierzając asasyni z wiadomej gry video i w ten sposób porusza się po świecie gry. Z uwagi na fakt, że w grze nie da się zginąć, jest to ekstremalnie nudne, ponieważ eliminuje jakiekolwiek wyzwanie dla gracza i służy jedynie wydłużeniu rozgrywki. Wielokrotnie zdarzyło mi się - szczególnie pod sam koniec gry - że omijałem niektóre opcjonalne znajdźki, ponieważ ich zdobycie wiązało się z dodatkowym nużącym przedzieraniem się przez przebyte już wcześniej obszary gry. Gra byłaby znacznie bardziej angażująca, gdyby dodano jakąś interesującą mechanikę przemieszczania się, wychodzącą poza „kliknij, żeby przeskoczyć na drugą stronę”.

Drażni też nieprzemyślana w pewnych szczegółach kreacja świata przedstawionego. O ile możemy to wywnioskować po angielskich napisach na billboardach i budynkach, zatopione miasta jest jedną z anglosaskich metropolii (niektóre subtelne wskazówki zdają się sugerować Londyn), natomiast karnacja, sposób ubierania się i język Miku wskazuje raczej na bliżej niesprecyzowany egzotyczny (polinezyjski?) rodowód. To by oznaczało, że przed rozpoczęciem historii przedstawionej w grze główna bohaterka przemierzyła swoją łódką pół świata, co nie wydaje się specjalnie prawdopodobne. Tego typu niekonsekwencji jest więcej. Można oczywiście argumentować, że niedopowiedzenia mają na celu pozostawienie graczom pole do interpretacji, ale w tym przypadku to się niespecjalnie sprawdza.

Summa summarum Submerged jest jednak całkiem przyzwoitą grą i absolutnie nie żałuję ani jednej spędzonej przy niej chwili. Jest to jednak - nie oszukujmy się - gra raczej tylko na jeden raz. Przejście jej zajmuje od trzech (jeśli z grubsza znamy rozkład lokacji na mapie i wiemy, gdzie co leży) do pięciu (jeśli nie wiemy, a na dodatek chcemy zebrać wszystkie znajdźki) godzin. Po ukończeniu gry możemy kontynuować zwiedzanie miasta w trybie eksploracji. Generalnie polecam, choć może niekoniecznie osobom łatwo się nudzącym (usną) albo mającym jakieś wyjątkowo wygórowane oczekiwania (rozczarują się). Jeśli jednak ktoś ma ochotę powłóczyć się po malowniczych ruinach, Submerged jest całkiem niezłym wyborem.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...