poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Kamala akbar!

fragment grafiki autorstwa Sarah Gill, całość tutaj.

Zapoznałem się w końcu z najnowszą inkarnacją komiksu Ms. Marvel oraz jej główną bohaterką, Kamalą Khan, która - zupełnie niespodziewanie - okazała się jedną z najpopularniejszych komiksowych heroin ostatnich lat. Mimo początkowych kontrowersji - a może właśnie dzięki nim - nastoletnia muzułmanka z New Jersey zawładnęła sercami fanów i fanek komiksu superbohaterskiego, a ostatnio zgarnęła nawet nagrodę Hugo w kategorii Najlepsza Opowieść Graficzna. 

Już dawno miałem ten komiks na celowniku, z różnych jednak względów odkładałem jego lekturę. Kiedy w końcu przysiadłem do pierwszego tomu… nie, absolutnie się nie rozczarowałem. Ms. Marvel z Kamalą w roli głównej to wspaniały komiks młodzieżowy ze znakomicie nakreśloną główną bohaterką, świetnie przedstawionym tłem społecznym, solidnym garniturem sympatycznych postaci drugoplanowych oraz fenomenalną oprawą graficzną uwielbianego przeze mnie Adriana Alphony. Słowem - polecam z całego serca. Tym niemniej, nie jest to komiks pozbawiony pewnych wad i niedociągnięć. Tak, będę się czepiał, za co z góry przepraszam wszelkie fanki (płci obojga) Kamali Khan. Czytając tę notkę miejcie na uwadze jedną rzecz - ja lubię ten komiks, a jeśli mam wobec niego jakieś obiekcje, to wyrażam je raczej z blogerskiej uczciwości wobec czytelników i czytelniczek, niż z powodu jakichś antypatii.

Zacznę jednak od pozytywów, z których największym jest niewątpliwie kreacja głównej bohaterki. Kamala jest postacią wielowymiarową, a jej rys charakterologiczny nie kończy się na kwestii wyznania czy pochodzenia. Fangirl, nastolatka, muzułmanka, mieszkanka New Jersey, superbohaterka, Amerykanka pakistańskiego pochodzenia - wszystkie te aspekty jej postaci bardzo zgrabnie się przenikają, tworząc bohaterkę, której nie da się zamknąć w jednym tylko wymiarze czy stereotypie. Mamy więc typowe dylematy wieku nastoletniego, konflikt pokoleń, konflikty kulturowe, lokalny patriotyzm, klasyczny (ale przyjemnie przedstawiony) motyw oswajania się z supermocami jako analogii okresu dojrzewania… W całym tym rozgardiaszu bohaterka musi odpowiedzieć sobie na pytanie - kim właściwie jest? Gdzie ma zarysować granicę pomiędzy własną indywidualnością, a oczekiwaniami rodziców, rówieśników - czy, szerzej, społeczeństwa? Po lekturze dwóch pierwszych tomów Ms. Marvel wydaje mi się, że ten komiks jest właśnie o tym - o budowaniu własnej tożsamości przez młodą osobę egzystującą trochę na styku kultur (między muzułmańskim konserwatyzmem, a swobodą obyczajową New Jersey), trochę na styku religijnym (tradycjonalistyczny islam i postreligijny geekizm), trochę między dzieciństwem, a dorosłością, trochę pomiędzy cudownością, a prozą życia - Kamala lawiruje, szukając w tej plątaninie równowagi i miejsca, w którym mogłaby stanąć bez poczucia, że idzie na zbyt duże kompromisy. I jest przy tym tak niesamowicie sympatyczna, że nie da się jej nie uwielbiać.

Paradoksalnie to właśnie tło obyczajowe jest w tym - nominalnie superbohaterskim - komiksie najciekawsze. może to z tego powodu, że początkowo wątek superbohaterski jest… taki sobie. Oczywiście, trudno, żeby było inaczej - ostatecznie zbudowanie tak złożonej bohaterki swoje trwa i pierwsze rozdziały opowieści o nowej Ms. Marvel wprowadzają relatywnie niewiele elementów wewnętrznej mitologii serii. Moim głównym zarzutem jest trochę zbyt duża sztampowość i schematyczność całego procesu oswajania się Kamali z nadprzyrodzonymi mocami oraz jej rolą superbohaterki. Mamy więc początkową nieporadność, powolne poznawanie swoich limitów i umiejętności, wymykanie się z domu, by pod osłoną nocy walczyć ze złem… Od razu zastrzegę, że piszę to z pozycji starego wyjadacza komiksowego, który niejeden komiks o nastolatku z super-mocami w życiu czytał i widział te motywy przerobione na wszystkie sposoby. Jest to więc raczej kwestia mojego zblazowania, niż braku umiejętności scenarzystki (która odwala kawał naprawdę dobrej roboty) i zapewne młodszym odbiorcom i odbiorczyniom oraz osobom o mniejszym niż mój stażu nie będzie to przeszkadzać.

Z oprawą graficzną sprawa jest natomiast interesująca. Kreska Adriana Alphony bynajmniej nie jest mi obca - bardzo lubiłem jego prace w Runaways, gdzie wciąż był jeszcze początkującym rysownikiem bez znaczącego dorobku twórczego i trzymał się dość konserwatywnego, pseudorealistycznego stylu. W Ms. Marvel tego nie ma - graficzny styl Ms. Marvel w pewien sposób koresponduje z treścią komiksu, ponieważ ilustracje wyglądają jak coś, co mogłaby nabazgrać na końcu zeszytu (bardzo zdolna) nastolatka nudząca się w czasie lekcji historii. Żywiołowość oprawy graficznej znakomicie pasuje do opowieści o nastolatce z mocami - duża w tym zasługa bardzo ciepłych kolorów. Czasami jednak - nie na tyle często, by na dłuższa metę psuło to przyjemność z lektury, ale jednak - Alphona trochę za bardzo idzie na skróty. Trafiają się kadry trochę za bardzo ubogie w szczegóły, trochę zbyt uproszczone rysunki albo postaci z odrobinę za bardzo zaburzonymi proporcjami ciała. Nie ma tego wiele, ale momentami odnoszę wrażenie, że rysownik bardzo się spieszył i zwyczajnie nie miał czasu dopracować niektórych ilustracji. 

Wszystko to jednak są zaledwie drobiazgi, które bynajmniej nie psują przyjemności płynącej z obcowania z komiksem. Ms. Marvel jest niesamowicie ciepłym, sympatycznym komiksem, który najzwyczajniej w świecie warto znać. 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...