fragment grafiki autorstwa Diosboss, całość tutaj. |
Czekałem na ten serial - czekałem odkąd tylko zapowiedziano, że Sense8 będzie owocem kolaboracji rodzeństwa Wachowskich i Michaela J. Straczynskiego. Uwielbiam zarówno filmy Wachowskich (nawet te niespecjalnie lubiane przez ogół), jak i seriale oraz komiksy autorstwa Straczynskiego (Babylon 5 to jedna z najważniejszych rzeczy, jakie dało nam telewizyjne medium i nikt mnie nie przekona, że jest inaczej). Serial okazał się jeszcze lepszy, niż mogłem to sobie wymarzyć i już teraz gorąco zachęcam wszystkich zainteresowanych i wszystkie zainteresowane do jego jak najszybszej lektury.
Fabuła serialu koncentruje się na ośmiorgu rozrzuconych po całym świecie osobach, które są jakimś rodzajem empatycznej sieci, co pozwala im na wzajemne dzielenie się swoimi wspomnieniami i umiejętnościami, a także telepatyczny kontakt. Każde z nich zaczyna doświadczać przypadkowych kontaktów z innymi, co na różne sposoby wpływa na ich losy. Powoli bohaterowie zaczynają się poznawać, dzielić doświadczeniami, ufać i pomagać sobie nawzajem a w niektórych przypadkach - zakochiwać się. Kenijski kierowca, amerykański policjant, islandzka didżejka, profesjonalny włamywacz z Niemiec, meksykański aktor, hinduska farmaceutka, koreańska bizneswoman (i mistrzyni kickboxingu) oraz transseksualna aktywistka społeczna z USA powoli poznają się, ingerują w swoje życia - niekiedy na bardzo zaskakujące sposoby - stopniowo odkrywając potencjał swoich nowych umiejętności.
Celowo nie wspominam tu o wątku sensacyjnym - ktoś poluje na naszych bohaterów oraz na inne osoby dysponujące podobnymi umiejętnościami - ponieważ jest on, według mnie, najmniej istotnym elementem fabuły, wprowadzonym tylko po to, by nadać jej dynamizmu. Nie dajcie się zwieść - choć nie brakuje w tym serialu pokazowych scen akcji, Sense8 to przede wszystkim opowieść o ludziach. O ich małych i wielkich tragediach, o radościach i smutkach życia - czasami zaskakująco wręcz prozaicznych. To sprawia, że nowa produkcja Wachowskich i Straczynskiego nie jest serialem dla wszystkich. Szczególnie w pierwszych odcinkach, cierpiących na brak bardziej dynamicznych scen (później się pojawiają, ale nadal stanowią bardziej dodatek, niż sedno).
Fakt, że każde z głównych bohaterów pochodzi z innego kręgu kulturowego zostało przez twórców serialu bardzo ciekawie potraktowane. Na ogół w takich przypadkach nacisk położony jest na uwypuklenie różnic pomiędzy takimi osobami i mozolnych (acz niemal zawsze zwieńczonych sukcesem) próbach odnalezienia wspólnego języka. Sense8 w pewien sposób odwraca ten motyw - zamiast na różnicach, skupia się na podobieństwach. Bohaterowie bardzo dobrze się rozumieją, nawet mimo niekiedy skrajnie odmiennych warunków, w jakich wychowywali się i dorastali. Nawet więcej - inna percepcja wydarzeń pozostałych członków ich osobliwej gromady daje niektórym z nich pełniejsze spojrzenie na własne problemy i sytuacje. Jest więc Sense8 serialem bardzo krzepiącym. Mimo dzielących nas różnic wszyscy jesteśmy ludźmi - zdają się mówić twórcy.
Sense8 oprócz tego, że jest serialem krzepiącym, jest również serialem pięknym. Obsadę serialu pomyślano tak, aby każdy wątek można było rozegrać w nieco innej konwencji, co dało Wachowskim okazję do równoległej zabawy różnymi gałęziami kina (coś, co już wcześniej robili w Cloud Atlas, ale też - w mniejszym stopniu - w każdym swoim dotychczasowym filmie). Mamy więc klimaty bollywoodzkie, latynoamerykańskie, motywy rodem z azjatyckiego kina kopanego i wiele innych. Mimo to, wszystko w jakiś sposób ze sobą współgra i nic się nie nie gryzie. Przeciwnie, różne estetyki bardzo ładnie się dopełniają i korespondują ze sobą. Nie mam pojęcia, jak Wachowskim udało się osiągnąć taki efekt, ale wyszło im to po prostu fenomenalnie.
Daruję tu sobie szczegółowe omawianie poszczególnych wątków, ponieważ stopniowe zapoznawanie się z bohaterami, odkrywanie kolejnych zaskakujących faktów z ich przeszłości i obserwowanie metamorfoz moralnych stanowi samo mięso serialu i nie chciałbym nikogo pozbawiać przyjemności samodzielnego ich odkrywania. Pierwszy sezon serialu liczy dwanaście odcinków stanowiących tak naprawdę wstęp do właściwej opowieści, zaplanowanej na kilka sezonów naprzód. W latach dziewięćdziesiątych, gdy powstawał Babylon 5, taki rozmach fabularny graniczył z cudem. Dziś, dzięki netflixowej polityce zamawiania całych sezonów za jednym zamachem, ten plan ma znacznie większe szanse powodzenia. Trzymam kciuki, bo już dawno żadna produkcja telewizyjna nie wywarła na mnie tak olbrzymiego wrażenia.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz