środa, 7 stycznia 2015

Poczucie (braku) humoru

fragment grafiki autorstwa Dana Schoeninga, całość tutaj.

Wyjaśnijmy coś sobie - najprawdopodobniej nie posiadam poczucia humoru. Wywiodłem ten wniosek z faktu, że nie bawi mnie circa 99% żartów, dowcipów i anegdot, które dostarcza mi zarówno kultura popularna, jak i grono znajomych. Kiedy inni wokół mnie rechoczą jak opętani, na mojej twarzy nie drży nawet jeden mięsień. Gdy wszyscy zachwycają się humorem z, dajmy na to, Guardian of the Galaxy, ja zastanawiam się, co takiego śmiesznego jest w nieporadności pozbawionej protezy osoby niepełnosprawnej, która to wizja zdaje się niesłychanie bawić jednego z głównych bohaterów filmu. Słowem - nie mam poczucia humoru. Najprawdopodobniej jest to pewnego rodzaju kalectwo, ale jakoś do tej pory nigdy tak o tym nie myślałem. Jeśli już ktoś z tego powodu cierpi, to są to osoby z mojego kręgu towarzyskiego, których anegdoty odbijają się od mojego marsowego oblicza, nie powodując na nim żadnej widocznej reakcji. Nie wiem, czy to niezdiagnozowany Asperger (co zgadzałoby się z bardzo wieloma innymi objawami, ale nie chcę popadać w jakieś wydumane chałupnicze autodiagnozy) czy skaza charakteru, ale tak po prostu jest. Powyższy disclaimer jest kluczowy dla niniejszej notki, więc miejcie go w głowie, czytając jej ciąg dalszy.

Kilka dni temu dostałem na Facebooku wiadomość od przedstawicielki ekipy produkcyjnej odpowiedzialnej za stworzenie niezależnego filmu komediowego zatytułowanego Nerd. Fabuła produkcji - czego dowiedziałem się z opublikowanego na YouTube trailera - opowiada o tytułowym nerdzie, czyli uzależnionym od Internetu rozbitku społecznym, któremu odcięto dostęp do Sieci, co wstrząsnęło podstawami jego egzystencji na tyle, by zmusić go do opuszczenia swojego mieszkania celem odzyskania dostępu do stałego łącza. A że główny bohater to jednostka tak bardzo wyoutowana z rzeczywistości, że nie potrafi patrzeć na ludzi inaczej, niż na potencjalne zagrożenie życia i zdrowia, postanawia obejść całe miasto łukiem, by dotrzeć do siedziby miejscowego providera i odzyskać utracone połączenie z Siecią.

Zacznijmy od tego, że uzależnienie od Internetu jest naprawdę groźną przypadłością, która może doprowadzić do rozregulowania cyklu okołodobowego, deformacji sylwetki, głębokiej depresji, a w skrajnych przypadkach nawet do śmierci z wycieńczenia. Co więcej, o tym realnym przecież problemie najczęściej słyszy się w trakcie sezonu ogórkowego, z reguły przy okazji tematu gier komputerowych, gdy wypowiadają się o nim osoby tłukące tak zwanego chochoła. Atmosfera skandalu i zwyczajowa silna kontra ze strony środowiska graczy i informatyków nie sprzyja merytorycznej dyskusji odnośnie tego problemu. Nie ma w tym nic śmiesznego i uczynienie z tego typu sprawy osi fabularnej filmu komediowego mnie mierzi - prawdopodobnie równie zniesmaczony byłbym komedią o anoreksji. Tu się naprawdę nie ma z czego śmiać, a przynajmniej taki skwaszeniec jak ja nie widzi w uzależnieniu od Internetu nic śmiesznego.

Kolejną sprawą jest semantyka. Ja wiem, że pewnie w jakimś stopniu przemawia przeze mnie urażona duma proud geeka, którego ktoś wyśmiewa poprzez odwołanie się do najbardziej krzywdzącego stereotypu, ale… chyba niezupełnie. Chodzi o to, że przedstawiony na trailerze filmu protagonista naprawdę średnio przystaje do stereotypu nerda. Scenarzysta filmu (nie byłem w stanie doklikać się do jego personaliów) nie odrobił pracy domowej - coś tam od kogoś usłyszał, że nerd, to ktoś, kto siedzi w Internecie i ma problemy w stosunkach społecznych z innymi ludźmi, ale nie chciało mu się nawet wyguglać terminu, który ostatecznie pojawił się w tytule filmu. Ja nie mam nic przeciwko wyśmiewaniu stereotypu, ale miło byłoby, gdyby osoba wyśmiewająca wiedziała, co właściwie wyśmiewa. Główny bohater filmu definitywnie nerdem nie jest wedle żadnej znanej nomenklatury - już prędzej geekiem (mamy bowiem podaną informację o jego fascynacji serialami animowanymi z lat dziewięćdziesiątych). Może tu wchodzić w grę pewne zamieszanie związane z powszechnym myleniem obu tych terminów - sam zresztą często używam ich zamiennie, choć w sumie nie powinienem, bo różnica jest znacząca i nawet dzisiaj nie powinno się utożsamiać nerdów z geekami (i odwrotnie).

Najbardziej smuci i żenuje jednak fakt, że ktoś w dwa tysiące piętnastym roku odwołuje się jeszcze do dawno obalonego stereotypu sprzed dobrych trzydziestu lat. W dzisiejszych czasach bycie nerdem jest cool, nerdyzm to nowy mainstream, nerdy żądzą światem za pośrednictwem Google’a i Facebooka. Ja oczywiście wiem, że termin „polska komedia” już z definicji niesie ze sobą potężny ładunek żenady (a „polska niezależna komedia” to właściwie kumulacja). Słyszany w trailerze przepity głos Grzegorza Pawlaka sugeruje najprzedniejsze polskie poczucie humoru spod znaku Wujka Zenka Komentującego Biust Szwagierki Jadzi Na Rodzinnej Biesiadzie, co już z miejsca powoduje u mnie nieprzemożoną chęć ewakuacji.

Dobra komedia - poprawcie mnie, jeśli się mylę - powinna opierać się na samoświadomości i wiedzy, co tak naprawdę wyśmiewa. Dzięki temu, nawet jeśli gra krzywdzącymi stereotypami, może bawić nie tylko ignorantów, ale również grupę społeczną będącą przedmiotem satyry. Przy kompetentnie sporządzonej komedii wspomniana grupa dostrzeże bowiem, że twórca wie, z czego się śmieje i wyśmiewa nie tyle daną grupę społeczną, co jej stereotyp. Znakomitym przykładem tego typu satyry jest klip Epic Rap Battle: Nerd vs. Geek Rhetta i Linka - grający stereotypem aż trzeszczy, ale dzięki znajomości tematu jest zabawny i błyskotliwy. Nieprzypadkowo ulubionym sitcomem sporej grupy nerdów jest The Big Bang Theory, gdzie brać nerdowska przedstawiona jest w sposób maksymalnie przerysowany - ale z wyczuciem i znajomością tematu. Tej znajomości w trailerze Nerda dramatycznie brakuje i szczerze wątpię, by sam film był pod tym względem choć odrobinę lepszy.

Kuriozalny jest też fakt, że twórcy filmu poprosili mnie o pozytywny feedback ich dzieła - to trochę tak, jakby CollegeHumor poprosiło jakiegoś blogera-miłośnika furry o reklamę ich kreskówki Furry Force. Generalnie ekipie odpowiedzialnej za produkcję tego filmu najchętniej wręczyłbym wejściówki na Pyrkon, żeby obejrzeli sobie tych ludzi, których identyfikują jako „nerdów” w ich naturalnym środowisku, którym wbrew pozorom nie jest jakaś samotnia zbudowana ze zużytych kartonów po pizzy, tylko barwna i różnorodna społeczność szalenie pozytywnych ludzi.

PS: Możecie klikać w linki bez strachu, że rozkręcicie twórcom Nerda promocję - przepuściłem je przez DoNotLinka. No i nie klikajcie Furry Force, jeśli naprawdę nie chcecie wydrapać sobie oczu.

15 komentarzy :

  1. Epic Rap Battle linkuje do trailera Nerda.
    Dlaczego pisze kursywą i jak to zmienić?!

    OdpowiedzUsuń
  2. Poprawione, dzięki za zwrócenie uwagi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm, znaczy poprosili żebyś pochwalił jak ładnie się naśmiewają z grupy, z którą potencjalnie się identyfikujesz. Seems legit. A z ciekawości, czy bohater na widok płci przeciwnej mdleje czy raczej mu krew idzie z nosa? Bo jeśli to drugie, to geek :P.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rety, już myślałam, że tylko ja tak mam (z tym poczuciem humoru). Wiem, że teraz dobrze jest przekraczać granice i śmiać się z różnych rzeczy, z których kiedyś się nie śmiano, bo nie wypadało, ale nie wiem, mnie zawsze jakoś tak przeraża, jak o tym głębiej pomyślę, ile osób mogłoby się poczuć skrzywdzonych (przykład filmu, o którym piszesz, jest może aż nazbyt reprezentacyjny - tutaj jeszcze dochodzi problem niewiedzy i braku researchu twórców). Z drugiej strony taka na przykład hiper-super-tumblrowa poprawność też jest przegięciem (jednak złoty środek to złoty środek.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak na kogoś, kto jest nowym mainstreamem, cool i rządzi światem, to bardzo się bulwersujesz czymś co nieprecyzyjnie przedstawia coś z czym w jakimś tam stopniu się identyfikujesz.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardziej tym, że twórcy filmu zwrócili się do mnie w prośbą o promocję swojego dzieła.

    OdpowiedzUsuń
  7. A to dali ci tylko ten trailer i szkic fabularny, i nakazali głosić dobrą nowinę, czy jak to było?

    OdpowiedzUsuń
  8. "Gdy wszyscy zachwycają się humorem z, dajmy na to, Guardian of the Galaxy, ja zastanawiam się, co takiego śmiesznego jest w nieporadności pozbawionej protezy osoby niepełnosprawnej, która to wizja zdaje się niesłychanie bawić jednego z głównych bohaterów filmu."

    BTW.

    Film mi się za bardzo nie podobał, więc może nie powinienem go bronić, ale w sumie przychodzę na tego bloga, żeby być kontrariański i marudzić, więc co mi tam :)

    W tych scenach widz ma się chyba śmiać z Rocketa - że bawią go takie sytuacje, i że taki z niego lovable nicpoń. Nie chodzi o naśmiewanie się z osób niepełnosprawnych. Wg. mnie to "niskie" poczucie humoru jest akurat jednym z nielicznych plusów Guardiansów. Widać w tym przynajmniej jakieś drobne przejawy auteurskich tendencja Jamesa Gunna, który zaczynał od wytwórni Troma, a potem zrobił Slither i Super. Poza tym reszta filmu to typowa taśmowa papka Marvel Studios podsycana teasingiem i grą wstępną skupioną na kinie nowej przygody, które mają pobudzić fandom przed orgiastycznymi uciechami związanymi z triumfalnym powrotem Gwiezdnych Wojen, i które, jak mniemam, są tam bardziej z cyniczno-marketingowych dekretów producenta niż artystycznej wizji reżysera.

    OdpowiedzUsuń
  9. Co jest "lovable" w postaci, którą bawi cudze kalectwo?

    OdpowiedzUsuń
  10. Samo w sobie pewnie niewiele, ale w kontekście filmowej sytuacji może śmieszyć. Nie mów, że tego nie rozumiesz. Pamiętam, że pisałeś o grze i kreskówkach z psem i kojotem, i o tym jak przemoc i nieszczęścia spadające na kojota w takim kreskówkowym kontekście są akceptowalne i bawią.

    OdpowiedzUsuń
  11. Naprawdę człowiek, który nie ma poczucia humoru musi ci tłumaczyć, czym różnią się te dwie sytuacje?


    Okej...


    Przemoc, jaka spotyka Kojota bawi, ponieważ wynika z jego nieporadności - Wile sam wpada w zastawione przez siebie pułapki z powodu kreskówkowych reguł świata przedstawionego - Kojot usiłuje działać tak, jakby świat wokół niego był wierny newtonowskiej fizyce, a nie jej kreskówkowemu ekwiwalentowi. Z oczywistych powodów zawodzi. TO jest źródłem humoru.


    Rocketa bawi wizja bezradności osoby, którą pozbawiło się protezy nogi. To nie jest śmieszne.

    OdpowiedzUsuń
  12. No to chyba nie jest aż takie różne. Tam i tu masz kreskówkowego futrzaka, który postępuje niezgodnie z pewnymi przyzwyczajeniami widza. Niespodziewany się, że mały szop będzie strzelał z wielkich giwer, był wredny i krzykliwy. To w nim bawi i sprawia, że jest lovable. Nie chodzi o to, że film każe ci się śmiać z kolesi bez nogi.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja nie wiem, czy ty poważnie nie rozumiesz, czy mnie trollujesz. Ja się poddaję w każdym razie.

    "Nie chodzi o to, że film każe ci się śmiać z kolesi bez nogi."



    Nie - spodziewa się, że będę sympatyzował z postacią, którą coś takiego śmieszy. Niedoczekanie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Powiem tak: poczucie humoru miewam, momentami nawet bardzo...hm, specyficzne (lubię "American Pie" nieironicznie). A mimo to przemyślenia dotyczące "Nerd" (w sprawie którego też dostałam maila) miałam dokładnie takie same, jak Ty. Chodź, zrzucimy się na bilety na Pyrkon, może zrozumieją :/

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...