poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Animorphs. 16 - The Warning

fragment okładki, całość tutaj.

The Warning to szesnasty już tom serii Animorphs i zarazem czwarty, którego narratorem jest Jake. No cóż – przekonajmy się, czy tym razem autorce uda się w jakiś sposób uczynić tego bohatera interesującym. Ostatnim razem wyszło jej to całkiem przyzwoicie, jestem więc nastawiony optymistycznie. Poza tym, okładka przedstawia Jake’a zmieniającego się w nosorożca – już samo to sprawia, że moje zainteresowanie jest wysokie.

Powieść rozpoczyna się tak, jak rozpoczynały się wszystkie poprzednie książki cyklu – mantrą o tym, jak to Animorphy są zagrożone, mającą na celu przybliżenie czytelnikowi, który po książkę sięgnął „z doskoku” garść najważniejszych faktów odnośnie bohaterów, status quo i świata przedstawionego. Przyznam, że o ile do tej pory drażniło mnie powtarzanie w kółko tych samych rzeczy, o tyle zrozumiałem, jak bardzo jest to przydatne w chwili, gdy zrobiłem sobie dłuższą przerwę od lektury. Nie, żeby Animorphs był jakąś szczególnie pogmatwaną fabularnie, przeładowaną bohaterami sagą – wręcz przeciwnie. Tym niemniej, takie przedstawione w telegraficznym skrócie streszczenie najważniejszych informacji doskonale odświeża pamięć i czytelnik, który – tak jak ja w tym wypadku – sięgnął po kolejny tom po kilkumiesięcznej przerwie, nie musi marszczyć czoła, próbując sobie przypomnieć, o co właściwie chodziło autorce.

Po standardowym wstępie widzimy Jake’a korzystającego z Internetu – pewne rozrzewnienie u starszych czytelników może wzbudzić fakt, że chłopak łączy się z Siecią za pomocą modemu. Odbiera maila (nieudana próba strollowania go przez Marca rozbroiła mnie tak, jak niemal każdy żart tego bohatera) i, przeszukując Internet, odnajduje… informacje o Yeerkach. Które wzbudzają w nim podejrzenia, że Anmimorphy nie są jedynymi ludźmi wiedzącymi o najeźdźcach. Cała ekipa spotyka się u Marca i debatuje, co z tym fantem zrobić. Na stronie znajduje się bowiem dużo bzdurnych, wyssanych z palca informacji, jest też jednak sporo trafnych danych, na przykład – wskazanie Chapmana jako nosiciela czy rysunek kosmity znajdującego się w szeregach najeźdźców. Tobias podejrzewa pułapkę Yeerków, Rachel – jakżeby inaczej – go popiera. W końcu decydują się skomunikować z twórcą strony za pomocą zamieszczonego na niej chata. Po dość dezorientującej wymienia zdań z jego uczestnikami grupa decyduje się skontaktować z niektórymi z uczestników rozmowy i ostrożnie wybadać, co konkretnie wiedzą. Jako, iż Ax, ze względu na prymitywność dostępnego sprzętu, nie jest w stanie wyśledzić rozmówców, Animorphy idą na całość i decydują się włamać do siedziby lokalnego dostawcy Internetu. Gdyby akcja powieści rozgrywała się w dzisiejszych czasach, mieliby sporo prościej. Lokalny dostawca Internetu jest „lokalny” tylko z nazwy, więc bohaterowie zakradają się do samolotu pod postacią much i w ten sposób pokonują cała odległość pomiędzy ich miejscem zamieszkania, a siedzibą Web Access America. 

Sposób, w jaki – będąc w formie much – bohaterowie odnajdują właściwe przejście lotnisku… Napiszę krótko – używają dziecięcej kupy. Poważnie. Kiedy to przeczytałem to miałem mocne What the Hell, Applegate? Ale pomińmy może ten obrzydliwy fabularny wybieg, bo zaraz potem autorka pozwala sobie na subtelny, ale doskonale widoczny homoerotyczny żarcik, który – pun not intendent – wkłada w usta Tobiasowi. Otóż chłopcy wchodzą do męskiej toalety, z której zamierzają skorzystać w celu niespostrzeżonego morphowania w muchy. Okazuje się jednak, że jest wolna tylko jedna kabina, więc Jake i Tobias zmuszeni są wejść do niej razem, co powoduje sarkastyczny („Oh, it doesn’t look too weird”) komentarz Emohawka. Odpowiedź Jake’a („Wait 3 few seconds. Things will be quite a bit weirder”) wzbudziła we mnie zdrową śmiechawkę – niezbyt to dojrzałe z mojej strony, wiem, ale wyobraziłem sobie, jak ten fragment mogłaby odebrać osoba, która nie zna kontekstu fabuły. W czasie transformacji do kabiny próbuje wejść jakiś mężczyzna, przez co zmieniony w muchę Tobias wpada do muszli klozetowej i dobrych kilka stron usiłuje się z niej wydostać.

Już na pokładzie lecącego samolotu Animorphom wcale nie idzie lepiej. Jake zostaje rozplaskany przez dłoń jednego z pasażerów i ma do wyboru śmierć albo powrót do własnej postaci na oczach wszystkich ludzi przebywających na pokładzie. Świetnie wypada histeryczna reakcja Cassie – widać, że dziewczynie zależy na Jake’u na tyle, by straciła swój zwyczajowy spokój w chwili, gdy grozi mu śmiertelne niebezpieczeństwo. Ostatecznie Jake nie umiera – pozostali transportują go do łazienki, gdzie w spokoju mógł się zmienić w człowieka, regenerując tym samym wszystkie obrażenia. Pod koniec lotu, kiedy wszyscy są już bezpieczni Cassie przytula Jake’a i po raz pierwszy od początku serii naprawdę byłem w stanie uwierzyć, że tych dwoje łączy coś więcej. Nie jest to tak niesamowicie złożony, pełen subtelności związek jak ten Rachel i Tobiasa, ale jednak autorka wyraźnie pokazała, że ta dwójka troszczy się o siebie.

Pod budynkiem siedziby WAA bohaterowie przyłączają się do wycieczki i w ten sposób dostają się do środka. Żeby zapewnić sobie swobodę ruchów Jake proponuje pobranie morphów niektórych pracowników i przemianę w nich, co budzi pewne moralne opory. No cóż, Harry na ich miejscu już dawno wyżłopałby co najmniej hektolitr eliksiru wielosokowego. Po dłuższej dyskusji uznają, że byłoby to zbyt niejednoznaczne moralnie – choć nie za bardzo rozumiem, czemu. To nie jest tak, że pobierając morpha jakiejś osoby cokolwiek by ona utraciła. Podejrzewam, że cała dyskusja miała raczej na celu zamaskować niechęć dzieciaków do przemiany w inną osobę – coś takiego musi być bardzo niekomfortowe psychicznie. Dlatego postanawiają odwrócić uwagę pracowników, podczas gdy Ax i Marco zajmą się przeszukiwaniem bazy danych. Operacja się udała, jedynie Cassie zmuszona była zaatakować jednego z ochroniarzy, a że była w morphie skunksa, zrobiła to w tradycyjny dla tych zwierząt sposób.

W międzyczasie następuje bardzo fajna scena – Jake, po traumie przeżytej w czasie lotu samolotem, nie chce tego powtarzać i zwyczajnie boi się powrotu, gdy zmuszony będzie powtórnie narazić się na ryzyko paskudnej śmierci pod czyimś butem albo zwiniętą w rulon gazetą. Stara się jednak nie okazywać strachu – jest przecież nieformalnym dowódcą Animorphów i jego niepewność może udzielić się pozostałym, co mogłoby mieć katastrofalne skutki. W tym momencie do akcji wkracza Cassie i proponuje mu, żeby w czasie powrotu wypróbował innego morpha. I znowu – troska Cassie o Jake’a wypada tu bardzo naturalnie. Applegate zamiast opowiadać, jaka to Cassie jest empatyczna i wrażliwa – pokazuje to. Jest to jeden z niewielu dotychczasowych tomów, w których Cassie jest tak dobrze wyeksponowaną postacią i cieszy, że autorka próbuje uczynić dziewczynę bardziej złożoną postacią – szkoda tylko, że potencjał Cassie ujawnia się na ogół tylko w jej relacjach z Jake’em, ale dobre i to.

Dzieciaki dowiadują się, że jedną z osób czatujących na stronie internetowej ostrzegającej przed Yeerkami jest Joe Bob Fenestre, miliarder i właściciel WAA. Później towarzyszymy Jake’owi przy rodzinnym obiedzie (standardowa scena, w której bohater obiecuje sobie, że wyzwoli swojego brata, Toma, spod władzy siedzącego mu w głowie Yeerka). Bohaterowie spotykają się i zastanawiają, co zrobić z wykradzionymi z WAA danymi. Oczywistym celem infiltracji jest Fenestre, jest jednak bardziej paląca sprawa – na czacie udziela się bowiem dziewięcioletni dzieciak, który podejrzewa, że jego ojciec jest nosicielem dla Yeerka i zamierza o tym z nim porozmawiać. Jake decyduje się ją jednak odłożyć na kolejny dzień i skupić się na Fensetre.

Bohaterowie infiltrują dom miliardera swoim zwyczajowym sposobem – zmieniają się w ptaki i wlatują przez okno. A przynajmniej próbują – Rachel oczywiście leci jako pierwsza i po minięciu okna zostaje porażona prądem, przez co traci przytomność i w posiadłości uruchamia się alarm. Zewsząd zbiegają się ochroniarze i zaczynają prażyć do Animorphów z ostrej amunicji. Po akcji ratunkowej postrzelonego Axa i krótkiej potyczce z pilnującymi posesji psami Jake zarządza odwrót. Ax i Rachel zostają schwytani. Jake, bliski paniki, stara się sklecić jakąś akcję ratunkową – i to błyskawiczną, bo Axowi i Rachel kończy się czas, jaki mogą przebywać w morphie. Chłopak nie wie jednak co robić, do czego otwarcie przyznaje się przed Cassie, Marco i Tobiasem, co z kolei powoduje ich niedowierzanie. Jake zauważa, że ludzie Fenestre’a nie korzystali z pozaziemskiej broni, więc prawdopodobnie nie są nosicielami Yeerków. Postanawia postawić wszystko na jedną kartę i leci do ogrodu zoologicznego pobrać morpha, który podoła frontalnemu atakowi na posiadłość. Jeśli ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości co to za zwierzę, to rzut oka na okładkę z pewnością je rozwieje.

Nosorożec – który jest zwierzęcym odpowiednikiem skrzyżowania czołgu i tarana – okazuje się być idealnym stworzeniem do wdarcia się na posesję Fenestre’a. Cała scena była po prostu świetna, Jake w morphie nosorożca po prostu przewalił się przez posiadłość miliardera jak buldożer, nie zwracając uwagi na kalekie próby powstrzymania go przez ochroniarzy. Zamiast wyważyć drzwi wejściowe, wyważył całą ścianę (nosorożce nie są znane z jastrzębiego wzroku). Dokładnie takie sceny chcę czytać w Animorphs. Po wdarciu  się do środka Jake wraca do ludzkiej postaci, ale jednocześnie nawiązuje kontakt z Axem i każe mu się demorphować – limit czasu już się niemal wyczerpał. Dzieciaki zmieniają się w swoje morphy bojowe – Marco w goryla, Cassie w wilka, a Jake w tygrysa. Jake telepatycznie zwraca się do osłaniających przejście ochroniarzy, czym sprawia, że się poddają – ostatecznie, nie ma na świecie takich pieniędzy, które zmusiłyby kogokolwiek do walki z inteligentnym tygrysem-telepatą.

Bohaterowie docierają do miejsca, w którym uwięzieni są Ax i Rachel. Oboje zastygli w czymś w rodzaju stanu zawieszonej animacji. Wewnątrz znajduje się również Fenestre, dzierżący pozaziemską spluwę w dłoniach. Fenestre okazuje się być Yeerkiem-renegatem, który żyje w dobrej komitywie ze swoim nosicielem i który postanowił odseparować się od yeerkowych struktur organizacyjnych i działać na własną rękę, ustawiając się na Ziemi jako miliarder. Animorphów wziął natomiast za nasłanych na niego płatnych zabójców. Po wyjaśnieniu sprawy Yeerk przedstawia się jako Esplin 9466 i opowiada swoją historię. Otóż Esplin był bliźniakiem innego Yeerka (stąd podwójna szóstka w numerze), który w hierarchii stał odeń znacznie wyżej i skazał Esplina na nędzny żywot szeregowego porywacza ciał w głowie jakiegoś pozbawionego znaczenia ludzkiego nosiciela. Esplin zawiązał sojusz ze swoim nosicielem i korzystając z pozaziemskich zasobów technologicznych obaj zbili fortunę, znacznie popychając do przodu ludzki rozwój Internetu. Bliźniak Esplina, dowiedziawszy się o poczynaniach brata, postanowił go zgładzić. Bliźniakiem tym jest doskonale nam znany Visser Trzy. Przyznam, że tego się nie spodziewałem (choć chyba powinienem, bo nie jest to jakiś oryginalny chwyt fabularny), więc ta informacja wywarła na mnie odpowiednie wrażenie. Esplin odkrył sposób na przetrwanie bez konieczności naświetlania się promieniami, co każdy Yeerk zmuszony jest czynić co kilka dni, by nie umrzeć od wpływu ziemskiej atmosfery. Sposobem tym jest kanibalizm – po przetworzeniu i spożyciu Yeerka naświetlanie się promieniami jest zbędne. Strona internetowa ostrzegająca przed inwazją miała być zatem wabikiem na Yeerków, nie na członków ruchu oporu.

W sumie wszystko potoczyłoby się pomyślnie, gdyby Cassie nie zadała kłopotliwego pytania – w jaki sposób Esplin wydobywa pasożyty z głów nosicieli? Dowiedziawszy się, że w wyniku tego procesu nosiciel umiera z rozciętą czaszką, Cassie kategorycznie odmawia pójścia z renegatem na jakikolwiek układ. Wyrzuca Jake’owi, że to niemoralne i sugeruje, że powinni zabić Fenestre’a. Jake, będąc w patowej sytuacji, godzi się wycofać w zamian za uwolnienie zakładników. Ostatecznie Animorphy opuszczają posiadłość Fenestre’a z przeświadczeniem, że pozostawili przy życiu psychopatycznego potwora. Następnego dnia Cassie nie przychodzi do szkoły. Jake domyśliła się, że postanowiła odszukać poznanego na czacie dzieciaka, który podejrzewał, że jego ojciec jest nosicielem i ostrzec go przed rozmową z rodzicielem. Jest mocno podminowana faktem, że właśnie poradziła małemu dziecku, by nie ufało swojemu ojcu. Powieść kończy się informacją, że posiadłość Fenestre’a spłonęła w tajemniczych okolicznościach z pewną sugestią, że za to wydarzenie mogła odpowiadać Cassie albo Jake.

Powiem tak – to był naprawdę świetny tom. Ma wszystko to, co powinna mieć dobra powieść, by czytało się ją z zapartym tchem. Tajemnicę, akcję, kilka żartów, kilka dramatycznych momentów, zwroty akcji… Czytając ją, zastanawiam się, jak mogłem brać Jake’a za niefajną postać – Jake, kiedy rozwinie skrzydła, jest naprawdę interesującym bohaterem. Cholera, dowodzi drużyną zmiennokształtnych nastolatków, kosmiczny wojownik mówi na niego „prince” i rozwala budynki w morphie nosorożca. Coraz bardziej go lubię, choć oczywiście Tobiasa nie zdetronizuje. Tym niemniej, z tomu na tom ta postać zyskuje sobie moją sympatię. Zyskała też Cassie, co jest zaskakujące, bo od dawna nie miałem dla niej ani jednego dobrego słowa. w The Warning dziewczyna opowiada się po słusznej stronie, jej wywody trafiają do przekonania i generalnie błyszczy, jak chyba nigdy do tej pory. W dodatku cały, skupiający się na odpowiedzialności za siebie i innych słodko-gorzki ton powieści naprawdę mi odpowiadał. Jakby tego było mało, przedstawiono nowego złoczyńcę, który jest daleko ciekawszy i lepiej pomyślany, niż operetkowy Visser Trzy. Ja poproszę więcej Esplina w kolejnych tomach. Podsumowując – naprawdę świetny tom, oby takich więcej.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...