fragment grafiki autorstwa Jona Locka, całość tutaj. |
Uwaga – poniższa notka będzie chyba najbardziej niemerytorycznym
wpisem, jaki zdarzyło mi się popełnić w ciągu trzech lat prowadzenia blogaska.
Bez researchu, bez linków, tabelek, statystyk, z dużą ilością uogólnień,
skrótów myślowych, stereotypów niepopartych żadnymi badaniami. Generalnie notka
napisania na podstawie osobistych odczuć i tego, co mi się wydaje, że wiem. Na
podstawie dowodów anegdotycznych i niesprecyzowanego „ducha dziejów”. Z tego
też powodu proszę mnie nie pociągać do odpowiedzialności, w razie gdy popełnię
jakąś rażącą głupotę. Na swoją obronę dodam tylko, że nie umiem sobie
wyobrazić, by tę notkę dało się napisać w inny sposób.
Generalnie było dotąd tak, że fandom, nerdyzm i zjawiska
pokrewne przez wiele lat zarezerwowane były głównie dla męskiego odbiorcy –
stereotypowego pryszczatego okularnika, który wynagradzał sobie wątłą tężyznę
fizyczną i takież same powodzenie u płci preferowanej, wcielając się po
godzinach w wielkiego zabijakę z mieczem czy dzielnego kosmicznego komandora
ratującego wszechświat albo co najmniej galaktykę. Koncerny produkujące
kontent, którym żywił się mieszkaniec tej niszy robiły zatem wszystko żeby
tylko mu schlebić – ekstremistycznym tego przykładem są superbohaterskie
komiksy z lat dziewięćdziesiątych, które prezentowały karykaturalnie
umięśnionych bohaterów ściskających w rękach absurdalnie potężne giwery i hiperseksualizowane
postaci kobiece o olbrzymich piersiach i cieniutkich taliach. Oczywiście, im
dalej w mainstream, tym rozbuchana testosteronowość popkultury malała, ja mówię
tu jednak o nerdowskich niszach. Niszach, w których odbiorczynie popkultury
były w mniejszości i wymagano od nich, by zachowywały się z obowiązującą wówczas
narracją, która przeważnie sprowadzała się do: „Wskakuj w blaszane bikini i nie
marudź”. I tam patriarchalizm przez wiele lat kwitł w najlepsze. I kwitnie
dalej. Ale od pewnego czasu zaczęło to komuś przeszkadzać.
Przywołam tu dwie afery, które jakiś czas temu przetoczyły
się przez polskie środowiska fandomowe. Pierwszą z nich jest oczywiście afera
kostkowa, kiedy tegoroczny Pyrkon był szeroko reklamowany za pomocą dość
niesmacznego szczucia cycem. Druga to reportaż Dużego Formatu o gwałtach na kobiecych postaciach w papierowych
erpegach. Obie te sprawy wiąże jedna rzecz – dyskusje wokół nich poruszają, w
mniejszym lub większym stopniu, kwestię tego, gdzie w fandomie jest miejsce dla
kobiet, ile im „wolno”, do jakiego stopnia mogą wpływać na kształt fandomowej rzeczywistości. Obie te afery wywołał właśnie fakt, że zarówno naga
pani w wannie pełnej plastikowych kostek, jak i graczka, której bohaterka jest
zbiorowo gwałcona przez awatary kolegów uczestniczących w kampanii jest sprowadzona
do roli podrzędnej – rekwizytu, który ma nerdom płci męskiej posłużyć w celu
osiągnięcia satysfakcji. Obie sprawy wypłynęły teraz, ale to nie oznacza, że
wcześniej nie było problemów podobnego kalibru. Jasne, że były – ale nikt nie
zwracał na nie uwagi. To znaczy, może i zwracał, ale bał się oskarżenia o bycie
„rozhisteryzowaną feministką, która się bez sensu czepia, a tak w ogóle, to jak
ci się nie podoba, to sobie idź, nikt cię tu siłą nie trzyma”. I w pewnym
momencie dziewczyny powiedziały – basta. Stąd ten zgiełk, konsternacja i
niebotyczne zdziwienie tych obszarów fandomu, które wciąż skrzeczą pod ciężarem
mizoginii.
Coś się zmieniło. Kobiety na masową skalę zaczęły być nerdkami,
animować fandomy. Nie umiem nawet w przybliżeniu powiedzieć, kiedy to się stało
– w połowie lat zerowych? Na przełomie tysiącleci? Wcześniej? Później? W gruncie rzeczy nie jest to aż takie ważne. Dziewczyny nauczyły się nie wchodzić w męską narrację nerdyzmu, w której mogły
być co najwyżej chłopczycami usiłującymi naśladować współwyznawców albo dać się
sprowadzić do skąpo odzianego ucieleśnienia fetyszu tej, czy innej grupy w
czasie cosplay’ów czy innych LARPów. Zaczęły tworzyć własną, alternatywną
narrację – zupełnie inne spojrzenie na fandom. Dla mnie ucieleśnieniem tych genderowych
przemian szeroko pojętego nerdyzmu jest Tumblr – miejsce, gdzie dyskurs,
poetyka, sposób przekazywania treści są typowo fangirlowskie. Tak przynajmniej
wynika z followowanych przeze mnie profili. Magiczna kraina gifsetów, wianków,
shipowania i fanartów, której świeżość i żywiołowość ożywia skostniałe, prężące
wirtualne muskuły i napinające fikcyjną klatę tradycyjnie męskie nerdowanie. Inne
podejście do popkultury, zwracanie uwagę na inne aspekty, bezpretensjonalność,
własny mempleks. Otwarcie na odmienności, queerowanie, działania emancypacyjne (nie
tylko płciowo i seksualnie, ale też etnicznie), ogólnie pojęta frywolność. Takie
jest tumblrowo-kobiece oblicze współczesnego fandomu.
Przedstawicielki płci żeńskiej w fandomie otworzyły okno i
wpuściły do stęchłego pomieszczenia sporo ożywczego powietrza. I wielkie dzięki
im za to, bo zaduch był niemożebny. Co prawda ten ożywczy przeciąg starają się zakłócić
ciągłe popiardywania tych jego członków, którzy nie mogą się pogodzić z
nieodwracalną już metamorfozą fandomu. Ci wszyscy łowcy Fake Nerd Girls, osobniki wołające „Pokaż cycki!” na konwentach,
gracze w sieciowe strzelanki wysyłający do kuchni każdą dziewczynę znajdującą
się w zasięgu czata. Oni już właściwie przegrali. Co prawda wciąż potrafią
zrobić przykrość, napsuć krwi, może nawet zranić. To frustraci, którzy
zorientowali się, że ich czas już minął, a reguły uległy zmianie. Albo – co jest
znacznie gorsze – ci, którzy nigdy sobie tego nie uświadomili i wszelka próba
sprowokowania ich do myślenia zostanie odebrana jako atak. Ale dla takich nie
ma już nadziei. Nie należy się jednak nimi przejmować, bo jeśli jeszcze nie są oni mniejszością, to w niedługim czasie nią się właśnie staną. W każdym razie – dziewczyny, zrobiłyście w fandomie wspaniałą
robotę i robicie ją nadal. Nie ważcie się przestawać.
Nic dodać, nic ująć.
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst, fajnie spojrzeć na społeczność Tumblra w nieco szerszej perspektywie i docenić zalety, zamiast irytować się jego uroczymi przywarami. Bo taka prawda, że Tumblr to mieszanka wybuchowa wszystkiego co w fandomach najlepsze i najgorsze i nieraz dostarcza więcej powodów do wzdychania i wywracania oczami, niż fangirlowania.
OdpowiedzUsuńA możesz polecić jakieś ciekawe Tumblry? Chętnie poznam bliżej ten rejon sieci.
OdpowiedzUsuńZ tych które znam, a które mogłyby ciebie zainteresować to tak na szybko, przychodzi mi do głowy chyba tylko Escher Girls (http://eschergirls.tumblr.com/), gdzie autorki wyłapują graficzne deformacje kobiecego ciała (ażeby było "seksowniej") widoczne w komiksach, anime i grafikach promujących gry video. Niekiedy aż kręgosłup boli, jak się patrzy na co poniektóre przykłady.
OdpowiedzUsuńHa, niezłe. Z prześmiewczych Tumblrów znam jeszcze http://thecitizenkaneofvideogames.tumblr.com/.
OdpowiedzUsuńMnóstwo bardzo trafnych uwag.
OdpowiedzUsuń