niedziela, 26 stycznia 2014

Animorphs. 13 - The Change

fragment okładki, całość tutaj.

The Change to trzynasty tom serii Animorphs i drugi, którego narratorem jest Tobias. Nie masz hawka nad emohawka – to głupkowate zdanie obijało się w głowie od samego początku serii notek o Animorphs. Dużo w nim jest zresztą prawdy – Tobias jest dla mnie gwiazdą całego cyklu, postacią najbardziej fascynującą ze wszystkich głównych bohaterów. Możliwe zresztą, że to najciekawsza kreacja w całej literaturze dziecięco-młodzieżowej. Przede wszystkim z tego powodu, że Tobias nie jest człowiekiem. No cóż, Ax też nim nie jest, a nie wydaje się postacią skonstruowaną wiele lepiej czy ciekawszą, niż dajmy na to, Jake. Cały szkopuł polega na tym, że Tobias był człowiekiem i ze swojego człowieczeństwa musiał częściowo zrezygnować. Częściowo – ponieważ to, że uwięziony został w ciele myszołowa, nie znaczy, że stał się nim zupełnie. W poprzednim tomie dedykowanym tej postaci coś takiego miało miejsce – Tobias stracił zbyt wiele ze swojego człowieczeństwa i stał się przez to zwykłym drapieżnikiem, może tylko trochę mądrzejszym, niż inne myszołowy. Równowaga, jaką uzyskał później wciąż jest balansowaniem na pewnej cienkiej linii, tragicznym kompromisem wymuszonym jego stanem. Tobias został okaleczony – i choć jego kalectwo bynajmniej nie wyłączyło go z dalszej walki, to permanentnie odcięło go od życia, jakie znał wcześniej. Już samo to byłoby interesujące, ale autorka poszła o dwa kroki dalej. Po pierwsze – sytuacja życiowa Tobiasa jeszcze przed utknięciem w postaci myszołowa była niewesoła. Chłopiec wcześnie stracił oboje rodziców i wychowywał się u różnych dalszych krewnych, którzy przekazywali go sobie jak niechciany prezent. W szkole był typowym outsiderem i workiem treningowym. Zmieniło się to nieco, gdy Jake ocalił go kilkoma wyrostkami, a potem został Animorphem – po raz pierwszy w życiu miał ludzi, którzy się o niego troszczyli i o których on się troszczył. Po drugie – jego związek z Rachel. Bardzo emocjonalny, bardzo subtelnie przedstawiony, bardzo niedookreślony. Oparty na wzajemnym zrozumieniu i wyobcowaniu, współczuciu, litości, solidarności i jeszcze kilku zmiennych, które czynią go tak niezwykłym.

Początek tego tomu różni się nieco od zwyczajowej mantry o totalnej konspiracji. Tobias sam stwierdza w narracji, że on nie musi się ukrywać i udawać. Jest myszołowem, poluje na zwierzynę. Nie musi się bać o to, że jakiś Kontroler go zdekonspiruje. Applegate robi tu to, co robi najlepiej – pokazuje wyobcowanie Tobiasa, jego samotność jedynej w swojej rodzaju istoty w całym Wszechświecie. Widzimy, jak szukając okruchów dawnego życia Tobias przysiada na drzewie nieopodal szkoły i obserwuje swoich przyjaciół przez okna, w ich codziennych zajęciach. Jest to nie tylko oryginalny sposób na przedstawienie poszczególnych bohaterów, ale też sugestywnie zarysowana bariera, jakiej Tobias nie jest już w stanie przekroczyć – bariera człowieczeństwa. Tobias nie może wejść do klasy, usiąść w ławce, nie może pójść na galę wręczenia nagród, by kibicować Rachel i gratulować jej osiągnięć sportowych. Jest poza tym, ponieważ nie jest człowiekiem. Ma ludzkie uczucia (obok zwierzęcych instynktów), ma ludzką percepcję i buduje konstrukcje myślowe tak, jak czyni to osoba ludzka – ale człowiekiem już nie jest. I z tym musi się pogodzić.

Właściwa opowieść zaczyna się w chwili, gdy Tobias i Rachel są świadkami ucieczki dwóch Hork-Bajirów (kosmitów, z których Yeerkowie korzystają w czasie inwazji na Ziemię) przed grupą ludzkich Kontrolerów. Kierując się pradawną zasadą „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem” decydują się pomóc im zmylić pościg. Scena jest bardzo szybka, bardzo dynamiczna i bardzo fajna, bo pokazuje, jak bardzo doświadczeni są już bohaterowie – potrafią bardzo szybko działać pod wpływem silnego stresu, nie wpadają w panikę, są metodyczni i zdają sobie sprawę zagrożenia. Ostatecznie ratują jednego z kosmitów. Drugi – będący, jak się zresztą później okaże, żoną ocalałego, trafia z powrotem w ręce Yeerków. Animorphy mają zatem nielichy problem – co zrobić z Hork-Bajirem, któremu udało się zbiec z niewoli? Nieco później Rachel decyduje się morphować Hork-Bajira, by wyprowadzić w pole pościg i uratować prawdziwego kosmitę. Tobiasowi się to oczywiście nie podoba – co prawda to on wpadł na ten pomysł, ale nie spodziewał się, że to właśnie Rachel podejmie się tego zadania. Frustruje go też własne kalectwo – Tobias sam chętnie podjąłby się tego zadania, gdyby tylko wciąż posiadał moc transformacji, utraconą w chwili zakleszczenia w morphie myszołowa. Akcja jest dość ryzykowna i biorą w niej udział wszyscy członkowie grupy – ale Applegate cały czas pamięta, by jej bohaterowie wciąż byli ludzcy i opisuje ich strach, mimo wprawy, z jaką podchodzą do akcji. Animorphom ostatecznie udaje się ocalić oboje kosmitów i podjęta zostaje decyzja, by umiejscowić ich w pewnej sielskiej dolince, którą zna Tobias… choć nie bardzo wie, skąd. W ogóle od pewnego czasu Emohawk doświadcza dziwnych, niedających się niczym wyjaśnić zawirowań – na Hork-Bajirów natrafił znajdując się wraz z Rachel w miejscu, do którego się nie kierował, samicę kosmity ocalił, jakimś cudem znajdując się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie, jeszcze później przepowiedział pościg specjalnych jednostek Taxxonów, o których wcześniej nie miał nawet pojęcia… Szybko okazuje się, że ktoś bardzo potężny świadomie manipuluje wydarzeniami tak, by ocalić parę Hork-Bajirów.

Tym kimś okazuje się Ellimist – przepotężny kosmiczny byt, z którym bohaterowie zetknęli się już wcześniej. Rozmowa Tobiasa z Ellimistem to chyba najważniejszy fragment tego tomu. W surrealistycznym środowisku Tobias zostaje przemieniony w hybrydę człowieka i myszołowa – taką samą postać przyjmuje Ellimist. Mógłbym długo się rozwodzić nad symboliką człowieka ze skrzydłami, jaką otrzymuje Tobias w tym kontekście (ratunek pary ostatnich wolnych Hork-Bajirów), ale nie chcę obrażać inteligencji czytelników. W jakiś sposób udaje się to jednak przeprowadzić bez popadnięcia w przesadę i śmieszność – gdyby na miejscu Tobiasa była na przykład Cassie, zapewne wyszłoby to kiczowato. W zamian za pomoc, Ellimist obiecuje Tobiasowi spełnić jego najskrytsze pragnienie. Tobias godzi się – nie, żeby miał jakieś inne wyjście – i wraz z resztą przyjaciół eskortuje wyzwolonych kosmitów do ustalonego przez Ellimista miejsca. Po drodze zostaje poraniony przez rotor helikoptera i niemal pożarty przez szopa. W tym właśnie momencie Ellimist przywraca mu moce animorphii – ale nie oddaje mu przy tym jego ludzkiej postaci. Tobias pozostaje myszołowem – ale myszołowem, który może przemieniać się w inne zwierzęta na tej samej zasadzie, na jakiej robią to obdarzeni tą umiejętnością ludzie i Andalici. Dzięki temu Emohawkowi udaje się uratować przed szopem i ostatecznie pomóc Hork-Bajirom umknąć przed pościgiem. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na Rachel i jej gniew przemieszany z rozczarowaniem na wieść o tym, że Tobias nie odzyskał swojej ludzkiej formy – widać, jak zależało jej na tym, by mieć możliwość ludzkiego, fizycznego zbliżenia się do Tobiasa, bo z poprzednich tomów wiemy, że im obojgu bardzo tego brakuje. Świetnym motywem było też pokazanie frustracji Tobiasa, który po tak długim czasie bycia (w swoim mniemaniu) bezużytecznym dla drużyny i rozwścieczony pokrętnym działaniem Ellimista chce rzucić w diabły własny, naprędce sklecony plan ochrony uciekinierów i po prostu pozabijać najeźdźców. Ostatecznie cała afera kończy się dobrze – wszyscy przeżywają, Yeerkowie są przekonani, że uciekinierzy są martwi, a para Hork-Bajirów zostaje bezpiecznie osadzona w górskiej dolinie na kompletnym odludziu, a Tobias powoli godzi się z tym, że już nigdy nie będzie człowiekiem. I wtedy autorka robi najprawdopodobniej najmądrzejszą rzecz, najbardziej przemyślaną rzecz, jaką można było zrobić w tej sytuacji.

Ellimist ponownie  ingeruje w życie Emohawka – przenosi go w przeszłość, w noc poprzedzającą wydarzenia z pierwszego tomu serii. Tobias… czytajcie uważnie, to będzie świetne…  pobiera morpha swojej ludzkiej wersji. Dzięki temu może od czasu do czasu być ludzkim sobą. Może podjąć decyzję o pozostaniu człowiekiem na zawsze – wystarczy, że przekroczy dwugodzinny limit w swoim ludzkim morphie – ale poskutkuje to ponowną utratą mocy animorphii, tym razem permanentną. Utknie w swojej „właściwej” postaci. Decyzja zależy od niego. To było po prostu genialne zagranie. Z jednej strony, gdyby Applegate przywróciła Tobiasowi jego ludzką postać z zachowaniem mocy, cały arcyciekawy rozwój jego charakteru poszedłby na marne. Z drugiej – utrzymanie poprzedniego status quo zbyt długo na dłuższą metę byłoby monotonne i Tobias coraz bardziej zapadałby się w archetyp tragicznego bohatera cierpiącego. Nowe status quo jest o tyle interesujące, że otwiera pole do ciekawych rozwiązań fabularnych i nie mniej ciekawych dylematów. Tobias pozostaje myszołowem – ponieważ, jak kilka razy bardzo subtelnie podkreślono, on już nie jest do końca człowiekiem. I chyba nawet nie chce już być człowiekiem. Jest, jak to określił Ellimist, czymś nowym. Jako człowiek Tobias nie miał rodziny, był samotnym, godnym pogardy wyrzutkiem. Jako myszołów zyskał cel w życiu – powstrzymać Yeerków – przyjaciół, którzy oddali by za niego życie i za których on oddałby życie oraz uczucie Rachel. To więcej, niż mógłby marzyć.

Powiem tak – to był bardzo średni fabularnie tom. Intryga nie jest specjalnie wymyślna – nie jakaś tragiczna, ale zwyczajnie prosta. Musiała taka być, by zrobić więcej miejsca ekspozycji charakteru Tobiasa i całemu wątkowi odzyskania przez niego mocy. Działania Ellimista mogą się wydawać bardzo deus ex machinowe, ale ja mam wiarę w autorkę, że całe to zamieszanie ma jakieś logiczne uzasadnienie w kolejnych częściach cyklu. Trochę brakuje większego udziału pozostałych postaci – choć Marco jak zwykle doskonale spełnia swoją rolę. Samo sedno tego tomu – czyli dzieje Tobiasa – zostały przedstawiony świetnie. Dostajemy na przykład opisy codziennego życia Tobiasa, które wcale nie jest tak sielankowe i beztroskie, jak mogłoby się wydawać. Tobias musi strzec się nie tylko najeźdźców z Kosmosu, ale też ziemskich drapieżników, których myszołów ma w swoim środowisku naturalnym całkiem sporo. Za każdym razem, gdy Applegate sięga po tę postać, robi z nią coś ciekawego. I nawet nie przeszkadza mi fakt, że Emohawk ma „swoje” tomy dwa razy rzadziej, niż pozostali bohaterowie (z wyjątkiem Axa). Dzięki temu ta postać nie jest przeeksponowana i sięgając po książki rozwijające jej postać czytelnik jest bardziej nakręcony. Nawet, gdyby Tobias był jedynym jasnym punktem Animorphs, to i tak warto byłoby sięgać po ten cykl.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...