fragment okładki, całość tutaj. |
The Alien jest
pierwszym tomem opisywanym z perspektywy Axa.
Co niezmiernie mnie cieszy, bo do tej pory nasz młody Andalita robił w
serii tylko za tak zwany element egzotyczny, posmak kosmicznego sci-fi, do
którego to gatunku mimo wszystko poczuwa się Animorphs. Szczęściem, Ax jest jak najbardziej autonomiczną
postacią, z indywidualnym charakterem, szeregiem własnych dylematów, wątków i
motywów, o czym dowiadujemy się właśnie w ósmym tomie cyklu. Nim przejdę do
rzeczy, zwrócę jeszcze uwagę na pewną niesprawiedliwość, jaką czyni autorka
wobec postaci zarówno Axa, jak i Tobiasa.
Otóż cała seria książek dzieli się na pewne nieformalne cykle, których tryb
wyznacza kolejność narratorów. Kolejka wygląda następująco – Jake, Rachel, Tobias/Ax, Cassie, Marco, spłukać, powtórzyć. Jak widzimy, Emohawk i
E.T. na zmianę zajmują środek cykli, przez co dostają dwa razy mniej „czasu
antenowego”, niż pozostali. Trochę szkoda, bo to ciekawe postaci, a taka
dysproporcja ujemnie wpływa na rozwój charakteru, ale rozumiem autorkę – ich
inność nieco ogranicza narrację.
Ósmy tom zaczyna się całkiem nieźle pomyślanym prologiem,
który rozgrywa się w przestrzeni kosmicznej i opowiada o tym, w jaki sposób Ax
znalazł się na Ziemi. Dostajemy w końcu trochę rasowej fantastyki naukowej w
kosmicznym wydaniu. Niestety poziom wykonania jest… taki sobie. Nie zrozumcie
mnie źle, nie jest to żadna literacka katastrofa, po prostu autorka wyraźnie
czuje się skrępowana fantastycznonaukową konwencją i czuć, że nie ma w niej
zbyt wiele doświadczenia. Widać to w szczegółach, jak na przykład – fakt, że
załoga andalickiego krążownika szybko przechodzi na ziemską skalę czasową (…po
co?) czy kilka innych drobnostek. Szczęściem, podczas czytania prologu
słuchałem tego, za zapewniło odpowiednią dawkę
dramatyzmu i epickości. Abstrahując już od kwestii, nazwijmy to, estetycznych –
prolog daje pierwsze wzmianki o tym, jakie dylematy będzie poruszać niniejszy
tom. Dowiadujemy się, miedzy innymi, że Ax cierpi na kompleks niższości wobec
starszego brata, zasygnalizowany jest też status samego Aximila, który na
krążowniku robi za przysłowiowe piąte koło u wozu.
Dostajemy też kolejny wyróżnik – otóż niektóre rozdziały
zaczynają się urywkami pamiętników Axa, spisywanych ku potomności. Andalita
dzieli się w nich swoimi spostrzeżeniami odnośnie Ziemi i ludzkości. Bardzo
fajny zabieg, który w połączeniu z pierwszoosobową narracją daje nam okazje do
przyjęcia obcego punktu widzenia. Choć Ax jest ramenowaty na maksa, to jednak
jego spostrzeżenia są odpowiednio obce i odmienne od pozostałych bohaterów,
dzięki czemu czyta się to po prostu dobrze. Bawią sceny, w których Ax stara się
poznać ludzką kulturę – wizyta w kinie na Star
Treku, obiad z rodzicami Cassie (przybrał wtedy formę Jake’a) – ale jego odurzenie zmysłem smaku zmienia go w niemal bezwolne zombie
rozglądające się za najbliższą jadalną rzeczą. Autorka nieźle obrazuje
osamotnienie i zagubienie Andality, oderwanego od swojego macierzystego świata,
pobratymców i wszystkiego, co znane. Sprawia to, że Ax zbliża się do Tobiasa, z
którym dzieli izolację (obaj zamieszkują pobliski lat) oraz odmienność od
pozostałych bohaterów. Pojawia się też kwestia, której autorka nie poruszała w
poprzednich tomach – pytanie o to, czy istnieje możliwość przywrócenia
Tobiasowi jego prawdziwej postaci. Co prawda to pytanie nie pada ani razu w
ciągu The Alien – Ax dochodzi do
wniosku, że Tobias najzwyczajniej w świecie boi się odpowiedzi. Nie dowiadujemy
się też, czy coś takiego jest możliwe, cieszy jednak, że ta kwestia nie została
pominięta ani zapomniana.
Choć początkowo powieść wydaje się być zwykłą kroniką
kosmity w wielkim mieście, szybko dostajemy sygnały, że całość może skończyć
się znacznie ciekawiej. Zniszczenie generatora promieni z poprzedniego tomu
zaczęło skutkować przypadkami ludzi wydostających się spod kontroli
dogorywających pasożytów. W jednym z przypadków – gdy Kontrolerem okazuje się
być jeden z nauczycieli w szkole – Jake postępuje lekkomyślnie, pochylając się
nad walczącym z pasożytem mężczyzną i dodaje mu otuchy, nie bacząc na
ewentualne konsekwencje. Chwilę później pojawia się Chapman i zabija
nauczyciela - uprzednio dopilnowawszy, że nikt tego nie widzi, choć Animorphy domyślają się prawdy - a Jake orientuje się, że ich zwycięstwo było pyrrusowe, ponieważ
zamiast wyzwolenia przynosi nosicielom śmierć. I znowu dzieciaki obrywają
niespodziewaną dawką odpowiedzialności, ponieważ to oni doprowadzili do
sytuacji, w której Yeerkowie zmuszeni są do zabijania kłopotliwych nosicieli.
Szczególnie odczuwa to Jake, którego brat wciąż pozostaje pod kontrolą
pasożyta. W dodatku okazuje się, że Ax przewidywał taki obrót sytuacji,
ponieważ była to zwyczajowa strategia Yeerków. Nie powiedział o tym swoim
ziemskim przyjaciołom, ze względu na kardynalną andalicką zasadę nieujawniana
obcym gatunkom żadnych zbędnych informacji. Budzi to animozje pomiędzy
przybyszem z gwiazd, a ludzkimi Animorphami, czego konsekwencją jest wzajemna
nieufność. Równolegle Ax wpada na pomysł, dzięki któremu może skontaktować się
ze swoją planetą, wymaga on jednak ingerencji w ziemską technologię, co zmusza
go do ukrycia tego faktu przed przyjaciółmi. Cała ta sytuacja rzuca też inne
światło na zachowanie Elfangora, który w pierwszym tomie cyklu obdarzył
Animorphów umiejętnością transformacji w zwierzęta – tym samym złamał
największe andalickie tabu.
W końcu Ax decyduje się zaufać Tobiasowi i wciąga go w swój
plan kontaktu z Andalitami. Ci zaś okazują się bardziej dbać o własne interesy,
niż dobro jakiejś małej planety z Układu Słonecznego. Szczególnie dobrze widać
to w chwili, w której dowództwo nakazuje Axowi przyjąć na siebie
odpowiedzialność za obdarzenie ludzi mocą morfowania – wszystko po to, by imię
jego brata, legendarnego bohatera wojennego, pozostało nieskalane, po czym
przypomina o zakazie udzielania Ziemianom jakichkolwiek informacji odnośnie
technologii. Dopiero potem Ax zostaje łaskawie poinformowany, że flota
Andalitów ruszy z odsieczą dopiero, gdy upora się z bardziej palącymi
problemami bliżej domu. Z tego krótkiego kontaktu z Andalitami dowiadujemy się
wiele ciekawych rzeczy o tej rasie – mimo potężnej technologii wciąż pozostają
społeczeństwem, którego życie społeczne oparte jest na rytuałach i nie są
bynajmniej wspaniałymi aniołami z Kosmosu. W zasadzie ich pragnienie zamiecenia
pod dywan faktu złamania przez Elfangora największego andalickiego tabu
(znanego jako Seerow’s Kindness) dowodzi, że Andalitom nieobca jest
dwulicowość, suchy pragmatyzm i przekładanie dobra jednostki nad ogólnie pojęty
interes społeczny.
Konflikt pomiędzy Axem, a resztą dzieciaków narasta. Marco i
Rachel reagują niemal agresją, Cassie szuka zrozumienia. Tobias milczy,
związany słowem danym Axowi. Ostatecznie Jake decyduje wyrzucić Andalitę z
ekipy, ponieważ już właściwie nikt z ludzkich Animorphów nie był w stanie mu
zaufać. Z jednej strony Ax potrzebuje i łaknie towarzystwa ludzkich przyjaciół,
z drugiej prawo jego własnej rasy uniemożliwia mu bycie wobec nich fair, a w
konsekwencji wzajemne zaufanie. Ax decyduje się zatem na samobójczy atak na
Vissera Trzy, korzystając ze sposobności, jaką daje mu łaknący zemsty Yeerk,
który się z nim skontaktował. Ta część The
Alien jest po prostu świetna – młody, przytłoczony sytuacją Andalita rusza
do akcji, z której nie planuje wyjść żywy. Cały czas analizuje swoją sytuację z
punktu widzenia społeczności Andalitów, którzy zapamiętają go jako pohańbionego
wywołańca, który przekroczył nienaruszalną zasadę obowiązującą wszystkich jego
pobratymców. Zamach kończy się porażką i Ax – działający w postaci grzechotnika
– niemal zostaje zabity. Od śmierci ratują o go Animorphy, których sprowadził
Tobias, tym samym łamiąc przyrzeczenie złożone Andalicie. Dzięki temu w końcu,
po raz pierwszy od ośmiu tomów, bohaterom udało się przyłapać Vissera Trzy z –
metaforycznie mówiąc – spuszczonymi spodniami. No, prawie. Bo pasożyt ucieka,
zostawiając nosiciela – Andalitę o imieniu Alloran – na pastwę losu.
Ostatecznie Ax nie zabija Allorana, tylko wycofuje się wraz z przyjaciółmi,
wobec których od tej pory jest całkowicie lojalny. Zdradza im też genezę zakazu
dzielenia się informacjami i technologią z innymi rasami – to właśnie Andalici
użyczyli prymitywnym Yeerkom swojej wiedzy, którą ci wykorzystali militarnie i
szybko stali się dominującą siłą w Kosmosie.
Powiem tak – to było bardzo dobry tom. Rozwój charakteru Axa
zarobił z niego naprawdę interesującą postać. Sam wątek lawirowania młodego
Andality pomiędzy ludźmi, a swoimi pobratymcami przedstawiono świetnie. O ile w
przypadku Tobiasa autorka poruszała temat zmagania się z własną innością
(generalnie dylematy Emohawka bardzo dobrze sprawdzają się jako metafora fizycznego
kalectwa), o tyle w przypadku Axa wchodzimy na grunt różnic kulturowych,
pewnego rodzaju ksenofobii i moralności. Poruszono je tutaj w niegłupi, atrakcyjny
fabularnie sposób, zaś sama konkluzja – mówiąca, że czasami warto dać sobie
spokój z tradycją, jeśli w oczywisty sposób nie ma ona nic wspólnego z
rzeczywistością – jest na swój sposób odważna. Choć może tylko na tle polskich
powieści młodzieżowych, współcześnie pisanych przez ludzi o bardzo
konserwatywnej wrażliwości… W każdym razie, The
Alien jest znakomitą powieścią, nawet jeśli trochę niedomagającą pod
względem konwencji fantastycznonaukowej.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz