wtorek, 3 grudnia 2013

Animorphs. 08 - The Alien

fragment okładki, całość tutaj.

The Alien jest pierwszym tomem opisywanym z perspektywy Axa. Co niezmiernie mnie cieszy, bo do tej pory nasz młody Andalita robił w serii tylko za tak zwany element egzotyczny, posmak kosmicznego sci-fi, do którego to gatunku mimo wszystko poczuwa się Animorphs. Szczęściem, Ax jest jak najbardziej autonomiczną postacią, z indywidualnym charakterem, szeregiem własnych dylematów, wątków i motywów, o czym dowiadujemy się właśnie w ósmym tomie cyklu. Nim przejdę do rzeczy, zwrócę jeszcze uwagę na pewną niesprawiedliwość, jaką czyni autorka wobec postaci zarówno Axa, jak i Tobiasa. Otóż cała seria książek dzieli się na pewne nieformalne cykle, których tryb wyznacza kolejność narratorów. Kolejka wygląda następująco – Jake, Rachel, Tobias/Ax, Cassie, Marco, spłukać, powtórzyć. Jak widzimy, Emohawk i E.T. na zmianę zajmują środek cykli, przez co dostają dwa razy mniej „czasu antenowego”, niż pozostali. Trochę szkoda, bo to ciekawe postaci, a taka dysproporcja ujemnie wpływa na rozwój charakteru, ale rozumiem autorkę – ich inność nieco ogranicza narrację.

Ósmy tom zaczyna się całkiem nieźle pomyślanym prologiem, który rozgrywa się w przestrzeni kosmicznej i opowiada o tym, w jaki sposób Ax znalazł się na Ziemi. Dostajemy w końcu trochę rasowej fantastyki naukowej w kosmicznym wydaniu. Niestety poziom wykonania jest… taki sobie. Nie zrozumcie mnie źle, nie jest to żadna literacka katastrofa, po prostu autorka wyraźnie czuje się skrępowana fantastycznonaukową konwencją i czuć, że nie ma w niej zbyt wiele doświadczenia. Widać to w szczegółach, jak na przykład – fakt, że załoga andalickiego krążownika szybko przechodzi na ziemską skalę czasową (…po co?) czy kilka innych drobnostek. Szczęściem, podczas czytania prologu słuchałem tego, za zapewniło odpowiednią dawkę dramatyzmu i epickości. Abstrahując już od kwestii, nazwijmy to, estetycznych – prolog daje pierwsze wzmianki o tym, jakie dylematy będzie poruszać niniejszy tom. Dowiadujemy się, miedzy innymi, że Ax cierpi na kompleks niższości wobec starszego brata, zasygnalizowany jest też status samego Aximila, który na krążowniku robi za przysłowiowe piąte koło u wozu.

Dostajemy też kolejny wyróżnik – otóż niektóre rozdziały zaczynają się urywkami pamiętników Axa, spisywanych ku potomności. Andalita dzieli się w nich swoimi spostrzeżeniami odnośnie Ziemi i ludzkości. Bardzo fajny zabieg, który w połączeniu z pierwszoosobową narracją daje nam okazje do przyjęcia obcego punktu widzenia. Choć Ax jest ramenowaty na maksa, to jednak jego spostrzeżenia są odpowiednio obce i odmienne od pozostałych bohaterów, dzięki czemu czyta się to po prostu dobrze. Bawią sceny, w których Ax stara się poznać ludzką kulturę – wizyta w kinie na Star Treku, obiad z rodzicami Cassie (przybrał wtedy formę Jake’a) – ale jego odurzenie zmysłem smaku zmienia go w niemal bezwolne zombie rozglądające się za najbliższą jadalną rzeczą. Autorka nieźle obrazuje osamotnienie i zagubienie Andality, oderwanego od swojego macierzystego świata, pobratymców i wszystkiego, co znane. Sprawia to, że Ax zbliża się do Tobiasa, z którym dzieli izolację (obaj zamieszkują pobliski lat) oraz odmienność od pozostałych bohaterów. Pojawia się też kwestia, której autorka nie poruszała w poprzednich tomach – pytanie o to, czy istnieje możliwość przywrócenia Tobiasowi jego prawdziwej postaci. Co prawda to pytanie nie pada ani razu w ciągu The Alien – Ax dochodzi do wniosku, że Tobias najzwyczajniej w świecie boi się odpowiedzi. Nie dowiadujemy się też, czy coś takiego jest możliwe, cieszy jednak, że ta kwestia nie została pominięta ani zapomniana.

Choć początkowo powieść wydaje się być zwykłą kroniką kosmity w wielkim mieście, szybko dostajemy sygnały, że całość może skończyć się znacznie ciekawiej. Zniszczenie generatora promieni z poprzedniego tomu zaczęło skutkować przypadkami ludzi wydostających się spod kontroli dogorywających pasożytów. W jednym z przypadków – gdy Kontrolerem okazuje się być jeden z nauczycieli w szkole – Jake postępuje lekkomyślnie, pochylając się nad walczącym z pasożytem mężczyzną i dodaje mu otuchy, nie bacząc na ewentualne konsekwencje. Chwilę później pojawia się Chapman i zabija nauczyciela - uprzednio dopilnowawszy, że nikt tego nie widzi, choć Animorphy domyślają się prawdy - a Jake orientuje się, że ich zwycięstwo było pyrrusowe, ponieważ zamiast wyzwolenia przynosi nosicielom śmierć. I znowu dzieciaki obrywają niespodziewaną dawką odpowiedzialności, ponieważ to oni doprowadzili do sytuacji, w której Yeerkowie zmuszeni są do zabijania kłopotliwych nosicieli. Szczególnie odczuwa to Jake, którego brat wciąż pozostaje pod kontrolą pasożyta. W dodatku okazuje się, że Ax przewidywał taki obrót sytuacji, ponieważ była to zwyczajowa strategia Yeerków. Nie powiedział o tym swoim ziemskim przyjaciołom, ze względu na kardynalną andalicką zasadę nieujawniana obcym gatunkom żadnych zbędnych informacji. Budzi to animozje pomiędzy przybyszem z gwiazd, a ludzkimi Animorphami, czego konsekwencją jest wzajemna nieufność. Równolegle Ax wpada na pomysł, dzięki któremu może skontaktować się ze swoją planetą, wymaga on jednak ingerencji w ziemską technologię, co zmusza go do ukrycia tego faktu przed przyjaciółmi. Cała ta sytuacja rzuca też inne światło na zachowanie Elfangora, który w pierwszym tomie cyklu obdarzył Animorphów umiejętnością transformacji w zwierzęta – tym samym złamał największe andalickie tabu.

W końcu Ax decyduje się zaufać Tobiasowi i wciąga go w swój plan kontaktu z Andalitami. Ci zaś okazują się bardziej dbać o własne interesy, niż dobro jakiejś małej planety z Układu Słonecznego. Szczególnie dobrze widać to w chwili, w której dowództwo nakazuje Axowi przyjąć na siebie odpowiedzialność za obdarzenie ludzi mocą morfowania – wszystko po to, by imię jego brata, legendarnego bohatera wojennego, pozostało nieskalane, po czym przypomina o zakazie udzielania Ziemianom jakichkolwiek informacji odnośnie technologii. Dopiero potem Ax zostaje łaskawie poinformowany, że flota Andalitów ruszy z odsieczą dopiero, gdy upora się z bardziej palącymi problemami bliżej domu. Z tego krótkiego kontaktu z Andalitami dowiadujemy się wiele ciekawych rzeczy o tej rasie – mimo potężnej technologii wciąż pozostają społeczeństwem, którego życie społeczne oparte jest na rytuałach i nie są bynajmniej wspaniałymi aniołami z Kosmosu. W zasadzie ich pragnienie zamiecenia pod dywan faktu złamania przez Elfangora największego andalickiego tabu (znanego jako Seerow’s Kindness) dowodzi, że Andalitom nieobca jest dwulicowość, suchy pragmatyzm i przekładanie dobra jednostki nad ogólnie pojęty interes społeczny.

Konflikt pomiędzy Axem, a resztą dzieciaków narasta. Marco i Rachel reagują niemal agresją, Cassie szuka zrozumienia. Tobias milczy, związany słowem danym Axowi. Ostatecznie Jake decyduje wyrzucić Andalitę z ekipy, ponieważ już właściwie nikt z ludzkich Animorphów nie był w stanie mu zaufać. Z jednej strony Ax potrzebuje i łaknie towarzystwa ludzkich przyjaciół, z drugiej prawo jego własnej rasy uniemożliwia mu bycie wobec nich fair, a w konsekwencji wzajemne zaufanie. Ax decyduje się zatem na samobójczy atak na Vissera Trzy, korzystając ze sposobności, jaką daje mu łaknący zemsty Yeerk, który się z nim skontaktował. Ta część The Alien jest po prostu świetna – młody, przytłoczony sytuacją Andalita rusza do akcji, z której nie planuje wyjść żywy. Cały czas analizuje swoją sytuację z punktu widzenia społeczności Andalitów, którzy zapamiętają go jako pohańbionego wywołańca, który przekroczył nienaruszalną zasadę obowiązującą wszystkich jego pobratymców. Zamach kończy się porażką i Ax – działający w postaci grzechotnika – niemal zostaje zabity. Od śmierci ratują o go Animorphy, których sprowadził Tobias, tym samym łamiąc przyrzeczenie złożone Andalicie. Dzięki temu w końcu, po raz pierwszy od ośmiu tomów, bohaterom udało się przyłapać Vissera Trzy z – metaforycznie mówiąc – spuszczonymi spodniami. No, prawie. Bo pasożyt ucieka, zostawiając nosiciela – Andalitę o imieniu Alloran – na pastwę losu. Ostatecznie Ax nie zabija Allorana, tylko wycofuje się wraz z przyjaciółmi, wobec których od tej pory jest całkowicie lojalny. Zdradza im też genezę zakazu dzielenia się informacjami i technologią z innymi rasami – to właśnie Andalici użyczyli prymitywnym Yeerkom swojej wiedzy, którą ci wykorzystali militarnie i szybko stali się dominującą siłą w Kosmosie.

Powiem tak – to było bardzo dobry tom. Rozwój charakteru Axa zarobił z niego naprawdę interesującą postać. Sam wątek lawirowania młodego Andality pomiędzy ludźmi, a swoimi pobratymcami przedstawiono świetnie. O ile w przypadku Tobiasa autorka poruszała temat zmagania się z własną innością (generalnie dylematy Emohawka bardzo dobrze sprawdzają się jako metafora fizycznego kalectwa), o tyle w przypadku Axa wchodzimy na grunt różnic kulturowych, pewnego rodzaju ksenofobii i moralności. Poruszono je tutaj w niegłupi, atrakcyjny fabularnie sposób, zaś sama konkluzja – mówiąca, że czasami warto dać sobie spokój z tradycją, jeśli w oczywisty sposób nie ma ona nic wspólnego z rzeczywistością – jest na swój sposób odważna. Choć może tylko na tle polskich powieści młodzieżowych, współcześnie pisanych przez ludzi o bardzo konserwatywnej wrażliwości… W każdym razie, The Alien jest znakomitą powieścią, nawet jeśli trochę niedomagającą pod względem konwencji fantastycznonaukowej.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...