fragment grafiki autorstwa Patricii De Melo Moreira, całość tutaj. |
Kolejny Karnawał Blogowy na Mistycyzmie Popkulturowym. W tym miesiącu przez blogi okołokulturowe przetoczyła się inicjatywa Liebster Awards, w której nie wziąłem udziału, choć - jak się okazało - całe dwie osoby mnie nominowały. Jej. To znaczy... jej. Jestem dwa razy bardziej popularny, niż mi się wydawało. To nawet krzepiące i jestem za to wdzięczny, bo - będąc, mimo wszystko, blogerem - jestem atencyjną nierządnicą łaknącą uwagi niczym kania dżdżu. W każdym razie... Zapraszam do czytania.
1. Jerry's Tales - "Grimm". Tegomiesięczne zestawienie karnawałowe otwiera Jerry z bloga Jerry's Tales, który rozpisał się o serialu Grimm. Przyznam, że o ile początkowo oglądałem ten serial, o tyle dosyć szybko mnie on znużył i odpadłem na rzecz innych, moim zdaniem ciekawszych produkcji. Pamiętam jednak, że było znośnie, ale bez rewelacji. Jeśli ktoś chciałby się dowiedzieć, "czym to się je", to notka Jerry'ego stanowi niezły start.
2. Ziuta się dziwi - Ósme wtajemniczenie. Ziuta, jak zwykle, chodzi zdziwiony po świecie. Tym razem pisze o Siódmym wtajemniczeniu Niziurskiego, bezsprzecznie najlepszej powieści tego autora. Sam już dawno temu zwróciłem uwagę na tę powieść (materiał dowodowy - tutaj) i podpisuję się pod każdym słowem wystukanym na ziutowej klawiaturze. To jest właśnie taka notka, jaką sam chciałbym umieć napisać. A Siódme wtajemniczenie powinno być obowiązkową lekturą szkolną. Nie czytaliście - nadróbcie. I to jak najszybciej.
3. Masowa Konsumpcja Kultury Masowej - Sapkowski. No bo wiesz, ten, no, Marceli Szpak, bloger, pisarz czy tam inny dziennikarz, zresztą chuj wie jak go określić, to pewnie nie jest nawet jego prawdziwe nazwisko, w każdym razie, taką fajną, tę, no, notkę blogową napisał o tym nowym Wiedźminie, ale tak jakby mu się załamało czy coś, bo się rozwinęło w zupełnie niespodziewanym kierunku i, tego, w sumie o Sapkowskim jest tam niewiele, ale notka fajna, czytnij sobie, mówię ci.
4. Dwutygodnik - Grania głód. Bardzo fajny tekst autorstwa Marcina Cecki. W przejrzysty, przekrojowy sposób przybliża czytelnikowi obecną sytuację na rynku gier video. Tekst jest dobry, bo każdy niezorientowany w temacie czytelnik będzie miał już mniej-więcej nakreśloną sytuację, zaś felieton stanowi niezły punkt wyjścia do dalszych dociekań. Co prawda nikomu zorientowanemu w temacie nie powie nic nowego o medium czy jego historii, ale też nie do takich ludzi jest skierowany.
5. Femina Ludens - Chwilo, trwaj. Nowa gra studia Tale of Tales (najbardziej znanego z The Path) to produkcja na wskroś nietuzinkowa. Gra o zmysłowości, ale bez uciekania w dosłowność, angażująca kolejny po wzroku i słuchu zmysł - dotyk - i robiąca to subtelnie, z maestrią i nie bez pewnego wysublimowanego poczucia humoru. Taka jest właśnie Luxuria Superbia, gra o... pieszczotach? Najpewniej tak. Co do szczegółów - interpretacje są różne. Mnie najbardziej podoba się ta autorstwa blogerki ukrywającej się pod pseudonimem tetelo, autorki bloga Femina Ludens. Gorąco polecam.
6. Krzysztof Gonciarz - Jeśli nie grasz w gry, w tę musisz zagrać. No właśnie. The Wolf Among Us to gra dla ludzi, którzy nie grają w gry. Jeśli kogoś nie przekonała moja notka o tej grze (spokojnie, drodzy niegrający, nie bójmy się tego straszliwego słowa na "g", nie w tym przypadku, nie w tym kontekście), może uwierzy autorowi Wybuchających beczek. Poważnie. Nie grasz - to odpal tę produkcję. Naprawdę. W to się mniej gra, a bardziej ogląda. Zachwycisz się. Nie ma co się bać złożonej mechaniki, infantylizmów, głupot i trywializacji. Zagraj. Tak po prostu.
7. Popmoderna - Disney zabił mój entuzjazm do opowiadania historii (wywiad z Donem Rosą). Legendarny twórca komiksowy, znany w naszym kraju przede wszystkim ze swoich komiksów o Sknerusie McKwaczu, opowiada Bartkowi Przybyszewskiemu o swojej pracy, życiu i rozgoryczeniu postawą współczesnego Disney'a. Don Rosa to jeden z najsłynniejszych rysowników i scenarzystów disnejowskich komiksów, w dodatku bardzo utalentowany twórca i niezwykła osobowość. Świetny wywiad, do którego mam tylko jedno zastrzeżenie - jest zdecydowanie zbyt krótki.
8. KMF - Ku chwale ekranowego hedonizmu. Można się kłócić, sprzeczać, tupać nogą, zgrzytać zębami i upierać się, że Warsaw Shore to nie jest popkulturą, ale nie zmienia to faktu, że będzie to zaklinaniem rzeczywistości. Nowy program MTV jak najbardziej przynależy do świata popkultury (choć zgodzę się, że nie jest to popkultura, dla jakiej byłoby miejsce na moim blogu). Czy to dobrze,czy źle - naprawdę nie m nie o tym wyrokować. Kuba Koisz rozprawia się z nowym hitem stacji onegdaj muzycznej.
9. Niezgrani - TVP porusza ważny temat gier, ale robi to "jak zawsze". Tradycją w środowisku gier jest sytuacja, w której TVP (bądź inna stacja telewizyjna o zasięgu ogólnokrajowym) rozwodzi się na temat brutalności w grach, blogerzy, dziennikarze i komentatorzy rozpętują burzę. Co ciekawe, w tym przypadku duża część (większość?) piszących o tym materiale jest zdania, że gry traktuje raczej rzetelnie i jest nieporównywalnie bardziej merytoryczny, niż poprzednie podobne materiały. To pokazuje, że myślenie o grach się zmienia i nawet do totalnego mainstreamu przenikają pewne podstawowe fakty.
10. Dziwki i splendor - Ender przegrywa. Jestem szczęśliwy. I to podwójnie szczęśliwy. Dlaczego? Dlatego, że Tomasz Pstrągowski obejrzał ten film, więc ja nie muszę go już oglądać. To po pierwsze. Po drugie - napisał na ten temat notkę. Więc ja nie muszę jej pisać. Oczywiście, byłbym znacznie szczęśliwszy, gdyby filmowa Gra Endera była filmem dorównującym książce. Może za dwadzieścia, trzydzieści lat, kiedy na warsztat weźmie ją ktoś inny, ktoś, kto rozumie jaką opowieścią jest ten psychologiczny moralitet w konwencji sci-fi. Poczekam.
11. Popkalczer - 33. Physician, heal thyself. Czyli Robert "Bele" Sienicki, jeden z najpopularniejszych polskich twórców komiksowych młodego pokolenia, rysuje Doctora. I to niejednego, bowiem Robert urządził sobie rysowniczy event związany z obchodami pięćdziesięciolecia serialu. W tym przypadku Bele narysował Ósmego Doctora, którego... coraz bardziej lubię. Głównie dzięki znakomitym słuchowiskom od Big Finish, w których ta inkarnacja Doctora daje się poznać od bardzo dobrej strony.
12. Kolorowe Zeszyty - #1432 - Krótki zarys historii Image Comics cz.5: Top Cow. Bardzo ciekawa notka autorstwa Krzysztofa Tymczyńskiego, który z powodzeniem i znawstwem tematu kreśli dzieje wydawnictwa, które miało olbrzymi wpływ na amerykański przemysł komiksowy w lata dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Komiksy ze studia Top Cow były wydawane także w Polsce, choć - zdaje się - bardzo nieliczne. A szkoda, bo mimo pulpowatości to były na swój sposób bardzo przełomowe produkcje.
13. Altergranie - Wracać wciąż do domu. Blog Marzeny Falkowskiej, jednej z nielicznych osób, które w Polsce o grach pisać umieją i lubią, ulega powolnemu rozhibernowaniu. I bardzo dobrze. Tym razem Louvette pisze o grze, na którą ostrzę sobie zęby od bardzo długiego czasu, ale niestety dziura budżetowa jest w tym momencie nie do przeskoczenia. Gdybyście jednak mieli okazję zagrać (doświadczyć) Gone Home - uczyńcie to bez wahania. Czemu? O tym przeczytacie na Altergraniu.
14. Jeans and Tee Girl - You know the sound the TARDIS makes? Wpisów okolicznościowych na temat The Day of the Doctor było naprawdę wiele. Postanowiłem wybrać jeden, subiektywnie najlepszy. I wyszło mi, że to autorka Jeans and Tee Girl (notabene, znakomitego bloga, którego poczytuję z pozycji cichego stalkera - lurkera) najlepiej zbalansowała fanostwo z merytorycznością. Jej, to był świetny odcinek, muszę go sobie obejrzeć jeszcze z dziesięć razy. W tym tygodniu.
15. Free Indie Games - The Entertainment. Nie lubicie gier? A lubicie teatr? To odpalcie The Entertainment, nową produkcję twórców Kentucky Route Zero. The Entertainemt odpowiada na pytanie, na ile dialog teatru z grami komputerowymi może być owocny dla obu tych mediów. Okazuje się, że gra, w której jedynym elementem interakcji jest rozglądanie się, może być niesamowitą plątaniną płaszczyzn i kontekstów. Kim w niej jestem - graczem? Aktorem odtwarzającym rolę? Bohaterem sztuki? Studio Cardboard Computer jest w znakomitej formie.
16. Sok z mózgu quaza - Czemu oceny liczbowe to zło? "Quaz odkrywa Amerykę!" chciałoby się napisać, ale skoro wciąż jest ogromna rzesza ludzi, którzy w publicystyce growej "myślą liczbami", a portale i (coraz mnie licząca się) prasa nie mają zamiaru zmieniać obowiązującego status quo, to chyba dobrze, że jest ktoś, komu się jeszcze chce powtarzać te truizmy. Poza tym - to przecież quaz, a quaza zawsze przyjemnie się słucha.
17. Ostatni Wampir - "Ostatni Wampir" część 1. Wiem, że to kumoterstwo, sitwa i kolesiostwo, ale... Lupus wystartował ze swoim nowym webcomicsem. Ostatni Wampir to przecudnie przeszarżowane skrzyżowanie post-apo z horrorem, w dodatku przepięknie narysowane i z całkiem intrygującym scenariuszem. Jeśli ktoś jest fanem takich popkulturowych miksów, to będzie co najmniej ukontentowany.
18. Rock, Paper, Shotgun - Frosty The Snowman: Charlie Brooker, Games And TV. Kojarzycie Charliego Brookera? Na pewno - to autor, między innymi, znakomitego miniserialu Black Mirror. W dniu, w którym ukaże się niniejszy Karnawał Blogowy, wyemitowany zostanie program telewizyjny Brookera zatytułowany Videogames Changed the World. Tymczasem bloger popularnego RPS, Adam Smith, pisze kilka ciekawych spostrzeżeń na temat tego, jak w telewizji podejmowane są tematy związane z grami komputerowymi i konsolowymi.
Piosenka na listopad: Low - Lullaby. No co poradzić - lubię. Podoba mi się. Lubię ten eteryczny wokal na początku, lubię tę ekspresyjną gitarę przywodzącą na myśl starych mistrzów klasycznego rocka, lubię długie piosenki - takie naprawdę długie, powyżej ośmiu minut, kiedy umysł ma szansę dać się porwać, a nie że piosenka kończy się, zanim na dobre się zacznie. Strasznie przyjemnie mi się tego słucha, podobnie zresztą jak i innych utworów Low.
Hmm… Polemizowałabym, czy akurat „The Wolf Among Us”, jakkolwiek świetna to gra, jest akurat idealną propozycją dla nie-graczy. Po pierwsze, pozostaje w kręgu szeroko pojętej fantastyki, a to już jest barierą dla wielu osób (mniejsza, w jakim stopniu jest to usprawiedliwione, a w jakim wynika z ich własnych ograniczeń – taki jest fakt). Musieliby zatem być to nie-gracze, którzy z fantastyką są za pan brat albo przynajmniej potrafią odnaleźć się w jej konwencjach – a takie osoby zazwyczaj już w coś grały (pan Sapkowski niech pozostanie na tym tle wyjątkiem potwierdzającym regułę). Po drugie, TWAU, podobnie zresztą jak TWD, zawiera mocno growy element – QTE. Nie-gracz, któremu w krytycznej chwili pojawią się na ekranie symbole wskazujące, co i jak trzeba szybko robić padem, może poczuć się onieśmielony, jeśli nie poirytowany. Skąd ma wiedzieć, że nawet jeśli zawiedzie, gra potoczy się dalej normalnym torem? Poczucie porażki i dezorientacji pozostanie. A w najgorszym przypadku – wręcz trywializacji doświadczenia.
OdpowiedzUsuńDlatego na lepszą grę dla nie-graczy typowałabym „Gone Home”, przystępne w treści i formie, niewymagające właściwie żadnych typowo growych kompetencji. A propos – akurat przecenili o 50%, więc twoje wymówki o budżetowej dziurze tracą na mocy :)
@fantastyka
UsuńWiększość najpopularniejszych seriali telewizyjnych i kinowych przebojów to dzisiaj szeroko pojmowana fantastyka. Fantastyka jest już dzisiaj totalnym mainstreamem i dlatego nie umiem się z Tobą zgodzić w tej kwestii.
@QTE
Ależ w TWAU quick-time eventy są na tyle dobrze wyważone, by z jednej strony gracz miał poczucie nieustannego zaangażowania na poziomie gry, z drugiej - nie miał problemów z ich ogarnięciem.Choć może to też być kwestia tego, że jestem graczem z długim stażem i dla mnie jest to rozwiązanie optymalne. Trzeba zapytać kogoś nieobeznanego w temacie.
@Gone Home
I tu się nie zgodzimy kompletnie. Gone Home to gra eksploracyjna i pozostawiony z nią sam na sam nie-gracz pozostanie bezradny z pytaniem "Ale co ja mam tu właściwie robić?". Dla Ciebie i dla mnie sprawa jest oczywista - podążanie za instynktami wynikłymi z poprzednich doświadczeń, zaglądanie w każdy kąt, rozeznanie się w sytuacji, uważanie na Slender-Mana, który w każdej chwili może wyskoczyć zza winkla ;) . Żeby w pełni cieszyć się "Gone Home" IMHO trzeba być właśnie graczem z wyrobionymi nawykami i przyzwyczajeniami, które GH tak pięknie burzy (tak, zaopatrzyłem się już i ogrywam, jest zachwyt). W TWAU czy TWD historia toczy się sama, a komunikaty "samouczkowe" z początku gry wystarczają do oswojenia się z grą. Tak to wygląda z mojego punktu widzenia.
Żeby rozstrzygnąć ten spór, najlepiej byłoby chyba przeprowadzić badania na reprezentacyjnej grupie nie-graczy, dając im do spróbowania i GH, i TWAU… Inaczej możemy posługiwać się jedynie intuicją. Rozumiem twoją, natomiast moja podpowiada mi, że sytuacja „odkrywasz historię swojej rodziny chodząc po opuszczonym domu” przemawia z marszu jednak do większej ilości osób niż „jako detektyw-wilkołak prowadzisz śledztwo w sprawie morderstwa w alternatywnej wersji Nowego Jorku zamieszkałego przez baśniowe istoty”. Żeby gładko wejść w klimat TWAU, potrzebny jest rodzaj specyficznej, nazwijmy to geekowskiej, wrażliwości, klimat GH jest za to bardziej „defaultowy”, przezroczysty, łatwiej się w nim odnaleźć różnym osobom bez względu na upodobania i doświadczenia popkulturowe. No i będę się upierać, że pod względem przystępności rozgrywka pozbawiona zręcznościowych elementów przewyższa choćby najlepiej zaprojektowane QTE.
UsuńNatomiast zgadzam się z tobą w tym, że nie-gracz nie będzie w stanie odczytać GH na tym poziomie, na którym twórcy zwracają się bezpośrednio do growych doświadczeń. Ale to traktuję jako bonus, bez którego przeżywanie GH jest może mniej pełne, ale też satysfakcjonujące.