fragment grafiki autorstwa Renaty Castellani, całość tutaj. |
Przeprowadzona jakiś czas temu ankieta blogowa ujawniła, że
ulubionym cyklem notek czytelników
Mistycyzmu Popkulturowego są tak zwane „moje problemy”, w którym szeroko
rozpisuję o raczej czysto subiektywnych zarzutach wobec różnych tekstów
popkultury. Oto więc kolejna notka z tej, tak lubianej serii. Z drugiej strony –
wiem, że serial Supernatural ma wiele
fanek płci obojga, więc pisanie o nim w takim kontekście może okazać się wysoce
ryzykowne. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że póki co zapoznałem się tylko z
pierwszym jego sezonem. I to właśnie co do pierwszego sezonu będę kierował
swoje zarzuty, bo z oczywistych względów, nie mogę wypowiadać się o serialu,
jako o całości. Możliwe, że nękające mnie problemy, jakie mam z Supernatural znikają z upływem kolejnych
odcinków, ale płytki research, jaki niedawno przeprowadziłem, zdaje się temu
przeczyć. Tym niemniej - wcale tego nie wykluczam, więc proszę o wzięcie to pod uwagę przed ewentualnym spuszczeniem na mnie gromów. Od razu muszę też zaznaczyć, że ja uważam Supernatural za generalnie bardzo dobry serial. Nie wybitny, ale
taki, który można oglądać z przyjemnością jako taką trochę antologię motywów charakterystycznych
dla horroru klasy B i niższych połączonych fabularnie w jedną całość, nawet
intrygującą i niegłupio skonstruowaną.
Ale jednak jakiś problem z tym serialem mam. I to wcale
niemały. Idzie mi oczywiście o sposób, w jaki przedstawiany i traktowany są w
nim bohaterki kobiece. Zasadniczo kobiety w Supernatural
można podzielić na dwa typy. Pierwszym z nich są Martwe Damy w Opałach –
podgatunek damseli w distresie, która od klasycznej wersji różni się tym, że
już jest martwa i męski protagonista ma ją nie tyle uratować, co pomścić. Jest
to bardzo, ale to bardzo nielubiany przeze mnie zabieg, o czym pisałem już kiedyś
w kontekście gier video. Drugim typem jest klasyczna dama w opałach, zazwyczaj drugoplanowa
bohaterka odcinka, której rolą jest wmieszać się w kolejną sprawę rozwiązywaną
przez Winchesterów, zostać zaatakowaną przez jakąś maszkarę i uratowaną przez
braci – okazjonalnie wdając się z jednym z nich w relacje o romantycznym
charakterze. Co znamienne, bohaterowie częściej ratują kobiety, niż mężczyzn,
kobiety częściej są też uśmiercane przez scenarzystów. Na rozmaite sposoby –
jeśli chodzi o pierwszy sezon to uderzyło mnie, jak paskudnie scenarzyści
potraktowali Laylę, bohaterkę dwunastego odcinka – na jego przestrzeni odebrano
jej jedyną szansę na wyleczenie się z choroby, żeby tylko Dean mógł Zrozumieć
Coś Ważnego.
Nie byłoby to aż tak bardzo odczuwalne, gdyby nie fakt, że
ten serial jest strasznie… napisałbym „seksistowski”, ale to jest mocne słowo,
które najczęściej zamyka drogę dyskusji i niejako z punktu wywołuje flejma.
Napiszę więc tak – pierwszy sezon Supernatural
nie tylko nie zdaje testu Bechdel, ale nie spełnia nawet jego pierwszego
punktu, o dwóch kolejnych nie wspominając. Każda kobieta, która pojawia się na
ekranie, pojawia się na nim tylko w kontekście głównych bohaterów – co do
jednego mężczyzn – i tylko po to, by w jakiś sposób rozwinąć ich historie,
charaktery, motywy, wątki. Kiedy już spełnią to zadanie – znikają z areny
wydarzeń, zabite, bądź zepchnięte do fabularnego Limbo. Nie mają własnych
wątków, długofalowych opowieści, planów, zamierzeń, w żaden sposób nie wpływają na wykreowaną
przez twórców serialu rzeczywistość, są jedynie ozdobnikiem albo zabiegiem
fabularnym. Nawet Meg okazuje się w konsekwencji osobą opętaną przez demona,
który z kolei także pełnił rolę służebną wobec kogoś innego. Supernatural to w gruncie rzeczy bardzo
konserwatywny serial, który odtwarza stare, utrwalone patriarchalne wzorce, w
których mężczyźni idą na wojnę, by pomścić/uratować swoje kobiety. Mniejszości
są traktowane z pobłażliwością czy wręcz otwartą złośliwością (środowisko
nerdów sparodiowane w odcinku Hell House)
albo ignorowane. Supernatural opowiada
– i zdaję sobie sprawę z faktu, że tymi
słowami wzburzę co najmniej kilku czytelników – o białych heteroseksualnych
mężczyznach odtwarzających stare, patriarchalne bajki.
Czy to naprawdę aż tak źle? Raczej tak, ale trochę nie. Już
tłumaczę. Pisząc „raczej tak” mam na myśli fakt, iż Supernatural traktuje te kwestie w sposób tak bardzo przejrzysty,
że praktycznie niezauważalny. Nikomu nawet nie przychodzi do głowy zadać pytanie,
gdzie w tym serialu są istotne fabularnie kobiety. Sam jestem w stanie bez
trudu uwierzyć, że twórcom serialu po prostu „tak jakoś wyszło”. Tym niemniej,
to śmierdzi. Przynajmniej dla mnie. Ja rozumiem, że takie rażące
dysproporcje płciowe w obsadzie mogą być dla kogoś problemem wydumanym i nieistniejącym.
Zgadzam się. Ale mnie to przeszkadza, bo – jak już wielokrotnie wspominałem –
jestem bardzo wyczulony na kwestie genderowe w popkulturze i dla mnie jest to
kwestia bardzo istotna. Są różne zboczenia – jedni nie mogą oglądać seriali z
gorszą grą aktorską, innym przeszkadzają złe efekty specjalne, jeszcze innym
gatunek. Aeth z bloga Wiedźma Na Orbicie nie
trawi staroszkolnego sci-fi – cóż, wiele przez to traci, ale to jej święte i przyrodzone
prawo personalizować sobie popkulturę pod własne wymagania i oczekiwania. Dla
mnie czymś takim jest właśnie seksizm i dyskryminacja płci przeciwnej w
tekstach popkultury – wyjąwszy oczywiście sytuacje, w których brak istotnych
fabularnie kobiet jest uzasadniony (na przykład – nie czepiałbym się tego w
serialu, którego akcja rozgrywa się w całości w męskim klasztorze) albo
konstrukcja danego utworu w jakiś sposób usprawiedliwia podobne sytuacje. Supernatural (a przynajmniej pierwszego
sezonu) nie usprawiedliwia absolutnie nic.
Ale miałem jeszcze wspomnieć o „trochę nie”. To „trochę nie”
jest pozytywnym skutkiem ubocznym faktu, iż w serialu nie ma kobiecych ról
głównych, bo daje to pole do rozszerzenia męskich charakterów o kwestie
związane z wzajemnym zaufaniem, uczuciami, rozterkami i ogólnie tą sferą
emocjonalności, tradycyjnie przypisaną kobietom. To jest chyba jeden z powodów
(innym, nie mniej ważnym jest fakt, że przynajmniej jeden z braci Winchester to
ciacho, jakich mało. I teraz zastanawiajcie się, który mi się tak spodobał),
dla których Supernatural ma tak silne
i wierne grono fanek.
Jako fan Supernatural (były, skończyłem oglądać, gdy puścili kulkę panu L) chcę tylko powiedzieć, że serial lubię z jednego, prostego powodu: research twórców.
OdpowiedzUsuńJuż tłumaczę: serial opowiada o zdarzeniach paranormalnych, polowaniu na demony i zabijaniu tych, co już są martwi. I twórcy cholernie dobrze się za to zabrali, widać, że studiowali księgi i różne stare zapiski na temat wymienionych istot. Ba, powiedziałbym nawet, że z serialu można się dużo nauczyć.
Tak, w głównej roli siedzą dwa "ciacha" i wiele kobiet to "damsel in distress", ale o ile dobrze pamiętam, bohaterowie ratują tyle samo mężczyzn co kobiet w czasie wszystkich sezonów (dawno nie oglądałem, ale wydaje mi się, że facetów było nawet więcej). Ale tak szczerze, jest to bardziej sensowne rozwiązanie niż:
"Dobra, robimy serial o zabójcach demonów. Są uzbrojeni po zęby i całe życie ćwiczyli walkę z legionami piekieł."
"Nieee, to seksistowskie, niech kobiety w tym serialu będą na tyle silne, że mogą się obronić przed Lucyferem samemu"
Dobra, może nie piszę do końca trzeźwo (dopiero co wstałem) i ktoś zaraz mnie nazwie ultra-szowinistą. Ale serial, odpowiada mi w swoim obecnym stanie. Twórcy chcieli zrobić serię o demonach i zrobili cholernie dokładną serię o demonach. I z każdym sezonem, jest (było? Nie wiem jak odcinki przebiegają dzisiaj) jest lepiej. Nowi bohaterowie, nowi wrogowie, nowe motywy i nowe zadania. Nawet pojawia się kilka kobiet, które samemu potrafią skopać tyłki demonom. Nie dlatego, że są kobietami, ale dlatego, że przebiegły przez ten sam trening, co nasze "ciacha".
A tak w ogóle, piszę to jako człowiek, który zachodnie seriale omija szerokim łukiem (Breaking Bad, Falling Skies, Walking Dead błeeeeee)
Chyba troszkę się z notką pośpieszyłeś, 1. sezon to praktycznie jedno wielkie posiekane na epizody intro - i ciężko, żeby coś poza lepszym zarysem Winchesterów się z tego wykluło. W dalszych sezonach pojawiają się świetne bohaterki. Dobrnęłam do początku 8. i nie uderzyła mnie jakoś szczególnie dysproporcja w damach i gentlemanach w opałach ;)
OdpowiedzUsuńInna sprawa, że im dalej w las, tym więcej się psuje, i z każdą serią coraz więcej wątków skrojonych pod żeńską część widowni, siłą rzeczy rzutuje to na resztę postaci.
Ciekawe spostrzeżenie. Osobiście musiało mi umknąć, gdyż obejrzałem parę pierwszych sezonów w tydzień i nie analizowałem ich z osobna. UWAGA! Teraz nastąpi komentarz właściwy i spoilery, postaram się, by było ich niewiele.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, wspomniana wyżej Meg, później również Ruby i Lilith (chodź ona już mniej) tworzą trzecią podgrupę kobiet w SN. Demonice. Takich kobiet w serialu tego rodzaju potrzeba, silnych, bezczelnych i umiejących sobie poradzić w każdej sytuacji. Ba! One stają się wrogami. Będą korzystać ze swej kobiecości uwodząc czy knując, ale nie zatracą tym samym ich 'złego' pierwiastka.
W kolejnych sezonach spotkasz również kobiety ważne fabularnie, zwłaszcza dwie. To też będą kobiety silne, które uzbrojone w wodę święconą, nie boją się złapać za maczetę.
Wydaję mi się, że lubiana przez zachód słabość i emocjonalność kobiet zabrałaby wiele uroku głównym bohaterom. Zabrałyby głos Winchesterom, bo o czym mieliby gadać w Impali?
Kobiety stereotypowe mogą wystąpić, ale rzadko, w rolach drugoplanowych, żeby widz nie zwracał na nie uwagi. Bo co za dużo, to niezdrowo. Mamy za dużo seriali o kobietach. Poza tym w kolejnych sezonach jeden z braci będzie tak, hmm... płaczliwy i tak emo, że to w zupełności wystarczy ;))
Co do serialu to można byłoby pisać i pisać, ale to już rozmowa na komentarz pod zupełnie inną notką. Napisz kiedyś jakie masz po SN wrażenia.
Supernatural jest w duzej mierze robiony dla kobiet. Wiekszosc fanek serialu nie lubi postaci kobiecych, stad takie ich ograniczenie (kiedy tworcy serialu kilkukrotnie probowali wprowadzic silniejsze postaci kobiece, to zawsze sie spotykali z ostrymi atakami fanek). Pomimo tego zwracam uwage na Jo i jej matke, ktore sa calkiem dobrymi postaciami kobiecymi nie sprowadzonymi do prostego schematu. W kolejnych sezonach mamy wiele innych bohaterek plci zenskiej, a i dodam, ze Meg, choc opetana, to jest to jednak demon-kobieta.
OdpowiedzUsuńGeneralnie rzecz ujmujac, pomimo takiego ograniczenia postaci kobiecych, to i tak w porownaniu do innych seriali skierowanych do kobiet nie jest on specjalnie seksistowski. To nie jest Dr Who traktujacy kobiety bardzo niefajnie.