środa, 16 października 2013

Nie bój się wilka

fragment grafiki autorstwa George'a Crosby'ego, całość tutaj.

Komiksowych Fables czytałem raptem dwa tomy, a i to dosyć dawno. Powód był prozaiczny – z dwóch wydawanych przez Egmont vertigowskich serii (Lucifer i właśnie Fables) mój skromny komiksowy budżet dał radę udźwignąć tylko jedną i zdecydowałem się na Lucifer. Z perspektywy czasu trochę żałuje, bo carey’owski spin-off Sandmana z tomu na tom prezentuje się coraz mniej interesująco…  Tymczasem komiks Willinghama momentalnie mi się spodobał jako taka trochę satyra na mój ukochany postmodernizm, obnażająca ciemną jego stronę – zanik i trywializację pierwotnych, utartych wątków symboli, dekonstruowanych na wszelkie możliwe sposoby, przez co tracą one swoje pierwotne znaczenie i rozmywają się, rozłażą w setki kierunków. Gra The Wolf Among Us, która wyszła spod skrzydeł znanego z The Walking Dead studia Telltale Games stanowiła niezły pretekst do ponownego zainteresowania się Fables.

Gdybym miał w miarę prosto opisać The Wolf Among Us komuś, kto nigdy nie miał styczności z Fables, powiedziałbym, że to Once Upon A Time nakręcone przez HBO i przerobione na grę video. Właściwie termin „gra video” jest tu nie do końca precyzyjnym określeniem, ponieważ TWAU to raczej interaktywny serial, w którym zaangażowanie gracza ogranicza się do wyboru jednej z proponowanych kwestii – na co ma się ograniczony czas, by podtrzymać naturalność dynamicznej, charakterystycznej dla telewizyjnego medium narracji – z okazjonalnymi Quick Time Eventami. Postaram się na przestrzeni tej notki unikać sformułowań pokroju „Jeżeli ktoś grał w The Walking Dead, poczuje się jak w domu”, ale taka jest prawda – mechanika rozgrywki jest bardzo, bardzo podobna. W The Wolf Among Us nie tyle się gra, co się ogląda, od czasu do czasu angażując się w fabułę, poprzez ściśle wyznaczone fragmenty rozgrywki, w których gracz ma iluzję wpływu na fabułę. Piszę „iluzję”, ponieważ oczywiście intryga leci punkt po punkcie według scenariusza, zaś podejmowane w grze wybory są na ogół czysto kosmetyczne i nie mają większego wpływu na to, jak potoczy się fabuła. Co wcale nie jest takie złe – grze całkiem nieźle wychodzi udawanie, że gracz ma wpływ na rozwój opowieści i jest dzięki temu bardzo angażująca, zaś dzięki precyzyjnie rozplanowanemu scenariuszowi śledzenie kolejnych przypadków Bigby’ego Wolfa, głównego bohatera gry, sprawia czystą przyjemność.

W ogóle, odnoszę wrażenie, że gdyby amputować interakcję, nieco podrasować grafikę i przemontować część scen, The Wolf Among Us spokojnie mogłoby zostać wyemitowane w telewizji, bowiem fabularnie nie ustępuje większości współczesnych seriali. Spora w tym zasługa materiału źródłowego, który kreśli bardzo frapujący świat przedstawiony, z tymi wszystkimi baśniowymi bohaterami, którzy starają się odnaleźć w nowojorskiej rzeczywistości, społecznością uciekinierów z bajkowego świata i Wielkim Złym Wilkiem w roli stróża prawa tej barwnej społeczności. To właśnie Bigby Wolf jest głównym bohaterem TWAU, zaś fabuła tego osobliwego serialu obraca się wokół tajemniczego morderstwa młodej dziewczyny należącej do baśniowców. Bigby wspomagany jest przez Śnieżkę, która pomaga mu w śledztwie. Tropy i poszlaki mnożą się jak opętane, zaś podejrzani są absolutnie wszyscy. Intryga wciąga, nie tylko dzięki świetnemu kryminalnemu scenariuszowi, który podrzuca dokładnie tyle wątków i tropów, ile trzeba, ale też dzięki wyrazistym bohaterom i znakomitym dialogom. Rozmowa Bigby’ego i Woodmana, w której ten drugi w bardzo perfidny sposób odbrązawia klasyczną opowieść o Czerwonym Kapturku, doprowadziła mnie do śmiechu, podobnie jak przekomarzania głównego bohatera z Toadem czy Colinem (świnią z Trzech Małych Świnek, która kątem pomieszkuje u Bigby’ego). Siłą The Wolf Among Us jest także to, co stanowiło główną atrakcję w Fables – pokazanie, jak klasyczne postaci z dziecięcych opowieści zmieniły się w zderzeniu z rzeczywistością, z którą przyszło im się mierzyć. Samobójstwa, bieda, burdy, alkoholizm, prostytucja – baśniowe postaci złożyły swoją niewinność na ołtarzu przetrwania.

Niesamowicie mi się podoba sposób, w jaki ta gra została wystylizowana wizualnie. Jestem olbrzymim fanem cell-shadingu, rotoskopii i innych graficznych machlojek, które powodują, że rzeczywistość wygląda nierzeczywiście. Oprócz komiksowej grafiki świetnym patentem było utopienie gry w wyrazistych, acz przybrudzonych różach i fioletach, co przydaje jej klimatu lat osiemdziesiątych. W ruchu, podczas rozgrywki wygląda to po prostu obłędnie, taki tripowy neo-noir w konwencji komiksowej. Co prawda oprawa dźwiękowa nie dorównuje wizualnej, ale i tak tło muzyczne robi co najmniej przyzwoity klimat. Muszę przy okazji pochwalić głosy postaci, które są znakomicie dopasowane. Czepię się jedynie aktora dubbingującego Bigby’ego – niekiedy mówi zbyt jednostajnie, nie wkładając w wypowiadane kwestie odpowiedniej ekspresji. Ale to drobiazg. Skoro już o wadach mowa – epizod otwierający cyklicznie wydawaną grę mógłby być tak z pół godziny dłuższy, ponieważ po zakończeniu pierwszego odcinka gracz ma spore poczucie niedosytu. Ale to chyba dobrze świadczy o samej grze, skoro po jej zakończeniu aż chce się sięgnąć po więcej.

Tak więc tak… Polecam TWAU nie tylko fanom gier komputerowych, którzy lubują się w produkcjach pokroju The Walking Dead – oni i tak zagrają, o ile już tego nie zrobili – ale też osobom, które w gry nie grają, bo The Wolf Among Us można spokojnie potraktować jak jeden z lepszych obecnie emitowanych seriali. A że w pakiecie dostaje się jeszcze możliwość ograniczonego wpływu na niektóre wątki poboczne i znakomicie rozwijającą się opowieść, nowa produkcja Telltale Games jest wręcz pozycją obowiązkową. Z niecierpliwością czekam na kolejny epizod - zaplanowanych jest pięć odcinków, ale nie wątpię, że w razie sukcesu The Wolf Among Us dostanie zamówienie na kolejny sezon. Za co już teraz mocno trzymam kciuki.

8 komentarzy :

  1. Ostatnio oglądałam właśnie kawałek gameplay i nosiłam się z myślą, żeby w TWAU zainwestować. Ta notka ostatecznie mnie przekonała, że warto. Rzeczywiście, z tego co widziałam wizualnie gra jest świetna - pod tym względem wygrywa z TWD już w przedbiegach, ma fajniejszy klimat.

    A propos, warto inwestować w Careya? Powieści bardzo mi się podobały, jeśli chodzi o komiksy zupełnie się nie orientuję, a "Lucifer" z tego co widzę zbiera różne opinie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Carey

      Ciężko powiedzieć. Kilka pierwszych tomów naprawdę utrzymuje niezły poziom, ale im dalej w las, tym scenarzysta przestaje panować nad rzeszą wątków i opowieść paskudnie się rozłazi. Więc zalecam daleko idącą ostrożność.

      Usuń
    2. Osobiście proponowałbym zająć się lepiej Sandmanem, w którym postać Lucyfera została wykreowana. Nie wydaje mi się, by ktokolwiek mógł się zawieść na tym komiksie.

      Co do TWAU - klasa sama w sobie. Klimat noir i Fables to coś, do czego Bigby ewidentnie pasuje. Pozostaje tylko czekać na 2 epizod.

      Usuń
    3. Sandmana mam w planach, a Carey kupił mnie prozą i jestem ciekawa jak mu idzie z komiksami :)

      Usuń
    4. Jeśli mogę słowo od siebie - komiksowy Carey jest raczej ok, ale tylko wtedy, gdy się trzyma mainstreamu - jego X-Men Legacy czy zabawy z marwelowym światem Ultimate to jest rozrywka na najwyższym poziomie. Ale kiedy próbuje stworzyć coś ambitniejszego, jak na przykład Lucyfer, to rezultaty są... dyskusyjne. Ja akurat Lucyfera lubię, chociaż z każdym zakupionym tomem coraz mniej, bo popada w coraz większą nudę.

      Usuń
  2. Totalnie mnie zachęciłeś, albowiem kocham Fables całym swoim sercem oraz duszą. Czy to się gdzieś kupuje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Steam, jak zwykle.

      http://store.steampowered.com/app/250320/

      Usuń
    2. Fajnie, dzięki, na gwiazdkę sobie kupię :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...