niedziela, 20 października 2013

Animorphs. 05 - The Predator

fragment okładki, całość tutaj.

The Predator jest tomem, którego narrację prowadzi Marco, chyba mój ulubiony (wyjąwszy Tobiasa) bohater cyklu. Jak już wcześniej wspominałem, Marco jest comic reliefem drużyny i wypełnia tę rolę znakomicie – jego kwestie są zazwyczaj bardzo celne, dowcipne i błyskotliwe, chłopak operuje zupełnie niewymuszonym humorem, co jest po prostu nieocenione, bo Animorphs jest dosyć mroczną serią i zgryźliwość Marca pomaga ten mrok w jakimś stopniu rozjaśnić. Szczególnie, że w ramach tych jego żarcików autorka czasami dokonuje dekonstrukcji utartych schematów literatury młodzieżowej. Poza tym, robi aluzje do Star Treka – nasz człowiek! Do tego, poza rolą prześmiewczo-komediową Marco to również jeden z wrażliwszych, ciekawiej zarysowanych bohaterów całego cyklu. Opowieść zaczyna się epizodem, w którym Marco (wracając wieczorem do domu) przemienia się w goryla, by ochronić staruszka napadniętego przez grupkę zbirów. Miast podziękowań, chłopak doczekuje się jedynie wrzasków i wygrażania ocalonego podniesionym z ziemi pistoletem. Całkiem nieźle pokazuje to ton opowieści, w którym bohaterscy bohaterowie niekoniecznie muszą spotykać się z poklaskiem postronnych.

Generalnie jednak duża część The Predator należy do Axa. Ax, niczym legendarny E.T. chce wrócić do domu, zaś fabuła całego tomu kręci się właśnie wokół zorganizowania warunków umożliwiających przechwycenie transportera Yeerków, dzięki któremu młody Andalita będzie w stanie powrócić na swoją macierzystą planetę i zdać im raport z tego, co się dzieje na Ziemi, co mogłoby znacząco przyspieszyć odsiecz. Kreując postać Axa autorka nie wychodzi poza klasyczne motywy „kosmity w wielkim mieście” – etos honorowego wojownika gotowego umrzeć za sprawę (jest), pogarda żywiona wobec prymitywnej ziemskiej technologii (jest), przyciąganie uwagi irracjonalnym zachowaniem w tłumie (jest). Ciekawym zabiegiem jest natomiast epizod, w którym przemieniony w człowieka Ax doświadcza działania zmysłu smaku, pijąc kawę (Andalici nie posiadają zmysłu smaku). Taki graniczący z obsesją zachwyt towarzyszący czysto prozaicznej z naszego punktu widzenia czynności też wpisuje się w najlepsze tradycje przedstawiania w popkulturze kosmitów usiłujących zasymilować się z rodzajem ludzkim, ale tu jest przedstawiony bardzo fajnie i nie ma się wrażenia wtórności.

Niefrasobliwość Axa doprowadza do jednej z najbardziej surrealistycznych scen z jakimi spotkałem się w literaturze młodzieżowej. Otóż chwilę po dekonspiracji trójka bohaterów – Marco, Jake i Ax – ucieka przed ochroną w centrum handlowym. Zostają osaczeni w dziale spożywczym i… zmieniają się w homary, po czym ukrywają się w zbiorniku z przeznaczonymi do sprzedaży skorupiakami. Jakby tego było mało, zaraz potem zostają kupieni i niemal wrzuceni do garnka z wrzątkiem. Cała ta sytuacja może zostać uznana za zabawną i groteskową – i w taki też sposób jest nakreślona przez Applegate – ale skutkuje ona koszmarami sennymi u Marca. Zabieg podobny, jak u Rachel w drugim tomie cyklu – pokazanie, jak używanie zdolności transformacji w zwierzęta wchodzi na psychikę i skutkuje traumami. To zresztą nie jest najbardziej pokręcona transformacja, z jaką musieli zmagać się bohaterowie, bo już kilka rozdziałów później zmieniają się w mrówki (bo tak najłatwiej zinfiltrować dom Chapmana, jednego z nosicieli Yeerków), co niemal kończy się katastrofą, ponieważ jeszcze nigdy żadnemu z Animorphów nie zdarzało się zmieniać w stworzenie absolutnie pozbawione indywidualizmu i operujące tylko świadomością kopca. Co gorsza, podczas odwrotu po wykonanej misji zmrówczeni bohaterowie zostają zaatakowani przez pobliski oddział prawdziwych mrówek, co niemal kończy się dla nich śmiercią. Kilkoro zostaje nawet rozczłonkowanych (na szczęście powrót do ludzkiej postaci „resetuje” wszystkie obrażenia) i praktycznie rozszarpanych na strzępy. Dla Marca to doświadczenie było tak wstrząsające, że właściwie wypchnął je ze świadomości. Pozostali bohaterowie też zostali nieźle rozstrojeni nerwowo – Rachel, na przykład, następnego dnia wdaje się w bójkę w szkolnej stołówce, czym niepotrzebnie ściąga na siebie uwagę Chapnama. Podczas czytania sceny rozmowy Marca z Rachel uświadomiłem sobie jedną ciekawą rzecz – dla Marca jego sztubacki charakter i rzucane co chwila żarciki stanowią barierę, za którą może schronić się przed traumatycznymi doświadczeniami. A jeśli chodzi o życiowe traumy (utrata matki, ciężka depresja ojca i związane z nią obniżenie komfortu życiowego) to spokojnie może konkurować z Tobiasem. A ja się tylko zastanawiam, czy w późniejszych tomach autorka głębiej porusza temat stresu pourazowego, bowiem już do tej pory bohaterowie doświadczyli takich rzeczy, które złamałyby niejednego dorosłego, stabilnego i zrównoważonego psychicznie człowieka. A jeżeli ktoś ma co do tego jeszcze jakieś wątpliwości, niech czyta dalej.

Otóż pod koniec tomu bohaterowie zostają schwytani przez Vissera Trzy, który przejrzał ich plan przechwycenia yeerkowego statku kosmicznego i zastawił na Animorphów pułapkę. Tak, po raz kolejny bohaterowie zostają schwytani przez wroga i cudem udaje im się uciec… Ja wiem, że to już się robi nudne, ale tym razem sytuacja jest nieco inna. Bohaterowie zostają pojmani i przetransportowani na orbitalny statek najeźdźców, co jest dla autorki znakomitą okazją do opisu tego, jak dzieciaki świrują ze strachu przed, nieuniknionym zdawałoby się, losem. Jest odrętwienie, chęć wzajemnych oskarżeń, absurdalne pomysły będące rezultatem z wolna narastającej histerii (Cassie proponuje powrót do ludzkich postaci, co jakoby miałoby skłonić Yeerków do wypuszczenia ich „bo się okaże, że nie jesteśmy Andalitami, jak podejrzewali, tylko ludźmi”), rezygnacja. Wszystko to jest znakomicie rozpisane, jak zwykle, gdy Applegate prezentuje ludzkie zachowania dzieciaków, których przerosła sytuacja. Jakby tego było mało, stację wizytuje Visser Jeden, którego nosicielem jest… matka Marca. I w tym miejscu muszę złożyć ukłony autorce, która odważyła się na zafundowanie najpogodniejszej z pierwszoplanowych postaci takiej traumy. Ja wiem, że popkultura, szczególnie ta młodzieżowa, zna już mnóstwo podobnych przypadków i motywów, ale w kontekście tak naturalistycznej, spsychologizowanej serii jak Animorphs coś takiego jest jak uderzenie w twarz. Marco doznaje wstrząsu – i trudno mu się dziwić.

Jego matka, osoba, o której myślał, że ją stracił na zawsze, okazuje się żywa – ale w tym samym momencie, w którym ją odzyskał, na powrót ją stracił, ponieważ okazała się niewolnikiem najwyższego yeerkowego generała. To z kolei oznacza, iż walcząc z inwazją, Marco w jakiś sposób naraża jej życie. W dodatku, widząc ukochaną osobę, instynktownie utożsamia jej zachowania z nią, nie z pasożytem (co genialnie jest pokazane w narracji), co w jeszcze większym stopniu podkręca sytuację. Do tego pojawiają się pytania o przeszłość – czy matka Marca, troszcząc się o niego przed jej „śmiercią” była tak naprawdę Yeerkiem dbającym o swoją przykrywkę? Jej. Lord Voldemort ze swoim infantylnym „Pokłoń się śmierci, Harry” nie może się równać z ciężarem strachu i zagubienia, jaki spadł na barki Marca. Który na dodatek nie jest w stanie schować się przed tym psychicznym wstrząsem za osobowością zwierzęcia, w które jest zmieniony, bo goryl – a taką postać przybrał Marco – ma zbyt podobny do ludzkiego wzorzec charakteru. Paradoksalnie jednak, ujawnienie tej szokującej informacji wyrwała Marca z odrętwienia i zmusza do działania – bo ponad tą całą traumą i szokiem jest nadzieja na odzyskanie utraconego, zdawałoby się na zawsze, rodzica.

Ostatecznie bohaterów ratuje… polityka. A konkretniej – Visser Jeden, któremu nie podobają się sukcesy Trzeciego, bo mogą wypchnąć go one niebezpiecznie wysoko w hierarchii armii najeźdźców i zagrozić pozycji Vissera Jeden. Dlatego ucieczka ujętych Animorphów jest Visserowi Jeden na rękę, ponieważ skompromituje Vissera Trzy i obniży jego prestiż. Przyznam, że to dosyć pomysłowe i na dodatek krzepiące – najeźdźcy okazują się bowiem skłóceni i nieufni wobec siebie, co może się przysłużyć ruchowi oporu. Mam nadzieję, że ten wątek w dalszych tomach został rozwinięty, bo to rzecz, która fajnie pogłębia drugą stronę barykady. Do tej pory Yeerkowie byli zagrożeniem strasznym, ale koniec końców bardzo przerysowanym. Takie subtelności jak walka dowódców na różnych szczeblach dowodzenia dodaje kolorytu opowieści. Trzeba zwracać uwagę na takie rzeczy, bo Applegate jest lepszą pisarką psychologiczną, niż fantastycznonaukową i ten drugi element czasami niedomaga.

Powiem tak – to był naprawdę fantastyczny tom. Dynamiczny, świetnie napisany, kiedy trzeba – zabawny, kiedy trzeba – ciężki i mroczny, a jednak bardzo spójny. Marco zyskał wielką motywację do walki z Yeerkami, (a w połowie tego tomu podjął już decyzję o zaprzestaniu walki, by nie narażać siebie i ojca na niebezpieczeństwo), jego charakter, choć i tak nieźle nakreślony w poprzednich częściach, został pogłębiony i skomplikowany. W dodatku ostatni rozdział przynosi mały przełom w postaci częściowego otrząśnięcia się ojca Marca z traumy po stracie żony i zapowiedź odbudowywania relacji z synem. Przyznam, że po poprzednim tomie planowałem zrobić sobie małą przerwę w lekturze, ale The Predator na tyle rozbudził mój apetyt, że zaraz biorę się za kolejny tom. 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...