fragment grafiki autorstwa Małgorzaty Śliwki, całość tutaj. |
Droga polska literaturo fantastyczna. Nasze stosunki nigdy
nie charakteryzowały się przesadną zażyłością. Powiedzmy to sobie wprost –
jesteśmy od siebie oddaleni tak, jak to tylko możliwe. Z przykrością
stwierdzam, że wina za taki stan rzeczy leży po Twojej stronie, bowiem za
każdym razem, kiedy sięgam po jakąś fantastyczną książkę rodzimego autora,
niemal zawsze okazuje się, że to tak okropna szmira, że już bardziej chyba się
nie da. Im więcej polskich powieści z tego nurtu czytam, tym bardziej jestem
zaskakiwany tym, że jednak może być jeszcze gorzej.
Siedlisko to
powieść napisana przez dwóch autorów, co w tym przypadku oznacza, że dwie osoby
połączyły swoje zasoby grafomani i literackiej niekompetencji, by napisać
bezsprzecznie najgorszą książkę, jaką dane mi było w moim życiu przeczytać.
Powieść grozy autorstwa Roberta Cichowlasa i Kazimierza Krycza czyta się z tą
upiorną, sadomasochistyczną fascynacją, jaka towarzyszy obcowaniu z dziełem tak
koszmarnie złym, nieudolnie skomponowanym i skopanym pod absolutnie każdym
względem, że w pierwszej chwili wydaje się to niewyobrażalne. Z tego też
względu uznaję Siedlisko za absolutny
literacki fenomen, antydzieło sztuki pisarskiej. Język, jaki napisana jest ta
powieść wręcz razi nienaturalnością. Dialogi brzmią jakby żywcem wyjęte w
modnych ostatnio polskich paradokumentów pokroju Dlaczego ja?. Z kolei narrację napędzają żenujące, kolokwialne
metafory, które brzmią pretensjonalnie i po prostu sztucznie. Tego na dłuższą
metę nie da się czytać – właściwie każdy akapit raczy czytelnika tekstem w
jakiś sposób budzącym zażenowanie. A kiedy dochodzimy do scen erotycznych, to
już w ogóle całość zaczyna wyglądać wręcz groteskowo. To, co ci straszni ludzie
zrobili w Siedlisku z językiem
polskim przychodzi wszelkie pojęcie.
Siedlisko to
powieść grozy, reprodukująca najbardziej ograne motywy gatunku (nawiedzony dom,
Złe Miejsce, duchy, tragedia sprzed lat), ale robiąca to z gracją słonia w
składzie porcelany i chyba tylko z obowiązku. Bo konstrukcja fabuły jest po
prostu tragiczna – trzy czwarte powieści to pozbawiony fabularnego znaczenia,
drobiazgowy opis życia głównego bohatera, młodego aktora samotnie wychowującego
dwójkę dzieci. Przyznam, że to był właśnie lep, na który Siedlisko mnie złapało – bo samotni ojcowie są w polskiej
literaturze fantastycznej nader nielicznie reprezentowani. Niestety, okazuje
się, że Dawid Przywłocki, główny bohater Siedliska
jest gigantycznym, narcystycznym bucem, który swoim odpychającym
charakterem po dwakroć przebija Vukko Drakkainena, tudzież cały legion nieprzyjemniaczków
tradycyjnie osadzanych w rolach głównych polskich powieści fantastycznych.
Przywłocki bez przerwy narzeka – na rodziców, na dzieci, na
meneli, na ludzi żebrzących o autografy, na kelnerkę podającą mu kawę, na
robociarzy, którym z kolei on parzy kawę (nieintencjonalnie surrealistyczna
scena, w której główny bohater boi ekipę remontową hektolitrami kawy), na
meneli, na przechodzącą obok Cygankę, na swojego menadżera, na prezentera
telewizyjnego, na sąsiadów, na otoczenie… Poza kobietami, które podobają mu się
tylko na poziomie seksualnym, nie ma ani krzty dobrego zdania o kimkolwiek, na
kogo się natyka. Paradoksalnie, jest w tym trochę sensu, bo od takiego
zapatrzonego w siebie dupka jak Dawid każdy, choć odrobinę przyzwoity,
człowiek, trzymałby się z daleka. Jako, że narracja prowadzona jest z
perspektywy pierwszej osoby, cały ten cierpki słowotok zajmuje sporą część
narracji. Chwilami odnosiłem wrażenie, że Siedlisko
zostało napisane tylko po to, by skanalizować życiową frustrację obu
autorów. Obserwacje i dygresje, jakie czyni główny bohater rysują nam obraz
człowieka mającego o sobie zdecydowanie zbyt wysokie mniemanie, nędznego
nieudacznika, na którego wszyscy wokół się uwzięli. Z kimś taki trudno jest się
identyfikować, czy choćby kibicować mu. Dawid bez przerwy bluzga, pije,
narzeka, bluzga, narzeka, pije, pije, bluzga… To jest w gruncie rzeczy bardzo
płytka postać i twórcy dopiero pod sam koniec, bardzo nieudolnie, starają się
mu dopisać jakąś głębię.
Wspominałem już, że powieść jest źle skonstruowana. Otóż
przez większość czasu absolutnie nic w niej się nie dzieje. Bohater zajmuje się
swoimi dzieciakami, wynajmuje nianię, nadzoruje remont domu, jeździ po
Krakowie, pije kawę i robi mnóstwo innych trywialnych rzeczy, które z punktu
widzenia fabuły są absolutnie zbędne. W ogóle posunąłbym się do stwierdzenia,
że pierwsze trzysta stron Siedliska (a
cała powieść liczy ich czterysta czterdzieści dwa) są właściwie niepotrzebne,
ponieważ wszelkie kluczowe informacje są udzielane dopiero na sam koniec, kiedy
wiele się dzieje i wszystko kończy się bez wyraźnego sensu, zostawiając
czytelnika bez odpowiedzi na wiele pytań. Oczywiście, niedomówienia w horrorach
są popularnym środkiem literackim, ale niewprawnie użyte, odsłaniające za mało
(lub za dużo) po prostu irytują i sprawiają wrażenie, że pisarz nie przemyślał
konstrukcji fabularnej całości. A Siedlisko
jest po prostu przepełnione pourywanymi wątkami złożonymi w ofierze na
ołtarzu „szokującego zakończenia”.
Po ukończeniu lektury Siedliska
z ciekawości przejrzałem kilka recenzji tej powieści na różnych blogach i
portalach. O dziwo, niemal wszyscy oceniają tę powieść pozytywnie. Blogerkom
książkowym (płci obojga) się nie dziwię – trzeba pozytywnie zrecenzować
największy literacki kał, bo może następnym razem wydawca przyśle gratisowy
egzemplarz czegoś, co kałem nie jest. Ale duże portale? Czy to ja mam jakieś
wyjątkowo wysokie literackie wymagania? Czy krytyka w środowisku polskiego
fandomu fantastycznego nie poznała się na tym ewidentnym literackim bublu,
który nigdy nie powinien był zostać wydany? Patrzę i oczom nie wierzę.
PS: Oficjalnie zaprzeczam, jakbym rozprowadzał „w podziemiu”
cykliczny prześmiewczy podcast, w którym czytam i na bieżąco komentuję powieść Siedlisko. Zaprzeczam, że można się w
niego zaopatrzyć, przesyłając odpowiednią prośbę i deklarację dalszego
nierozprowadzania pod adres michochnik@gmail.com. Stanowczo
zaprzeczam tego typu plotkom i jednoznacznie się od nich odcinam, stwierdzając,
że to zwykły stek kłamliwych bzdur, niemający żadnego pokrycia w rzeczywistości.
Świetny wpis. Jeszcze bym dodał, że główna postać kobieca to absolwentka psychologii, której życiową ambicją jest bycie opiekunką dzieci ubóstwianego aktora z telenoweli. I nie jest to postać w zamierzeniu komediowa, ale amantka romantyczna. Ta powieść jest po prostu bełkotem.
OdpowiedzUsuńNo bo przecież bohaterki mogą istnieć tylko jako dodatek do głównego bohatera :P
UsuńOczywiście, że tak. W przeciwnym wypadku taka powieść nie ma żadnych wartości poznawczych, a i pewnie jest szkodliwa, jako produkt feministyczno-agenturalnej Cywilizacji Śmierci z siedzibą w Brukseli napisany przez jakąś feministkę z wąsikiem albo, co gorsza, pedała z piórkiem w dupie.
UsuńCzepiasz się. Horror czytałeś, znaczy ma przerażać i zniesmaczać. Czyż ostatecznie nie czujesz się przerażony i zniesmaczony?;)
OdpowiedzUsuńJa Ci mówię człowieku, jak chcesz dobrą powieść polską, to czytaj Wegnera Roberta M. (z tym, ze to po prostu dobra powieść fantasy jest, taka wiesz, ładnie skrojona, ale bez niewiadomoczego), albo Kosika (ale tylko "Vertical" polecam, reszty nie znam, a młodzieżówek tego pana kijem nie tykam). Reszta to najwyżej dobre, pulpowe czytadła, a i to często nie (choć mam paru autorów, którzy mogą być obiecujący, ale to powiem, jak przeczytam).
Dobrze, że tego w swoje łapki nie dostałam. bardzo dobrze, choć szkoda tej ociekającej jadem recenzji, którą mogłabym napisać.;)
A to, co przeczytałam w komentarzu Credu mnie zabiło. Ja rozumiem, że można stworzyć postać płytkiej psychofanki, ale robienie z niej pani psycholog jest trochę dziwne...
O, pardon, dobry horror powinien raczej wywoływać lęk i niepokój, ale pozostawiać z niesmakiem zdecydowanie nie ;)
UsuńO tym zniesmaczeniu napisałam z myślą o tych horrorach, które bryzgającymi flakami stoją.;)
UsuńNasza fantastyka leży od długiego czasu, dlatego wierzę na słowo i zabierał za lekturę się nie będę, coby żywota nie marnować :)
OdpowiedzUsuńRany, bohaterzy mojej pierwszej notki, o wspomnienia ;)
OdpowiedzUsuńPamiętam piąte przez dziesiąte, ze wszystkimi zarzutami jak najbardziej się zgadzam, ale tragicznie złą powieścią bym tego nie nazwała - przynajmniej z tego co pamiętam. Największym mankamentem jest raczej zupełny brak wyrazu, jakaś makabryczna nijakość na każdej płaszczyźnie. Z drugiej strony sztuką jest zmarnować tyle kartek na main hero i tak czy siak zostać z postacią kompletnie pozbawioną charakteru i jakiejś iskierki.
A czytałeś coś od Jakuba Małeckiego?
Nie czytałeś. W ogóle po Siedlisku uznałeś, że Ci się należy bardzo, ale to bardzo długi urlop od polskiej literatury fantastycznej.
UsuńDzięki za ostrzeżenie, będę omijać szerokim łukiem.
OdpowiedzUsuńTo może notka o kondycji polskiej fantastyki :)?
A ja tak chciałem coś tych panów przeczytać.
OdpowiedzUsuń