środa, 25 września 2013

Ciekawa planeta

fragment grafiki autorstwa Macieja Rebisza, całość tutaj.

Kilka razy spotkałem się z opiniami, jakoby Harry Harrison, popularny i rozpoznawalny w naszym kraju autor licznych powieści science-fiction był kimś na kształt amerykańskiego Andrzeja Pilipiuka. To jest strasznie krzywdząca opinia, bo choć Harrison przeważnie utrzymuje swoje powieści w lekkim, żartobliwym tonie, to jednak niejednokrotnie stanowią one naprawdę przemyślane (pod pewnymi względami), błyskotliwe opowieści. Jednym z takich przypadków jest Planeta Śmierci 2, którą pierwszy raz przeczytałem we wczesnym gimnazjum i, dzięki temu, nieodwracalnie zakochałem się w twórczości tego autora. Ale dopiero po którejś tam z kolei lekturze (bo do Harrisona nader chętnie się wraca) zorientowałem się, co tak naprawdę autor zrobił w tej powieści i czemu, pod płaszczykiem prostej w sumie fabuły o rozbitkach na obcej planecie kryje się niegłupi moralitet o relatywizmie.

Zawiązanie fabuły wygląda tak, że główny bohater cyklu, Jason dinAlt, podstępem zostaje porwany przez niejakiego Mikaha Samona, gorliwego wyznawcę humanistycznej religii w dużej mierze opartej na chrześcijaństwie (co jest nam powiedziane nie wprost, ale dosyć wyraźnie). Samo porwanie ma dość kuriozalny motyw – otóż w przeszłości Jason okpił pewien dom hazardowy, na planecie Cassylia, oszustwami „wygrywając” zawrotną sumę trzech miliardów. Właściciele kasyna, kiedy już zorientowali się, iż szanse na złapanie Jasona są równe zeru, zaniechali pościgu i zrobili z bohatera ikonę reklamową, dzięki której zapewniali, iż ich gry hazardowe nie są nieuczciwe, skoro trafiają się w nich tak bajeczne wygrane. Samon jednak nie może zgodzić się z tym stanem rzeczy i, przy wsparciu swoich współwyznawców, zdobywa fundusze i zasoby potrzebne do przechwycenia Jasona i doprowadzenia go przed oblicze sprawiedliwości.

Już na pokładzie, pomiędzy oboma bohaterami dochodzi do bardzo dowcipnej rozmowy umoralniającej, podczas której Jason broni relatywizmu moralnego, dowodząc, iż nie istnieje taki zestaw prawd i wskazówek moralnych, który pasowałby do absolutnie każdej społeczności. Jego działania na Cassylii były zgodne z etosem tam panującym, więc ocenianie ich z perspektywy moralności uduchowionego wyznawcy Prawdy jest czymś bezsensownym. Budzi to oczywiście wściekłość Samona, który stara się bronić swojego punktu widzenia, jakoby istniały pewne nienaruszalne prawdy moralne właściwe całej ludzkości, niezależnie od urodzenia i wychowania. Jason na to właśnie liczył, bo wciągnięty w filozoficzną dysputę Mikah nie zauważył jego próby sabotażu statku kosmicznego, który, w rezultacie, rozbił się na jakiejś zapyziałem planetce zamieszkanej przez zdegenerowane ludzkie społeczności, pośród których panuje totalny randyzm, doprowadzony do kompletnego absurdu. I nagle bohaterowie przerabiają swoją teoretyczną dyskusję w bardzo bolesnej praktyce.

Jak już wspomniałem, fabuła nie jest specjalnie skomplikowana. Jason holuje Mikaha przez całą planetę, na której, dzięki swojej pomysłowości mozolnie wspina się po kolejnych szczeblach drabiny społecznej. Z których od czasu do czasu zrzuca go zachowanie Mikaha, który z właściwą sobie pryncypialnością pozostaje ostentacyjnie wierny swoim zasadom moralnym, na tej konkretnej planecie stuprocentowo abstrakcyjnych. Jednym ze źródeł humoru w Planeta Śmierci 2 jest właśnie konsekwentna moralność Samona, której nie potrafi odrzucić, choćby w imię przetrwania. Wyraźnie nie potrafi też zrozumieć, że jego poczynania mogą być odczytane wbrew jego intencjom. Mamy na przykład sytuację, w której Jason stara się zorganizować rewolucję niewolników, celem wydostania się z niewesołej sytuacji. Mikah, jako antyrewolucjonista „z zasady” udaremnia jego starania donosem. I choć zrobił to w intencji niedopuszczenia do – zbrodniczej, w swoim mniemaniu – rewolty, właściciele niewolników uznali jego działanie za podkopanie autorytetu Jasona celem zepchnięcia go z wypracowanej pozycji w społeczności niewolników, bowiem Jasonowi udało się w niej wcale nieźle ustawić – jako osoba dysponująca bogatą wiedzą na tematy wszelakie Jason zdołał usprawnić mechanizmy, z jakich korzystali właściciele niewolników. Z ich punktu widzenia intencje Mikaha były zatem oczywiste – Samon chce się pozbyć Jasona i zająć jego miejsce.

Samon Mikah jest przedstawicielem bardzo fundamentalistycznej frakcji religijnej, jednak opowieść właściwie ignoruje aspekt wyznaniowy i skupia się na, chyba znacznie ciekawszej, warstwie społecznej. Choć Jason stoi w opozycji wobec jego postawy, nie znaczy to bynajmniej, że jest skrajnym oportunistą. Przeciwnie – przy każdej okazji wybiera mniejsze zło, unika przemocy i zabija tylko w samoobronie, po czym i tak dręczą go wyrzuty sumienia. Zasadnicza różnica pomiędzy tą dwójką polega na tym, że Jason potrafi pójść na pewne kompromisy, dostosować się do panujących wokół warunków społecznych. Mikah uparcie tkwi w etosie wyniesionym ze swojej własnej społeczności i sztywno stosuje się do ich zasad, co sprawia, że bez Jasona zginąłby bardzo szybko i bardzo boleśnie. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że Planeta Śmierci 2 to powieść w założeniach humorystyczna – i taką pozostaje do samego końca. Absurd i ironia nie są tam może tak bardzo wpisane w świat przedstawiony jak u Pratchetta, ale i tak humor dominuje przez większość czasu. Głównie za sprawą sarkastycznych wypowiedzi Jasona kontrapunktujących kolejne kazania i wykłady Mikaha. Owszem, Harrison czasami odpływa w slapstick, ale generalnie nigdy nie przekracza pewnej granicy poza którą całość zmieniłaby się w otwartą farsę.

Powieść została napisana pół wieku temu – i to trochę czuć. Bohaterowie niby podróżują z planety na planetę statkami kosmicznymi naszpikowanymi nowoczesną technologią, ale wciąż korzystają z papierowych książek, co jest dość częstym znakiem rozpoznawczym powieści fantastycznonaukowych z epoki – ówcześni futuryści potrafili wyobrazić sobie okręt międzyplanetarny, ale jakoś nikt nie wpadł na wymyślenie urządzenia analogicznego do czytnika ebooków. Sama fabuła też zdradza pewne słabości – intryga jest prosta jak drut, w dodatku niejako zapętlona. Dokładnie ten sam motyw i zwrot fabularny występuje dwa razy. Niekiedy logika wydarzeń szwankuje. Już na samym początku powieści Jason paraliżuje cały statek kosmiczny… rzucając książką w pulpit sterowniczy. To trochę przeszkadza, ale złe wrażenia i niedoróbki spokojnie są zacierane przez lekką, przygodową konwencję całości. A jak dodamy do tego tę kwestię relatywistycznego pop-moralitetu, to już w ogóle człowiek przestaje się dziwić, że Harry Harrison w literaturze sci-fi legenda.

11 komentarzy :

  1. A co Ty się ostatnio taki literacki zrobiłeś? To chyba trzecia notka z rzędu o książkach.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie, druga jednak. Trzecia z kolei to z tych, co do których mogę sensownie komentować.;)

      Usuń
  2. Taka faza najwidoczniej. A zapowiada się, że o książkach będę teraz pisał znacznie, znacznie częściej, bo szykuje się bardzo, bardzo długi cykl okołoliteracki opisujący poszczególne tomy pewnej naprawdę niesamowicie potężnej sagi książkowej, ale ćśśśś... póki co, to tajemnica.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że tajemnica, postrzelałabym sobie.;)

      Usuń
    2. Jakby to o kogoś innego chodziło, to obstawiałabym "Koło czasu" Jordana albo PLiO Martina. Ale że to Ty, to coś mi mówi, że chodzi o Carda.;)

      Usuń
    3. Niestety pudło. Podpowiem, że chodzi o serię książek dla młodzieży. Bardzo, bardzo długą. Taką, której ilość tomów idzie w dziesiątki.

      Usuń
    4. Hm, Szklarski może? Ale nie pamiętam nawet, czy on przekroczył dwudziestkę... Względnie "Przygody trzech detektywów".;D

      Usuń
    5. Pudło i pudło. To cykl książek zagranicznych cieszących się w latach 90-tych bardzo dużą popularnością, na jego podstawie wyprodukowano nawet serial telewizyjny (nie emitowany w Polsce). U nas kilkanaście pierwszych tomu tej serii wydał przed laty Egmont.

      Więcej podpowiedzi nie dostaniesz, bo już i tak napisałem ewidentnie zbyt wiele. :)

      Usuń
    6. To się poddaję, chyba jej nie czytałam (z Egmontu w latach 90-tych czytałam głównie książeczki Disneya;)). Ale jak wrócę do domu, to jeszcze poguglam.;)

      Usuń
  3. Nasłuchałem się, że Harrison to legenda sf, a co ciekawe jedyne co czytałem tego autora to cykl "Młot i krzyż". Rzecz o Wikingach z domieszką fantasy. Przeczytałem gdzieś pomiędzy podstawówką i liceum i pamiętam jako rewelacyjną opowieść. Od lat przymierzam się do powrotu, ale boję się czy nadal tak mi się będzie podobać. A jego dokonania w ramach s-f od dawna mam w planach, ale jeszcze się nie zmaterializowały.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...