wtorek, 6 sierpnia 2013

Zgwałcić Ms. Marvel

fragment grafiki autorstwa Sany Takedy, całość tutaj.

Komiks superbohaterski to – obok gier video – jeden z najsilniejszych obecnie bastionów maczyzmu, dlatego kiedy w jakimś komiksie superbohaterskim pojawia się motyw przemocy o charakterze seksualnym, automatycznie włącza mi się w mózgu czerwona lampka. Choć, jak już zdążyliście się zapewne zorientować, jestem bardzo wyczulony na kwestie seksualne i genderowe w popkulturze, to nie znaczy, że wszelkie tego typu zagrywki fabularne z punktu uznaję za złe czy niewłaściwe. Wszystko zależy od bardzo wielu czynników – sposobu, w jaki temat zostanie przedstawiony i potraktowany przez twórców, kontekst kulturowy, sensowność danej sytuacji, wpływ na postać i tak dalej. Problem polega na tym, że w mediach tak zmaskulinizowanych jak te wyżej wymienione gwałt i molestowanie seksualne bardzo często wykorzystywane są jako metoda przyciągnięcia uwagi nastoletnich heteroseksualnych odbiorców, którzy liczą na „momenty”. Szczególnie w komiksach superbohaterskich, w których kobiety wciąż są na ogół przedstawiane tak, aby były możliwie atrakcyjne dla męskich odbiorców.

Choćby kwestia ubioru – zdecydowana większość bohaterek nosi obcisłe, wiele odsłaniające kostiumy, co dosyć często kłóci się z ich sylwetkami charakterologicznymi (o ile takowe posiadają). Nie zawsze jest to pozbawione sensu – są bohaterki, które traktują swoją seksualność w sposób swobodny (She-Hulk) albo pragmatyczny (White Queen), więc wyzywające stroje są stosunkowo zgodne z ich charakterami. Problem polega na tym, że to nie działa w drugą stronę – bohaterki, u których obcisłe trykoty z wycięciami w strategicznych miejscach byłyby nie na miejscu i tak je noszą. To oczywiście wątpliwej wartości spadek po pionierskich czasach komiksów superhero, gdy rola kobiet w komiksie ograniczała się do bycia wpatrzoną w głównego herosa niczym w obraz głupiutką nimfą. Kiedy w komiksach na poważnie zaczęły pojawiać się superbohaterki, wciąż nie wykraczały poza barwne tło, na którym młody czytelnik z chęcią zawiesił oko – szczególnie, gdy heroina wpadła w niecne łapy obdarzonego supermocami złoczyńcy, który rozebrał ją i skrępował, co zdarzało się ustawicznie. I choć podejście do traktowania przez scenarzystów kobiecych heroin znacznie się zmieniło, to ta ewolucyjna kość ogonowa w postaci wiele odsłaniających strojów pozostała.

W takich sytuacjach niemożliwa do uniknięcia wydaje się kwestia przemocy seksualnej. W końcu obdarzeni supermocami złoczyńcy na ogół nie mają dżentelmeńskich inklinacji i, w obliczu pokonanych, skąpo odzianych, pięknych heroin mogą zachować się bardzo różnie. Siłą rzeczy musiały zdarzać się jakieś incydenty na tle seksualnym. Postanowiłem zagłębić się w ten temat, żeby sprawdzić, jak współczesny (i nie tylko współczesny) komiks superbohaterski radzi sobie z takimi – szalenie przecież trudnymi – tematami. W swoich rozważaniach ograniczyłem się tylko do komiksów Marvela. Z prostej przyczyny – marvelową mitologię znam po prostu najlepiej. Choć i tak daleko mi do statusu znawcy, czy nawet dobrze oblatanego fana. Z tego też względu niniejsza notka ma raczej charakter luźnych rozważań i analiz, niż czegoś bardziej ambitnego.

Już na samym wstępie muszę wspomnieć o chyba najbardziej rażącym przykładzie przedmiotowego potraktowania kobiecej postaci w komiksie superbohaterskim, a przy tym jednej z najbardziej pokręconych fabuł w historii Marvela. Chodzi mi tu, oczywiście, o jubileuszowy, dwusetny numer serii Avengers, wydany pod koniec lat siedemdziesiątych. Opowiada on o tym, jak  Carol „Ms. Marvel” Danvers  orientuje się, że jest w ciąży, która – na dodatek – postępuje kilkanaście razy szybciej, niż zazwyczaj. Dzięki temu w kilka dni powiła dziecko, które równie szybko osiągnęło wiek dojrzały i przedstawiło się jako Marcus. Rzeczony Marcus okazał się synem Immortusa (jeden z bardziej znanych przeciwników Avengers). Po śmierci ojca (notabene Immortus zginął z własnej ręki, zabijając swoją wersję z przeszłości) bohater utknął w alternatywnej rzeczywistości, z której postanowił się wydostać za pomocą Ms. Marvel. Wykorzystując odziedziczoną po ojcu technologię Marcus sprowadza ją do swojego wymiaru, zapładnia ją sobą samym (w „tradycyjny”, nie technologiczny sposób), po czym odsyła. Po wyjaśnieniu tego fenomenu Carol decyduje się odejść ze swoim „synem”, zaś Avengers życzą im wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia.

Ta historia jest tak paskudna, że nawet nie wiem, od czego zacząć. Ms. Marvel od samego początku była kreowana na marvelowy „symbol kobiecości”, co już w samo w sobie jest w pewien sposób seksistowskie, bo uprzedmiatawia tę bohaterkę, sprowadzając ją do kategorii szablonu, schematu, symbolu (eksperyment myślowy – wymieńcie choćby jednego superbohatera jednoznacznie kreowanego jako „symbol męskości”), ale mniejsza o to, bo takie podejście i tak jest krokiem naprzód. Carol była przedstawiana jako postać silna i niezależna. W tym komiksie heroina została zmanipulowana, upokorzona i zgwałcona. A potem… nie dość, że wybacza swojemu gwałcicielowi, to jeszcze zakochuje się w nim i decyduje na wspólne życie. I Avengers nie widzą w tym nic dziwnego. Podejrzewam, że w zamierzeniu ta historia miała być romantyczna. Nie jest romantyczna. Jest obrzydliwa. Zwróciła na to uwagę imienniczka Ms. Marvel, Carol A. Strickland, historyczka komiksowa, która kompleksowo rozłożyła ten komiks na czynniki pierwsze w swoim eseju The Rape of Ms. Marvel. Poparł ją Chris Claremont, autor kultowej The Dark Phoenix Saga, który zresztą próbował odkręcić cała sytuację w jednym z rocznicowych numerów Avengers. Ujawniony został tam fakt, że Carol cały czas była pod mentalnym wpływem Marcusa. Po odzyskaniu kontroli Ms. Marvel nie wróciła w szeregi Avengers (przynajmniej nie tak od razu), ponieważ miała żal do kolegów z drużyny, że wykazali się tak wielkim brakiem empatii i brakiem rozsądku, pozwalając Marcusowi nią manipulować.

Komiks Avengers #200 ukazał się przeszło trzydzieści lat temu. Jak tego typu tematy porusza się w bardziej współczesnych komiksach? Z moich luźnych badań wynika, że… zaskakująco dojrzale. To znaczy – owszem, dzisiejszy przemysł komiksowy wciąż boryka się z wieloma problemami dotyczącymi seksualizacji bohaterek, ale akurat w kwestii przemocy seksualnej marvelowscy scenarzyści na ogół wykazują się dojrzałością i traktują ten temat z wyczuciem. Postaram się omówić kilka najbardziej interesujących przykładów, z zaznaczeniem, że jest ich znacznie więcej, niż te wymienione i opisane niżej.

Kiedy Laura „X-23” Kinney pojawiła się komiksie po raz pierwszy, była już doskonale znana fanom mutantów – ta postać zadebiutowała bowiem w popularnej kreskówce X-Men Evolution. Taka migracja ze szklanego ekranu na karty komiksu nie jest może czymś bardzo częstym, ale od czasu do czasu takie sytuacje się zdarzają – najbardziej znanym przykładem jest chyba Harley Quinn z Batman: The Animated Series. Wróćmy jednak do Laury – jej „papierowy” debiut nastąpił w trzecim numerze miniserii NYX opowiadającej o grupie młodych mutantów z nizin społecznych, którzy walczą nie tyle ze złem, co z trudami życia na ogarniętych wojnami gangów slumsach. Ten naturalizm i osadzenie fabuły w mikrokosmosie nowojorskiej dzielnicy ujął mnie na tyle, że do dzisiaj uznaję NYX za jeden z najciekawszych komiksów Marvela. Laura w NYX była nastoletnią prostytutką pogrążoną w stanie podobnym do katatonii, co sprawiło, że dostawali jej się najgorsi klienci (w myśl zasady, że i tak nie będzie protestować). Z marazmu (i burdelu) wyrwały ją dopiero pozostałe bohaterki (niemal wszystkie główne postaci NYX to kobiety), z którymi Laura na krótko się związała. To było w ogóle bardzo odważne zagranie – poruszenie tematyki przemocy seksualnej wobec nieletnich na tkance amerykańskiej popkultury, w komiksie dla młodzieży… W każdym razie, szacunek dla scenarzysty – Joe Quesady – za odpowiedzialne ujęcie tematu. Empatyzujemy z Laurą (choć z uwagi na jej „suchy” charakter nie jest to łatwe) i jej współczujemy. Najciekawsze jest jednak to, co z bohaterką zrobiono później. W dwóch miniseriach (których fabuła toczy się przed i po NYX) przybliżono nam origin Laury, o czym szeroko rozpisałem się w tej notce. A zatem, w telegraficznym skrócie – Laura jest klonem Wolverine’a stworzonym przez The Facility („spadkobierców” Weapon X), która wynajmowała Laurę różnym organizacjom, mafiom i złoczyńcom, po uprzednim wyszkoleniu dziewczynki na zabójcę idealnego.

Historia Laury to jedna z najciekawszych, najmądrzej przedstawionych fabuł w Marvelu ostatnich lat. Nowi bohaterowie w Marvelu kończą zwykle jako mięso armatnie, po tym jak zostaną wyeksploatowani do cna i fani przestaną się nimi interesować (casus chociażby Dakena, syna Wolverine’a). Z X-23 było inaczej, a to ze względu na fakt, że przez bardzo długi czas opiekę nad nią piastowali ci sami scenarzyści, którzy mieli pomysł na ewolucję Laury i konsekwentnie ten pomysł realizowali. Zarysowaną przez Quesadę sytuację obdarzyli kontekstem jednostki zdominowanej przez wolę innych (naukowców, alfonsów, Cyclopsa), jednocześnie pokazując, jak powoli Laura zaczyna się usamodzielniać, szukać własnej drogi, kształtować swoją niezależność i indywidualizm. W tym wypadku motyw przemocy seksualnej był rozsądnym posunięciem, w dodatku przedstawionym bardzo rozważnie – mocno, ale nie w sposób przegięty.

Innym interesującym przypadkiem jest Kate Bishop – członkini oryginalnego składu Young Avengers, w którym nosiła pseudonim Hawkeye. W Young Avengers Special poznajemy przeszłość dziewczyny. Pochodząca z dobrej rodziny o wysokim statusie materialnym społeczniczka została pewnego wieczoru napadnięta, co spowodowało u niej dużą traumę i sprawiło, że Kate zaczęła szkolić się w sztukach samoobrony, by taka sytuacja nigdy więcej się nie powtórzyła. Co ciekawe, nie jest do końca jasne, czy wzmiankowana napaść miała podłoże seksualne – w komiksie nie zostały pokazane żadne szczegóły, zaś narracja pozostawała niejednoznaczna. Możliwe, że napaść w ogóle pozbawiona była elementów przemocy seksualnej, a była po prostu napadem rabunkowym. Ale na dłuższą metę nie ma to znaczenia. I w tym przypadku temat potraktowano raczej porządnie, choć nazbyt powierzchownie – o ile mnie pamięć nie myli, poza YAS w żadnym innym komiksie nie poruszono tego tematu. Inna sprawa, że Kate Bishop do bohaterka o bardzo silnej osobowości i bardzo możliwe, że po prostu nie wraca myślami do tej napaści, o czym świadczyć może fakt, iż opowiedziała tę historię tylko jednej osobie – Jessice Jones, która także ma za sobą epizod z molestowaniem seksualnym.

Jessica Jones zadebiutowała w komiksie Alias autorstwa Briana Michaela Bendisa. Komiks powstał na potrzeby imprintu MAX, w którym Marvel prezentował komiksy dla dojrzałych, pełnoletnich czytelników. Sam Alias jest naprawdę świetnym komiksem opowiadającym o trzeciorzędnej heroinie, która zawiesiła kostium na kołku i założyła agencję detektywistyczną. Nim do tego doszło, Jessica, kryjąc się pod pseudonimem Jewel, działała jako jedna z licznych nowojorskich superbohaterek. Jej brak doświadczenia w tej profesji i splot nieszczęśliwych okoliczności sprawił, że natknęła się na Purple Mana – jednego z pomniejszych przeciwników Daredevila. Purple Man zdominował świadomość i wolę Jessiki, dla kaprysu niemal zmuszając ją do rozebrania się pośrodku kawiarni. Przez następne osiem miesięcy Jessica znajdowała się pod całkowitą kontrolą Purple Mana, który traktował ją jak niewolnicę i zabawkę. Co jednak wyraźnie podkreślono – ani razu jej nie zgwałcił. „Jedynie” kazał jej obserwować, jak napastuje przypadkowe kobiety oraz, mentalnie manipulując jej uczuciami, rozkochał ją w sobie, doprowadzając do sytuacji, w której to ona zabiegała o stosunek, a on jej go odmawiał.

To chyba najbardziej kontrowersyjne z omawianych tu przypadków (oczywiście nie licząc tego z Avengers #200), choć mnie osobiście bardzo podobał się ten wybieg fabularny, o ile o czymś tak perwersyjnym i traumatycznym dla głównej bohaterki można powiedzieć, że „się podoba”. To bardzo mocny zabieg, ale skuteczny – empatyzujemy z Jessicą, która przepracowuje tę, przez dłuższy czas tajoną, traumę. Cały Alias jest generalnie o radzeniu sobie z własną przeszłością, bezwładem egzystencjalnym i marazmem, z którego główna bohaterka koniec końców wychodzi zwycięsko, realizują się zarazem jako żona i matka (w związku ze, znanym skądinąd, Lukiem Cagem), jak i jako superbohaterka. Alias to także komiks pokazujący nam świat superbohaterów niejako od kuchni, znajdują się w nim motywy i wątki, na które w tradycyjnych seriach superbohaterskich nie ma miejsca. Najlepszym przykładem jest chyba epizod, w którym Ms. Marvel nie bierze udziału w kosmicznej eskapadzie Avengers z powodu… przeziębienia. Dzięki czemu Jessica może się z nią skontaktować. Generalnie polecam Alias wszystkim szukającym w komiksach silnych, niezależnych postaci kobiecych i po prostu dobrych scenariuszy w ciekawej, niesztampowej oprawie graficznej.

Motywów przemocy seksualnej wobec kobiet jest w komiksach Marvela znacznie więcej i gdybym miał opisywać wszystkie, notka byłaby kilka razy dłuższa. Już teraz jednak można wyciągnąć nader zaskakujący (przynajmniej dla mnie) wniosek – przemoc seksualna w komiksach Marvela traktowana jest na ogół z wyczuciem i odpowiedzialnością, służy rozwojowi postaci, nie prostemu, dwuznacznemu moralnie, szokowaniu. Owszem, zapewne zdarzają się wpadki, jednak podczas moich badań natrafiłem tylko na wątki, w najgorszym razie, dyskusyjne. Oczywiście z wyjątkiem tego nieszczęsnego Avengers #200, ale to było trzydzieści lat temu i od tamtego czasu zmieniło się naprawdę wiele. I to na lepsze. To nie zmienia faktu, że w dużej mierze komiksy superhero są po prostu seksistowskie – ale ten akurat aspekt jest bardzo dobrze wyważony i potraktowany przyzwoicie. Poprzednia notka mogła zasugerować, że ja jestem absolutnie przeciwko jakimkolwiek opresyjnym przedstawianiu kobiet w popkulturze. No więc nie jestem – wszystko zależy od tego, w jaki sposób dany zwrot fabularny wpływa na rozwój postaci, czy jest uzasadniony fabularnie, czy w jakiś interesujący sposób stawia bohaterkę (czy bohatera) w nowej sytuacji, jak zmienia status quo.

PS: Za ilustrację niniejszej notki posłużył fragment okładki trzynastego numeru serii Heroes for Hire v2. Tak - naprawdę Marvel opublikował komiks z okładką rodem z hardkorowego hentaja. 

28 komentarzy :

  1. "(eksperyment myślowy – wymieńcie choćby jednego superbohatera jednoznacznie kreowanego jako „symbol męskości”)" - Kapitan Ameryka. Logan i Stark jako skrajne wersje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi tu chodzi o sytuację, kiedy jakaś postać od początku programowo jest wykreowana tak, by reprezentowała sobą określone wartości. Coś, jakby scenarzyści siedli przy stole i powiedzieli "No dobra - ze względu na rosnącą popularność marchewki musimy wymyślić jakąś postać, która będzie ucieleśeniniem marchewkowatości".

      @Kapitan Ameryka

      Nope. Cap był pierwotnie pomyślany jako symbol USAńskiej potęgi i patriotyzmu.

      @Logan

      Logan debiutował jako jednorazowy przeciwnik Hulka, tylko czystym przypadkiem ktoś (...Caremont? Nie pamiętam, a nie chce mi się guglać) go odgrzebał i wcielił do X-Men.

      @Tony Stark

      Też nie - takim niemal karykaturalnym playboyem i samcem alfa stał się chyba dopiero pod wpływem filmów.

      Usuń
    2. Wiesz, biorąc pod uwagę fakt, jak bardzo zmieniały się życiorysy, motywacje i charaktery bohaterów na przestrzeni kilkudziesięciu lat naprawdę ciężko byłoby wskazać tego typu postać. Szczególnie w przypadku bohaterów sięgających swoją historią do lat 40, 50, 60 czy 70tych, kiedy to społeczeństwo było inne, a i komiksy adresowano do innych grup niż dzisiaj, kiedy to komiks wyszedł z sypialni amerykańskich nastolatków i wkroczył do salonów, loftów i modnych barów.

      @Cap
      Ale także jako symbol żołnierza idealnego, także w cywilu, co w owych czasach znaczyło właśnie mężczyznę idealnego. Symbol. Symbol symboli! ;)

      @Logan
      Ze względu na to jak często się pojawia w różnych historiach nie zawsze łatwo to wyhaczyć, ale zauważ jak to wygląda w filmach - Logan zawsze walczy ze zwierzęcą stroną swojej natury, poskramia ją, dla kobiety. Czyli można go podciągnąć bez problemu pod symbol faceta wychowanego w innej epoce, próbującego poskromić swoją zwierzęcą naturę alfy i zachować się honorowo w epoce emancypacji. Jak dla mnie to bełkotliwe, jak większość genderowych rozkmin, no ale pasuje.

      @Tony
      Nieee, on od początku był playboyem - milionerem jak z amerykańskiego klasyka.

      Usuń
    3. "Wiesz, biorąc pod uwagę fakt, jak bardzo zmieniały się życiorysy, motywacje i charaktery bohaterów na przestrzeni kilkudziesięciu lat naprawdę ciężko byłoby wskazać tego typu postać."

      To prawda. Wszystkie postaci ewoluują z czasem. Ale ja nie o tym piszę - WYJŚCIOWO każda męska postać w superhero była idealnym mężczyzną i czymś poza tym. Ms. Marvel była idealną kobietą i niczym poza tym. Oczywiście Carol też wyewoluowała, gdy zajmowali się nią kolejni scenarzyści i scenarzystki, ale WYJŚCIOWO miała być taką, o, sztandarową kobietą.

      @Cap

      Ile czytałeś (klasycznych) komiksów, w których Captain America był w cywilu? Zresztą, Cap to postać, która nawet w cywilu jest żołnierzem.

      @Logan

      Nie mówię tu o filmach. Filmy to inna bajka, która dojrzewała (nadal dojrzewa) w innych realiach.

      @Tony

      Nieprawda. W Tales of Suspence (gdzie pod koniec lat 50-tych debiutowała ta postać) Tony był przedstawiony jako zwykły naukowiec. Żadnych playbojowych inklinacji.

      Usuń
    4. OK, rzeczywiście takiej wyjściowo uprzedmiotowionej postaci z innym zestawem chromosomów sobie nie przypominam, ale możliwe że tutaj też winne są moje braki w wiedzy. Co przemawia i tak na korzyść twojej teorii.

      @Cap
      Nawet jako patyczak z Brooklynu miał te same cechy - no i jak już mówiłem, żołnierz to był wtedy ideał faceta, a on był żołnierzem numer 1.

      @Logan
      W komiksach też to jest, tylko potrafi uciec w 100 milionach różnych przygód, w ciągu których Logan się corocznie pojawia.

      @Tony
      A tam miał tyle wspólnego z tym nieco późniejszym, "właściwym", co wspomniany Wolverine jako przeciwnik Hulka :)

      Usuń
    5. Odnoszę wrażenie, że całą swoją wiedzę o wyżej wymienionych postaciach czerpiesz z ich filmowych inkarnacji i komiksów z ostatniej dekady-dwóch. Tymczasem kluczowa w tej dyskusji jest znajomość klasycznych komiksów, w których ci bohaterowie debiutowali. Nie twierdzę, że jestem w tym względzie jakimś specjalistą, ale w ciągu kilku ostatnich lat przy różnych okazjach zapoznawałem się z tymi wiekowymi manuskryptami (przeważnie w formie cyfrowej). Wnioski są oczywiste i już je wyłożyłem wyżej.

      Usuń
    6. Pierwsze zeszyty miałem okazję czytać jedynie okazjonalnie i z opisów, o ile fajnie to wygląda jako ciekawostka, to już sama ich lektura jest dla mnie zwykle torturą.
      No ale narzekanie na to, że w latach 50tych bohaterowie ci wyglądali tak, a nie inaczej, a nie zwracanie uwagi na ich współczesne oblicze jest trochę jak marudzenie, że Garbus to nie Porsche 911.

      Usuń
    7. Ale zauważ, że ja nie narzekam. Opisuję tylko, jak to drzewiej bywało. I przecież konkluzja notki jest taka, że pod pewnymi problematycznymi względami jest zaskakująco dobrze.

      Usuń
    8. Też fakt. Co nie zmienia faktu, że taki np. Cap też może być spokojnie uznawany za symbol męskości w komiksach Marvela, chociaż nie do końca taki cel przyświecał jego twórcom :) A raczej nie jedynie taki cel, jak to było z Ms Marvel

      Usuń
    9. Muszę zacząć czytać swoje posty przed pacnięciem "opublikuj", bo liczba powtórzeń jest dramatyczna...

      Usuń
    10. szanowny autorze a bycie idealną kobietą to jakaś wada jest??bo piszesz o tym jak o zarzucie ?;))a nie wydaje mi się żeby bycie idealną kobietą mężczyzną naukowcem pisarzem itp to była wada koniec końców do tego wszystko zmierza już w piśmie św.chrystus mówił bądźcie doskonali jako i ja jestem doskonały ;))dobra tu już jadę po bandzie ale owo poszukiwanie doskonałości stoji także za mitem superbohaterstwa no i akurat tutaj kobiety zaczęły w końcu wychodzić z wzorca słabej istoty przez mężczyzn ratowanej co więcej same zaczęły być twardzielkami z prawdziwego zdarzenia :)przykład pierwszy z brzegu wonder women pozdrawiam

      Usuń
    11. Idealność jest nudna - idealnych bohaterów w literaturze zwykło się określać mianem Mary Sue. W dodatku idealność jest tak nierzeczywista, że budzi irytację i skutecznie uniemożliwia zawieszenie niewiary.

      Usuń
    12. raczej odwrotnie to nieidealność jest nudna i oklepana bo mamy ją na każdym kroku jest bytem powszechnym dlatego najnudniejszym w świecie a idealność trzeba smakować jak rzadką potrawę albo kwiat ;))

      Usuń
    13. Poważnie chciałbyś czytać o bohaterze, który jest we wszystkim perfekcyjny, wszystko mu się udaje, jest przystojny, utalentowany, zaradny, uwielbiany przez wszystkich i nieposkromiony? Bo ja nie.

      Usuń
    14. No widzisz, a komiksy (i filmy) z Supermanem od 75 lat znajdują nabywców. Możesz nie być reprezentatywnym odbiorcą popkultury :P

      Usuń
    15. Ale przecież i tak Superman był na przestrzeni lat relatywizowany. Jak każdy bohater w komiksach.
      Zresztą, Kamilu - bądź poważny. Domyślam się, że czytasz mojego bloga już od dłuższego czasu i, choćby po doborze prezentowanych treści - już dawno powinieneś był dojść do wniosku, że z całą pewnością nie jestem reprezentatywnym odbiorcą popkultury.

      Usuń
    16. Przecież umieściłem na końcu komentarza dwukropek i literkę "pe".

      Usuń
  2. Jak slusznie zauwazyles Kontekst Jest Wszystkim. Tyle, ze dla mnie kontekst to w tym przypadku nie tylko kontekst konkretnego (u)tworu ale popkultury w ogole. Rape As Backstory/ Rape As Drama sa w tym momencie tak wypaczonymi tropami, ze moim zdaniem najlepszym podejsciem w fikcji rozrywkowej jest nie uciekac sie do nich wcale(chyba ze mamy zakusy na jakas potezna dekonstrukcje). Takie mam czasem fundamentalistyczne zapedy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale czemu według Ciebie fikcja rozrywkowa ma unikać poważnych tematów? I, szczerze powiedziawszy, nie zauważyłem we współczesnym popkulcie jakiegoś rażącego (bardziej, niż zwykle) wypaczenia Rape as Drama/Backstory.

      Usuń
    2. Ha! Ale RapeAB/RapeAD to z definicji nie jest 'temat' tylko 'przyprawa' ewentualnie 'dosmaczacz'. Czy ktorykolwiek z przytoczonych przez Ciebie przykladow 'sensownego' wykorzystania watku gwaltu mial cos do powiedzenia na tegoz gwaltu temat? Sam okreslasz je mianem 'wybiegow fabularnych'. 'Wypaczenie' o ktorym pisze ma po prostu zwiazek z seksualizacja i 'edżyzacją' popu - dwoma tendencjami, które się w ciągu ostatnich 20 lat rozpedzaja i do których Gwałt Jako Wybieg Fabularny pasuje idealnie. Trudno było o 'wypaczony' (czy tez jakikolwiek inny) portret gwałtu pod Hays Code'm

      Usuń
    3. Ale to samo można powiedzieć o zamordowaniu rodziców/wujka//plemienia/planety jako backstory. Też trauma i przemoc, też na ogół nic nam to nowego o ludobójstwach/morderstwach nie mówi. Popkult generalnie nie jest od mówienie nowych i ważnych rzeczy o jakichś tematach, co nie znaczy, że nie powinna z takowych korzystać - o ile robi to rozsądnie, z umiarem i wyczuciem.

      Usuń
    4. Lubie z Toba komciowac bo zazwyczaj się zgadzamy i rozni nas tylko interpretacja/semantyka :) Mysle, ze w kwestii gwałtu in general nie ma ani rozsądku ani umiaru ani wyczucia. DLACZEGO TYLKO TE BABY I BABY? Wyobraz sobie, z zamordowanie planety dotyczy od zawsze tylko Azjatow. Cztery razy bys się zastanowil czy zaplanować taki backstory swojemu GaryStu-Azjacie, nawet jeśli mialbys swietny w Twym mniemaniu pomysl. I o to apeluje. Czterokrotne zastanowienie. W 99% przypadkow odkryjesz, ze możesz napisac cos innego bez zadnej straty dla fabuly.

      Usuń
    5. @Lubie z Toba komciowac

      Zrobiło mi się bardzo miło i spieszę z zapewnieniami, że ja też bardzo lubię z tobą komciować z dokładnie tych samych powodów.

      Poruszyłaś tu bardzo ciekawą kwestię. Początkowo miałem włączyć do notki kwestię stosowania przemocy seksualnej wobec męskich superherosów, ale zrezygnowałem. I, co ciekawe - bynajmniej nie z powodu braku przykładów pozbawionych otoczki maczo-burako-komediowej (coś w stylu, że prawdziwemu superbohaterowi gwałt się nie zdarza, co najwyżej seks-niespodzianka). Wręcz przeciwnie - ciekawych wątków i przykładów było całkiem sporo. Fakt,że mniej, niż w przypadku pań, ale i tak tyle, że warto im poświęcić odrębną notkę, co zresztą zrobię, jak tylko ogarnę research.

      I oczywiście masz rację z tymi Azjatami, dlatego - jak pisałem na wstępie notki - ja bardzo podejrzliwie patrzę na takie wątki i za każdym razem gdy na nie natrafiam włącza mi się czerwona lampka. Cała notka ma raczej wymowę "Myślałem, że będzie dużo gorzej", niż "Jest super".

      I jeszcze co do kwestii:

      " Czy ktorykolwiek z przytoczonych przez Ciebie przykladow 'sensownego' wykorzystania watku gwaltu mial cos do powiedzenia na tegoz gwaltu temat?"

      Nowego - nie, ale w Alias jest świetne studium zmagania się z traumą będącą rezultatem przemocy seksualnej. Odpowiedzialne, nieprzeszarżowane, przemawiające do odbiorcy. Rozwijające bohaterkę, nienastawione na szokowanie. W ogóle polecam ten komiks, bo jedna z najlepszych niby-superhero rzeczy, jakie czytałem.

      Usuń
    6. To ja ogarne Alias a Ty ogarniaj risercz :) (dodatkowe punkty za znalezienie kobiet-scenarzystów piszących o traumie gwałtu; poza mężczyznami w roli ofiary, to tu mam jedna z [wielu] luk poznawczych)

      Usuń
    7. Well, Alias zostało napisane przez faceta... Ale niech cię to nie zniechęca, bo sam komiks znakomity. Co do kobiet scenarzystek - Marjorie M. Liu. Jej X-23 można nieco metaforyczne potraktować właśnie jako zmaganie się z traumą gwałtu.

      Usuń
    8. Ta znakomitość "Alias" nie jest wszechstronna. Tak, postać Jessici jest ujęta świetnie, tak superbohaterowie od kuchni są fajnie przedstawienie, tak, rysunki są klimatyczne. Ale zwykłe prowadzenie fabuły "od punktu do punktu B przez zwrot akcji po finał" leży. Bendis nie boi się sięgać po deus ex machinę... i robi to wielokrotnie.

      To bardzo fajny komiks. Tylko tego "znakomity" nie jestem pewien.

      Usuń
    9. Nie zgodzę się. Owszem, Bendis nie jest może mistrzem w budowaniu ekwilibrystycznych fabuł, ale w Alias akurat historie są bardzo dobrze poprowadzone, jedno wynika z drugiego i logicznie wiedzie do finału. Obyczajowość Alias chyba bardzo dobrze zrobiła Bendisowi, bo, posługując się tą konwencją, potrafi napisać udaną fabułę. Ultimate Spider-Man jest w końcu najlepszy wtedy, gdy skupia się na obyczajowości. Więc, nie byłbym tak surowy.

      Usuń
  3. Marvel tak boi się pokazywać przemoc seksualną,że przy pobiciu jednej superbohaterki [nie pamiętam dokładnie, ale chyba chodziło o Tigrę] przez podwładnych Hooda, to pokazali to w komiksie, by nie było podejrzeń o gwałt. No i jest jeszcze Puppet Master, który bardzo lubi superbohaterki http://media.insidepulse.com/old/columnImages2007a/image43821.jpg , więc byłą okazja do pokazania catfightu między Ms Marvel a Tigrą >.>

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...