fragment grafiki autorstwa Chyi Chyi, całość tutaj. |
Kiedy ogłosiłem na Facebooku, że mam zamiar napisać notkę o
serialowym Bates Motel kompletnie nie
znając hitchcockowskiego pierwowzoru, w komentarzach podniosło się larum, że
jak tak można, że to zaczynanie od tyłka strony, że przecież klasyka i w ogóle wstyd… Trochę przestraszony
natychmiast postanowiłem nadrobić zaległości, w myśl zasady, że każda okazja
jest dobra, by zapoznać się z klasyką. I co? I pstro. Gdybym, mimo wszystko,
napisał tę notkę bez znajomości Psychozy,
nie byłaby ona jakoś specjalnie zubożona czy niepełna, a to dlatego, że
twórcy serialu od początku bardzo wyraźnie rozwijają autonomiczną mitologię
serialu, dla której Psychoza stanowi
raczej luźny punkt odniesienia.
Początkowe sceny pierwszego odcinka narzucają silne
skojarzenia z pierwszym sezonem American
Horror Story – mamy rodzinną tragedię, która jest impulsem do przeprowadzki w nowe miejsce, co już po niedługim czasie okazuje się być
fatalnym pomysłem, mamy bardzo złożone relacje pomiędzy bohaterami, mamy też
pierwsze morderstwo, które staje się katalizatorem kolejnych, napędzających
fabułę całego sezonu, wydarzeń. Okazuje się, że sąsiadujące z tytułowym motelem
miasteczko White Pine Bay jest miejscem, w którym krzyżuje się wiele
niepokojących spraw (produkcja narkotyków, handel żywym towarem) i które niedługo
po przybyciu Batesów staje się areną krwawych porachunków między rywalizującymi
ze sobą przestępczymi frakcjami. Szczęśliwie rozszerzenie serialu o stricte kryminalne wątki wypadło
nadzwyczaj udanie i nie psuje fundamentu fabularnego, którym jest relacja
pomiędzy Normą, a jej synem Normanem.
Od razu trzeba to napisać – jest to chyba najbardziej
frapująca relacja psychologiczna, jaką widziałem w serialu. Wielopłaszczyznowa,
dynamiczna, złożona i bardzo interesująca psychologicznie. Dla niezrównoważonej
psychicznie Normy syn jest kotwicą i usprawiedliwieniem niekiedy bardzo
brutalnych i szokujących działań mających na celu ochronę jej i Normana. Jako
postać Norma budzi zarówno sympatię, jak i przerażenie – w zależności od tego,
na którym poziomie swojej huśtawki nastrojów aktualnie się znajduje. Jej
stosunek do Normana, oparty na przemieszaniu poczucia solidarności, wiecznych
pretensji o błahe sprawy i szczerej troski każe nam bez przerwy rewidować nasze
rozumienie ich wzajemnych relacji. Ze strony Normana mamy zaś do czynienia z
poczuciem lojalności wobec matki, wyrozumiałości i szczerej troski o nią, ale
też chęcią wyrwania się spod rodzicielskiego klosza. Widać, że nastoletni
Norman stara się usamodzielnić emocjonalnie, ale zmowa milczenia i dzielone z
matką tajemnice zbliżają ich do siebie, równocześnie będąc utrudnieniem w
nawiązaniu intymnych relacji z kimkolwiek innym. Nie można też nie wspomnieć o
delikatnych sugestiach seksualnej fascynacji Normana wobec swojej matki. Brawa
dla scenarzystów i producentów za odwagę wprowadzenia tego bardzo
kontrowersyjnego motywu – jego kilkukrotne podkreślenie sugeruje, że w
przyszłości może on odegrać ważniejszą rolę w transformacji stosunków matki z
synem.
Interesującym pomysłem okazało się także wprowadzenie postaci
syna z pierwszego małżeństwa Normy, Dylana. Dylan żywi do Normy zgoła mało
pozytywne uczucia (choć z czasem ich relacja nabiera mniej jednoznacznego
charakteru) i, po pewnym czasie oraz kilku zgrzytach, zaczyna solidaryzować się
ze swoim przybranym bratem. Cały wątek budowania wzajemnych relacji Normana i
Dylana wypada bardzo ciekawie i nadaje głębi tej rodzinnej pajęczynie relacji –
w pewnym momencie następuje wręcz przeciągnie liny pomiędzy Dylanem, który chce
wywieźć Normana poza strefę wpływów toksycznej matki i zapewnić w miarę
normalne życie, a Normą, która nie wyobraża sobie życia bez ukochanego syna
(kapitalna scena w gabinecie psychoterapeuty). Ponadto starszy syn Normy dość szybko
zostaje uwikłany w półświatek White Pine Bay, co jest niezłym pomysłem na spięcie
ze sobą kilku najważniejszych wątków serialu.
Pozostali bohaterowie są zarysowani już nieco grubszą
kreską, może z wyjątkiem zadurzonej w Normanie, cierpiącej na mukowiscydozę
Emmy, która wraz z Normanem odkrywa mroczną historię poprzedniego właściciela
motelu. Poza tym mamy jeszcze zatroskaną o Normana (i bardzo atrakcyjną)
nauczycielkę, nieco archetypową Najładniejszą Dziewczynę W Hajskulu, Do Której
Wzdycha Główny Bohater i jej ewidentnie archetypowego Chłopaka Osiłka I
Kapitana Drużyny Futbolowej i kilka innych postaci. Generalnie jednak drugi
plan jest bardzo przyzwoicie zagospodarowany. Czepiłbym się tylko dwóch rzeczy.
Po pierwsze – wspomniana wyżej nauczycielka. Spodziewałem się, że będzie pełnić
znacznie większą i ważniejszą rolę, niż prosty wytrych fabularny wykorzystany
dopiero pod koniec sezonu, przez co właściwie niewiele się o niej dowiadujemy.
Po drugie – obsada. To czysto subiektywny zarzut, ale niemal wszyscy
bohaterowie są obdarzeni defaultową hollywoodzką urodą, co dla mnie kłóciło się
z momentami mocno naturalistycznym wydźwiękiem Bates Motel i sprawiało, że nie do końca mogłem zawiesić niewiarę.
Naprawdę, trudno mi jest uwierzyć w świat, w którym wszyscy są śliczni jak z obrazka
i seksowni jak z okładek Maxima – nawet
dziewczyna z gumowymi rurkami sterczącymi z nosa.
W komentarzach na Fejsie przetoczyła się dyskusja, czy Bates Motel można określać mianem
prequela Psychozy. No więc generalnie
wszystko rozbija się o definicję „prequela”, ale według mnie – w żadnym wypadku.
Po pierwsze i najważniejsze – Bates Motel
rozgrywa się w czasach jak najbardziej współczesnych, o czym świadczy
choćby iPhone głównego bohatera. Jakby samo to kogoś nie przekonywało –
istnieje cała masa fabularnych rozbieżności pomiędzy Psychozą, a Bates Motel. Choćby
imię ojca Normana, fakt, że Norman – wbrew temu, co mówił w Psychozie – nie wychował się w motelu i
wiele innych drobiazgów, które jasno sugerują, że mamy tu do czynienia nie tyle
z prequelem, co osobliwym restartem. Od razu zaznaczę, że mnie to jak
najbardziej odpowiada, bo uwielbiam takie postmodernistyczne gierki
polemizujące z klasycznym materiałem wyjściowym, szczególnie, że w tym
przypadku znajduje to odzwierciedlenie w stronie wizualnej serialu –
bohaterowie wręcz otoczeni są gadżetami rodem z lat sześćdziesiątych
dwudziestego wieku, od ubrania Normana począwszy, na samochodzie Emmy
skończywszy. Taka subtelna estetyka neo-retro naprawdę przypadła mi do gustu i
świetnie się sprawdza w praktyce.
Bates Motel nie
jest prostym odcinaniem kuponów od kultowej produkcji Hitchcocka. To naprawdę
solidny, dopracowany serial ze świetnie nakreślonymi postaciami i wątkami, w
dodatku bardzo dobrze pomyślany od początku do końca. Nie znajdziemy tu wątków
ewidentnie słabych, zbędnych czy nużących – wszystko w jakiś sposób się ze sobą
splata w mniej lub bardziej dramatycznych momentach kulminacyjnych. Po
pierwszym sezonie jestem już właściwie przekonany, że Bates Motel będzie produkcją na poziomie, co najmniej, pierwszego
sezonu American Horror Story i
wyląduje na mojej osobistej, skrajnie subiektywnej liście seriali po prostu
genialnych. Gorąco zachęcam, jak dla mnie – premiera roku.
A ja dokonując wyboru pomiędzy dwoma serialami odwołującymi się do klasyki wybrałem "Hannibala". Na swe usprawiedliwienie mam tylko to,że po pierwszych odcinkach "H" miał bardzo dobre recenzje, a "BM" mieszane lub słabe. Z resztą dużo głosów jest na nie. Cóż, znów trzeba będzie dopisać do listy do sprawdzenia osobiście :)
OdpowiedzUsuń