czwartek, 10 stycznia 2013

Nie trywializuje

fragment grafiki autorstwa Julii Zhuravlevej, całość tutaj.

Znowu będzie, że się czepiam Cedra, ale sam zainteresowany stwierdził kiedyś, że w blogosfgerze nie chodzi o to, żeby się miziać, tylko dyskutować, nawet jeśli istnieje ryzyko, że dyskusja może potoczyć się w ryzykownym kierunku, czuję się więc rozgrzeszony i, nie mieszkając, przechodzę do rzeczy.

Na Jawnych Snach pojawił się był wywiad z Michaëlem Samynem, jednym z filarów deweloperskiej grupy Tale of Tales, odpowiedzialnej za takie cuda jak The Path, Fatale czy niedawno wydane Bientôt l’été. Sam wywiad okazał się bardzo kontrowersyjny z powodu tez, jakie stawia w nim Samyn – największą dyskusję wzbudziło przede wszystkim bagatelizowanie mechaniki i technikaliów w grach video na rzecz samej koncepcji i elitarystyczne patrzenie na własne dokonania względem komercyjnych projektów. Nas jednak interesuje co innego. Na marginesie toczącej się pod wywiadem dyskusji Cedro w swoim komentarzu zawarł tezę jakoby popkultura była jedną wielką trywializacją. I ja, jako człowiek, który popkulturę ma w głowie, sercu i tytule bloga, się z tym zgodzić nijak nie umiem.

Zacznijmy od tego, że „popkultura” to bardzo pojemne pojęcie zawierające w sobie zarówno Dodę, jak i Moebiusa, więc generalizowanie i wrzucanie całej kultury popularnej do jednego worka jest po prostu krzywdzące dla tej jej części, która od czasu do czasu przejawia jakieś aspiracje artystyczne i/albo intelektualne. W ogóle jestem wrogiem podziału kultury na wysoką i niską, elitaryzacji bardzo nie lubię, zaś w czasach płynnej nowoczesności tego typu szufladkowanie tekstów kultury nie ma właściwie większego sensu. Owszem, możemy roboczo przyjąć, że mówiąc „popkultura” mamy na myśli przede wszystkim tą złą popkulturę robiącą ludziom wodę z mózgu, ale dla mnie to żonglerka semantyczna, no bo jak określić wtedy tę już-nie-popkulturę-ale-jeszcze-nie-kulturę-wysoką?

Punktem spornym wydaje się komercjalizacja – tworzenie tekstu kultury dla zysku. Tyle, że dla zysku tworzył Michał Anioł, Szekspir i cała zgraja kompozytorów uznanych dziś za klasyków. Czym w swej motywacji różni się Johann Sebastian Bach tworzący rozbudowane kompozycje muzyczne na zlecenie Kościoła od Austina Wintory tworzącego rozbudowane kompozycje muzyczne na zlecenie korporacji, która produkuje grę video? To, że ktoś zarabia na swojej twórczości, nie oznacza od razu, że jego dokonania artystyczne są przez to w jakiś sposób zniekształcone. Czy Allan Moore trywializuje? Kubrick? Moebius? Ten ostatni napisał kiedyś na zlecenie Citroëna komiks, który rozwinął potem w jedno ze swoich najbardziej spektakularnych dzieł, jakie powinien mieć na swojej półce każdy szanujący się intelektualista i w tym przypadku nie jest to pusty frazes a stwierdzenie faktu. Moore i jego Watchmen albo V for Vendetta to też, jak rozumiem jedne wielkie trywializacje? Bo oba te dzieła to dzieci popkultury. Która trywializuje.

Trudno mi podchodzić do tego tematu bez emocji, ale też teza Cedra jest na tyle niefortunna (i, mam nadzieję, po prostu nieprzemyślana), że nie umiem w tym momencie zachować spokoju. Nie ma żadnego logicznego powodu, żeby tekst kultury popularnej swoją złożonością, kompleksowością i przemyślnością pod jakimkolwiek względem ustępował dziełu zaliczanemu do kultury wysokiej. Nawet mimo tego, że na każdy ambitny utwór kultury pop przypada kilka tysięcy tandetnych koszmarków obrażających inteligencję przeciętnego odbiorcy. Nie szkodzi, bo na każde fenomenalne dzieło kultury wysokiej przypada co najmniej kilkaset płytkich, przeintelektualizowanych artystycznych pomyłek, które nigdy nie powinny były ujrzeć światła dziennego. Proporcje wypadają na niekorzyść popkultury, bo taka jest jej specyfika, ale i tak generalizacja, jaką popełnił Cedro nie ma w takim wypadku usprawiedliwienia.

Jest jeszcze jedna rzecz, która we wpisie Cedra mnie zbulwersowała – półżartobliwe (ale, jak sam autor przyznaje, tylko pół) odwołanie się do argumentu od autorytetu. Skoro intelektualne korzenie Michaëla Samyna umożliwiły mu spłodzenie takiego niepodważalnego arcydzieła jak The Path, musi to oznaczać, że nie są one takie głupie. Drogi Cedro – przede wszystkim, Samyn nie stworzył The Path (które też zresztą ubóstwiam i wychwalam pod niebiosa przy każdej sprzyjającej okazji) w pojedynkę, a przy współudziale Auriei Harvey. Nie mamy pojęcia, w jakim stopniu koncept gry pochodził od Samyna, a w jakim od jego partnerki. Możliwe, że to Auriea odpowiedzialna jest za genialność The Path, zaś Samyn jedynie w pewnym stopniu wpłynął na ostateczny kształt produkcji. Nie wiemy tego i na dłuższą metę nie ma to chyba żadnego znaczenia. Po drugie – odtwarzając twój tok myślenia mógłbym powiedzieć, że genialność Gry Endera jest rezultatem korzeni intelektualnych Orsona Scotta Carda, a skoro te same korzenie doprowadziły go do wniosków, że homoseksualizm jest sprzeczny z naturą i należy go leczyć, to oznacza, że jest tak w istocie, bo umysł, który spłodził takie cudo, jak Gra Endera mylić się nie może. Z pewnością przyznasz mi rację, że to czystej wody głupota.

Czy popkultura trywializuje? Mógłbym na to pytanie odpowiedzieć dwojako. Pierwsza odpowiedź zaczynałaby się od słów „Tak, ale…” druga rozpoczynałaby się słowami „Nie, chociaż…”. Jednak twierdzenie, że kultura popularna jest "jedną wielką trywializacją" jest tak olbrzymim uogólnieniem, że podejrzewałbym o nie raczej jakiegoś zasuszonego profesora albo oderwanego od rzeczywistości artystę, a nie blogera, który z entuzjazmem opowiada o Arkham Asylum czy American Horror Story…

8 komentarzy :

  1. Dobrześ mu powiedział! Nalałbym Ci wódki! Wszystko się zgadza!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dawid, jak Cię lubię, tak Twoje komentarze z cyklu "Nie znam się, to się wypowiem" na moim blogu odrobinę mi przeszkadzają.

      Usuń
  2. Na początek: Jesteś kochany, że zrobiłeś u siebie na blogu tag Reborn Story. W tej sytuacji jestem w stanie zgodzić się na wszystko, co tylko chcesz ;-)

    A poza tym:
    No, myśmy już o tym rozmawiali na fejsie, więc jakby nie wymyślę tutaj nic szczególnie nowego. Wiesz, Misiael, mi się wydaje, że to jest w pewnym sensie spór już bardzo teoretyczny, a poza tym nie chcę być wrzucony do worka z naklejką "hejterzę popkulturę"
    Zwłaszcza, że ja uważam, że popkultura trywializuje generalnie, natomiast nie odmawiam jej genialności w konkretnych przypadkach.

    W tym wpisie jest tylko jedna rzecz, z którą się nie zgadzam w 100% i nie dotyczy treści, ale sposobu argumentowania. To jest rodzaj argumentu "a Kubrick, A Card, A Dickens" itp. Bo według mnie to jest argument-ślepa uliczka. Bo równie dobrze można powiedzieć "A Doda, A Grochola, A Zmierzch". A takie wymienianie donikąd nie prowadzi i nic nie udowadnia. Akurat w tym przypadku argumenty można znaleźć na jedną tezę i na drugą.

    Przede wszystkie: popkultura to bardzo szerokie zjawisko i wszelkie generalizacje są nacechowane przerysowaniami. Pamiętasz, mówiłem o kryterium ilościowym. Ty się wtedy nie zgodziłeś, ale ja na serio myślę, że to, że idąc do półki z romansami trafimy w większości na szmiry i ewentualnie tylko co 20 to będzie dobra powieść, to to ma znaczenie.
    Podobnie jest np. z horrorami. W pierwszym momencie do głowy przychodzą mi same rewelacyjne tytuły, ale jak się zastanowić, to jednak to są wyjątki, a nie reguła. Kocham horrory, ale gdyby mi ktoś kazał uczciwie ocenić horrory. To bym powiedział: Generalnie to są szmiry, ale jest parę arcydzieł, które wyszły poza ograniczenia gatunku i wzięły z niego, co najlepsze. Tylko, że ostatnio doszedłem do tego, że patrzenie na horrory przez pryzmat wyjątków nieco zakłamuje obraz.
    I wiesz. Ja mam wrażenie, że my nie mamy rozbieżnego stosunku do popkultury, bo ja ją uwielbiam. Natomiast, zdaje mi się że patrzysz na nią przez pryzmat TEGO, co w niej Wybitne, a jednak przez pryzmat TEGO co szmirowate. Czy to znaczy, że nie widzę tego co wybitne? Widzę (i w swoim blofowaniu raczej na niej się skupiam). Tak samo jak ty widzisz złą popkulturę. Różnica jest tylko w końcowym wniosku. Bo ja nie mam oporów, żeby powiedzieć, że popkultura trywializuje. A dla ciebie to zbytnie uproszczenie.

    Mam nadzieję, że nie zamotałem i tok rozumowania jest jasny. Zawsze jak coś tłumaczę, to mi się wydaje, że się miotam.

    @Samyn
    dopiszę tylko, że ja go przede wszystkim rozumiem psychologicznie. Jak się z czymś walczy, to trudno zachować dystans. I ja uważam, że w jego przypadku hejterzenie mainstreamowej popkultury jest zrozumiałe. Nikt nie jest olbrzymem, które będzie przez całe życie walczył z korporacyjną popkulturą, ale jednocześnie będzie umiał ją docenić. Tak działają rewolucje. Żeby wytworzyć w sobie oryginalność i kreatywność, trzeba się czemuś przeciwstawić. Przynajmniej tak to zazwyczaj bywało.
    Poza tym ja mam słabość do narcystycznych artystów.
    PS
    zacząłem oglądać drugi sezon American Horror Story (na razie tylko 1. odcinek), fajne. Ale początek pierwszego sezonu podobał mi się znacznie bardziej.

    OdpowiedzUsuń
  3. @tag Reborn Story

    Tak mi się jakoś otagowało, bo nie pierwszy (a pewnie i nie ostatni) raz wchodzę z Tobą w polemikę, więc tag powinien być, choćby dla wygody czytelników.

    @nie chcę być wrzucony do worka z naklejką "hejterzę popkulturę"

    Ależ ja Cię tam nie wrzucam, tylko zdziwiła mnie taka generalizacja. Tu chyba chodzi o takie moje czepianie się słówek. Staram się w tej notce bronić tezy, że popkultura nie jest JEDNĄ WIELKĄ trywializacją. Owszem - popkultura trywializuje. Na ogół. Przeważnie. Ale nie zawsze. Sposób, w jaki ty to określiłeś daje do zrozumienia, że uważasz popkulturę jako trywialną z samej definicji. To znaczy, od początku wiedziałem, że wcale tak nie uważasz, ale ja każdego będę gryzł za takie uogólnienia.

    @AHS sezon 2

    Myślę, że w okolicach trzeciego, czwartego odcinka ten sezon kupi Cię już totalnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hm, Krzyś Varga wysunął kiedyś postulat, żeby jasno rozdzielić kulturę popularną od kultury masowej. Podział proponował przeprowadzić według tego, jak autor traktuje swojego odbiorcę (czy uważa go za analfabetę czy może jednak za partnera). Wydaje mi się, że w Twoich rozważaniach taki podział pomógłby oddzielić Dody od Kubricków... I mean ziarna od plew :)

    ps. a felietony Vargi polecam, gdybyś kiedyś miał szansę je wciągnąć - sporo tam wadzenia się z podobnymi jak u Ciebie tematami, a pióro wyborne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Varga, choć pisze zajmująco, ma jedną zasadniczą wadę - nie wie, kiedy powinien się zatrzymać postawić kropkę.

      Usuń
  5. Ta krytyka w Twych ustach brzmi co najmniej interesujaco :>

    Zasadnicza wada Vargi (w publicystyce, proza mniej mnie ciekawi) jest raczej maczystowski smrodek :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Ta krytyka w Twych ustach brzmi co najmniej interesujaco :>

      No ojej, wiem, że mnie też czasem zdarza się walnąć zdanie na pół akapitu, ale u Vargi to jest (chyba?) powszechniejsze. Poza tym, ja staram się to ze swojego stylu jakoś wyeliminować (póki co bez większych sukcesów).

      @maczystowski smrodek

      To też.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...