niedziela, 8 lipca 2012

Mój problem z Igrzyskami Śmierci

http://desmond.imageshack.us/Himg684/scaled.php?server=684&filename=thehungergamesbygigeid4.jpg&res=landing
fragment grafiki autorstwa Marii Pérez Pacheco, całość tutaj.

Mój problem z Igrzyskami Śmierci* (książkowymi – z filmem nie miałem, póki co, przyjemności/nieprzyjemności) polega na tym, że to jest dobra książka. Zwyczajnie dobra książka – ani bardzo dobra, ani ledwo co dobra. Tylko dobra – ten przymiotnik charakteryzuje ją w pełni. To rzecz, którą wrzuciłbym do plecaka przed bardzo długą podróżą pociągiem, by umilić nią sobie legendarne niewygody polskiej komunikacji międzymiejskiej. Rzecz, którą zabrałbym na dłuższe posiedzenie do toalety albo na nudny rodzinny wyjazd na wieś, gdzie nie dochodzi Internet, a prąd trzeba przynosić w wiadrach ze zbiornika po drugiej stronie miedzy. W tym wypadku problemem nie jest zatem poziom powieści, ale idiotyczny hype, jaki wokół niej nakręcono.

Oczywiście, rozumiem, co, jak i dlaczego – inżynierom show-businessu potrzebny był kolejny Zmierzch czy Eragon z którego można będzie odkrawać smakowite licencyjne kąski, a powieść (właściwie cykl) Suzanne Collins nadawała się do tego nie gorzej, niż inne taśmowo produkowane powiastki, które zazwyczaj dokonują żywota na bazarowej wyprzedaży w jakimś kartonowym pudle, na którym nabazgrano flamastrem „-70%” . Co my tam bowiem mamy… Główna bohaterka to prawdziwa Mary Sue z krwi i kości, piękna, zaradna, utalentowana, szlachetna – pełny pakiet. Oczywiście zakochują się w niej wszyscy przedstawiciele płci męskiej znający ją dłużej, niż czterdzieści osiem godzin. Świat – Typowa Dystopia Numer 673, czyli mało finezyjne skrzyżowanie Orwella z Falloutem. Logika – mocno opcjonalna. Choć rzecz dzieje się na terenie byłych Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej – a zatem narodu, który uformował się w ogniu walki o niepodległość, a potem właściwie bez przerwy mieszał się zbrojnie w jakieś sprawy narodowowyzwoleńcze – w powieści nie pada ani jedno słowo na temat jakiegokolwiek ruchu oporu wobec dyktatury bogatego Kapitolu, co mocno nadwyręża kołek do zawieszania niewiary. Może i to się zmieni na przestrzeni następnych tomów, ale pominięcie tak ważnego przecież elementu odnotowuję jako spory minus.

Bardzo rozczarował mnie jednak tak głośno reklamowany przekaz metaforyczny powieści. Tył okładki zapowiadał psychologię postaci na tyle rozwiniętą, by mogła być reklamowana na tylnej okładce. Nie umiem do końca powiedzieć, czy wyszło to jak należy – z oczywistych względów nie jestem w stanie w pełni identyfikować się z główną bohaterką. Fragment, w którym bohaterka doświadcza potężnego ego-tripa po założeniu reprezentacyjnej kiecki raczej mnie zniesmaczył – zwłaszcza, jeśli przypomnimy sobie kontekst, w jakim osadzona jest ta sytuacja. Faktem jest, że Katniss zachowuje się niekiedy bardzo pretensjonalnie i niektóre jej monologi wewnętrzne zwyczajnie nie pasują do dziewczyny, która przez długie lata nosiła na barkach odpowiedzialność za całą rodzinę. Znam jedną czy dwie dziewczyny w podobnych sytuacjach i porównując je z bohaterką Igrzysk widzę spory rozstrzał w podejściu do niektórych spraw. No, ale nie wykluczam jakiegoś niedostatku empatii z mojej strony.

Do najcięższych grzechów Igrzysk zaliczyłbym także wtórność. King w swoim Wielkim Marszu zrobił więcej, lepiej i ciekawiej, niż Collins "u siebie". W przedmowie do mojego ulubionego tomu Sandmana Harlan Ellison (cytując Johna Simona) napisał, że nie warto mówić mniej, niż powiedzieli poprzednicy. Igrzyska Śmierci mówią o wiele mniej – w dodatku metaforyka i sposób poruszania ważkich współczesnych problemów społecznych są co najwyżej kalekie. Choćby krytyka show-businessu – analogia przedstawiona w Igrzyskach nie ma większego sensu, bo w naszym świecie nikt nikogo nie zmusza do stawania przed kamerą i robienia z siebie przed nią idioty, podczas gdy w powieści zawodnicy tytułowych Igrzysk są brani „z łapanki” mającej pozory jakiejś upiornej demokracji skrzyżowanej z totolotkiem. U Kinga w grę wchodziły eliminacje i to było o wiele bardziej prawdopodobne i nadawało sens analogii. Krytyka alienacji elit w stosunku do klasy robotniczej i niższego sektora usług wyszła autorce już znacznie lepiej, choć i tutaj mogła się ona pokusić o jakieś mocniejsze, bardziej wyraziste akcenty. Rozumiem, że to powieść dla młodzieży, więc pewne rzeczy mogą być uproszczone, ale… właściwie czemu? Przy całej mojej niechęci do Harry’ego Pottera nie mógłbym napisać, że cykl o młodym czarodzieju czegokolwiek unikał lub cokolwiek upraszczał. Niemądre przeświadczenie, że książki dla młodzieży muszą być mniej skomplikowane tak fabularnie, jak i charakterologicznie negatywnie się na Igrzyskach odbiło.

Dostrzegam piękną ironię w tym, że Igrzyska Śmierci krytykują show-business, choć same są weń mocno wkręcone – na ekranizację walą tabuny ludzi, fabuła od początku do końca skrojona jest wedle najznamienitszych prawideł powieści popularnej, całość kończy się też obowiązkowym happy endem. Trochę mi to przypomina faryzeuszostwo J.K. Rowling, która z jednej strony deklarowała się, że pisząc swój kultowy cykl chciała odciągnąć dzieciaków od gier video, a z drugiej bez mrugnięcia okiem podpisuje licencję na wydanie przez EA Games serii mniej lub bardziej nieudanych platformówek o Harry’m.

Oczywiście, moje narzekania mogą mieć źródło w nieustającej irytacji, że ludzie zachwycają się przeciętnością, choć dzieła sztuki dzieła sztuki są przecież na wyciągnięcie ręki. Ale bez obaw – premiera ekranizacji Gry Endera z pewnością nakręci hype na najlepszą książkę, jaką w życiu czytałem. I coś mi mówi, że dopiero wtedy naprawdę zacznę się irytować…

____________________
*polska szkoła tłumaczenia tytułów w natarciu!

1 komentarz :

  1. Najlepiej się sprzedają właśnie rzeczy traktujące o wolności i walce z korporacjami, tudzież jakąkolwiek tyranią, choć same są jej/ich częścią. Wystarczy wspomnieć walkę z Acta. Kto najwięcej na tym zarobił? Warner Bros. Bo sprzedał tony masek Fawkesa, a i na filmie nieco kasy przybyło. IŚ są poniekąd takim samym produktem.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...