niedziela, 4 marca 2012

Nie zasłużyliśmy

http://desmond.imageshack.us/Himg401/scaled.php?server=401&filename=televisionbyboo21190d4n.jpg&res=medium
fragment grafiki autorstwa Anny Retberg, całość tutaj.

Na dźwięk słów „polskie seriale telewizyjne” mam w zwyczaju nieprzyjemnie zgrzytać zębami i rozglądać się w poszukiwaniu pilota. Nic zresztą dziwnego – współczesna polska telewizja jest czymś, dla czego najłagodniejszym określeniem byłoby „kuriozum”. A przecież nie zawsze tak było – zaraz ktoś przywoła peerelowskie komedie, nieźle nakręcone seriale kostiumowe, lata dziewięćdziesiąte dały nam serię przyzwoitych filmów dla dzieci i młodzieży (o czym już kiedyś pisałem). W dwudziestym pierwszym wieku coś się jednak popsuło – srebrny ekran opanowały kretyńskie komedie i telenowele dla gospodyń domowych. Nic zatem dziwnego, że ludzie niechętnie podchodzą do kwestii płacenia abonamentu telewizyjnego – TVP, zamiast produkowania idiotycznych spotów reklamowych,* mogłaby się zająć zyskaniem zaufania swoich widzów.

Do powyższych narzekań natchnęła mnie dość interesująca sytuacja. Otóż ostatnimi czasy telewizyjna Dwójka powtarza odcinki serialu „Licencja na Wychowanie”. Jako, że telewizor stoi w tym samym pomieszczeniu co komputer, od czasu do czasu coś do mnie doleci. Traf chciał, że ten konkretny serial zdołał mnie na moment odciągnąć od monitora i zainteresować sobą na tyle, bym zdecydował się obejrzeć kilka odcinków. I wielki zaskok – jak na polskie warunki to całkiem niezły serial. Dialogi na poziomie daleko przewyższającym łepkowszczyznę, ciekawie zarysowane postaci, nawet zadowalająca gra aktorska… pośród tradycyjnej operomydlanej sieczki był to prawdziwy beniaminek. Piszę „był” gdyż serial wyleciał z ramówki po zaledwie dwóch sezonach. Powód – słaba oglądalność. Nie wiem, czy dla rzeszy Matek Polek serial okazał się ociupinkę zbyt złożony czy też pora emisji była nie najszczęśliwsza – fakt faktem, potencjalna jaskółka mogąca zwiastować wiosnę polskich seriali telewizyjnych została przez kogoś niecnie ustrzelona.

Denerwuje mnie to, przyznam. Niby rozumiem, czemu nacje pokroju Anglików, Amerykanów czy Francuzów stać (zarówno pod względem finansowym, jak i pod względem kapitału kulturowego) na produkcje stojące na wysokim poziomie, a Polaków – już niekoniecznie. Nie mogę jednak zdzierżyć, że nie da się u nas wyprodukować choćby przyzwoitej obyczajówki, nieżenującej komedii, młodzieżówki, która nie paraliżowałaby infantylizmem. Nie wiem, co się stało z polską telewizją, skoro w tym zabiedzonym peerelu dało się nakręcić takiego „Janosika” czy całą masę całkiem przyzwoitych komedii (na dźwięk nazwiska Stanisława Barei wszystkim koneserom polskich seriali automatycznie wyświetla się uśmiech). Coś się zepsuło – pewnikiem pod koniec lat dziewięćdziesiątych, bo jeszcze w 1997 nakręcono wspaniałą ekranizację „Sposobu na Alcybiadesa” Niziurskiego, która jest cha najlepszym polskim serialem młodzieżowym. Czyli dało się.

Nie umiem wyobrazić sobie polskiej wersji „Skins”. Zwyczajnie zawiesza mi się mózg. Pomiędzy tego typu serialem, a polskimi możliwościami stoi nieprzekraczalna bariera mentalności twórców i odbiorców. To się jeszcze długo nie zmieni – myślę, że na przyzwoite polskie seriale musimy poczekać jeszcze minimum dwadzieścia, trzydzieści lat. Musi zmienić się obyczajowość, pluralizm kulturowy musi na dobre wgryźć się w rodzimą przestrzeń publiczną. Do głosu musi dojść pokolenie młodych ludzi, którzy naprawdę mają coś ciekawego do powiedzenia i - ważne - potrafią to należycie przekazać. A na to wszystko potrzeba czasu. Dużo czasu. Chyba, że po drodze zdarzy się coś nieoczekiwanego – na co po cichu liczę.

______
*czy ktokolwiek o zdrowych zmysłach mógłby pomyśleć, że Niemiec mógłby przekonać Polaka do czegokolwiek?

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...