niedziela, 11 marca 2012

Mój problem ze Star Wars

http://desmond.imageshack.us/Himg171/scaled.php?server=171&filename=exoticjedibyzazb.jpg&res=medium
fragment grafiki autorstwa Guillaume Bonneta, całość tutaj.

Nie wiem jak to się dzieje, że gwiezdnowojenna saga mimo upływu lat wciąż tak dobrze radzi sobie na popkulturowym poletku i sezon za sezonem zbiera dorodne owoce swojej marki – ostatnio za sprawą niezłego ponoć serialu telewizyjnego, aczkolwiek nie tylko. Ilość kontentu rozwijającego uniwersum odległej galaktyki może przerazić nawet zaprawionych w bojach popkulturożerców, te wszystkie gry, komiksy, książki, spin-offy, seriale animowane… Jeśli w filmie jakaś postać pojawiła się na ekranie na pół sekundy, można być pewnym, że jej losy są dogłębnie przedstawione i opisane w jakiejś komiksowej serii, grze albo cyklu powieściowym. Z jednej strony takie kronikarskie zacięcie twórców żeglujących pod banderą Lucas Licensing może budzić autentyczny podziw, z drugiej jednak – wydaje się, że takie zajeżdżanie marki już dawno powinno do cna wyeksploatować temat.

Jak się zapewne domyślacie, nie jestem fanem Star Wars. Nie, nie dlatego, że to słaba marka oparta na słabych filmach (bo oczywiście tak nie jest). Po prostu nie wychowałem się na tej franszyzie – pierwszą (to znaczy – czwartą) część gwiezdnej sagi obejrzałem już w gimnazjum, a zatem o wiele za późno, by magia lucasowego filmu zdołała chwycić w swe kleszcze moje popkulturowe serce (zresztą, to miejsce było już wtedy zajęte). Całość obejrzałem niejako z obowiązku i zachwyciło mnie raczej średnio.

Widzicie, problem polega na tym, że dla mnie „Star Wars” to film zwyczajnie anachroniczny. O ile efekty specjalne oryginalnej, klasycznej trylogii dość dobrze zniosły próbę czasu, o tyle koncepcja Jasnej i Ciemniej Strony Mocy spolaryzowała uniwersum na tych dobrych i złych, bez absolutnie żadnych etapów pośrednich – o ile takie uproszczenie może mieć sens w przypadku młodych widzów, o tyle ci starsi nie powinni się tak łatwo nabrać. Osobiście wątpię, by element sentymentu grał tu jakąś naprawdę znaczącą rolę, sagę wielbią kolejne pokolenia, ostrze miecza świetlnego wciąż żarzy się mocno i nic nie wskazuje na to, by miało zgasnąć. Kompletnie tego nie rozumiem – wydawało mi się, że w dzisiejszych czasach odcienie szarości pomiędzy nudną bielą, a jeszcze nudniejszą czernią i pewna doza relatywizmu moralnego stanowią już standard w kulturze popularnej.

Do powyższych rozważań sprowokowała mnie lektura pierwszej części cyklu, którego głównym bohaterem jest niejaki Darth Bane. Rzecz nadspodziewanie strawna (choć nic nadzwyczajnego) i pewnie byłaby znacznie lepszą rzeczą, gdyby nie należała do kanonu świata Gwiezdnych Wojen. Podczas czytania widać, jak autor desperacko wił się i szarpał usiłując pogłębić sylwetki postaci, które – jak nakazują kanony Star Wars – muszą być dobre albo złe. Im lepsza/gorsza postać tym Moc jest w niej silniejsza, co wprowadziło w wyżej wymienionej przeze mnie powieści niezamierzony efekt komiczny – coś w stylu operetkowego Drakuli śmiejącego się obłąkańczo do wtóru uderzeń piorunów w wietrzną, deszczową noc. Trudno traktować mi poważnie tego typu postaci. Oczywiście, gdy powstawała Gwiezdna Saga, w erze Zimnej Wojny, ludzie potrzebowali prostych historii z jednoznacznie złym Imperium i równie jednoznacznie dobrymi Rebeliantami. I świetnie, ma to swój unikalny urok, ale nie w dzisiejszych czasach ciągłego wybierania mniejszego zła takie podejście jest czymś rodem z poprzedniej epoki. Nie odmawiam Gwiezdnym Wojnom ich miejsca w popkulturze, dziwi mnie tylko – choć, zważywszy marketing, konsekwencję w kreowaniu uniwersum i status dzieła kultowego, nie powinno – nieustanna moda na dzielnych i prawych rycerzy Jedi.

12 komentarzy :

  1. Z jednej strony zgadzam się, że GW trzeba obejrzeć wcześnie zanim "dotrze do nas, że to nie ma sensu". Z drugiej jednak strony unikałabym tak prostego podejścia, że wszystko dzieli się na dobrych i złych, tak bardzo ładnie i równo - rzeczywiście w klasycznej trylogii ( IV-VI) ten schemat dość dobrze się sprawdza ale w części II i III można już zadać sobie pytanie czy ci Jedi są rzeczywiście tacy szlachetni. Poza tym wydaje mi się, że fanów pociąga przede wszystkim bardzo szerokie Universum, w którym kwestia jasnej i ciemnej strony mocy jest tylko jednym z licznych elementów. Co do samych filmów to nadal nie widziałam w kinie żadnej innej kosmicznej produkcji przygodowej, która by przebiła oryginalną trylogię - serio nawet nowy Star Trek, który mi się podobał miał zdecydowane luki w scenariuszu. Chyba, że pomijam coś strasznie ważnego ale mi sie nie wydaje. Nie chce nikogo nawrócić ale wydaje mi się, że jednak GW mają do zaoferowania nieco więcej niż jasną i ciemną stronę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy mnie właśnie chodzi o tę konstrukcję uniwersum i koncepcji Mocy - im jesteś lepszy, szlachetniejszy, tym Jasna Strona jest w tobie silniejsza. I vice versa. Co oznacza, że im Sith chce być potężniejszy, tym bardziej bezdusznym okrutnikiem i zdradzieckim sukinsynem musi być. To mnie właśnie uderzyło w pierwszej części trylogii o Darth Banie - każdy Sith ryje pod każdym innym i doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że ma na tyłku wymalowaną tarczę strzelniczą, co w rzeczywistości sparaliżowałoby organizację Sithów.

      Moc ma też to do siebie, że nie punktuje tych, którzy poruszają się w "szarej strefie", jeśli ktoś nie jest - rzeknijmy biblijnie - zimny lub gorący, nie będzie wymiatał niczym Yoda lub Vader (chyba, że o czymś nie wiem). Co jest głupie, bo propaguje anachroniczne memy. Owszem, jako baśń, do której z sentymentem powraca się po latach GW sprawdza się znakomicie, ale... no cóż, najwidoczniej to nie dla mnie.

      @Co do samych filmów to nadal nie widziałam w kinie żadnej innej kosmicznej produkcji przygodowej, która by przebiła oryginalną trylogię

      Faktycznie, kino nas nie rozpieszcza pod tym względem, ale w telewizji mamy przecież Doctora Who czy (serialowe) Gwiezdne Wrota, które to produkcje również charakteryzują się bogatym uniwersum, a nie są tak nachalnie dydaktyczne.

      Usuń
  2. Tak szczerze, to mnie też dziwi żywotność sagi. Utrzymać się przez ponad 30 lat na szczycie popkultury to tego nawet Madonna nie umie. Natomiast co do podziału na dobry i złych, to widzisz, ja zinterpretowałem zupełnie inaczej postać Luke'a Skywalkera. Dla mnie Luke wcale nie był tak jednoznacznie dobry. Albo może inaczej: To znaczy raczej był jednoznacznie dobry, ale były momenty autentycznego zawahania. Naturalnie rozumiem, że chodzi Ci o to, że w sadze nie ma postaci neutralnych i statecznie zawsze bohaterowie stają po jednej albo po drugiej stronie.

    W nowej sadze pojawiła się próba zrelatywizowania wszystkiego, ale niestety efekt pozostawia wiele do życzenia. Mimo to ta próba relatywizacji jest właśnie tym, co w nowej sadze lubię najbardziej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @W nowej sadze pojawiła się próba zrelatywizowania wszystkiego

      Mógłbyś przybliżyć, co konkretnie uznajesz za próbę relatywizacji uniwersum Star Wars? Ja przeszukuję najgłębsze zakamarki mojej pamięci i nie potrafię sobie niczego takiego przypomnieć.

      Usuń
    2. Dla mnie bylo to rozbudowanie calego watku politycznego, który notabene podobał mi się o wiele bardziej niż w starych Star Warsach. Próba skomplikowania historii poprzez pokazanie kryzysu demokracji plus wątki "ekonomiczne". To akurat najbardziej w Mrocznym Widmie. Plus cały ten marazm wśród rycerzy jedi i chyba próba pokazania jedi jako już nieefektywnnego, skostaniałego ugrupowania.

      Usuń
  3. Nie powiedziałbym, że prequele próbują jakoś odbrązowić Jedi. Jeśli wypadają jako nieefektywne, skostniałe ugrupowanie to raczej przez to, że Lucas słabiutkim scenarzystą jest (vide "Kanclerz Palpatine jest zły!" "Z mojego punktu widzenia, to Jedi są źli!")

    A jeśli chodzi o szarości, to można je znaleźć w niektórych książkach i grach (wspaniałe, choć niedorobione i latami szlifowane przez moderów Knights of the Old Republic II). Tylko żeby do nich dotrzeć, trzeba przebrnąć przez zalew średnich i słabych produktów, gdzie podział dobrzy/źli jest tak jaskrawy, że zakrawa to na parodię. Lub bardzo subtelną satyrę.

    Krzycer

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie w całym uniwersum Star Wars chodzi o to, że ta wyraźna różnica między dobrem a złem jest bardzo wątpliwa. To prawda, że w filmach, komiksach, serialach istnieje jakaś desperacka potrzeba unikania moralnych szarości, ale w rzeczywistości uniwersum Star Wars jest wręcz przeniknięte sztampowym Yin i Yang. Nawet to, że prawie każdy Jedi ma epizod ze zwrotem w kierunku ciemnej strony mocy i ta ciągła walka o zachowanie równowagi. Najgorsze jest to, że aby to zrozumieć należy się głęboko nad tym zastanowić i tak jakby dopisać sobie ideologie. Nie wiem czy jest to zamierzone, ale wszystkie te dzieła nie mówią same za siebie i to z pewnością jest wielkim minusem całego tego kulturalnego fenomenu. Po pierwsze nie wiem czy warto tego bronić, a po drugie komentarze powyżej mówią coś bardzo podobnego. Trochę popłynęłam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Co do relacji postawa moralna - potęga, to w przypadku ciemnej strony rzeczywiście tak jest (uczucia, zwłaszcza negatywne, jako soczewka pozwalająca skupić i zwielokrotnić moc), jednak jasną stronę cechuje raczej rezygnacja z tej ścieżki na rzecz filozofii jedności z otoczeniem. To raczej z tego wypływa moralność, nie na odwrót.Innymi słowy - wydaje mi się, ze maestria w mocy po jasnej stronie zależy od predyspozycji i czasu poświęconego na jej zgłębianie, a nie od postawy moralnej per se. Postawa moralna kształtowana jest "przy okazji".

    OdpowiedzUsuń
  6. A co do szarości w starej trylogii - http://zilwicki.blog.pl/2013/04/01/szare-niebo-nad-dagobah/

    OdpowiedzUsuń
  7. Tryb zagubienia włączony. Nie odczytuj tego komentarza za atak - taki w stylu "wygrzebała coś sprzed lat i wskazuje paluchem na niekonsekwencję dla frajdy", proszę. Zwyczajnie się zdziwiłam. Delikatnie mówiąc. I reaguję. Bo... nienawidzisz bohaterów Star Wars dokładnie za to, za co kochasz Rangersów? :) W ogóle ta notka jest strasznie sprzeczna z tym, o czym ostatnio pisałeś. Spojrzenie Ci się zmieniło, to ja nie dostrzegam jakichś niuansów między jednym a drugim tworem, a które wpływają na Twoją ocenę, czy o co właściwie chodzi?

    OdpowiedzUsuń
  8. Ależ ja bardzo chętnie i bez oporów przyznam, że w 2012 roku miałem mniejszą umiejętność budowania klarownych tez, niż obecnie. I faktycznie, wtedy nie byłem jeszcze tak zmęczony tymi mrocznymi dekonstrukcjami, jak obecnie. Mój poziom zrozumienia popkultury jest obecnie wyższy. Ja z 2012 roku by mnie wyśmiał, gdyby dowiedział się, że fanuję Power Rangers :)


    Poza tym "nienawidzisz" to chyba jednak odrobinę przesada. Nie jestem może fanem SW, ale nie powiedziałbym, że nienawidzę SW. Notka powstała pod wpływem lektury książki o Darth Bane'ie, w której główny bohater explicite mówił do siebie "muszę być bardziej zły, żeby być silniejszy!", co jednak jest mocno silly.


    Ale tak - w 2012 byłem bardziej (w wymiarze popkulturowych fascynacji) cyniczny, a mniej idealistyczny.

    OdpowiedzUsuń
  9. Tryb zagubienia wyłączony. Tak też podejrzewałam, że to upgrade Twojej postaci na przestrzeni trzech lat :) Wobec tego - rozumiem, wycofuję... zarzuty (?) i odchodzę w pokoju, amen. Aż do czasu, gdy znowu mi się zachce na jakiś temat pomarudzić, oczywiście.

    Btw., to miłe, że w ogóle odpisujesz.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...