niedziela, 5 czerwca 2011

Gdzie jesteś, Gwiezdny Piracie?

fragment grafiki autorstwa Skottiego Younga, całość tutaj.

Lata dziewięćdziesiąte… to był niesamowity czas, który każdy pamięta nieco inaczej. Dla mnie, urodzonego na samym początku tej zwariowanej dekady nieodmiennie kojarzą mi się z długimi wieczorami spędzonymi przy wiernym do samej śmierci Pegasusie, trójwymiarowami serialami spod znaku Mainframe Entertainment, a także największą straconą szansą polskiej telewizji publicznej – fantastycznymi serialami młodzieżowymi.

Fantastycznymi w jak najbardziej dosłownym sensie – Tajemnica Sagali, Gwiezdny Pirat, Słoneczna Włócznia… Kiedy wracam pamięcią do tamtych lat, z niejakim zaskoczeniem uświadamiam sobie, że TVP dysponowała silną i prężną dywizją tego typu produkcji, tworzonych najczęściej do spółki z sąsiadami z zachodu (Tajemnica Sagali, Słoneczna Włócznia), choć nie brakowało też bardziej egzotycznych fuzji – choćby znakomity Spellbinder znany u nas pod tytułem Dwa Światy, a także jego sequel, który TVP wyprodukowała wespół ze swoimi odpowiednikami z Australii i Chin.

Seriale te nie były doskonałe – dziś są już raczej średnio strawne, nawet na nostalgicznym dopalaczu. Biją po oczach archaicznością (WOW), rażącymi uproszczeniami fabularnymi (Gwiezdny Pirat), stereotypowymi bohaterami (Tajemnica Sagali) czy Małgorzatą Foremniak (znowu Gwiezdny Pirat), bronią się jednak znakomitą muzyką Krzesimira Dębskiego i… potencjałem. Tak, dokładnie – gdyby Telewizja Polska nie przestała inwestować w tego typu produkcje, dziś zapewne udałoby się jej wyprodukować coś, co bez wstydu można by pokazać za granicą… oh, wait.

Polacy umieją kręcić produkcje przeznaczone dla dzieci. W ogóle, odnoszę wrażenie, że to chyba jedyna gałąź rodzimej kinematografii, w której się jeszcze jako tako bronimy. Nie jest to domena jedynie lat dziewięćdziesiątych – nawet ten siermiężny, zabiedzony PRL dał nam niesamowitą trylogię filmów o Panu Kleksie (i znów – gdyby filmowcy poszli za ciosem, dziś Kleks mógłby stać tam, gdzie stoi Doctor Who, bo postać ma zarówno ogromny potencjał jak i niesamowitą nośność memetyczną. Choć może to być oczywiście moje skrzywienie na punkcie Brzechwy) czy – już pozafantastycznie – ekranizacje młodzieżowych powieści Bahdaja i Niziurskiego. Wszystkie te produkcje dawały nadzieję na ciągły, sukcesywny wzrost poziomu kolejnych seriali i, ostatecznie, wyprodukowanie czegoś odważniejszego, przeznaczonego dla nieco starszej młodzieży. Marzy mi się polski serial urban fantasy z zapomnianymi słowiańskimi bóstwami w rolach głównych, marzy mi się lekkie science-fiction ze sprośnymi żartami i barwnymi postaciami, marzy mi się młodzieżowa seria z dreszczykiem dostosowana do naszych czasów, marzy mi się nawet serial obyczajowy z dialogami choć trochę wystającymi ponad poziom żenady znany z seriali Łepkowskiej i podejmujący odważny dialog ze współczesną obyczajowością. Obawiam się jednak, że – po raz kolejny – szansa na ciekawe, pozytywne zjawisko popkulturowe została bezrefleksyjnie zaprzepaszczona.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...