fragment grafiki autorstwa Skottiego Younga, całość tutaj. |
Lata dziewięćdziesiąte… to był niesamowity czas, który każdy pamięta nieco inaczej. Dla mnie, urodzonego na samym początku tej zwariowanej dekady nieodmiennie kojarzą mi się z długimi wieczorami spędzonymi przy wiernym do samej śmierci Pegasusie, trójwymiarowami serialami spod znaku Mainframe Entertainment, a także największą straconą szansą polskiej telewizji publicznej – fantastycznymi serialami młodzieżowymi.
Fantastycznymi w jak najbardziej dosłownym sensie – Tajemnica Sagali, Gwiezdny Pirat, Słoneczna Włócznia… Kiedy wracam pamięcią do tamtych lat, z niejakim zaskoczeniem uświadamiam sobie, że TVP dysponowała silną i prężną dywizją tego typu produkcji, tworzonych najczęściej do spółki z sąsiadami z zachodu (Tajemnica Sagali, Słoneczna Włócznia), choć nie brakowało też bardziej egzotycznych fuzji – choćby znakomity Spellbinder znany u nas pod tytułem Dwa Światy, a także jego sequel, który TVP wyprodukowała wespół ze swoimi odpowiednikami z Australii i Chin.
Seriale te nie były doskonałe – dziś są już raczej średnio strawne, nawet na nostalgicznym dopalaczu. Biją po oczach archaicznością (WOW), rażącymi uproszczeniami fabularnymi (Gwiezdny Pirat), stereotypowymi bohaterami (Tajemnica Sagali) czy Małgorzatą Foremniak (znowu Gwiezdny Pirat), bronią się jednak znakomitą muzyką Krzesimira Dębskiego i… potencjałem. Tak, dokładnie – gdyby Telewizja Polska nie przestała inwestować w tego typu produkcje, dziś zapewne udałoby się jej wyprodukować coś, co bez wstydu można by pokazać za granicą… oh, wait.
Polacy umieją kręcić produkcje przeznaczone dla dzieci. W ogóle, odnoszę wrażenie, że to chyba jedyna gałąź rodzimej kinematografii, w której się jeszcze jako tako bronimy. Nie jest to domena jedynie lat dziewięćdziesiątych – nawet ten siermiężny, zabiedzony PRL dał nam niesamowitą trylogię filmów o Panu Kleksie (i znów – gdyby filmowcy poszli za ciosem, dziś Kleks mógłby stać tam, gdzie stoi Doctor Who, bo postać ma zarówno ogromny potencjał jak i niesamowitą nośność memetyczną. Choć może to być oczywiście moje skrzywienie na punkcie Brzechwy) czy – już pozafantastycznie – ekranizacje młodzieżowych powieści Bahdaja i Niziurskiego. Wszystkie te produkcje dawały nadzieję na ciągły, sukcesywny wzrost poziomu kolejnych seriali i, ostatecznie, wyprodukowanie czegoś odważniejszego, przeznaczonego dla nieco starszej młodzieży. Marzy mi się polski serial urban fantasy z zapomnianymi słowiańskimi bóstwami w rolach głównych, marzy mi się lekkie science-fiction ze sprośnymi żartami i barwnymi postaciami, marzy mi się młodzieżowa seria z dreszczykiem dostosowana do naszych czasów, marzy mi się nawet serial obyczajowy z dialogami choć trochę wystającymi ponad poziom żenady znany z seriali Łepkowskiej i podejmujący odważny dialog ze współczesną obyczajowością. Obawiam się jednak, że – po raz kolejny – szansa na ciekawe, pozytywne zjawisko popkulturowe została bezrefleksyjnie zaprzepaszczona.
Mma tylko jedna uwagę: te pomysły sprwdzałysie tylko jako seriale. Bo już taki "Łowca.Ostatnie Starcie", będący filmem już w 1994 roku nie dał sie oglądać, bo robiąc w 90 minut coś co jeszcze by się jakoś obroniło w sześciu odcinkach zachował tylko same złe strony tych produkcji. Aktorzy grali tak źle, że nawet szkoda tego komentować (Z wyjątkiem Thorna i Gaetha-oni grali tak źle że nie mogli tego robić na poważnie). Całkowity brak psychiki postaci, i sceny na silę kręcone, żeby były śmieszne, alze żeby upchnac Niemczyka, Pana Japę lub Boberka. Jescze do tego seksizm w scenie w której bohaterowie bardziej przejmują się tym, że bomba może znisczyć motor niż zabić jedną z bohaterek. Scenariusz tej prodkucji wygładał jakby wycięto z niego co najmniej pół godziny (zwłaszcza te w których tłumaczą co się dzieje i np. skąd wzięli się ci Thorn i Gaeth, kto własciwe zrobił tą grę, postaci zapominające co mówiły scenę wcześniej) bo trudno uwiezyć zeby w takiej postaci zaakceptował coś co wyglaa jak jakiś marny fanfik. Do tego jescze tony niedoróbek takich jak granie w grę bez cartridge'a.
OdpowiedzUsuń